Włosi sprzeciwiają się cięciom wynikającym z przeglądu wydatków dokonanego przez premiera Montiego (redukcje zatrudnienia i finansowania badań publicznych, wzrost opłat za studia), co może ich zdaniem doprowadzić do upadku wielu dziedzin nauki. Uważają, że  badania naukowe, edukacja, szkolnictwo wyższe, nie są już postrzegane jako motory rozwoju kraju, ale jako balast do cięcia, z czym się nie zgadzają.

Domagają się potwierdzenia prawa do edukacji, odpowiedniego popytu inwestycyjnego, przestrzegania zasad naukowych i organizacyjnych, obrony godności zawodu pracowników publicznych.

Jutro w Rzymie będą miały miejsce przemarsze pracowników sektora nauki, organizowane przez ich związki zawodowe FLC (Federazione dei Lavoratori della Conoscenza) i FP (Federazione dei Lavoratori della Funzione Pubblica - pracownicy sektora publicznego) pod patronatem Włoskiej Generalnej Konfederacji Pracy (CGIL).

12 października w całym kraju - strajk „szkolny”. Na ulicach odbywać będą się demonstracje studentów, rodziców, stowarzyszeń, domagających się więcej godności w pracy, wzrostu inwestycji, zmian w polityce edukacyjnej.

A więc Włosi nie chcą być tylko najemnikami w biurokratycznej, masońskiej Europie. Chcą zachować swój dotychczasowy status kraju o wysokim poziomie badań naukowych i technologicznych. Dmuchają na zimne. Brawo!

A co na to polscy „naukowcy” i związkowcy? Dopuściliśmy do sytuacji, że możemy już walczyć prawie wyłącznie o prymitywne stanowiska pracy.


Zdjęcie: siedziba Włoskiej Generalnej Konfederacji Pracy (CGIL)