Autorzy wydawcami swoich ksiazek

avatar użytkownika Tymczasowy

Do niedawna sytuacja rysowala sie tak:jezeli chcialo sie wydac ksiazke, dostarczalo sie maszynopis do jednego z wydawnictw, tam go oceniano i wydawano albo nie. Przecietnie wydawano jeden z dziesieciu tysiecy przyslanych. Szansa wydania byla oczywiscie nierowna, wzrastala wraz z poziomem klasy autora.Od tego samego czynnika zalezalo tez wynagrodzenie. Bardzo dobry autor mogl dostac $100 000, niezly - $20-50 000, a debiutant - $2-5 000. Przecietnie, do kieszeni autora trafialo okolo 5% ze sprzedazy. W najlepszym, wyjatkowym, przypadku - 15 %. Strukura honorariow ukladala sie oczywiscie nie wedlug krzywej Gaussa, tylko krzywej Pareto, nazywanej tez "zasada 20-80", to znaczy 80% pieniedzy przeznaczonych na honoraria autorskie trafialo do 20% autorow.

Najwiecej zarabiali ksiegarze. Zgodnie ze stara tradycja do ich kieszeni trafialo 40% dochodow ze sprzedanych ksiazek. Co wiecej, na ich korzysc dzialala tez zasada zwrotu niesprzedanych ksiazek, to znaczy obowiazek wydawcow przyjmowania zwroconych ksiazek. Tak wiec ksiegarze niezle zminimalizowali podejmowane przez siebie ryzyko. Wydawcy tez mogli je zmniejszac placac na przyklad $500 za ubezpieczenie wobec takich nieprzychylnych okolicznosci.

Sytuacja zmienia sie szybko od czasow digitalizacji druku. Pojawila sie mozliwosc w miare latwego wydawania ksiazek przez samego autora. Niby zawsze ona istniala. Od bardzo dawna autorzy odrzuceni przez wydawcow mogli zadebiutowac placac za wydanie im ksiazek. Tak bylo z wieloma slawnymi autorami. Wylicze kilku: E.Hemingway, R.Kipling, G.B.Shaw, Ezra Pound, T.S.Eliot czy E.A. Poe. Teraz jednak wprowadzenie nowych technologii rozwiazalo na dobre problem.

Najlatwiej jest z poezja. Siegajac do starych, siegajacych jeszcze XVI w. tradycji drukow ulotnych i plakatow, wielu autorow drukuje "broadsides" - jeden wiersz na jednej stronie. Moze byc nawet tak, ze wiersz zmiesci sie na karteczce formatu karty businessowej. Kopie mozna ponumerowac i wyglada to elegancko.

 Bardzo popularne sa tez "staple chapbooks", czyli broszury, ktorych kartki sa spinane zszywaczami. Do tego celu uzywa sie kartki rozmiaru siem i pol cala na jedenascie cali. Jest to najbardziej ekonomiczny format, bo po pokrojeniu arkuszy, nie ma zadnych scinkow. Z kolei ten format sklada sie w pol i wychodzi piec i pol cala na osiem i pol cala. Takie broszury maja od 4 do 48 stron. Wiecej kartek jest trudno zszywac. Tak wiec poeta zamawia u takich malych drukarzy calosc i po niskich kosztach ma wydany tomik poezji.

Dosc rozpowszechnione jest wydawanie ksiazek na zasadzie subsydiowania, okreslane tez jako "vanity". Taki wydawca, nazywajacy sam siebie wspolnikiem, propnuje "partnerstwo' czy tez "joint venture'. Jednakze to partnerstwo polega na tym, ze po dokladnym  rozliczeniu calego procesu wydawniczego okazuje sie, ze autor ponosi w istocie 100% kosztow. dzialaja tu tez oszusci, ktorzy pobieraja pieniadze od naiwnego "partnera" i znikaja. Jedna z najbardziej znanych spraw bylo wydanictwo "Nothwest publishing" w Utah. Jego wlasciciel J. Van Treese wyludzil od "wspolnikow" kilka milionow dolarow i przepuscil je w kasynach gry w Las Vegas i Reno. Dostal za to 30 lat wiezienia.

W szybkim tempie rosnie rynek samo-wydawania ksiazek przez autorow. Rozwinely sie firmy calkiem duzych rozmiarow pomagajace autorom w calym procesie wydawniczym i marketingu. Jedna z najwiekszych, "Author Solutions" w Indianie pomogla juz wydac ksiazki 100 000 autorom. Ksiazke mozna wydac juz za  $3-5 000. Firma wspolpracuje scisle z "prawdziwymi" wydawcami ("trade publishers"), ktorzy wybieraja pozycje dajace szanse na zarobek i wydaja ksiazki na papierze. W ten sposob niektorzy autorzy stali sie milionerami. Dla wydawcow jest to o tyle korzystne, ze nie musza marnowac czasu i pieniedzy na przegladanie i ocene tysiecy maszynopisow, po to by wybrac 0.01 % z nich. Zmniejsza sie tez ryzyko popelnienia bledu, jak odrzucenie "The Godfather" czy "Love Story". 

Zarabiaja tez autorzy,przykladowo, niezly autor zamiast dostac honorarium w wysokosci $20-50 000, zarobic moze ponad $100 000 za wydana przez siebie ksiazke.

 W 2010 r. wedlug ocen opartych na ISBN autorzy wydali samodzielnie w USA 133 036 ksiazek, a w 2011 r. - 211 269 ksiazek.  "Bowker" w pazdzierniku 2012 r. oglosil, ze od poczatku biezacego roku wydano juz 235 000 tytulow. Dowodzi to, ze ten rynek szybko sie powieksza.

Zjawisko wydawania przez autorow swoich ksiazek dotyczy na ogol sytuacji, gdy chce sie zadebiutowac, pokazac ksiazke znajomym. Mowa wiec o nakladach kilkudziesieciu, najwyzej kilkuset sztuk. Oczywiscie nie da sie w ten sposob zarobic. Jako sukces uwaza sie sprzedany naklad wielkosci 5 ooo sztuk w  przypadku literatury pieknej i 7 500 sztuk w przypadku  innych ksiazek.

Zachodzacy proces na rynku wydawniczym moze tylko cieszyc. Masowosc zastepuje elitaryzm . Wedlug badan "The New York Times" 81% ludzi nosi w glowach ksiazki, w tym sensie, ze wierzy, ze potrafiliby je napisac lub, ze ich wspomnienia nadawalaby sie na zapis w postaci ksiazki. 

 

 

 

 

Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Pan Tymczasowy

Szanowny Panie,

Statystyczny Polak , czyta Pół książki na rok
Jak to wygląda w Ameryce

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika triarius

2. z jednej...

... strony to optymistyczne i dzięki za info.

Z drugiej jednak ta niesamowita ilość książek wydawanych przez amatorów, w większości z pewnością bezwartościowych, zwiększa tylko jazgot i biały szum, będący jedną z tych rzeczy, które zabijają naszą cywilizację.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów