(NIE)WYJAŚNIANIE KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ (za Serwis21 kwiecień 2013)

avatar użytkownika sprzeciw21

10 kwietnia o 8.41 minęły trzy lata od katastrofy smoleńskiej, w której zginęło 96 najważniejszych dla Rzeczypospolitej osób. Nie wiem jaka była przyczyna katastrofy, ale jedno w sprawie nie ulega wątpliwości – nie mieliśmy do czynienia z dochodzeniem, ale z farsą, mającą na celu niewyjaśnienie sprawy i okoliczności. Efekt nie ustalono podstawowych okoliczności a konkluzje wyciągano z rażącym naruszeniem zasad postępowania.

 

3 OSOBY PRZEŻYŁY?

Pamiętamy, że już w pierwszych nastu minutach po katastrofie, stacje telewizyjne przytaczały informacje o trzech osobach, które katastrofę przeżyły. Oficjalne komunikaty tego feralnego 10 kwietnia 2010 roku później informowały, iż wszyscy zginęli. Nikt nie zastanawiał się skąd pojawiła się informacja o 3 uratowanych, przecież każda plotka opiera się na jakieś podstawie. Otóż jeden z oficerów BOR pełniących służbę 10 kwietnia 2010 r. zeznał: "Mniej więcej w tym samym czasie zadzwonił do nas mjr [oficer BOR, który był na miejscu katastrofy], który dojechał na miejsce wypadku. Potwierdził, że samolot się rozbił i że sytuacja jest krytyczna. Chwilę później zadzwonił ponownie z informacją, że z miejsca katastrofy odjeżdżają trzy karetki na sygnale, ale nie wiedział, czy kogoś zabrały, to znaczy, czy zabrały ewentualnych rannych”. Także inni świadkowie potwierdzają te fakty np. Jarosław Drozd, konsul generalny RP w Sankt Petersburgu, miał zeznać „W pewnym momencie zauważyłem ludzi w kitlach, powiedzieli, że trzy osoby zabrała karetka”.

Ta kwestia pojawiła się także w protokołach zeznań. Dziś rządzący, mainstreamowi dziennikarze próbują wyśmiać te fakty. Tylko, że akurat w wielu katastrofach lotniczych podobnych do tej smoleńskiej, czyli gdy samolot rozbija się praktycznie przy samej ziemi, są zazwyczaj ofiary ale także osoby, które ją przeżyły, choćby ranne. Tu nie przeżył nikt. Co prawda sprawa ewentualnych 3 rannych (i ich dalszych losów) nie wyjaśni nam przyczyn katastrofy, ale jest świadectwem jak ustalano okoliczności katastrofy. Okazuje się że ani Komisji Millera, ani rząd, ani prokuratura tej okoliczności nie zbadały i zbadać nie zamierzają.

 

PANCERNA BRZOZA CZY PANCERNE GAŁĘZIE?

Od blisko 3 lat, oficjalne czynniki (MAK i Komisja Millera) tłumaczyły nam, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było uderzenie w brzozę. Niedawno okazało się, że nie wiadomo na jakiej wysokości to uderzenie nastąpiło, mówiono o 5 metrach, następnie okazało się że mogło to być powyżej 7 metrów, ostatnio 666 cm. Czy tak następuje rzetelne ustalenie faktów? Okazuje się jednak, że według odczytów z rejestratora problemy z silnikiem odnotowano przed miejscem słynnej pancernej brzozy a na tym obszarze znajdowano szczątki samolotu TU 154M. Jak zatem szczątki trafiły na kilkadziesiąt metrów przed brzozą? Prof. Artymiak i dr. Inż. Maciej Lasek tłumaczą, że samolot wcześniej ścinał drzewa, które wpadając do silnika spowodowały wibracje, a gałęzie mogły spowodować wypadnięcie części samolotu. Dziwny to ponad 100-tonowy samolot, który zahaczając o gałęzie drzew, traci części samolotu. Czyżby teraz i gałęzie drzew były w tym miejscu pancerne?

 

WIELOMIESIĘCZNE BADANIA PRÓBEK

Gdy w październiku Cezary Gmyz ujawnił obecność trotylu, prokuratura wojskowa stwierdziła że jej nie stwierdzono, ale że próbki zostaną badane. Kilka tygodni później na komisji sejmowej prokuratorzy wojskowi potwierdzili odczyt TNT czyli trotylu, ale uznali że trotyl nie jest materiałem wybuchowym. Końcowe efekty miały dać badania próbek. Wydano właściwe postanowienie, ale badania nie przeprowadzono. Według prokuratora generalnego wyniki poznamy w czerwcu, czemu mamy czekać tyle czasu na badanie próbek pod kątem trotylu, nikt nie wie. Politycy PO i prokuratorzy twierdzą że tyle ma trwać, ale czemu, tego już nie wyjaśniają. Wszystko to sprawia wrażenie celowego działania, liczenie że być może jakieś ślady się zatrą, może dzięki temu czegoś się nie wykaże. Może się mylę, ale takie wrażenie można odnieść.

 

WRAK (NIE)ZBADANY

Wiarygodność rządowych ekspertów podważają zresztą ich własne twierdzenie i działania. Wspomniany Maciej Lasek w „kropce nad i „ w TVN24 twierdzi, że: To nie był wybuch. Badaliśmy wrak, obejrzeliśmy miejsce zdarzenia, zrobiliśmy bogatą dokumentację. W tej katastrofie nie ma nic tajemniczego. Ten sam jednak dr inz. Lasek w piśmie z 2 lutego 2011 wraz z 12 innymi członkami komisji Millera wysłał list do ministra Cezarego Grabarczyka, w którym napisał m.in. że uniemożliwiono stronie polskiej dokończenie prac przed zniszczeniem i wywiezieniem rozbitego samolotu TU154 M, w tym badania wraku, czym obciążał Edmunda Klucha. O tym, że wrak nie został przebadany pisał także w swojej książce pt. „Moja czarna skrzynka” płk. Edmund Klich. Zatem niby zbadano wrak, tylko nie wiadomo kiedy, skoro wcześniej tego czynić nie można było. A przecież badania wraku to jedna z podstawowych czynności dochodzeniowych. Dokonuje się to najczęściej w hangarze i rekonstruuje się samolot z zebranych części). Właśnie badania szczątków mogłoby pozwolić ustalić czy doszło do wybuchu, zamachu (jak w przypadku katastrofy w Lockerby) czy nie. Tyle że po wielu latach, po zniszczeniu, kradzieży wielu szczątków (bo wbrew zapewnieniem minister marszałek Kopacz, terenu nie przekopana 3 razy na głębokość 1 metra), po oddziaływaniu czasu i sił natury, po wymyciu wraku przez Rosjan możliwości badawcze ograniczono w sposób istotny.

 

SEKCJE ZWŁOK NIERZETELNE

Niedawno opinia publiczna została wstrząśnięta kolejnymi przypadkami zamiany ciał w trumnach. Przy katastrofie takie przypadki mogły się zdarzyć, ale przecież by ich nie było, gdyby nie zakazano rodzinom otwierania trumień po przywiezieniu do kraju. Więcej obowiązkiem władz było przeprowadzenie w Polsce sekcji zwłok jak nakazuje to procedura karna. Jak wyglądały te sekcje czynione w Moskwie – wiemy, byle jak? Zapewniano nas o udziale polskich patomorfologów, prokuratorów przy tych czynnościach, tyle że była to wirtualna obecność. Efekt ciało Anny Walentynowicz zamieniono, i wciąż nie mamy pewności iż ciało legendarnej działaczki znajduje się we właściwej trumnie. Z kolei wniosek o ekshumacje Stefana Melaka (brata Andrzeja) od ponad 2 lat nie może doczekać się rozstrzygnięcia (Pytanie czemu?) Jaka jest reakcja władz gdy publicznie wskazuje się na nieprawidłowości w tych sprawach. Przekonał się o tym Dr Dymitr Książek, który udzielił wywiadu Tygodnikowi „Wprost” i wypowiedzi w filmie „Anatomia Upadku” Anity Gargas. W efekcie został zwolniony z pracy w Lubelskim Pogotowiu Ratunkowym. Natomiast osoby odpowiedzialne za całe zamieszanie – czyli pani Minister Kopacz i minister Tomasz Arabski otrzymali „nagrody”. Pierwsza została marszałkiem sejmu, a drugi - ambasadorem w Hiszpanii.

 

JEDYNI SŁUSZNI EKSPERCI

Rządzący i ich poplecznicy zachowują się zgodnie z zasadą, że prawda jest tylko nasza, a jeżeli jest inna tym gorzej dla niej. W efekcie uznani zostają tylko eksperci rządowi oraz ci, którzy wersją oficjalną będą popierać. Jeżeli wyrażą inne zdanie, wówczas będą zaciekle atakowani. Przypadek dra Szuladzińskiego z Australii jest wymowny. Zwrócił się do niego „obrońca” raportu Komisji Millera prof. Artymiak (fizyk od badania gwiazd) z Toronto, w przekonaniu że ten potwierdzi słuszność zawartych tez. Ku zaskoczeniu dr Szuladziński w odpowiedzi wskazał na możliwość wybuchu, po czym dokonał właściwych analiz, która tezę tą potwierdzała. Dziś dr Szuladziński razem z prof. Biniendą, Nowaczykiem, Berczyńskim jest odsądzany od czci i wiary. Odmówienie kompetencji tym naukowcom, bo współpracują z Maciarewiczem, jest dalece nieuprawnione. Jeżeli gdzieś ci eksperci się mylą, to należy udowodnić w drodze debaty i rzetelnych dowodów, a nie na zasadzie a priori.

W celu wyjścia z impasu smoleńskiego, Prezes PAN zaproponował spotkanie obu stron eksperckich (komisji Millera i zespołu parlamentarnego), ale przy zamkniętych drzwiach. Tyle, że wówczas każda strona będzie później przedstawiała publicznie własny obraz spotkania i jego rezultatów, czyli niekoniecznie obraz faktyczny, a nam pozostanie tylko wierzyć na słowo. Takie spotkanie zatem ma sens, ale tylko wtedy gdy będzie otwarte dla mediów, tzn. gdy będzie można obserwować tą debatę.

 

NIERZETELNE POSTĘPOWANIE

Opisane przeze mnie zdarzenia, fakty dostępne są w przestrzeni publicznej, nie opieram się na żadnej tajemnej wiedzy, nie próbuję też wyjaśnić przyczynę katastrofy, bo moja wiedza w tym zakresie, co przyznaje jest ograniczona, ale wiem z nastoletnich doświadczeń, jak powinno wyglądać postępowanie administracyjne. Należy przede wszystkim zebrać i rozpatrzyć w sposób zupełny materiał dowodowy.

A co mieliśmy, lekceważące by nie rzec dobitniej postępowania z dowodami rzeczowymi: wrak, którego niszczono i wymyto. Przez dłuższy czas przechodnie mogli sobie zabrać na pamiątkę lub na złom szczątki samolotu. Nie mamy nagrań z monitoringu z wieży smoleńskiej, nie mamy zdjęć satelitarnych – podobno gdzieś zaginęły. Wiele szczątków przesuwano bez oznaczenia miejscu ich znalezienia (to wiemy na podstawie zdjęć z dni po katastrofie). Niby komisja robiła zdjęcia fotograficzne, ale w raporcie ich nie ma, zamieszczano inne..

Nie przeprowadzono wielu czynności dowodowych. Nie mamy przeprowadzonych symulacji komputerowych zdarzeń, ani też eksperymentów przeprowadzonych z jakąś repliką samolotu. Jest bardzo wiele osób postronnych, świadków zdarzenia, których w ogóle nie przesłuchano (ale przesłuchiwano rodziny ofiar),

Nie ma pełnego dostępu do materiału źródłowego. Oprócz wraku niby są czarne skrzynki, ale dostęp do nich jest ograniczony przez stronę rosyjską. Wydaje się, iż kopie zapisów nie wykonano w sposób właściwy (różnice kilkusekundowe). Wrak był i jest niedostępny aż do zakończenia rosyjskiego dochodzenia czyli ad calendas grecas

Wiele czynności podjęto z nadmiernym opóźnieniem: Próbki pobierano po latach, co powoduje że przydatność takiego materiału dowodowego może być już niewielka.

 

KONKLUZJA

Żadnego postępowania tak się nie prowadzi. Pewien znajomy zwolennik PO i teorii wypadku, twierdzi że to był jedynie bałagan. Tak wiele zaniedbań, a nawet fałszerstw (jak ws. obecności generała Błasika w kokpicie, sfałszowanych dokumentów BOR co przecież ujawniła prokuratura, godziny katastrofy – przez ponad 2 tygodnie twierdzono że była to 8:56) nie można tłumaczyć tylko i wyłącznie bałaganem. Tu były też celowe zaniechania i działania, aby sprawa nie ujrzała światła dziennego.

Naród to widzi i stąd znaczna jej część jest dziś przekonana o smoleńskim zamachu, Bo przecież jaki inny sens miałyby te kłamstwa i mataczenia. Przecież nie chodziło o ukrywanie awarii samolotu, bo takie zdarzenie społeczeństwo by przyjęło. A zatem pozostaje zamach, chyba że z jakichś nieznanych nam powodów rządowi taki stan rzeczy, społecznego przekonania o zamachu i tzw. wojnę smoleńską, odpowiada. Tak czy owak pamięć o ofiarach czy żądanie prawdy nie zaginie, dowodem tego są dziesiątki tysięcy osób które 19 kwietnia były na Krakowskim Przedmieściu.

 

Dr Daniel Alain Korona

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz