Były premier PRL Stanisław Kociołek uniewinniony, a dowódcy wojska pacyfikujący protesty robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. skazani na kary 2 lat więzienia w zawieszeniu na 4 lata nie za zabójstwo, a za śmiertelne pobicie – orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
Na ławie oskarżonych zasiadły trzy osoby (początkowo było ich 12): były wicepremier PRL Stanisław Kociołek oraz byli wojskowi. Prokuratura zarzuciła im sprawstwo kierownicze zabójstwa, groziło im formalnie dożywocie. Nie przyznawali się do zarzutów. Sprawę ówczesnego szefa MON gen. Wojciecha Jaruzelskiego sąd w 2011 r. zawiesił ze względu na zły stan zdrowia.
Sąd zakończył proces – po 18 latach od wniesienia aktu oskarżenia – w styczniu br. Prokurator zażądał dla oskarżonych kar po 8 lat więzienia i po 10 lat pozbawienia praw publicznych. Obrońcy i oskarżeni wnieśli o uniewinnienie.
Sąd uniewinnił Kociołka od zarzutu polegającego na namawianiu w wystąpieniu telewizyjnym z 16 grudnia 1970 r. robotników do pójścia nazajutrz do pracy, w wyniku czego w Gdyni śmierć poniosło 13 osób, a wielu zostało rannych.
Skazani zostali Bolesław F. (zastępca dowódcy jednostki ds. politycznych w Gdyni) i Mirosław W. (dowódca kompanii tłumiącej protesty 16 grudnia w Gdańsku), którzy wydawali rozkaz użycia broni wobec robotników. Sąd uznał, że nie są winni zabójstwa, lecz pobicia ze skutkiem śmiertelnym, i skazał ich za to na kary po 4 lata więzienia, które na mocy amnestii z 1989 r. obniżył o połowę i zawiesił ich wykonanie.
W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych.
Wyrok jest nieprawomocny. Jak poinformował przewodniczący 5-osobowego kompletu sędziowskiego Wojciech Małek, orzeczenie było niejednogłośne, bo dwoje ławników – Małgorzata Polak i Szczepan Piotrowski – złożyło zdanie odrębne co do winy Kociołka.
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/30258,wyrok-po-18-latach.html
21 komentarzy
1. Smutny morał historii:
Smutny morał historii: mordercy zza biurek mają się dobrze, bo sprawiedliwość dosięga tylko bezpośrednich sprawców...
Dwa lata temu sąd uznał gen. Wojciecha Jaruzelskiego (...) za
niezdolnego do uczestnictwa w procesie. (...) Umierający podobno generał
przyjął zaproszenie do udziału w czerwcowym Kongresie Lewicy. Może jego
organizatorzy powinni też zaprosić świeżo uniewinnionego Stanisława
Kociołka?
Ukoronowaniem procesu jest dzisiejszy wyrok (oczywiście
nieprawomocny), którego ogłoszenia doczekało na ławie oskarżonych
jedynie trzech ludzi: dwóch oficerów WP, którzy wydali bezpośrednio
rozkaz użycia broni (jeden w Gdańsku, drugi w Gdyni) oraz były
wicepremier Stanisław Kociołek - ten nazwany w słynnej piosence „katem
Trójmiasta”.
Sąd uznał winę dwóch wojskowych, natomiast Kociołka… uniewinnił.
To prawda, że decyzję o użyciu broni w grudniu 1970 r. podjął
nieżyjący od 1982 r. Władysław Gomułka. Prawdą jest też, że z jego
ramienia najważniejszymi osobami na Wybrzeżu byli jego zaufani
współpracownicy: Zenon Kliszko i gen. Grzegorz Korczyński. Jednak
to Kociołek był członkiem tzw. sztabu lokalnego podejmującego decyzje o
pacyfikacji protestów w Trójmieście, był też tym przedstawicielem
władz, który w środę wieczorem 16 grudnia zaapelował do robotników o
powrót do pracy. Tych, którzy tego apelu wysłuchali, powitały
na przystanku PKP Gdynia-Stocznia wczesnym rankiem 17 grudnia kule
wystrzelone przez żołnierzy 36 pułku zmechanizowanego. To był początek gdyńskiego Czarnego Czwartku – najbardziej krwawego dnia grudniowej rewolty.
Dwa lata temu sąd uznał gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w trakcie tych wydarzeń ministra obrony legitymizującego decyzję Gomułki o użyciu broni palnej, za niezdolnego do uczestnictwa w procesie. Z podobnych powodów gen. Jaruzelskiego wyłączono z procesu autorów stanu wojennego. Teraz zaś czytam, że umierający podobno generał przyjął zaproszenie do udziału w czerwcowym Kongresie Lewicy. Może jego organizatorzy powinni też zaprosić świeżo uniewinnionego Stanisława Kociołka? Wszak Władysław Gomułka, którego duch z pewnością będzie się unosił nad salą obrad bardzo go cenił.
Niestety. Morał z tej historii jest smutny: sprawiedliwość dosięga
tylko bezpośrednich sprawców, jak zomowców z kopalni „Wujek”, czy
pułkowników wydających rozkazy strzelania do bezbronnych ludzi. Stojący
nad nimi mordercy zza biurek mają się dobrze.
Wyrok ws. Grudnia '70. Kociołek uniewinniony
Dwaj dowódcy wojska skazani na dwa lata więzienia w zawieszeniu na...
czytaj dalej »
Jest wyrok ws. masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Stanisław Kociołek uniewinniony
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Jest wyrok ws. masakry na
Jest wyrok ws. masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Stanisław Kociołek uniewinniony [ZDJĘCIA]
Sąd okręgowy w Warszawie - po 17 latach od wniesienia aktu oskarżenia - ogłosił w piątek wyrok w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Stanisław Kociołek został uniewinniony, dwaj dowódcy wojska skazani w zawieszeniu.
Uczestniczący w dramatycznych wydarzeniach Grudnia'70 r. w Gdyni Jerzy Fic powiedział po ogłoszeniu wyroku, że "jest zaskoczony, że wicepremier Stanisław Kociołek nie został ukarany i został uniewinniony".
On świadomie wysłał ludzi do stoczni i mógł przewidzieć, co będzie, co tym robotnikom może grozić, jak przed stocznią z bronią stało wojsko i milicja - dodał.Nieznane wcześniej zdjęcia z Grudnia '70 [GALERIA]
- On dobrze wiedział, że przed stocznią już 16 grudnia stała milicja, wojsko i wiedział o tym, jakie to może być zagrożenie, że pracowników 17 grudnia rano nie wpuszczą do zakładu, a słyszałem, jak wicepremier przemawiając wieczorem zachęcał do pójścia do pracy - tłumaczył.
Inny uczestnik wydarzeń grudniowych w Gdyni, Henryk Mierzejewski z Wejherowa po ogłoszeniu wyroku powiedział: "nie tylko wyrok, ale cały ten proces, to jest skandal".
- Władza sądownicza, którą dziś mamy, nie została oczyszczona i koledzy nie będą sądzili dawnych kolegów - powiedział Mierzejewski. - Najlepszym tego dowodem jest to, jak długo to trwa. Ile lat niepodległa Polska nie może uporać się z tymi zaszłościami? (...) Ciągnie się latami, tak jakby normalnie nie było dostępu do żadnych akt, jakby normalnie polskie sądy nie funkcjonowały - dodał.
- Oficerowie, którzy zamiast dostać wyrok za wydanie rozkazu strzelania, dostali wyrok za pobicia. To co - oni bili - pytał retorycznie. - Żeby była sprawiedliwość, to powinno się pokazać: ten wydał rozkaz, ten wykonywał rozkaz, a tu jest parodia procesu - ocenił.
Jak mówił, wyrok nie przyniósł mu ulgi; natomiast satysfakcję poczuł, gdy w miejscu kaźni powstał pomnik przypominający o wydarzeniach Grudnia'70.
- Nie wierzę w polską sprawiedliwość, gdzie np. Wojciech Jaruzelski powinien być sądzony, ale ze względu na stan zdrowia wyłącza się go z procesu, a z drugiej strony jest zapraszany - a to przez prezydenta jako doradca, a to na kongresy swoich dawnych towarzyszy partyjnych - dodał.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Gwiazda: wyrok ws. Grudnia'70
Gwiazda: wyrok ws. Grudnia'70 obrazą sprawiedliwości
„Prędzej zbrodniarze wymrą niż dosięgnie ich sprawiedliwość.”
Stefczyk. info: Czy zaskoczył pana ten werdykt?
Andrzej Gwiazda: Trudno mówić o niespodziance. Nie po raz pierwszy nasze wewnętrzne poczucie sprawiedliwości jest zaskakiwane przez rzeczywistość. Ten proces jest niezmiernie ważny. Dostarcza bowiem danych, które od lat są uporczywie zagadywane w niektórych telewizjach i przez „Gazetę Wyborczą”. Chodzi o to, że Okrągły Stół był kapitulacją - wszystko oddał w ręce gen. Czesława Kiszczaka i jego pionu.
Jak pan przyjmuje uniewinnienie Kociołka i łagodne kary dla wojskowych?
To obraza dla poczucia sprawiedliwości. Za śmiertelne pobicie, w dodatku z przyczyn politycznych, powinni dostać dożywocie. Wyrok obnażył prawdę o polskim sądownictwie. Przypomnę, że sędziowie nie byli lustrowani. Zostali w komplecie przejęci w spadku po PRL. I oni wychowywali nowych sędziów. Państwo - zwane „państwem prawa” - nie było w stanie przez 25 lat przeprowadzić procesu mordercom.
Prokuratura zapowiada apelację. Wierzy pan, że sprawców masakry na Wybrzeżu spotka uczciwa kara?
Wydaje mi się, że takiej szansy nie ma. Prędzej zbrodniarze wymrą niż dosięgnie ich sprawiedliwość. Chyba, że dojdzie w kraju do rewolucyjnych zmian, które może przeprowadzić społeczeństwo.
Kaczyński: dowód na to, że III RP to kontynuacja PRL
Skandalicznym nazwali politycy PiS ogłoszony wyrok w sprawie Grudnia '70.
Skandalicznym nazwali politycy PiS ogłoszony wyrok w sprawie Grudnia '70. To jest ostateczny dowód, że III RP jest w istocie kontynuacją PRL i w związku z tym powinna być zmieniona w IV RP - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Trudno mi tu nawet dobrać słowa. To są kpiny z tych wszystkich,
którzy zginęli, zostali ranni, skatowani. Tam katowali ludzi w taki
wyjątkowo brutalny i przemyślany sposób. To jest ostateczny dowód, że III RP jest w istocie kontynuacją PRL i w związku z tym powinna być zmieniona w IV RP - ocenił w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie prezes PiS.
„Farsa i obrona komunistycznych zbrodniarzy”
Pozostawienie w sądownictwie ponad 1000 dyspozycyjnych sędziów czasów
Stanu Wojennego uniemożliwia osądzenie ich komunistycznych protektorów i
promotorów – oświadczyła Konfederacja Polski Niepodległej – Obóz
Patriotyczny po wyroku.
Ostry komentarz szefa NSZZ „Solidarność” Piotra Dudy do wyroku w sprawie Grudnia 70.
Piotr
Duda skomentował w bardzo mocny sposób wyrok uniewinniający Stanisława
Kociołka w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w Grudniu 1970 ... czytaj »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. WRONA z krwią polska na rekach
Jaruzelski o Grudniu '70: Gdyby wyrok był wyższy, byłbym zniesmaczony
89-letni Jaruzelski był jednym z oskarżonych w sprawie masakry robotników w grudniu 1970 r. Jego sprawa została zawieszona ze względu na stan zdrowia.
"Mogę jedno powiedzieć, że gdyby był wyższy wyrok, to byłbym tym bardzo zniesmaczony" - powiedział Jaruzelski.
W piątek sąd uniewinnił wicepremiera PRL Stanisława Kociołka, a na dwa lata w zawieszeniu skazał dwóch b. wojskowych.
Jaruzelski nie chciał szerzej komentować orzeczenia."To jest sprawa, która ma wymiar państwowy, ciągnący się latami, ja też w to byłem włączony.Dopóki nie będzie rozstrzygnięta moja osobista sprawa - a nie wiem, czy będzie w ogóle z uwagi na stan mojego zdrowia - nie chcę komentować" - tłumaczył generał. Dopytywany dodał, że jeżeli nie będzie mu dane się już wypowiedzieć, "to tym lepiej, bo dostatecznie dużo tych oskarżeń - za stan wojenny i tak dalej".
Sąd uznał, że decyzja o użyciu broni w Grudniu'70 była bezprawna i przestępcza. Podkreślił zarazem, że wyrok dotyczy nie całości wydarzeń z 1970 r. i wszystkich zajść na Wybrzeżu - w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, Elblągu - tylko trzech konkretnych osób, które pozostały na ławie oskarżonych. Nie mówił też o roli innych oskarżonych, których sprawy ze względu na stan zdrowia w ostatnich latach zawieszono, w tym Jaruzelskiego. Niezależnie od ogólnej oceny Grudnia'70 - wyjaśnił sąd - odpowiedzialność każdego z oskarżonych musi być oceniana indywidualnie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Wyrok ws. Grudnia’70 to
Śniadek: Krew ofiar pozostaje na togach sędziów
Wyrok ten niszczy w społeczeństwie poczucie państwowości. Trudno
obywatelowi identyfikować się z państwem, którego organy wydają tego
typu wyroki.
Wyrok ws. Grudnia’70 to wielki skandal
Wypowiedź dla Radia Maryja Romana Dambka, inicjatora i współzałożyciela Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Grudnia 1970.
Wyrok jest straszny, my jako „grudniowcy” jeszcze raz
przeżywamy traumę. Czekamy na rozliczenie zbrodni powstania grudniowego
1970 roku już 43 lata. Wielu naszych kolegów zginęło, nie żyje, ponad
tysiąc osób zostało rannych, mieliśmy różne koleje życia np. ja jako
emigrant polityczny po studiach wyjechałem na zachód. Wpłynęło to na
całe moje życie. My, jako Stowarzyszenie Rodzin Ofiar Grudnia, którego
byłem inicjatorem, żądaliśmy przede wszystkim ukarania generała
Jaruzelskiego. Jak można ukarać dwie osoby podrzędne, które wydały
bezpośrednio wyrok strzelania do ludzi w Gdyni i w Gdańsku.
Przecież takie decyzje, i to jeszcze z czasów PRL powinny zapadać na
wyższym szczeblu. To przecież Jaruzelski wydał rozkaz. Jaruzelski,
którego nawet nie chcę nazywać generałem, bo dla mnie to nie jest żaden
generał tylko zdrajca narodu polskiego. Został odsunięty od procesu ze
względów zdrowotnych, a chce się pokazywać na wielkim kongresie łączenia
lewicy i tam jest zdrowy. Kiedy widzimy go na uroczystościach jest
zdrowy, a jak ma być na procesie to jest chory. Przecież państwo polskie
w ogóle nie zdało egzaminu, państwo polskie jest chore. Podobne wyroki
były przecież wobec gestapowców w okresie stalinizmu, którzy później
przeszli na stronę NKWD i UB.
Z jakim okresem w historii Polski można to porównać? Czy Polska dalej
nie jest nasza, nie jest wolna? Jako obrońcy Krzyża i pomnika Józefa
Dambka w Gołubiu wiemy jak wygląda sądownictwo. Sześć lat jesteśmy
ciągani po sądach. Jesteśmy oburzeni takim wyrokiem. Kociołek namawiając
ludzi wieczorem w mediach, żeby iść do pracy, w tym do Stoczni
Gdyńskiej, miał świadomość że Stocznia jest już otoczona czołgami przez
wojsko i ZOMO. Strzelano do nas, strzelano na ul. Świętojańskiej,
strzelano pod Urzędem Miasta, myśmy uciekali. Strzelano do nas, jak do
kaczek.
Na Świętojańskiej szliśmy za Jankiem Wiśniewskim – to jest symbol, bo
każdy z nas mógł leżeć na tych drzwiach. Było wielu młodych ludzi,
wtedy byłem studentem IV roku i mnie też mogło to spotkać. Szedłem zaraz
za drzwiami, byłem w pierwszym szeregu, musiałem się schować do
pobliskiego kościoła franciszkanów, pod Urzędem Miasta. Nie uszanowali
kościołów, rzucali petardy, gaz, strzelano do nas z helikoptera. To była
makabra, a tu wyrok uniewinniający. Praktycznie nikt nie poniesie kary
za Grudzień’70. Dwóch dowódców skazano na 2 lata, a wykonanie wyroku
zawieszono na 4 lata.
Nikt o tym nie mówi, bo nie niemal we wszystkich mediach jest
transmisja uroczystości 70-lecia powstania w Getcie Warszawskim. To tak
wygląda, jakby specjalnie dziś ogłoszono ten haniebny wyrok –
praktycznie uniewinniający – żeby został wyciszony w mediach. 18 lat
trudu, ponad tysiąc świadków, wszystko to była jedna wielka groteska.
Rozżalenie jest potworne. Źle się czujemy z tym wyrokiem. Stanisław
Kociołek uniewinniony, a Jaruzelski, w ogóle nie został pociągnięty do
odpowiedzialności. To wielki skandal.
Przepraszam za oburzenie, ale spowodował to tak długo oczekiwany
wyrok. Byliśmy w Gdańsku, kiedy odbywały się pierwsze rozprawy.
Mięliśmy wielką nadzieję, że uda się ukarać zbrodniarzy, że będą
siedzieli w więzieniu, było ich wtedy 12 lub 13. Teraz zostało ich już
tylko 3, niektórzy umarli, ale części poprzez zwolnienia lekarskie udało
się umknąć od odpowiedzialności. Potem przenieśli sprawę do Warszawy,
tam już nie jesteśmy w stanie jeździć i pilnować wyroku. Sędzia mówił z
uśmiechem, z powagą, jak gdyby przemawiał w imieniu sprawiedliwości.
Jaka to sprawiedliwość? To niesprawiedliwość, to jest bałamutne, takie
wyroki wpływają na to, że gniew ludu jest jeszcze większy. To Sodoma i
Gomora.
W Polsce nie ma żadnego porządku, państwo polskie po prostu nie zdaje
egzaminu. Dwóch ławników miało zdanie odrębne i bardzo dobrze. Być może
w następnej instancji, w sądzie okręgowym ten haniebny wyrok zostanie
uchylony i trójka łącznie ze Stanisławem Kociołkiem zostaną uznani za
winnych i że cofnięte zostaną zawieszenia. To jest parodia. Ja tam
byłem, słyszałem jak Kociołek w Gdańsku i Gdyni zapraszał ludzi do
pracy. Byłem wśród tych do których strzelano, wśród padających trupów i
krwi.
Wypowiedź Romana Dambka, inicjatora i współzałożyciela Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Grudnia 1970.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. CZARNY CZWARTEK. JANEK WIŚNIEWSKI PADŁ w reżyserii Antoniego Kra
CZARNY CZWARTEK. JANEK WIŚNIEWSKI PADŁ w reżyserii Antoniego Krauzego - to widowiskowa rekonstrukcja dramatycznych wydarzeń z 17 grudnia 1970 roku, gdy oddziały wojska i milicji otworzyły ogień do mieszkańców Gdyni.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Matka Zbyszka Godlewskiego:
Matka
Zbyszka Godlewskiego: "Nie na taki wyrok czekaliśmy! Decyzja sądu o
uniewinnieniu i wyrokach w zawieszeniu zwaliła nas z nóg"
"Nic na to nie poradzimy, musimy żyć dalej, głową muru nie
przebijemy. Będziemy może spokojniejsi umierając, że doczekaliśmy końca
procesu".
- powiedziała 87-letnia Izabela Godlewska, matka elblążanina Zbyszka
Godlewskiego, który został zastrzelony 17 grudnia 1970 roku w Gdyni.
Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił b. premiera PRL Stanisława
Kociołka a dowódców wojska pacyfikujący protesty robotników na Wybrzeżu w
grudniu 1970 r. skazał na kary 2 lat więzienia w zawieszeniu na 4 lata
nie za zabójstwo, a za śmiertelne pobicie.
- podkreśliła Godlewska. Jej mąż ma także 87 lat.
18-letni Zbyszek Godlewski zginął 17 grudnia w Gdyni
zastrzelony z karabinu maszynowego. Ciało chłopaka robotnicy położyli na
drzwiach i wyruszyli spod stoczni do centrum ulicą Świętojańską.
Dzień później Godlewscy dostali telegram z wiadomością o śmierci
Zbyszka od przyjaciela syna. Pogrzeb Zbyszka Godlewskiego odbył się nocą
20 grudnia na cmentarzu w Gdańsku Oliwie.
Godlewski był pierwowzorem bohatera ballady o Janku Wiśniewskim.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Grudzień 1970
Zbrodnie nierozliczone grudzień 1970. CZĘŚĆ 1.
2
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Oświadczenie Stowarzyszenia Godność.
Gdańsk,dnia 19 kwietnia 2013 r.
Oświadczenie
Środowiska ludzi pracy na Wybrzeżu wywodzące się z „Solidarności“ od kilkudziesięciu lat przy pomnikach Ofiar Grudnia domagały się ukarania winnych masakry robotników na Wybrzeżu w 1970 r. W piątek Sąd w Warszawie uniewinnił Stanisława Kociołka a dwóch oficerów wydających rozkazy otrzymało wyroki po 2 lata w zawieszeniu na okres 4 lat, a generał Wojciech Jaruzelski ze względów zdrowotnych został zwolniony z udziału w procesie.
Czy ci, którym zabito bliskich, znajdą dziś siły, aby uwierzyć, że żyją w wolnej i sprawiedliwej Polsce?
Wyrok Sądu potwierdza jak wielki popełniono błąd nie przeprowadzając lustracji i dekomunizacji po 1989 r. Wymiar sprawiedliwości opanowany przez stare kadry sędziowskie i prokuratorskie mentalnie tkwi w głębokim PRL. Wiele afer, którym w ostatnim czasie ukręcono łeb, ten stan potwierdza. Wielu ludzi wymiaru sprawiedliwości czuje się bezkarnie, bo zdają sobie sprawę, że rządzący to w dużej mierze stare kadry PRL-u, to nomenklatura i ludzie służb specjalnych.
Ten wyrok obraża szczególnie rodziny ofiar masakry grudniowej. Raz jeszcze raz pokazano jak traktuje się własny naród i jak można nim manipulować.
Dziś ogromna rzesza ludzi uświadomiła sobie jak zadrwiono z nas Polaków w 1989 r a szczególnie z tych co w dobrej wierze walczyli w latach 1980-90 o lepszą, bardziej sprawiedliwą Polskę.
Czesław Nowak
Prezes Stowarzyszenia Godność
Andrzej Osipów
Wiceprezes
Stanisław Fudakowski
Sekretarz
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
System prawny PRL powstał w Moskwie razem z PKWN i trafił do Polski w 1944 roku. System ten nadal obowiązuje.
Mamy kapitana Stefana Michnika
Helena Wolińska-Brus, pierwotnie Felicja (Fajga Mindla) Danielak,
dzieci lucyny
i tysiące innych pracowników wymiaru sprawiedliwości z okresu zniewolenia Polski przez tak zwaną żydokomunę.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
11. Szanowny Panie Michale
najtragiczniejsze jest to, że żydokomuna zamiast odejść, tylko zmutowała . Jak tragicznie brzmią słowa "lecz nie płacz Matko, to nie na darmo".. Okazało się, że krew zabitych i zniszczone życie, wygnanie z kraju tysięcy najbardziej aktywnych ludzi Solidarności, stało się pożywką dla zmutowania żydokomuny w 'europejczyków".
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Salon Dziennikarski
Salon
Dziennikarski Floriańska 3. Sułek-Kowalska: Od paru dni trwa w gazetach
festiwal Jaruzelskiego. W kontekście procesu robi to wrażenie szopki
"Cudowne życie rodzinne, córeczka opowiada jakim był ojcem, jak
przeżywał niektóre tragedie. Taki cudowny, polski dom. Nie chcę szydzić z
domu rodzinnego, ale to w dniach poprzedzających ostatni dzień procesu
robi wrażenie szopki".
Świadek grudnia 70': Oni zwyciężyli. Chcemy, żeby przynajmniej usłyszeli, że są zdrajcami i mordercami
"Nie mogłam w to uwierzyć, że polowano na nas. Byliśmy przecież
cywilami i nawet nie braliśmy udziału w manifestacji" - opowiada Halina
Młyńczak, świadek wydarzeń w Gdyni w grudniu 1970 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Czarny piątek Były
Czarny piątek
Były komunistyczny wicepremier Stanisław Kociołek został
uniewinniony. Na krótkie i mało dotkliwe kary dwóch lat więzienia w
zawieszeniu sąd skazał jedynie dwóch dowódców wojskowych. I to nie za
zabójstwo, ale jedynie śmiertelne pobicie. Sędziowie nie chcieli
wypowiedzieć się o odpowiedzialności Wojciecha Jaruzelskiego, wobec
którego proces został zawieszony, formalnie ze względu na stan jego
zdrowia.
Wchodzących na salę sędziów powitał niewielki transparent z napisem
„Zbrodnie komunistyczne hańbą sądów”, który od razu wzbudził
zastrzeżenia sędziego przewodniczącego Wojciecha Małka. – Pan stojący z
tą białą płachtą, może pan to opuścić, niżej, jeszcze – zareagował
obcesowo. Niedługo potem publiczność i zebrani na sali Sądu Okręgowego w
Warszawie usłyszeli, że sąd „uniewinnia” komunistycznego dygnitarza
Kociołka z zarzucanych mu czynów, co przyjęto z wyraźną dezaprobatą.
Prokuratura oskarżała Kociołka o to, że wiedząc o zablokowaniu przez
wojsko i milicję dostępu do stoczni i wydaniu rozkazu użycia broni
palnej, w wystąpieniu radiowo-telewizyjnym 16 grudnia 1970 r. nawoływał
robotników do przyjścia do pracy. Zginęło 13 osób, a 23 zostały ranne.
– Formuła prokuratorskiego zarzutu wobec Stanisława Kociołka w
istocie zakłada, że był on, podobnie jak Zenon Kliszko, zwolennikiem
siłowego rozwiązania konfliktu, dążył do jego zaognienia, rozlewu krwi
na Wybrzeżu, był „krwawym Kociołkiem”, jak określa go historia –
powiedziała w ustnym uzasadnieniu sędzia sprawozdawca Agnieszka
Wysokińska-Walczak.
Według sądu, Kociołek co prawda w grudniu 1970 r. kierował tzw.
sztabem lokalnym na Wybrzeżu, ale nie ma dowodów, żeby ten sztab się w
ogóle zebrał. Nie ma też „stanowczych dowodów” na dowodzenie przez
Kociołka oddziałami milicji czy wojska. Ponadto sąd uznał, że Kociołek
nie wiedział o zarządzonej blokadzie stoczni. A ponadto „nawet gdyby
Kociołek nie wygłosił przemówienia, robotnicy i tak by przyjechali do
swoich zakładów pracy”. – Konsekwencją nieudowodnienia tak
skonstruowanego prokuratorskiego zarzutu musi być wyrok uniewinniający –
zaznaczyła sędzia.
Co ciekawe, to tzw. czynnik społeczny, czyli ławnicy, zupełnie
inaczej ocenił rolę Kociołka w tragedii robotników Wybrzeża. Jak
poinformował sędzia Małek, dwoje spośród trzech ławników – Małgorzata
Polak i Szczepan Piotrowski – złożyło zdanie odrębne co do winy
Kociołka.
Oskarżyciel w procesie prok. Bogdan Szegda z Prokuratury Apelacyjnej w
Gdańsku ocenił, że wyrok jest wewnętrznie sprzeczny, a sąd nie dokonał
właściwej oceny przedstawionych przez prokuraturę dowodów. – Sam sąd
przyznał w uzasadnieniu, że osoby, które pełnią funkcje polityczne,
muszą ponosić odpowiedzialność; inna była sentencja wyroku, inne
uzasadnienie. Sąd unikał oceny dowodów, które przedstawiłem, jeśli
chodzi o udział w wydarzeniach Grudnia ’70 Stanisława Kociołka –
powiedział po ogłoszeniu wyroku Szegda. Prokurator podkreślił, że
Kociołek jako ówczesny wicepremier PRL był najwyższym rangą
przedstawicielem władz politycznych i administracyjnych będącym na
Wybrzeżu.
Na ułomności wyroku wskazują również historycy. – Morał, jaki płynie z
tego wyroku, z tego procesu, jest smutny. Dlatego że on mówi, iż jeżeli
dosięga w końcu kogoś sprawiedliwość za zbrodnie dyktatury, to dzieje
się to po wielu latach i dotyczy wyłącznie „ręki”, która uderzała,
natomiast „głowa”, która tym kierowała, zostaje uniewinniona – ocenia dr
hab. Antoni Dudek. – „Głowę” symbolizuje wicepremier Stanisław Kociołek
uniewinniony w tym procesie. Oczywiście, głównym decydentem był
Władysław Gomułka, jednak Stanisław Kociołek był członkiem sztabu
lokalnego, który w Gdańsku podejmował decyzje o pacyfikacji. Przede
wszystkim był tym, który wystąpił w lokalnej telewizji ze słynnym apelem
o powrót robotników do pracy, który w efekcie spowodował, że ci, którzy
tego apelu posłuchali – chodzi przede wszystkim o stoczniowców z Gdyni –
zostali ostrzelani. Moim zdaniem, Kociołek ponosi współodpowiedzialność
za wprowadzenie w błąd wielu ludzi, z których część padła ofiarą
pacyfikacji.
– Kociołek dobrze wiedział, że przed stocznią już 16 grudnia stała
milicja, wojsko, i wiedział o tym, jakie to może być zagrożenie, że
pracowników 17 grudnia rano nie wpuszczą do zakładu, a słyszałem, jak
wicepremier, przemawiając wieczorem, zachęcał do pójścia do pracy –
mówił Jerzy Fic, uczestnik protestów w Gdyni. – On świadomie wysłał
ludzi do stoczni i mógł przewidzieć, co będzie, co tym robotnikom może
grozić, jak przed stocznią z bronią stało wojsko i milicja – dodał.
Łagodniej sąd potraktował także dwóch wojskowych, którzy dowodzili
oddziałami żołnierzy podczas pacyfikacji protestów robotników i wydawali
rozkazy użycia broni wobec robotników. Sąd uznał, że Bolesław F.,
będący zastępcą dowódcy jednostki ds. politycznych w Gdyni, i Mirosław
W., dowódca kompanii tłumiącej protesty 16 grudnia w Gdańsku, nie są
winni zabójstwa, lecz jedynie pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Obaj
zostali skazani na 4 lata więzienia, które na mocy amnestii z 1989 r.
zostały im obniżone o połowę, a ponadto ze względu na zaawansowany wiek i
stan zdrowia zawieszono wykonanie kary.
Sąd uznał, że obaj wojskowi nie mogą się tłumaczyć koniecznością
realizowania wydanych rozkazów, ponieważ w polskim systemie prawnym nie
obowiązuje tzw. teoria ślepych bagnetów, czyli bezwzględnego
realizowania wydanych rozkazów. Ponadto sąd uznał, że wydany rozkaz o
użyciu broni był nielegalny. Wojskowi nie mogą się także tłumaczyć tym,
że chodziło o ochronę życia żołnierzy czy milicjantów. – Trudno bowiem
przyjąć, aby takim zagrożeniem było rzucanie kamieniami przez
demonstrujących, szczególnie dla żołnierzy przebywających wewnątrz
czołgów oraz transporterów opancerzonych czy milicjantów wyposażonych w
tarcze, jak również wznoszenie wrogich okrzyków – podkreśliła sędzia.
Sąd uznał oba czyny za zbrodnię komunistyczną. Jednocześnie stwierdził,
że „tragedia tych wydarzeń” dotykała także żołnierzy zmuszonych do
uczestnictwa w walkach bratobójczych.
„Solidarność” w szoku
– Kompromitacja sądu jest oczywista. Na temat oceny sądu będę
milczał, bo musiałbym użyć najgorszych słów, których publicznie nie
godzi się używać – skomentował wyrok przewodniczący NSZZ „Solidarność”
Piotr Duda. Uznał, że należy się modlić za sprawców, aby przyznali się
do winy. – Inaczej nigdy nie dowiemy się prawdy o tej tragedii – ocenił.
– Nie tylko wyrok, ale cały ten proces to skandal – uważa Henryk
Mierzejewski z Wejherowa, uczestnik wydarzeń w Gdyni w grudniu 1970
roku. – Władza sądownicza, którą dziś mamy, nie została oczyszczona i
koledzy nie będą sądzili dawnych kolegów – stwierdził. – Oficerowie,
którzy zamiast dostać wyrok za wydanie rozkazu strzelania, dostali wyrok
za pobicia. To co, oni bili? – pytał retorycznie. – Żeby była
sprawiedliwość, to powinno się pokazać: ten wydał rozkaz, ten wykonywał
rozkaz, a tu jest parodia procesu – powiedział. – Nie wierzę w polską
sprawiedliwość, gdzie np. Wojciech Jaruzelski powinien być sądzony, ale
ze względu na stan zdrowia wyłącza się go z procesu. A z drugiej strony
jest zapraszany – a to przez prezydenta jako doradca, a to na kongresy
swoich dawnych towarzyszy partyjnych – stwierdził Mierzejewski.
Sąd nie chciał się odnieść, mimo oczekiwań prokuratury, do winy osób,
które nie zasiadają na ławie oskarżonych, jak np. Wojciecha
Jaruzelskiego. Zasada domniemania niewinności obligowała sąd do
powstrzymania się od oceny odpowiedzialności osób niezasiadających na
ławie oskarżonych – uzasadniają sędziowie.
Bezprawne użycie broni
Sąd przyznał jednak, że decyzje władz komunistycznych związane z
protestami robotników Wybrzeża były nielegalne. – Niepoparta żadnym
aktem prawnym decyzja z dnia 15 grudnia 1970 r. w zasadzie wprowadzająca
stan wyjątkowy, z możliwością użycia broni palnej przez oddziały wojska
i milicji, była decyzją bezprawną – podkreśliła sędzia
Wysokińska-Walczak.
– Rozkazem bezprawnym – przestępnym był rozkaz szefa Sztabu
Generalnego gen. Bolesława Chochy zezwalający na użycie broni palnej w
wypadku „gromadzenia się tłumu i nieusłuchania do rozejścia się” –
stwierdziła. – Przy takiej ocenie ani decyzja polityczna podjęta w dniu
15 grudnia 1970 r., ani wspomniany rozkaz szefa Sztabu Generalnego nie
mogą usprawiedliwiać działań, jakie miały miejsce na Wybrzeżu, w tym
przede wszystkim działań podjętych w dniu 16 grudnia 1970 r. przed bramą
nr 2 Stoczni Gdańskiej czy w „czarny czwartek” na terenie Gdyni, oraz
uwalniać od odpowiedzialności karnej osób oskarżonych, biorących udział w
tych wydarzeniach – wskazała sędzia.
W ocenie pełnomocnika rodzin ofiar mec. Macieja Bednarkiewicza, sąd w
ten sposób pośrednio uznał odpowiedzialność za masakrę na Wybrzeżu
ówczesnego szefa MON generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Prokurator zapowiedział już, że wniesie apelację w zakresie wyroku
odnoszącego się do Kociołka. Również Bednarkiewicz zapowiedział apelację
od wyroku. Prokuratura domagała się dla wszystkich trzech oskarżonych
kar po 8 lat więzienia.
Podczas grudniowych demonstracji w 1970 r., według oficjalnych
danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów
milicji i wojska zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych.
Proces zakończył się po 18 latach od wniesienia aktu oskarżenia.
Zenon Baranowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Monika Jaruzelska, córka dyktatora stanu wojennego, którego prezydentem zrobił Adam Michnik, po napisaniu książki, diariusza rodzinnego, stała się celebrytką wszystkich programów telewizji, głównie TVP
Monika Jaruzelska ma cel jeden
Wybielić swego ojca, dyktatora, który być może ma krew na rękach.
To wszystko przed kongresem betonu dawnego PZPR, który współpracował ze służbami specjalnymi Moskwy.
Aleksander Kwaśniewski
Leszek Miller
Józwa Oleksy
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
15. Uzasadnienie Sądu Okręgowego w Warszawie ws. procesu "Grudnia'70
opublikowane na stronie internetowej sądu, ws. procesu "Grudnia '70":
"Proces w sprawie +grudnia 70 r.+, po zmianach ustrojowych z 1989 r., był pierwszym procesem przeciwko systemowi komunistycznemu i wbrew niektórym wypowiedziom i ocenom, był procesem potrzebnym. Kolejnymi podobnymi procesami był proces w sprawie wydarzeń w Kopalni Węgla Kamiennego +Wujek+ i +Manifest Lipcowy+ oraz w sprawie +stanu wojennego+. Sąd uważał, że należy rozliczać nadużycia władzy, jeżeli wiążą się z naruszaniem porządku prawnego, zwłaszcza z popełnianiem przestępstw, które godzą w najwyżej chronione prawem dobra, takie jak życie i zdrowie. Rozliczenie niezbędne jest dla prawidłowego funkcjonowania obecnego systemu demokratycznego, aby dać wyraz temu, że +żadne bezprawne działania państwa przeciwko obywatelom nie mogą być chronione tajemnicą ani nie mogą ulec zapomnieniu+ - co zostało wyraźnie zaakcentowane w ustawie z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
W tej sytuacji sąd docenił ogrom pracy włożonej przez prokuratorów, którzy prowadzili śledztwo, w tym przez prokuratora, który ten materiał dowodowy weryfikował, formułując ostatecznie akt oskarżenia, wniesiony pierwotnie wobec 12 oskarżonych. Z uwagi na zmiany zakresu podmiotowego postępowania, spowodowane śmiercią lub złym stanem zdrowia oskarżonych, na etapie wyrokowania Sąd badał odpowiedzialność Stanisława Kociołka, ówczesnego wicepremiera rządu, oraz dwóch żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego – Bolesława F. i Mirosława W. Z powodu wskazanych ograniczeń, Sąd nie zajmował się wydarzeniami, które miały miejsce w Szczecinie oraz w dniu 14 i 15 grudnia 1970 r. w Gdańsku a zasada domniemania niewinności, obligowała sąd do powstrzymania się od oceny karno-prawnej odpowiedzialności osób, niezasiadających obecnie na ławie oskarżonych.
Sprawa dotycząca „wydarzeń grudniowych” ukazała jakie są skutki nieprzestrzegania przez osoby sprawujące władzę w państwie fundamentalnych praw obywateli, takich jak prawo do życia, wolności, godności. Uwidoczniła jakie są skutki walki o zachowanie władzy czy rozgrywek politycznych na jej najwyższych szczeblach. Finalnie doprowadziło to do tragedii wielu niewinnych ludzi i ich rodzin.
Nie można jednak zapominać, że tragedia tych wydarzeń dotykała także żołnierzy, w tym młodych, na krótko po przysiędze, zmuszonych do uczestnictwa w walkach bratobójczych, żołnierze ci niedopuszczani do pełnych i rzetelnych informacji, dopiero w trakcie zajść bądź, nawet po fakcie dowiadywali się, że tak naprawdę nie walczą z +niemieckimi ekstremistami+ chcącymi oderwać Gdańsk czy Gdynię od Polski, z +chuliganami+ czy +wandalami+ ale ze swoimi braćmi i siostrami.
Zdaniem sądu, mając na uwadze wydarzenia, jakie miały miejsce w dniu 15 grudnia 1970 r. w Gdańsku – gdzie doszło do podpalenia budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR czy pomieszczeń w budynku Komendy Miejskiej MO, niewątpliwie zachodziła konieczność ochrony ważnych czy strategicznych obiektów państwowych, nie było natomiast potrzeby, co wyraźnie należy podkreślić, wprowadzania do Trójmiasta w pełni uzbrojonych oddziałów wojska, a obsadzanie takimi oddziałami Stoczni Gdańskiej czy blokowanie nimi ulic Gdyni skazane było na konfrontację z ludnością cywilną, musiało się zakończyć rozlewem krwi. Nieuzasadnione było zablokowanie w dniu 17 grudnia 1970 r. nie tylko stoczni im. Komuny Paryskiej ale i ulic Gdyni - miasta w którym wcześniej poza pokojowymi wystąpieniami robotników -stoczniowców, nie działo się nic niepokojącego, nic co uzasadniałoby takie skumulowanie sił milicyjnych i wojskowych w dniu 17 grudnia. Nawet zakładając, że tego dnia zachodziła konieczność ochrony stoczni przed jej częściowym zniszczeniem, wystarczające było wprowadzenie sił porządkowych na teren tego zakładu, co zresztą wcześniej uczyniono. Blokowanie w godzinach rannych terenu kolejki SKM, w sposób w zasadzie uniemożliwiający swobodne opuszczenie terenu tej stacji przez nadjeżdżającą kolejnymi falami ludność – musiała zaowocować siłową konfrontacją, w obliczu której na z góry przegranej pozycji byli zwykli ludzie, udający się jak co dzień do pracy czy szkoły, bezbronni wobec uzbrojonych oddziałów milicji, wobec oddziałów wojska dysponujących ciężkim sprzętem wojskowym. Tak naprawdę to dopiero blokada i poranna strzelanina w rejonie przystanku SKM – zaogniły sytuację w Gdyni i spowodowały kolejne wystąpienia w okolicach stacji SKM o godz. 9 rano, w późniejszych godzinach przy Prezydium MRN i w wielu innych miejscach, gdzie po raz kolejny przelała się niewinna krew. Analiza akt sprawy, w tym analiza rozmów, prowadzonych pomiędzy Szefem Centralnego Stanowiska Kierowania a ówczesnym Wiceministrem Spraw Wewnętrznych, wskazuje, że wprowadzenie w pełni uzbrojonych, wyposażanych w czołgi i transportery opancerzone wojsko, służyć miało demonstracji siły i zdławieniu pokojowych manifestacji w +zarodku+.
Decyzji podejmowanych w czasie wydarzeń na Wybrzeżu nie tłumaczy fakt, że system państwowy w 1970 r. nie był systemem demokratycznym a opartym na zasadzie kierowniczej roli partii komunistycznej. Nawet wówczas nie można było sprawować władzy w oderwaniu od obowiązujących norm prawnych. Zasady prawne poprzedniego ustroju regulowane w akcie prawnym najwyższej rangi jaką była Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, nakładały na organy państwa konieczność ścisłego przestrzegania prawa, jak również zapewniały obywatelom wolność słowa, druku, zgromadzeń, wieców, pochodów i manifestacji. Zgromadzony materiał dowodowy potwierdził, że obie te zasady nie były przestrzegane. Niepoparta żadnym aktem prawnym decyzja z dnia 15 grudnia 1970 r. w zasadzie wprowadzająca stan wyjątkowy, z możliwością użycia broni palnej przez oddziały wojska i milicji, była decyzją bezprawną. Rozkazem bezprawnym – przestępnym był rozkaz Szefa Sztabu Generalnego gen. Bolesława Chochy zezwalający na użycie broni palnej w wypadku „gromadzenia się tłumu i nie usłuchania do rozejścia się”. Przy takiej ocenie, ani decyzja polityczna podjęta w dniu 15 grudnia 1970 r. ani wspomniany rozkaz Szefa Sztabu Generalnego - nie mogą usprawiedliwiać działań jakie miały miejsce na Wybrzeżu, w tym przede wszystkim działań podjętych w dniu 16 grudnia 1970 r. przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej czy w „czarny czwartek” na terenie Gdyni oraz uwalniać od odpowiedzialności karnej osób, oskarżonych biorących udział w tych wydarzeniach. Decyzję z dnia 15 grudnia 1970 r. próbowano potem legalizować przez wydanie w dniu 17 grudnia przez Radę Ministrów uchwały nr 205/70 +W sprawie zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego+, co nie uchyla jej bezprawności.
Niezależnie od wspomnianych nadużyć ówczesnej władzy, sąd w niniejszym postępowaniu nie mógł oceniać oskarżonych jedynie z tej perspektywy - zbiorowo. Podmiotem niniejszego postępowania karnego nie są bowiem, co podkreślali przemawiający w tej sprawie obrońcy oskarżonych, tzw. +wydarzenia grudniowe+ ale występującymi obecnie w sprawie oskarżeni – tj. ówczesny wicepremier rządu, zastępca dowódcy 32 pułku zmechanizowanego oraz dowódca 3 batalionu 55 pułku zmechanizowanego. Niezależnie od zawinień poprzedniego systemu, od działań osób, które nigdy nie zasiadły na ławie oskarżonych, bądź osób które w chwili obecnej na niej, z uwagi na przyczyny obiektywne, nie zasiadają - odpowiedzialność poszczególnych, występujących w obecnym postępowaniu oskarżonych, musi być oceniona indywidualnie, zgodnie z obowiązującymi standardami procesu karnego, z zachowaniem zasady obiektywizmu, zasady domniemania niewinności, zasady skargowości.
Przystępując do rozważań dotyczących odpowiedzialności oskarżonego Stanisława Kociołka, to zdaniem urzędu prokuratorskiego oskarżony w grudniu 1970 r. w Gdańsku i Gdyni, pełniąc funkcję Wiceprezesa Rady Ministrów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i kierując jako członek tzw. +Sztabu Lokalnego+ działaniami Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej zmierzającymi do stłumienia wystąpień ludności protestującej przeciwko podjętej przez Radę Ministrów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej decyzji wprowadzającej zmiany cen detalicznych, wiedząc o podjętej przez członka Biura Politycznego KC PZPR Zenona Kliszko decyzji nakazującej oddziałom Wojska Polskiego zablokowanie dostępu do Stoczni im. Komuny Paryskiej i o wydanym poleceniu użycia broni palnej w wypadku próby przerwania blokady, przewidując i godząc się, że może to spowodować zgon bliżej nieokreślonej liczby osób w następstwie użycia tej broni, w wystąpieniu radiowo-telewizyjnym wyemitowanym w dniu 16 grudnia 1970 r. w godz. 20.56-21.26 zaapelował do pracowników trójmiejskich zakładów pracy, w tym do pracowników wymienionej Stoczni, o przystąpienie w dniu następnym do pracy, w wyniku czego, wskutek strzałów oddanych do osób, udających się do pracy w dniu 17 grudnia 1970 r. w rejonie przystanku kolejki elektrycznej Gdynia-Stocznia śmierć poniosło 13 osób, 8 osób doznało ciężkich obrażeń ciała, zaś 23 osoby doznały innych uszkodzeń ciała lub rozstroju zdrowia.
Konstrukcja, w taki sposób, sformułowanego zarzutu opiera się na 3 kluczowych założeniach, filarach:
- +sztab lokalny+, do którego należał oskarżony, kierował działaniami Wojska Polskiego oraz Milicji Obywatelskiej na Wybrzeżu; bądź oskarżony jako członek tego sztabu kierował działaniami wspomnianych formacji
- wygłaszając przemówienie w dniu 16 grudnia o godz. 20.56-21.26 oskarżony wiedział o zarządzonej blokadzie stoczni gdyńskiej oraz o wydanym poleceniu użycia broni palnej w przypadku próby przerwania blokady
- robotnicy w dniu 17 grudnia 1970 r. udali się do swoich zakładów pracy z uwagi na przemówienie Stanisława Kociołka
Co do istnienia, zasad działania oraz posiadanych uprawnień przez tzw. sztab lokalny to zebrane, a ujawnione w toku postępowania sądowego dowody jedynie potwierdzają, że takie +ciało decyzyjne+ zostało powołane przez W. Gomułkę w dniu 15 grudnia 1970 r. na drugim odbytym tego dnia posiedzeniu. W. Gomułka krytykując dotychczasowe, opieszałe działania władz lokalnych i organów MSW powołał tzw. sztab lokalny, do kierowania którego został powołany wiceminister Obrony Narodowej Grzegorz Korczyński, a w jego skład wchodzili – generał Henryk Słabczyk, Alojzy Karkoszka, Stanisław Kociołek, płk Roman Kolczyński. Zadaniem sztabu było kierowanie działaniami sił MON i MSW na Wybrzeżu. Zebrane dowody wskazują, że sztab lokalny został jedynie powołany o czym nawet nie wiedzieli niektórzy jego członkowie np. Alojzy Karkoszka i na tym funkcja sztabu się w zasadzie zakończyła. Nie ma wiarygodnych dowodów wskazujących, aby sztab ten kiedykolwiek w pełnym gronie się zebrał, czy podjął decyzje związane z kierowaniem działaniami wojska, milicji w tym aby podjął decyzje w sprawie blokady stoczni gdańskiej czy gdyńskiej. Wiele dowodów wskazuje, na to, że na terenie Wybrzeża istniało wiele ośrodków kierowania, a w działania wojska, milicji czy służb wewnętrznych aktywnie włączało się Centralne Stanowisko Kierowania przy MSW w Warszawie, które co przypomnijmy zostało już powołane na początku grudnia w związku z akcją +Jesień 70+, a którego celem było podejmowanie szeroko zakrojonych działań na terenie całego kraju na wypadek negatywnych reakcji społeczeństwa w związku z wprowadzeniem podwyżek cen artykułów detalicznych. Sąd nie zgodził się z koncepcją prezentowaną przez niektóre występujące w tej sprawie osoby, wg której władza w Warszawie, w tym kierownictwo MSW, MON byli +odcięci+ od Wybrzeża. Przeczą temu i zeznania świadków, ale również analiza rozmów jakie były przeprowadzone w MSW. Analiza wskazanych rozmów wskazuje także na istotną ingerencję w przebieg wydarzeń na Wybrzeżu - Służby Bezpieczeństwa. Brak jest wiarygodnych dowodów na faktyczne dowodzenie przez Stanisława Kociołka, oddziałami wojska i milicji. Takim dowodzeniem nie jest domaganie się przez Stanisława Kociołka wprowadzenia żołnierzy dla ochrony ważnych obiektów państwowych, w związku z wydarzeniami jakie miały miejsce w dniu 15 grudnia w Gdańsku, a o których sąd wspominał wcześniej.
Kolejnym, strategicznym wręcz dla oceny odpowiedzialności Stanisława Kociołka zagadnieniem, było ustalenie, czy przed wygłoszeniem feralnego przemówienia w dniu 16 grudnia 1970 r. wiedział o zarządzonej blokadzie gdyńskiej. Sąd w tym zakresie, nie może opierać ustaleń na przypuszczeniach, domysłach, czy na podstawie jedynie tego, że skoro oskarżony był wicepremierem ówczesnego rządu, obecnym na miejscu wydarzeń, powinien tę wiedzę o blokadzie posiadać. Odnośnie przepływu informacji, to przeprowadzone postępowanie sądowe wykazało, że osoby przebywające, podobnie jak Stanisław Kociołek, na Wybrzeżu, w różnym czasie różną wiedzę posiadały, zatem wiązanie pełnej wiedzy jedynie ze sprawowaną funkcją, nie może być dowodem na potwierdzenie tezy oskarżenia. W zakresie posiadanej przez oskarżonego wiedzy na temat blokady gdyńskiej należy uznać, że przeprowadzone przez sąd postępowanie, zeznania świadków, w tym zeznania osób mających wiedzę co do okoliczności zarządzenia blokady, jej opracowywania, dowody z dokumentów - nie wykazały w sposób nie budzący wątpliwości, aby przed wygłoszeniem przemówienia oskarżony wiedział o zarządzonej blokadzie gdyńskiej. Stanisław Kociołek, owszem, dowiedział się o niej, ale już po wygłoszeniu wystąpienia, w późnych godzinach wieczornych 16 grudnia 1970 r.
Ostatnią kwestią było ustalenie celu wygłoszonego przez Stanisława Kociołka przemówienia oraz siły jego przekazu, bowiem w świadomości społecznej utrwaliło się przekonanie wg którego robotnicy poszli do pracy w dniu 17 grudnia 1970 r. na skutek przemówienia wicepremiera rządu. Należy wyraźnie podkreślić, że przemówienie nie miało na celu nakłonienia robotników do przyjścia do zakładów pracy, ale do podjęcia pracy i zaniechania strajków. Z zeznań przesłuchanych świadków, w tym pokrzywdzonych, wynika, że przed 17 grudnia przychodzili do swoich zakładów codziennie, jak wypowiedział się jeden ze świadków - +chodziło się do pracy codziennie, takie były czasy+, przy czym część robotników, stoczniowców pracowało a część na znak protestu pracy nie podejmowało, uczestnicząc w zebraniach na terenie zakładów pracy czy wiecach.
W tej sytuacji, nie ulega zatem żadnej wątpliwości fakt, że nawet gdyby S. Kociołek nie wygłosił przemówienia wieczorem 16 grudnia, robotnicy, uczniowie, studenci, przyjechaliby w dniu 17 grudnia 1970 r., jak każdego dnia, do swoich zakładów pracy, szkół i uczelni. Reasumując, pomiędzy przemówieniem oskarżonego a śmiercią czy zranieniem osób wymienionych w akcie oskarżenia bezpośredni związek przyczynowy nie istnieje.
Formuła prokuratorskiego zarzutu wobec Stanisława Kociołka w istocie zakłada, że był on, podobnie jak Zenon Kliszko, zwolennikiem siłowego rozwiązania konfliktu, dążył do jego zaognienia, rozlewu krwi na Wybrzeżu, był +krwawym Kociołkiem+, jak określa go historia. Skoro tak, to jak w tej sytuacji wytłumaczyć fakt, że wielu świadków ukazywało go jako osobę dążąca do pokojowego rozwiązania zaistniałego na Wybrzeżu konfliktu i w wielu wypadkach nie zgadzającą się na +pomysły+ Zenona Kliszko, ponadto skoro wg +prokuratorskiego scenariusza+ oskarżony miałby dążyć do krwawej konfrontacji robotników z siłami porządkowymi, po co w dniu 17 grudnia 1970 r. rano, po pierwszych strzałach na stacji kolejki elektrycznej Gdynia-Stocznia, zwracał się do adm. Ludwika Janczyszyna z prośbą o wstrzymanie użycia broni palnej - na którą ostatecznie nie zgodził się premier rządu J. Cyrankiewicz.
Reasumując, konsekwencją nieudowodnienia tak skonstruowanego prokuratorskiego zarzutu - musi być wyrok uniewinniający. Dywagowanie na temat, dlaczego S. Kociołek wygłosił taką a nie inną treść przemówienia, czy mógł a jeżeli tak, dlaczego, po uzyskaniu wiedzy o blokadzie, nie podjął skutecznych działań zapobiegających gdyńskiej tragedii, jest roztrząsaniem zagadnień niezwiązanych z treścią zarzutu stawianego oskarżonemu, wyjściem poza jego granice.
W odniesieniu do odpowiedzialności oskarżonych Bolesława F. i Mirosława W., tak jak sąd zaznaczał wcześniej ani bezprawna decyzja polityczna z 15 grudnia 1970 r. ani przestępny rozkaz Szefa Sztabu Generalnego - nie mogą zwalniać z odpowiedzialności karnej osób, które je wykonywały, w tym obecnie oskarżonych Mirosława W. i Bolesława F., chociaż zapewne ich stopień zawinienia, co sąd chce szczególnie podkreślić, był znacznie mniejszy, aniżeli wyższych rangą oficerów czy osób decydujących o zarządzeniu blokady gdańskiej oraz gdyńskiej. Prokurator w akcie oskarżenia, przypisał obu oskarżonym, to że dowodząc oddziałami wojska, w tym wydając komendę do użycia broni palnej wobec ludności cywilnej, kierowali popełnieniem zbrodni określonej w art. 148 kk, działając przy tym z zamiarem ewentualnym, tj. przewidując i godząc się, że może to spowodować śmierć nieokreślonej liczby osób. Zanim sąd przystąpi do szczegółowej analizy, uznał wręcz za niezbędne podkreślenie istoty sprawstwa kierowniczego. Zarówno w piśmiennictwie jak i orzecznictwie ugruntowany jest pogląd, wg którego osoba kierującą realizacją czynu zabronionego przez inną osobę, znajduje się w takiej sytuacji, w której ma rzeczywistą możliwość faktycznego panowania nad rozwojem i przebiegiem bezprawnej akcji, istoty zaś tego panowania należy upatrywać w decydowaniu o rozpoczęciu i zakończeniu, a ewentualnie nawet zmianie czy przerwaniu całej bezprawnej akcji. Przeprowadzone dowody, w tym zeznania żołnierzy, składane po wydarzeniach meldunki, w zakresie zdarzeń jakie miały miejsce - w dniu 16 grudnia 1970 r. przed bramą nr 2 stoczni gdańskiej oraz 17 grudnia o godz. 9.00 w rejonie przystanku kolejki elektrycznej Gdynia-Stocznia, pomimo, że wykazały, iż oskarżeni dowodzili podległymi im w tym czasie oddziałami wojska – to, z uwagi na dynamizm obu zdarzeń, fakt udziału w nich innych formacji, niepodlegających ani formalnie ani faktycznie oskarżonym, czyni niemożliwym przypisanie im proponowanej przez prokuratora kwalifikacji prawnej. Wg ustaleń sądu obaj oskarżeni nie mieli możliwości kierowania czynnościami osób bezpośrednio realizujących znamiona czynu zabronionego – w tym wypadku osób, które oddawały strzały z broni palnej, tym bardziej osób, które spowodowały konkretne następstwa.
Działania żołnierzy 3 batalionu 55 pułku zmechanizowanego, w tym Mirosława W. jako jego dowódcy (działającymi z żołnierzami WOW) w czasie wydarzeń przed bramą nr 2 oraz działania żołnierzy 32 pułku zmechanizowanego, dowodzonej o godz. 9.00 przez oskarżonego Bolesława F. i formacji milicji, w czasie blokady w rejonie stacji SKM w Gdyni o godz. 9.00 - polegające na oddawaniu strzałów z broni palnej, w tym z broni maszynowej, w stronę ludności cywilnej było formą napaści, ataku w rozumieniu art. 158§1 kk. Nie można przestępstwa z art. 158§1 kk utożsamiać jedynie, z bójkami na +dyskotekach czy wiejskich zabawach+. Ten typ przestępstwa nie ogranicza udziału w bójce lub pobiciu w znaczeniu technicznym, ale kładzie główny nacisk na niebezpieczny dla zdrowia i życia ludzkiego charakter zbiorowego działania. Jest typem przestępstwa zbiorowego i nie określa sposobu udziału w pobiciu, co oznacza, że może to być każda forma świadomego współdziałania uczestników ataku, a w jej ramach również każdy środek użyty do ataku na inną - inne osoby, jeżeli wspólne działanie powoduje narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo nastąpienia skutku wskazanego w art. 156 § 1 lub w art. 157 § 1 k.k. Odpowiedzialność za udział w pobiciu ma bowiem charakter wspólnej odpowiedzialności za następstwa działania, co stanowi odstępstwo od zasady indywidualizacji odpowiedzialności karnej. Sprawcy odpowiadają niezależnie od tego, czy można ustalić, który z nich spowodował konkretne następstwa, ale pod warunkiem, że każdy możliwość ich nastąpienia przewidywał albo mógł przewidzieć.
W niniejszej sprawie nie ma wątpliwości co do tego, że z uwagi na rodzaj użytej broni, warunki terenowe, utwardzone podłoże co sprzyjało rykoszetowaniu pocisków, ograniczoną widoczność (zadymienie, zachmurzenie) – oskarżeni mogli przewidzieć, że oddawanie strzałów nie tylko w powietrze ale i w ziemię, w przęsło mostu (w wypadku wydarzeń gdyńskich), może skutkować powstaniem następstw w postaci uszczerbku na zdrowiu i śmierci osób cywilnych.
Zaprezentowana analiza prawna przedmiotowych wydarzeń, znajduje odzwierciedlenie w orzecznictwie, w tym orzeczeniu Sądu Apelacyjnego w sprawie II A Ka 41/08 oraz Sądu Najwyższego w sprawie IV KK 14/09, które dotyczyły wydarzeń w Kopalni KW +Wujek+ i +Manifest Lipcowy+ do jakich doszło w 1981 r.
Zatem wszechstronna analiza zachowania oskarżonego Mirosława W. oraz oskarżonego Bolesława F. musi prowadzić do wniosku, iż w realiach niniejszej sprawy właściwym i najpełniej oddającym charakter i treść ich czynu jest zakwalifikowanie go jako występku z art. 158§2 i 3 kk (wobec oskarżonego B. F., skoro sąd ustalił, że na skutek oddanych strzałów 2 osoby zostały zabite i dwie ciężko ranne), w odniesieniu do M. W. jako czynu z art. 158§3kk.( wobec ustalenia, że skutkiem oddania strzałów były 2 osoby zabite). Odnosząc się do zarzutu Bolesława F., sąd ustalił, że na skutek oddanych na blokadzie o godz. 9.00 strzałów, śmierć poniosły 2 osoby. Zdaniem sądu 3 ofiara śmiertelna tych wydarzeń została postrzelona przez milicję w okolicach Prezydium Miejskiej Rady Narodowej kilka godzin później, o czym świadczą m.in. informacje z historii choroby.
Zarówno Mirosław W., jak również Bolesław F. w swoich wyjaśnieniach czy ostatnich wystąpieniach powoływali się na konieczność wykonywania wydawanych im przez ich przełożonych rozkazów. Mieliby racje, gdyby w naszym systemie prawnym obowiązywała tzw. +teoria ślepych bagnetów+ lub +biernego posłuszeństwa+, która zakłada w swej czystej postaci bezwzględny obowiązek posłuszeństwa podwładnego rozkazom swego przełożonego, niezależnie od jego treści. Następstwem takiego obowiązku jest oczywiście brak odpowiedzialności za skutki tego działania po stronie podwładnego. Nasz system prawny, w tym system prawny obowiązujący w 1970 r., zerwał z koncepcją bezwzględnego posłuszeństwa, wprowadzając w zakresie mocy wiążącej rozkazów wojskowych koncepcję umiarkowanego posłuszeństwa, zgodnie z którą rozkazy naruszające zasady prawa karnego – a więc godzące bezpośrednio w dobra społeczne lub indywidualne chronione prawem - w pewnym okolicznościach nie podlegają wykonaniu, zaś ich wykonanie pociąga odpowiedzialność karną wykonawcy. Skoro sąd uznał, że rozkaz wydany przez Szefa Sztabu Generalnego, powielany później przez poszczególnych dowódców, w tym bezpośrednich przełożonych oskarżonych - był rozkazem przestępnym, to zarówno osoba, która go wydała jak i wykonawca takiego rozkazu ponoszą pełną odpowiedzialność. Istotne w sprawie, poza omawianym kontratypem rozkazu jest fakt, że oskarżeni musieli się stosować do Regulaminu Służby Garnizonowej i Wartowniczej, w tym przepisów regulujących zasady użycia broni palnej. Zdaniem Sadu oddawanie strzałów w czasie zajść przed brama nr 2 w Gdańsku oraz w czasie wydarzeń gdyńskich o godz. 9.00 kiedy oddziałem wojska dowodził zastępca dowódcy pułku ds. politycznych oskarżony Bolesław F., nie była ochrona zdrowia oraz życia znajdujących się na miejscu milicjantów czy żołnierzy ale, w wypadku zdarzeń gdańskich uniemożliwienie za wszelką cenę, wyjścia zwartych grup stoczniowców z zakładu pracy, w wypadku wydarzeń gdyńskich ochrona za wszelka cenę ustawionej blokady. W żadnym momencie, ani przed bramą stoczni gdańskiej, ani w rejonie stacji kolejowej tzw. SKM nie było zagrożone życie bądź zdrowie blokujących te miejsca żołnierzy, czy milicjantów. Trudno bowiem przyjąć aby takim zagrożeniem było rzucanie kamieniami przez demonstrujących, szczególnie dla żołnierzy, przebywających wewnątrz czołgów oraz transporterów opancerzonych czy milicjantów wyposażonych w tarcze, jak również wznoszenie wrogich okrzyków.
Reasumując należy stwierdzić, że użycie broni palnej podczas wspomnianych akcji było bezprawne, gdyż nie zostały spełnione przesłanki warunkujące do takiego działania.
Oskarżeni, jako żołnierze Ludowego Wojska Polskiego byli funkcjonariuszami państwa komunistycznego o których mowa w art. 2 ust. 1 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, czyn którego się dopuścili w momencie jego popełnienia był przestępstwem oraz stanowił formę naruszenia praw człowieka, gdyż godził w prawo do życia i wolności a oskarżeni mieli świadomość ataku na te dobra. Celem ich działań nie była ochrona zdrowia i życia innych ludzi, ochrona praw obywatelskich, porządku publicznego, mienia narodowego. Reasumując, skoro motywem ich działania, przez stłumianie wystąpień ludności było po części chronienie systemu politycznego, ich czyn jest zbrodnią komunistyczną.
W tej sytuacji sąd uznając, oskarżonych za winnych popełnienia czynów z art. 158 kk, których skutkiem była śmierć łącznie czterech osób oraz ciężkie obrażenia ciała 2 osób, przy przyjęciu, że czyn stanowił zbrodnię komunistyczną skazał ich na kary – 4 lat pozbawienia wolności, co przy granicach zagrożenia od roku do lat 10, jest karą oscylującą w jej w połowie. Badając podmiotowe i przedmiotowe okoliczności, w tym niewątpliwie wysoki stopień społecznej szkodliwości czynu przypisanego oskarżonym, Sąd doszedł do przekonania, że wymierzona kara pozbawienia wolności, jest karą adekwatną. Mimo niewątpliwie tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu, udział oskarżonych w tych wydarzeniach został zawężony do zdarzenia jakie miało miejsce przy bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej oraz do zdarzenia w Gdyni przy stacji SKM o godz. 9.00, o wiele mniej tragiczne, aniżeli te o godz. 6.00. Oskarżeni, jako żołnierze LWP, podlegli swojemu dowództwu, nie mogli odmówić wyjazdu na Wybrzeże, a dowodząc na miejscu blokad, zanim doszło do bezprawnego, jak ustalił sąd, użycia broni, przez nawoływanie do zatrzymania się i informowania o możliwości użycia broni - starali się zapobiec tragicznym skutkom.
Sąd wymierzoną karę 4 lat pozbawienia wolności, musiał złagodzić o połowę zobligowany, w tym zakresie, przepisami ustawy o amnestii z dnia 7 grudnia 1989 r.
Mając na uwadze dotychczasową postawę obu oskarżonych, ich właściwości i warunki osobiste, w tym zaawansowany wiek i obecny stan zdrowia, oraz dotychczasowy sposób życia – sąd uznał, że spełnione są wobec nich przesłanki do zastosowania środka probacyjnego określonego w art. 69 kk
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Ryszard Bugajski: Układ w
Ryszard Bugajski: Układ w Polsce istnieje naprawdę. Na przełom w tej kwestii nie liczę
Komuniści trzymali Pana
"Przesłuchanie'' siedem lat na półce. Film trafił do oficjalnej
dystrybucji dopiero w 1989 roku. Tymczasem w wolnej Polsce wcale nie
jest pod tym względem dużo lepiej.
To prawda. Chociaż ja bym tych dwóch sytuacji nie porównywał.
"Przesłuchanie" powstało trochę przez nieuwagę władz, którą udało nam
się wykorzystać. Natomiast w przypadku "Układu" Polski Instytut Sztuki
Filmowej wyszukiwał za każdym razem coraz to bardziej absurdalne
argumenty, żeby tylko go nie sfinansować.Producenci składali wniosek cztery razy.I zawsze coś było nie tak. Cóż, widocznie wyspecjalizowałem się w robieniu tematów, które nie za bardzo podobają się decydentom.
Jak się niszczy ludzi na zamówienie? Jak działają tego typu układy?
Zaczyna się najczęściej od słownych oskarżeń, później temat
podchwytują lokalne media. I rusza lawina. A to podejrzewa się
biznesmenów o pranie brudnych pieniędzy, a to o zaleganie z podatkiem
VAT. Trafiają na siedem miesięcy do aresztu, a w międzyczasie firma
podupada, akcje błyskawicznie tracą na wartości. A podstawiony człowiek
szybko je wykupuje. Śledztwo zostaje rozwikłane, ludzie uniewinnieni,
tylko że nie mają już do czego wracać, bo firma nie istnieje.(..)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Wiesław Johann o sądzie nad
Wiesław
Johann o sądzie nad zbrodnią Grudnia '70: "To jest realizacja słów
Adama Michnika – 'odpieprzcie się od generała'. No i się odpieprzyli"
"Nie ma znaczenia, że jeden lub drugi pan generał nie naciskał
spustu. Może przecież powiedzieć, że Hitler, Göring i wszyscy
zbrodniarze hitlerowscy też nie naciskali spustu. Ale wydawali rozkazy."
Nie wybaczam! Drwina z ofiar i państwa prawa. Mnie nie stać na „grubą kreskę” ani na wielkoduszność
„Poczekaj draniu, my cię dostaniem!”, wierzył Krzysztof Dowgiałło,
autor słynnej „Ballady o Janku Wiśniewskim”. Mylił się. Kociołek może
bez żadnych wyrzutów sumienia cieszyć się emeryturą wysłużoną w aparacie
komunistycznego zniewolenia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. Wydarzenia Grudnia 1970:
Wydarzenia Grudnia 1970: HISTORIA najdłuższego procesu III RP
Do Prokuratury Marynarki Wojennej w Gdyni oddelegowano z Naczelnej
Prokuratury Wojskowej prokuratora kmdr. Jana Siemianowskiego, który
rozpoczął śledztwo 8 października 1990 r. Zarzuty postawiono trzem
generałom: Józefowi Kamińskiemu, Tadeuszowi Tuczapskiemu, Edwardowi
Łańcuckiemu; dwóm pułkownikom: Władysławowi Łomotowi, Bolesławowi F.;
majorowi Mirosławowi W.; kapitanowi Marianowi Zatorskiemu i Karolowi
Kubalicy, komendantowi słupskiej szkoły MO.
Po 2,5 roku śledztwa w kwietniu 1993 r. zarzuty otrzymali
generałowie: Jaruzelski, Świtała, Stanisław Kruczek, Mieczysław
Urbański, porucznik Wiesław Gop i wicepremier (w 1970 r.) Stanisław Kociołek.
27 września 1993 r. prokurator Siemianowski umorzył śledztwo wobec 12 zmarłych dygnitarzy państwowych i partyjnych.
W październiku 1993 śledztwo z Prokuratury Marynarki Wojennej w Gdyni przekazano Prokuraturze Wojewódzkiej w Gdańsku.
7 kwietnia 1995 r. po 4,5 roku śledztwa prokurator Bogdan Szegda
skierował do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia. Oskarżeniem o
"sprawstwo kierownicze" objętych zostało 12 oskarżonych: Wojciech
Jaruzelski, Kazimierz Świtała, Stanisław Kociołek, Tadeusz Tuczapski,
Józef Kamiński, Stanisław Kruczek, Edward Łańcucki, Mirosław W., Wiesław
Gop, Władysław Łomot, Bolesław F., Karol Kubalica.
Jednak po trzech miesiącach skład sędziowski
zwrócił do uzupełnienia akta prokuraturze. Prokurator Szegda odwołał
się do Sądu Apelacyjnego, który przyznał mu rację i w październiku 1995
r. akta wróciły do sądu. 7 listopada sąd podjął kuriozalną decyzję; postanowił zwrócić sprawę do Sądu Marynarki Wojennej, ale Sąd Apelacyjny i tę decyzję uchylił.
Proces nie mógł się jednak rozpocząć, bo obrońcy Jaruzelskiego,
Świtały i Kociołka argumentowali, że ich klienci nie podlegają
orzecznictwu sądów karnych tylko Trybunału Stanu i złożyli wniosek o
umorzenie.
25 kwietnia 1996 r. sąd umorzył postępowanie wobec Jaruzelskiego i Świtały. Sąd Apelacyjny odrzucił umorzenie.
Od 15 czerwca do 1 września 1998 r. prokurator Szegda czytał akt oskarżenia.
8 listopada 1999 r. Sąd Najwyższy orzekł o przekazaniu sprawy do
Sądu Okręgowego w Warszawie. Przez dwa lata oskarżeni za pośrednictwem
obrońców starali się, by nie dopuścić do rozpoczęcia procesu. Gdy
wszystkie wnioski oskarżonych zostały odrzucone, obrońcy gen.
Jaruzelskiego zrezygnowali z jego obrony, a nowi obrońcy wrócili do
metod już stosowanych: wystąpili o odesłanie akt prokuraturze.
16 września 2001 r. odbyła się pierwsza rozprawa w Warszawie.
26 lutego 2002 r. Tuczapski, Kociołek, Fałdasz, Gop złożyli wnioski o
ponowne odczytanie akt i rozprawa zaczęła się od początku.
Przeniesienie sprawy do Warszawy w żaden sposób nie usprawniło procesu,
hamowały go choroby oskarżonych i sędziów oraz to, że nie wyznaczono
sędziego zapasowego. Podczas procesu umierali świadkowie i oskarżeni
(Kubalica, Tuczapski, Łomot), inni byli wyłączani ze względów
zdrowotnych.
Po śmierci ławnika w maju 2011 r. proces musiał zacząć się od nowa.
W procesie miało być pięciu oskarżonych, ale w lipcu 2011 r. okazało
się, że nowy proces będzie się toczył bez głównego oskarżonego - gen.
Wojciecha Jaruzelskiego, ponieważ stan jego zdrowia nie pozwala mu
uczestniczyć w rozprawie. Ze względu na stan zdrowia wyłączony został
też Wiesław Gop. Pozostało trzech oskarżonych: Stanisław Kociołek oraz
niższej rangi wojskowi dowódcy: ppłk Bolesław F. (oficer polityczny),
którego rola ograniczyła się do udziału w wydarzeniach od godz. 6 do 9
rano 17 grudnia 1970 r. w rejonie wiaduktu w Gdyni-Stoczni, ppłk
Mirosław W. (dowódca batalionu), który odpowiada za wydarzenia 16
grudnia 1970 r. przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej.
Pod koniec 2012 r. proces dobiegł końca. W pierwszym kwartale tego
roku odbyły się końcowe rozprawy. Prokurator Szegda zażądał 8 lat
pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych, a obrońcy
oskarżonych prosili o uniewinnienie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. Niemiecka gazeta namierzyła
Niemiecka gazeta namierzyła strażnika z Auschwitz. Ma 93 lata. "Byłem tam tylko kucharzem"
Były
strażnik w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym
Auschwitz-Birkenau Hans Lipschis może - wraz z grupą 50 innych osób -
stanąć wkrótce przed sądem za pomoc w hitlerowskich zbrodniach - pisze
"Welt am Sonntag".
Wyrok ws. masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Rodziny ofiar oburzone!
Uczestnicy protestów i rodziny ofiar Grudnia '70 wyrzucają z siebie
nagromadzone przez lata emocje. Spodziewali się, że kiedy proces
dobiegnie wreszcie końca, poczują ulgę. Zamiast tego jest gorycz, żal,
rozczarowanie. Wszystko oprócz poczucia sprawiedliwości.
Ja tego wyroku nie przyjmuję do wiadomości! - mówi Stanisław Sieradzan,
którego 18-letni brat Zygmunt zginął, idąc do Technikum Chłodniczego w
Gdyni. - Jak można sobie wyobrazić, żeby po osiemnastu latach procesu
zapadał taki wyrok?! Jak można skazać dowódców wojskowych za jakieś
pobicie. Oni osobiście kogoś pobili? To absurd! Kto nie był na Wybrzeżu,
kto tego nie przeżył, siedział lub siedzi za biurkiem, ten nie zna
sytuacji i okoliczności tamtych wydarzeń.
Marek Kuchcik mieszka w Inowrocławiu. Jego brat Jerzy wynajmował wtedy
pokój w Gdyni. Pracował w Stoczni Gdyńskiej. Odpowiedział na wezwanie
Kociołka i poszedł do pracy. Zginął w godzinach porannych. Miał 19 lat.
- Dla mnie byłoby bardziej istotne, gdyby sąd ustalił winnych,
odpowiedzialnych za tragedię na Wybrzeżu, niekoniecznie z wyrokiem -
tłumaczy. - Uzasadnienie wobec wojskowych dowódców, że są winni pobicia
ze skutkiem śmiertelnym, jest śmiechu warte. Kociołek i inni powinni być
wskazani przez sąd jako winni, bo przede wszystkim partyjni dygnitarze
są temu winni. Nie wierzę, żeby dowódcy wojskowi sami podejmowali
decyzje o tym, jak reagować.
Symbolem Grudnia '70 stał się Zbyszek Godlewski, osiemnastoletni
pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej. Zginął trafiony trzema
kulami. To on stał się pierwowzorem opiewanego w pieśni Janka
Wiśniewskiego, którego zwłoki niesiono na drzwiach Świętojańską,
"naprzeciw glinom, naprzeciw tankom".
Izabela Godlewska, osiemdziesięciosiedmioletnia matka zamordowanego chłopaka, nie kryje rozczarowania.
- Inaczej wyobrażałam sobie ten dzień - przyznaje. - Nie ma słów, żeby opisać, co czuję. Największy zbrodniarz [ Stanisław Kociołek
- dop. red.] pozostał bezkarny. Nie chodzi o to, żeby go wsadzać za
kratki, bo jemu, tak jak i nam, niewiele czasu już pozostało. Wystarczy,
żeby usłyszał, że popełnił zbrodnię.
Izabeli Godlewskiej trudno też zrozumieć nieobecność na sali sądowej
w dniu ogłoszenia wyroku gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który w grudniu
1970 r. był ministrem obrony narodowej. Generał był jednym z oskarżonych
w procesie, ale ze względu na stan zdrowia wyłączono go z postępowania.
- Co chwilę widzę w telewizji, jak Jaruzelskiego wożą to tu, to tam.
Mogli go zawieźć i na proces. Skoro ma siłę się ruszać, powinien być
dzisiaj w sądzie! Tam jest jego miejsce!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. Wybrzeże chce ukarania
Wybrzeże chce ukarania winnych masakry
Zdaniem
środowisk ludzi pracy, wywodzących się z Wybrzeża, wyrok uniewinnienia
Stanisława Kociołka, obraża szczególnie rodziny ofiar masakry robotników
w 1970 r.
Sądy III RP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. Rusza proces przeciwko
Rusza proces przeciwko stoczniowcom
Dziś w południe w sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia rozpoczyna się proces przeciwko działaczom NSZZ „S” Stoczni Gdańskiej i Zakładów Cegielskiego.
W 2009 roku odbyła się manifestacja w Warszawie; rząd użył środków
bojowych wobec demonstrujących, którzy bronili stoczni, podkreślając, że
rząd PO-PSL fałszuje pomoc publiczną i dane do Brukseli.
– Nigdy sprawy fałszowania dokumentów na setki milionów złotych nie
sprawdzono. Użyto wobec nas siły, zmanipulowano policjantów za to, że
domagaliśmy się ujawnienia prawdy przed całym społeczeństwem; dlaczego
zamykano Stocznie – zwracał uwagę Karol Guzikiewicz.
Za władzy PO uniewinniani są mordercy w tym „kat trójmiasta” S.
Kociołek i W. Jaruzelski, a na ławy oskarżonych trafiają ci co bronili i
dalej bronią ideałów „Solidarności” – powiedział Karol Guzikiewicz,
wiceprzewodniczący NSZZ „S’ Stoczni Gdańskiej.
- Tak naprawdę fałszowania dokumentów na setki milionów złotych
nigdy nie sprawdzono. Gdybyśmy tutaj kłamali moglibyśmy być ścigani. Za
to, że domagaliśmy się prawdy, ujawnienia sprawy przed całym
społeczeństwem, odpowiedzi na pytania dlaczego zamykano stocznię, użyto w
stosunku do nas siły. Zmanipulowano również policjantów. Zobaczymy
również 74 pobitych policjantów. Bo zarzut jest taki, jakbym był Rambo w
jednostkach specjalnych, a ja żadnego policjanta nie pobiłem – akcentuje Karol Guzikiewicz.
Podczas protestu ponad 20 stoczniowców i pracowników zakładów było
rannych, poparzonych środkami chemicznymi. Dochodzenie w tej sprawie
zostało umorzone. Przez cztery lata związkowcy nie mogli wyjeżdżać za
granice, opuszczać miejsc zakwaterowania powyżej 5 dni.
– Dzisiaj stoczniowcom, którzy walczyli o miejsca pracy grozi się
karą 10 lat więzienia. Natomiast tych prawdziwych przestępców, którzy
mordowali w Gdyni, Szczecinie i Gdańsku się ułaskawia – zaznaczył Karol Guzikiewicz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl