Mocne strony Polaków Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska
Każdy naród, opowiadając sobie własną historię, odwołuje się do wydarzeń i ich bohaterów, szukając odpowiedzi na ważkie pytania: kim byliśmy i kim jesteśmy, co tworzy naszą tożsamość. Nie wystarczy, że kocha się Polskę, trzeba jeszcze lubić i szanować własnych rodaków. Inaczej zanika poczucie narodowej wspólnoty, słabnie siła łączących nas więzi i tracimy jako Naród zdolność do solidarności i poczucia współodpowiedzialności za innych.
Profesor Krzysztof Koseła od lat bada społeczne identyfikacje Polaków, pytając o to, co myślimy o sobie i jakie określenia wybieramy jako ważne dla siebie. Wyniki jego badań są dość jednoznaczne, wybór „jestem Polakiem, jestem Polką” zawsze zajmuje pierwsze miejsce. W 1995 roku wybrało go 85 proc. badanych Polaków, w 1998 – 87 proc., w 2002 – 83 proc, w 2006 – 86 proc., a w 2007 roku 94 procent. Na drugim miejscu wybieramy „jestem mężczyzną, jestem kobietą”, na trzecim – „jestem osobą wierzącą”, dalej – „jestem obywatelem Polski, jestem ojcem/matką, mieszkańcem regionu, miasta, miejscowości oraz Europejczykiem” (na siódmym miejscu). Najważniejsze składniki naszej tożsamości to narodowość, płeć, wiara, polskie obywatelstwo, role rodzinne, poczucie lokalności oraz na 7. miejscu europejskość.
Wiara i patriotyzm
Trudniejsze i równie ważne jest zdefiniowanie tego, co jest sensem i istotą naszej „polskości”. W 2011 roku CBOS pytał o cechy charakteru Polaków, Niemców i Europejczyków. Okazało się, że uważamy nasz patriotyzm za większy niż Niemców i Europejczyków. Sądzimy, że jesteśmy zdecydowanie (!) bardziej religijni (83 proc.) niż Niemcy (17 proc.) i Europejczycy (23 proc.) oraz że pracujemy nieco lepiej niż oni. Rodzina jest dla nas ważniejsza (63 proc.) niż dla Niemców (24 proc.) i Europejczyków (33 proc.). Sądzimy też, że to my częściej (57 proc.) pomagamy innym, niż oni (Niemcy – 23 proc., Europejczycy –40 proc.).
Jesteśmy też – naszym zdaniem – nieco mniej uczciwi oraz mniej oszczędni niż oni. Uważamy siebie także za nieco mniej życzliwych i mniej kulturalnych niż Europejczycy oraz zdecydowanie (!) mniej pewnych siebie (54 proc.) niż Niemcy (85 proc.) i Europejczycy (80 proc.).
W grudniu 2012 roku Instytut Spraw Publicznych zaprezentował wyniki swoich badań nad opiniami Holendrów o Polakach. Zdaniem Holendrów, jesteśmy równie pracowici, aktywni i zdyscyplinowani jak oni. Pracujemy sumiennie i rzetelnie. Uważają nas za obywateli UE, a nie tylko grupę imigrantów, i akceptują jako turystów, przyjaciół, współpracowników i sąsiadów. Najbardziej wyróżnia nas w ich oczach nasza religijność.
Niepożądane elity
Tak więc nasz stereotyp nie jest najgorszy –Polacy to patrioci i ludzie religijni, pomagający innym, dobrze pracujący i życzliwi, dla których najważniejsza jest rodzina. Ale tu „zaczynają się schody” – jesteśmy także przekonani, że brakuje nam pewności siebie. Jest wiele konkretnych przyczyn tego zaniżonego poczucia własnej wartości moich rodaków. Podstawowym i najważniejszym jest spadek po PRL oraz to, w jaki sposób PRL przekazała swoje ułomności III RP.
Czasy PRL nie były zabawne, jak zdaje się dzisiaj sądzić wielu młodych widzów komedii Stanisława Barei.
W rzeczywistości tamtych lat dominowała pogarda, upokorzenie i pomiatanie ludźmi. A Polacy po II wojnie światowej mieli prawo do szacunku – nie ulegli ani politycznie, ani mentalnie żadnemu z totalitaryzmów.
Ale ludźmi z silnym poczuciem własnej wartości trudno rządzić wbrew ich woli. Dlatego nowa, sowiecka władza tak bezwzględnie likwidowała polskie elity nie tylko w czasie II wojny światowej, lecz także po niej. Dlatego porwano przywódców Polskiego Państwa Podziemnego do Moskwy i w tzw. procesie 16 uznano ich, podobnie jak rząd na uchodźstwie, za zdrajców. Dlatego oficerów w Katyniu oficjalnie „musieli” wymordować Niemcy, a nie Sowieci, by wzmocnić komunistyczne władze. Dlatego w latach 1945-1956 zginęło ok. 50 tysięcy bohaterów podziemia niepodległościowego, których kazano nazywać bandytami, a protestujących w latach 1956, 1970 i 1976 roku obywateli – warchołami i wrogami ludowej władzy.
Dziwimy się, że do dzisiaj nie powstały nowe, dobre filmy o Powstaniu Warszawskim, o wojnie bolszewickiej 1920, o sukcesach polskiego oręża w czasie II wojny światowej. Doczekaliśmy się filmu o generale „Nilu”, o Katyniu, o ks. Jerzym Popiełuszce, powstało kilka spektakli w cyklu Scena Faktu TVP i straszliwie nieudana opowieść o roku 1920. To mało w stosunku do licznych i fascynujących historii, które moglibyśmy sobie opowiadać.
Polskie bohaterstwo okazało się także w III RP niepożądane, a polscy twórcy nie mają dość odwagi, by opowiadać nasze bohaterskie historie. Nic dziwnego, że także w sprawie śledztwa smoleńskiego można skutecznie manipulować Polakami, odwołując się do ich kompleksów i zaniżonej samooceny. Wielu z nas łatwiej przyjmuje „winę” polskich pilotów, polskiego generała, a nawet prezydenta, niż np. rosyjskich kontrolerów lub polityków odpowiedzialnych za cały lot rządowego Tu-154M.
Krzywdzące mity
Polskie kompleksy to struna, na której można grać bez końca. Pewnie dlatego przed każdymi ważnymi wyborami pojawiają się skrajnie stronnicze w interpretacjach książki i filmy o „zbrodniach polskiego antysemityzmu”, a nie ma filmów pokazujących ofiary zbrodni popełnionej przez Ukraińców na polskich (!) sąsiadach. Pewnie dlatego podtrzymywany jest mit o konieczności wprowadzenia stanu wojennego. Skala upokorzenia, przez którą w grudniu 1981 roku przeszli Polacy, jest – nawet jak na polityczne uwarunkowania Europy 1981 roku – bezprecedensowa i dlatego wciąż żywe są ślady tamtej manipulacji na naszych uczuciach i godności narodowej.
CBOS zapytał Polaków w 2009 roku o gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Z jednej strony większość badanych uznała, że Jaruzelski dobrze zasłużył się Polsce, z drugiej – przewagę (48 proc.) zdobyła opinia, że „większość Polaków będzie pamiętać go jako postać negatywną”. Stan swoistej schizofrenii, która cechuje nasz stosunek do stanu wojennego, widoczny jest także w wynikach sondażu TNS OBOP z 2008 roku. Pozornie, większość Polaków uważa, że stan wojenny był konieczny, ponieważ groziła nam „obca interwencja”, „rozlew krwi” i katastrofa. Jednak na pytanie o to, jak po upadku dawnego ustroju demokratyczna Polska obeszła się z twórcami stanu wojennego, funkcjonariuszami SB, działaczami partyjnymi wysokiego szczebla i sędziami, którzy wydawali wyroki na partyjne zlecenie, odpowiedzieliśmy w większości: potraktowano tych ludzi zbyt łagodnie.
Ponad połowa (53 proc.) uznała, że „zbyt łagodnie” potraktowano funkcjonariuszy SB oraz sędziów (51 proc.) posłusznych partyjnym poleceniom. Z generałami, którzy wprowadzili stan wojenny, obeszliśmy się „zbyt łagodnie” – 41 proc., a także z działaczami partyjnymi wysokiego szczebla – 43 procent. Innymi słowy, niby akceptujemy wprowadzenie stanu wojennego, ale równocześnie uważamy, że demokratyczna Polska zlekceważyła problem odpowiedzialności za jego wprowadzenie. Od stanu wojennego minęło 31 lat, a Polacy nadal są w tej fundamentalnej kwestii podzieleni.
Rozdwojeni
Jakie są nasze mocne i słabe strony? Dokładnie takie, jak ukryte w nas sprzeczności.
Jesteśmy wytrwali i konsekwentni w chwilach trudnych, jak w stanie wojennym, oraz nieroztropni – gdy sądzimy, że trudności mamy za sobą, jak po 1989 roku.
Jesteśmy samosterowni, gdy sytuacja jest niepewna, a na swoje elity liczyć nie możemy, oraz łatwowierni, gdy czujemy się bezpieczni. To przecież zwyczajni Polacy wywrócili 4 czerwca 1989 roku Okrągły Stół, głosując w wyborach wbrew zaleceniom swoich solidarnościowych elit z Lechem Wałęsą na czele, który zachęcał do głosowania na listę krajową. W pierwszej turze, przy frekwencji 65 proc., wybrali tylko (!) tych, których w ramach 35-procentowej demokracji naprawdę mogli wybierać. Pozostałą, niedemokratyczną część wyborów zlekceważyli i lista krajowa padła. W drugiej turze, gdy tylko dobierano posłów z listy PZPR, ZSL i SD, frekwencja wyniosła zaledwie 26 procent.
Jesteśmy też radykalni i pragmatyczni, gdy walczymy o wolność i godność, oraz wielkoduszni i wspaniałomyślni, gdy sądzimy, że zwycięstwo mamy za sobą. Przykład wielomilionowej „Solidarności” oraz nasz późniejszy stosunek do odpowiedzialnych za stan wojenny, za zbrodnie komunizmu, za wiele bardzo kosztownych dla budżetu afer, jest tego najlepszym dowodem.
Zdecydowanie łatwiej nam odebrać wiarę w siebie niż nadzieję, podobnie jak łatwiej nam wmówić kompleksy i moherowe zacofanie, niż zabrać naszą wiarę i religijność. Dlatego pamiętajmy żywą pamięcią Jana Pawła II nie tylko jako Ojca Świętego, lecz także jako twórcę naszej przemiany i autora przewodnika po polskości pt. „Pamięć i tożsamość”.
http://www.naszdziennik.pl/wp/18876,mocne-strony-polakow.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. pora to sobie uświadomić, siła jest w nas
wybór „jestem Polakiem, jestem Polką” zawsze zajmuje pierwsze miejsce. W 1995 roku wybrało go 85 proc. badanych Polaków, w 1998 – 87 proc., w 2002 – 83 proc, w 2006 – 86 proc., a w 2007 roku 94 procent. Na drugim miejscu wybieramy „jestem mężczyzną, jestem kobietą”, na trzecim – „jestem osobą wierzącą”, dalej – „jestem obywatelem Polski, jestem ojcem/matką, mieszkańcem regionu, miasta, miejscowości oraz Europejczykiem” (na siódmym miejscu). Najważniejsze składniki naszej tożsamości to narodowość, płeć, wiara, polskie obywatelstwo, role rodzinne, poczucie lokalności oraz na 7. miejscu europejskość.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Mimo wielu negatywnych zjawisk w polskiej gospodarce sprawowaniu władzy przez targowiczan, społeczeństwo polskie, nadal jest bardzo mądre.
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz