Skąd się biorą dzieci?
Piotr Francisze..., sob., 16/02/2013 - 20:12
Jak to skąd? Z przyrodzenia i z łona. Musi wszelako być
matka i ojciec, dwa różne jak jedno całe. Jakaś wartość uświęcona – najlepiej miłość – musi skłonić mężczyznę i
kobietę ku sobie i połączyć w pulsowaniu
wspólnego życia, które chce trwać dłużej niż jedno pokolenie. Przydaje się też
bocian, który pieluchy nadziei przyniesie, i anioł Stróż, który duszę zanęci,
by ta nie bała się życia w Polsce.
Z tym bocianem to wcale nie przesada. Onegdaj, gdy bociany
zalatywały do nas gęściej, dzieci rodziło się więcej. Z aniołem też ledwie
maleńka przesada, gdyż nasz Stróż tego, co w nas – a więc w matce i ojcu widzianymi
jako jedno ciało poczęcia - dobre, coraz mniej ma argumentów, żeby namawiać dusze do rodzenia się
nad Wisłą i Odrą.
Przestaliśmy być dobrzy dla dzieci jeszcze niepoczętych. Nie
chcemy ich przywoływać na ten świat. Przekładamy ten akt na starość, gdy już
się urządzimy i wyszumimy. Co to jest, co pękło i roztrzaskało się w nas hukiem?
Jakie naczynie? Myślę, że to naczynie wiary – w Boga i w siebie, we własne siły na tym łez padole.
Naczynie ofiarności i poświęcenia. Naczynie dobrej moralności i obyczaju. Naczynie
tradycji rodu. Naczynie, które – pod wpływem medialnych parodii i tragifars
lansowanych całą dobę – nie zlękło się i
wciąż jest skłonne nieść krzyż
rodzicielski, pomimo że konsumpcja i
zabawa, czyli oczarowanie liberalizmem obyczajowym, ponętniej przyzywa do siebie.
To jakby jedna strona medalu – o drugiej napiszę na koniec
felietonu.
Nasze naczynia do rodzenia dzieci pękają również pod
ciśnieniem kulturowych relatywizmów i pod nieustającym batożeniem cywilizacji
śmierci. Jakaś mroczna antywartość cywilizacyjna, umiejscowiła się w samym
środku Polski i wysyca z nas rozumne impulsy sumienia, a także – zdrowej kalkulacji
gospodarskiej, o której pamiętali jeszcze
nasi przodkowie w trudniejszych czasach. Co to za demon, ten, który namówił nas
do seryjnego samobójstwa?
Nazwijcie sobie diabła zwątpienia własnymi słowami. Zamilknę
w ustroniu – bez dobrych rad.
Wolę inną opowieść: O
dzieciach, które są darem od Boga. Komu Bóg daje?
Rozmaicie daje: i pragnącym, i niepragnącym – być rodzicami.
Tak było - onegdaj. Dziś niepragnący mają antykoncepcję
(często prowadzącą do późniejszej bezpłodności), tabletki wczesnoporonne, a
także w ostateczności – aborcję. Wolno to wolno – nawet zanęcają non stop od
przedszkola rozmaici wyzwoleńcy, że taka jest najczystsza wolność, a skorupka
nasiąka, chłonie… dobro to, czy zło?.
Ja wyzwoleńców nazywam eunuchami, ale mniejsza o to.
Komu nie daje? Też rozmaicie bywa. Nie daje bezpłodnym – z takich
lub innych powodów zdrowotnych oraz związanych z degradacją środowiska i ludzkiej
natury, z wybrykami medycyny i cudami biotechnologii,
które dla zysku korporacji, tak po prawdzie, prowadzą do wyjałowienia bioróżnorodności
życia na naszej planecie i degeneracji biologicznej samego człowieka.
Nie daje też z powodów, których nie wolno przywoływać po imieniu - pod groźbą przekleństwa i społecznej infamii talibów
tolerancji. Mam w nosie przekleństwa
miotane na salonach, ergo napiszę: Są ludzie, którzy chcą mieszkać w Sodomie – nie moja sprawa,
lecz nadto oni pożądają - przy pomocy usłużnych prawników oraz ustaw,
poprzez wynajmowanie brzuchów surogatek i poprzez wymuszanie adopcji - raz i
na wieki załatwić sobie to, czego mieć im nie wolno było od zarania historii
ludzkości. Istna sromota, która w europejskiej mutacji faszyzmu hardo nasila się – nie wiedzieć, czy w pewności
racji swych oświeconych, czy w przeczuciu własnej bezkarności?
I tu miałbym wolę, by zakończyć ten lapidarny szkic. Bo jakoś
nadal wierzę, że prawda ma dwa wymiary. Uznaję wymiar zawarty w przysłowiu: „w
zdrowym ciele, zdrowy duch”, lecz widzę, gdzie tylko da się dojrzeć nieuzbrojonym
okiem procesy cywilizacyjne, że często najpierw choruje duch, a następnie ciało.
Co się stało z duchem narodu w naszym katolickim kraju? Ma ktoś jakąś
refleksję, diagnozę, terapię, prognozę? Chętnie się wsłucham i podszkolę u
mądrzejszych ode mnie.
Moja wola by kończyć i wstydu oszczędzić uwiedzionym, zwiedzionym albo zawiedzionym perspektywami życia w III RP, napotyka jeszcze na jedną sieć oporu. To widzenie
każdego problemu przez pryzmat kategorii ekonomicznych i/lub politycznych.
Tusk rządzi, ergo dzieci się nie rodzą. A zaczną się rodzić
tylko dlatego, że Tusk wkrótce upadnie? Nie ma polityki prorodzinnej – dzieci się
nie rodzą. A jaka ma być ta polityka, żeby się rodziły? Proszę bardzo, możemy
debatować do „usranej” śmierci, a i tak,
wyższe konieczności politycznej poprawności brukselskiej i waszyngtońskiej, walną nas pałą lewackiej przemocy w zakuty
czerep. Myślę, że upadek zaczyna się od kultury i ducha, nie od niedostatków
materii. Daliśmy sobie jako naród wmówić wrogą i chorą narrację o nas samych.
Kto nas uwiódł, sprowadził na manowce, okradł z przyzwoitości? A sobie
wybierzcie koszulę bliższą ciału prawdy.
Rzeknę tylko, że kreatywność i innowacyjność to sprawa
ducha. Tym bardziej gospodarność, zdrowy rozsądek, umiar, sprawność w przewidywaniu
konsekwencji własnych czynów i wyborów , sztuka odpowiedzialności, współpracy i
pracy (…) budowania domów, zarządzania
przedsiębiorstwami, gminami czy państwem, pilnowania dorobku własnego życia i
majątku, by przekazać to własnym dzieciom - i tak dalej. Również sztuka pisania dobrych
ustaw, sztuka głoszenia mądrych kazań, sztuka właściwego osądu i nie przyzwalania na zło (…) i tak dalej – to domena ducha,
rozumu, intelektu, sumienia i serca. Nie chuci.
Tym bardziej, umiejętność odnajdywania małych i większych
solidarności w życiu zawsze była domeną
ducha. A my co? Puknijmy się w czoło, dopóki mamy głowę na karku: zabiliśmy w sobie ducha
solidarności, który nie tak dawno budził nas ku nadziei. Dusimy się w oparach
pogardy i nienawiści. Bo co? Bo kilkadziesiąt kleszczy mainstreamu oraz tysiące tajniaków i agentów, setki
tysięcy nienapasionych pasibrzuchów wypiło
z nas całą krew witalności? No…proszę, bądźmy przynajmniej dorośli. Gdybyśmy
siebie wzajemnie cenili, dawno byśmy z siebie
zrzucili to ścierwo.
Liczy się dziś: Tylko manna z nieba – jak ukraść, jak się
przyłączyć do zwycięzców, odnieść sukces, zagarnąć bogactwo dla siebie: Tylko
egoizm – według klucza myśli zatraconych, żeby Polska była Polską, mnie musi
być dobrze, chcę mieć i mam mieć jak oni, którym się powodzi w sitwie: Tylko pitolenie o emeryturach, czyli o tym, że
dzieci się nie rodzą, to kto będzie płacił za naszą starość?
Powiem wam, kto. Na
pewno nie Święty Mikołaj. Już raczej wasze dzieci, które mieć chcecie, ale nie chcecie o nie powalczyć z
przeciwnościami losu. Raczej nie sprowadzicie sobie dzieci – choćby z Azji lub
Afryki, a przecież i te, które do nas przyjadą za chlebem, trzeba by nauczyć współodpowiedzialności za Polskę,
wychować i wykształcić, nauczyć pracy i współpracy, dać szlif polskości. A niby
kto tego nauczy imigrantów i kto da im
ten dar zatracony w kraju pogodzonym z losem niewolniczym?
Lepiej bierzmy się do roboty – póki młodość służy siłom
życia. Przyszłość bowiem jest zawsze
marna, gdy staje się sumą egoizmów, grami zachłanności , opowieścią lekkoducha i niczym więcej.
Na koniec przydałaby się jednak krótka refleksja i odpowiedź na pytanie mocno postawione. Oto ona: Dzieci biorą się z miłości. Przychodzą od Boga. Cała reszta to tylko historia i jej detale
Na koniec przydałaby się jednak krótka refleksja i odpowiedź na pytanie mocno postawione. Oto ona: Dzieci biorą się z miłości. Przychodzą od Boga. Cała reszta to tylko historia i jej detale
- Piotr Franciszek Świder - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Piotr Franciszek Świder...
Skłaniająca do reflesji notka... Zagubilismy sie gdzieś, coś straciliśmy... Czy jeszcze jesteśmy w stanie to odzyskać?
Pozdrawiam i zapisuję do archiwum
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)