Rozkaz 00485 z 11 sierpnia 1937 r., wydany przez szefa NKWD Nikołaja Jeżowa, pociągnął za sobą śmierć 111 091 Polaków. Jedyne kryterium ludobójstwa - etniczne
Niewiele pamiętamy. Coraz mniej wiemy o naszej wspólnej historii. Niedawna wypowiedź rzecznika SLD, w której umiejscowił on Powstanie Warszawskie w 1988 roku, nie jest już dzisiaj niczym wyjątkowym. To raczej typowy obraz polskiej świadomości historycznej przeoranej przez maszynerię obojętności i zapomnienia, sprawnie funkcjonującą w III RP.
Poza jednym wyjątkiem, który symbolizuje Jedwabne: wytrwała praca najpotężniejszych ośrodków medialnych tej samej III RP, by czas II wojny światowej kojarzył się dzisiejszym Polakom ze wstydem współodpowiedzialności za holokaust ludności żydowskiej.
Na szybko kurczącym się skrawku wspólnej pamięci narodowej walczymy o to, by poza Jedwabnem utrzymać także wspomnienie Westerplatte, Monte Cassino, Powstania Warszawskiego, nie tylko bohaterskich walk, ale i cierpień zadanych polskiej wspólnocie w czasie II apokalipsy.
Tego miejsca jest już tak mało, że niekiedy nawet obrońcy pamięci o Katyniu traktowani są jako swego rodzaju rywale dla tej grupy, dla której szczególnie bolesna jest pamięć masowych zbrodni nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej w latach 1943-1944, a jedni i drudzy wydają się zabierać przestrzeń publicznej żałoby tym, dla których najważniejsze w oczywisty sposób pozostaje ludobójstwo niemieckie na Polakach i setki jego symboli: Bydgoszcz, Piaśnica, Stutthof, Palmiry, Dachau, Pawiak, Auschwitz...
Rozkaz 00485
Czy możemy jeszcze coś zmieścić w tym krajobrazie pamięci polskich bohaterów i ofiar tragicznej historii XX wieku, kiedy wszelka polska martyrologia jest tak wyśmiewana, przyjmowana zaporowym ogniem szyderstwa najpotężniejszych mediów i wykreowanych w nich autorytetów?
Nie wiem, czy możemy. Wiem, że musimy - bo to nasz, nie tylko polski, ale po prostu ludzki obowiązek. Musimy do kalendarium naszej zbiorowej pamięci wprowadzić jeszcze jedną datę, symbol losu Polaków i zarazem wspomnienie ponad 150 tysięcy konkretnych istnień ludzkich, przekreślonych jednym rozkazem wydanym przez najbardziej zbrodniczy system w historii XX wieku.
Musimy przypomnieć rozkaz 00485 z 11 sierpnia 1937 r. szefa NKWD Nikołaja Jeżowa na podstawie wydanej dwa dni wcześniejszej decyzji Politbiura Wszechrosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). To rozkaz o ludobójstwie Polaków mieszkających w ZSRS. Nie było wcześniej pojedynczego dokumentu, który pociągnąłby za sobą świadomą likwidację tak wielkiej liczby ludzi na podstawie kryterium etnicznego.
Jeżow ogłosił walkę z "faszystowsko-powstańczą, szpiegowską, dywersyjną, defetystyczną i terrorystyczną działalnością polskiego wywiadu w ZSRS", jaką rzekomo miała prowadzić gigantyczna siatka Polskiej Organizacji Wojskowej (POW - rozbita już całkowicie na terenie państwa sowieckiego w 1921 r.).
Stawiał też jasno zadanie podległym służbom NKWD w całym państwie: "całkowita likwidacja nietkniętego do tej pory, szerokiego, dywersyjno-powstańczego zaplecza POW i podstawowych ludzkich rezerw ["osnownych ljudskich kontingientow"] wywiadu polskiego w ZSRS". Owo "zaplecze" i "podstawowe rezerwy" mogli tworzyć wszyscy, którzy mieli wpisaną do paszportów narodowość polską.
Według spisu powszechnego w ZSRS, w 1926 roku było takich osób 782 tysiące. Według następnego spisu, z 1939 roku, liczba Polaków w ZSRS zmniejszyła się do 626 tysięcy. To był właśnie efekt systemu bezprecedensowych prześladowań, jakim poddani zostali w państwie Stalina Polacy.
Ponad 150 tysięcy - rozstrzelanych (nie tylko w latach 1937-1938), zmarłych w czasie deportacji, zamęczonych głodem w 1932-1933. Nie mniej niż co drugi dorosły mężczyzna został w tej polskiej wspólnocie losu pozbawiony życia.
Pierwszą książkę tej zbrodni ("Pierwszy naród ukarany: Polacy w Związku Radzieckim w latach 1921-1939", Warszawa 1991), jeszcze bez dostępu do podstawowych źródeł sowieckich, poświęcił Rosjanin z urodzenia - dziś profesor Uniwersytetu Opolskiego - Mikołaj Iwanow.
Przełomowe znaczenie w poznaniu skali tej operacji miały prace rosyjskich badaczy z Memoriału: Nikity Pietrowa i Arsenija Rogińskiego (z 1993 i 1997 roku), którzy przedstawili oficjalne dane NKWD. Kto nie ufa polskiej skłonności do cierpiętnictwa, niechaj zaufa sprawozdawczości wewnętrznej NKWD.
To są jej dane: w "operacji polskiej", między wrześniem 1937 a wrześniem 1938 roku, zostało aresztowanych 143 810 osób. Spośród nich 111 091 rozstrzelano. Nie wszyscy byli etnicznymi Polakami, ich liczbę wśród straconych w tej jednej operacji szacuje się na 85 do 95 tysięcy.
Polacy byli jednak zabijani systematycznie w państwie sowieckim także w innych operacjach: od czasu pogromów polskich dworów i zaścianków w 1917 roku, poprzez prześladowania księży i wiernych Kościoła katolickiego (w polskiej literaturze historycznej najbardziej kompetentnie przypomina te prześladowania w licznych swych monografiach i kompendiach ks. Roman Dzwonkowski); następnie przez ofiary wspomnianej już operacji "antykułackiej" z lat 1930-1931; ofiary Wielkiego Głodu z 1932 i 1933 roku, zarówno na Ukrainie, jak i w Kazachstanie (przecież od głodu ginęli nie tylko Ukraińcy i nie tylko Kazachowie); dalej - wskutek kolejnych fal aresztowań i deportacji ludności polskiej najpierw z terenów przygranicznych z II RP na sowieckiej Ukrainie i Białorusi, a następnie (w 1936 r.) w ogóle z tych republik do Kazachstanu.
W okresie największego nasilenia terroru - 1937-1938 - Polacy byli rozstrzeliwani także masowo w ramach mniejszych operacji NKWD, takich jak np. "niemiecka" (likwidująca "niemieckich szpiegów"), "czyszczenie" samego NKWD z wprowadzonego do niego licznie jeszcze przez Dzierżyńskiego "polskiego elementu" - i wiele innych.
Statystyka zbrodni
Rozkaz nr 00485, pierwotnie mający obowiązywać 3 miesiące, został przedłużony na blisko dwa lata. Jego zabójcze efekty - przypomnijmy: ponad 111 tysięcy rozstrzelanych na podstawie jednego rozkazu, to jest ponad pięć razy więcej niż w całej operacji katyńskiej - dopełnił cztery dni później wydany kolejny rozkaz Jeżowa. Nosił on numer 00486, a dotyczył rodzin "zdrajców ojczyny" (nie tylko Polaków).
Aresztowania mogli uniknąć tylko ci, którzy wydali swoich najbliższych. Dzieci powyżej 15. roku życia podlegały "dorosłym" represjom. Młodsze miały być kierowane do domów dziecka lub do pracy.
Na absolutnie wyjątkową skalę represji skierowanych przez państwo sowieckie przeciw Polakom zwrócił uwagę profesor Uniwersytetu Harvarda Terry Martin. Na podstawie imiennej listy ofiar rozstrzelanych w latach 1937-1938 w Leningradzie obliczył, że Polacy byli zabijani 31 razy częściej, aniżeli wynikało to z ich liczebności w tym mieście.
Innymi słowy: Polak w Leningradzie i okolicach miał w okresie największego nasilenia Wielkiego Terroru 31 razy mniejszą szansę przeżycia aniżeli przeciętny mieszkaniec tego najbardziej doświadczonego przez zbrodnie stalinowskie miasta.
Profesor Uniwersytetu Yale Timothy Snyder obliczył taką statystykę dla całego Związku Sowieckiego czasu Wielkiego Terroru: Polacy byli w niej, niestety, narodem wybranym. Wybór Stalina zdecydował o tym, że byli 40 razy częściej rozstrzeliwani, niż wynosiła przeciętna dla wszystkich narodów ZSRS.
Polaków było w ZSRS 0,4 proc. ogółu ludności, natomiast w grupie 681 tysięcy rozstrzelanych w latach 1937-1938 stanowili ok. 13-14 proc. ofiar. Tyle sucha statystyka na podstawie danych NKWD. Ale, jak słusznie napisał Snyder w swojej monografii "Skrwawione ziemie" (2010), musimy przede wszystkim pamiętać, że każda z ofiar miała imię, każda to indywidualna biografia, każda zasługuje na ludzką pamięć.
Z przejmującą empatią losy Polaków mordowanych w ramach operacji NKWD na Ukrainie w latach 1937-1938 przedstawił najwybitniejszy chyba współcześnie badacz systemu stalinowskiego profesor Hiroaki Kuromiya z Uniwersytetu Indiany. W jego książce "Głosy straconych" (wydanie polskie 2008, wydanie amerykańskie 2007) możemy zobaczyć tę wielką zbrodnię przez pryzmat indywidualnych losów ludzi rozstrzeliwanych tylko za stwierdzenie "Polska to dobry kraj" (to oznaczało "faszystowską agitację") albo za niezgodę na wyrzeczenie się polskiego męża czy żony.
Inny autorytet studiów nad sowieckim totalitaryzmem, profesor Norman Naimark z Uniwersytetu Stanforda, w swej książce "Stalin´s Genocides" (2011) nie waha się porównać sytuacji Polaków pod panowaniem sowieckim - od września 1937 do lipca 1941 roku ("amnestia" po układzie Sikorski - Majski) - do sytuacji Żydów w okresie holokaustu. Prawda o wielkiej zbrodni na Polakach pod panowaniem Stalina zaczyna się przebijać do świadomości - przynajmniej kół akademickich - na Zachodzie.
Biała plama w podręcznikach
A u nas? Z najnowszych podręczników dopuszczonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do I klasy szkół ponadgimnazjalnych - a więc podsumowujących wiedzę polskich uczniów o historii XX wieku - żaden nie zawiera najmniejszej choćby wzmianki o tej, raz jeszcze powtórzmy, największej zbrodni dokonanej na Polakach w minionym stuleciu.
Nie ma też w ogóle tego tematu wśród realizowanych przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (finansowane z budżetu państwowego, powołane z inicjatywy premierów Putina i Tuska po spotkaniu w Smoleńsku) problemów badawczych.
Najważniejszymi zdobyczami naszej historiografii są w tym zakresie wciąż tylko wycinkowe zbiory dokumentów - dwutomowa publikacja IPN "Wielki Terror: Operacja Polska 1937-1938" (2010), oparta na materiałach pozyskanych z archiwów ukraińskich, jak również wybór w opracowaniu Tomasza Sommera ""Rozstrzelać Polaków". Ludobójstwo Polaków w Związku Sowieckim w latach 1937-1938. Dokumenty z Centrali" (2010).
Ostatnio przegląd interpretacji tej wielkiej zbrodni przedstawiono w dwumiesięczniku "Arcana" (nr 106-107: 4-5/2012), zbierając przy okazji jej 75. rocznicy wypowiedzi wszystkich poważnych badaczy tego zagadnienia: Nikity Pietrowa, Hiroaki Kuromiyi, Krzysztofa Jasiewicza, Marka Jana Chodakiewicza, Bogdana Musiała, Tomasza Sommera, Jerzego Bednarka, Jana Jacka Bruskiego, Marka Kornata, Henryka Głębockiego. Oni właśnie mówią najdobitniej, dlaczego nie można o tej zbrodni zapomnieć.
Profesor Marek Kornat wskazuje, iż zbrodnia ta spełnia bezdyskusyjnie definicję ludobójstwa przyjętą przez Konwencję ONZ w grudniu 1948 r., mówiącą o "niszczeniu grup narodowych, etnicznych, rasowych i religijnych". Stwierdza także, iż historia tej bezprecedensowej zbrodni powinna być przyjęta do wiadomości przez historyków polskiej polityki zagranicznej okresu międzywojennego: eksterminacja polskiej grupy narodowej w ZSRS pokazuje, że "możliwości pokojowej egzystencji Polski z państwem Sowietów w zasadzie nie istniały (...) kierownictwo stalinowskie postrzegało Polskę jako wroga, z którym nie może być zbliżenia".
Tomasz Sommer i Henryk Głębocki podkreślają, że trzeba się upominać o pamięć tej zbrodni w imię prawdy historycznej o czasach Wielkiego Terroru. Pojęcie to, łączone z latami 1937-1938, obecne we wszystkich podręcznikach do historii (także polskich) XX wieku, ograniczane jest najczęściej do rozprawy Stalina ze starymi kadrami "leninowskimi" i wierchuszką Armii Czerwonej.
Dzisiejsza propaganda historyczna w Rosji, bezkrytycznie przyjmowana przez dominującą część mediów w Polsce, przedstawia Wielki Terror, Wielką Czystkę jako wewnętrzną tragedię Rosjan, "domowy konflikt", o którym mają prawo mówić tylko Rosjanie.
Tymczasem według danych NKWD, wśród 681 tys. rozstrzelanych w latach 1937-1938 ofiary tzw. operacji narodowościowych to 247 tysięcy osób (na czele z Polakami), a ponad 350 tysięcy - "kułacy" (niekoniecznie Rosjanie, wśród nich było także bardzo wielu Polaków, na pewno natomiast nie było w tej kategorii komunistów). Polskie ofiary, tak liczne w tej straszliwej zbrodni, pozostają "nieme". Nie możemy im oddać głosu, ale możemy, musimy przywrócić pamięć o nich. Nie możemy dopuścić do ich rozpuszczenia w fałszywym obrazie Wielkiej Czystki, w której pamięta się tylko o Bucharinie, Zinowiewie, Tuchaczewskim...
Alternatywny przekaz pamięci
Marek Jan Chodakiewicz i Nikita Pietrow zwracają uwagę na inny, nie mniej ważny aspekt tej pamięci. "Pamiętając ofiary, czcimy je, a potępiamy katów. Przekazując historię o ofiarach, pomagamy innym dojść z sobą do ładu. Chodzi głównie o post-Sowietów, większość z nich to spadkobiercy ofiar komuny, ale sami o tym nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć. (...)
Podnosząc dzieje eksterminacji Polaków w ZSRS, tworzymy alternatywny wobec oficjalnego (putinowskiego) paradygmatu pamiętania ofiar. Ten drugi opiera się na rusyfikacji i prawosławizacji ofiar". Warto o tych słowach profesora Chodakiewicza pamiętać, kiedy obserwujemy, jak nad Katyniem zaczyna dominować prawosławna cerkiew...
Ale warto także usłyszeć głos uczciwej, dążącej do prawdy Rosji, jaką reprezentuje Nikita Pietrow, który z ubolewaniem stwierdza, że obecne "rosyjskie władze występują w roli ukrywających przestępstwa stalinowskie". Jeśli chcemy pomóc uczciwej Rosji, tej, która chce dojść do ładu sama z sobą - musimy przypominać o ukrywanych, relatywizowanych, a nawet usprawiedliwianych zbrodniach sowieckiego imperium - tak na Rosjanach, jak i na "inorodcach".
Profesor Krzysztof Jasiewicz ujmuje istotę naszego obowiązku inaczej: "Powinniśmy przywrócić z niebytu nazwiska Ofiar i ich groby oraz zapewnić im godne miejsce na pomnikach, w nazwach ulic, w formie specjalnego muzeum itp. Nie powinniśmy zgadzać się na wspólne cmentarze wraz z innymi nacjami, bo to służy na obszarze postsowieckim do rozmydlania zbrodni i obniżania jej rangi. Kaci i ich pomocnicy winni być znani. Polska musi upominać się o Polaków pod każdą szerokością geograficzną".
Henryk Głębocki podsumowuje wszystkie motywy pamięci o zbrodni, której 75. rocznicę właśnie powinniśmy obchodzić. To nasz obowiązek - wyrzut sumienia, także dlatego, że nawet dla potomków deportowanych do Kazachstanu rodzin ofiar "operacji polskiej" nie udało się stworzyć szerszego programu pomocy. Musimy wiedzę o tej zbrodni utrwalić i rozpowszechnić, dzieląc się nią z innymi - "tak na Zachodzie, jak i dawnej "nieludzkiej ziemi" - właśnie po to, żeby stała się bardziej ludzka".
Od siebie dodam ten jeszcze postulat i pytanie, które już od wielu miesięcy powtarzam: Musimy wprowadzić tę trudną pamięć do polskich szkół, do polskich rozmów, do polskich modlitw. Jeśli nie zrobimy tego, trudno będzie od nas - jako politycznej wspólnoty - wymagać szacunku dla innych ofiar.
2 komentarze
1. Zagłada polskiej wsi Białystok
W latach 1937-1938 NKWD zamordowało niemal wszystkich
mężczyzn w polskiej wsi Białystok na Syberii. Uznano ich za "wrogów
ludu" i "polskich powstańców" lub "szpiegów".
Narazili się już w okresie przymusowej kolektywizacji, broniąc
się przez długie pięć lat przed projektem zamiany ich wsi w kołchoz.
Sowiecka włast´ im to zapamiętała. Kiedy przyszedł Wielki Terror i
rozglądano się na wszystkie strony za "wrogami", miejscowe NKWD uznało
Białystok za miejsce, gdzie można w części zrealizować plan zbrodni
przygotowany dla obwodu Tomska.
Wieś była biedna, liczyła około 500 mieszkańców i nie miała żadnych
kontaktów z odległą Polską, bo to przecież daleka Syberia, ale to nie
miało żadnego znaczenia. Liczył się plan i liczba trupów.
"Dobrowolcy"
Wieś Białystok (tak nazywana od roku 1914) w obwodzie tobolskim była
nietypowa, jeśli chodzi o polskie wyobrażenia o Sybirze. Na ogół
uważamy, że wszyscy Polacy, którzy się tam znaleźli, to ofiary represji
rosyjskich, potem sowieckich.
Tymczasem wielu Polaków osiadło na Syberii dobrowolnie. Kiedy nasi
ubodzy rodacy z Galicji i z zaboru pruskiego wyjeżdżali pod koniec XIX
wieku za chlebem do Ameryki, Kanady czy Nowej Zelandii, na obszarze
imperiów carów podobną rolę "ziemi obiecanej" pełniła Syberia.
Rządowi rosyjskiemu Piotra Stołypina zależało na reformie rolnej i
zagospodarowaniu olbrzymich obszarów Syberii. Namawiano ubogich
mieszkańców zachodnich guberni Rosji do kolonizowania Syberii przez
system ulg i zachęt - począwszy od przewozu dobytku i zwolnień z
podatków państwowych, skończywszy na przydziale sybirskiej ziemi pod
osiedlenie. W taki sposób powstała w roku 1898 sybirska osada nazwana
później Białymstokiem na pamiątkę miasta stron rodzinnych większości
osiedleńców.
Osada się rozrastała i krzepła z roku na rok. Osiedleńcy od początku
myśleli o kościele. Mimo wielkiej biedy w pierwszych latach ogromnym
wysiłkiem wznieśli świątynię. To z kolei przyspieszyło rozbudowę wsi, bo
Polacy z dala od stron rodzinnych zawsze szukali kościoła, możliwości
wspólnej modlitwy, nade wszystko ochrzczenia dzieci i wychowania ich po
katolicku. To pragnienie było tak silne, że jeden z pierwszych osadników
Aleksander Jocz, gdy urodziła mu się Maria Magdalena, sprzedał krowę i
rzeką Ob popłynął do Tomska, żeby ochrzcić córeczkę. Od roku 1908
Białystok miał swój kościółek.
Diabeł machnął ogonem
Nieszczęścia nadeszły wraz z rewoltą bolszewicką w Rosji. Bolszewizm
zainstalował się na dobre na Syberii w roku 1920. W roku 1923 bolszewicy
wygnali z Białegostoku proboszcza ks. Mikołaja Michasionka i zaczęli
agitację antykatolicką. Wkrótce zamknęli też kościół, co było dla ludzi
prawdziwym nieszczęściem i zapowiedzią jeszcze większych dramatów w
kolejnych latach.
Do ściągnięcia dzwonu na ziemię za pomocą sznura bolszewicy użyli
dzieci ze szkoły. To miała być "lekcja wychowawcza". Dzwon upadł na
ziemię z głuchym jękiem, jakby sam Pan Bóg zapłakał, i rozbił się. To
był zły znak. Potem łotry sprofanowały krzyż. Ostateczne rozgrabienie
kościoła, zamienienie go na spichlerz na zboże, następnie na wiejski
klub, nastąpiło później.
Potem przyszła przymusowa kolektywizacja. Dla ludzi wyrosłych z
wielkiej biedy, spragnionych własnej ziemi i chudoby, kołchozy były
przekleństwem. Białostocczanie opierali się kolektywizacji aż do roku
1935. Ponieważ agitacja i straszenie nie pomagały, do wsi przyjechało
NKWD. Aresztowali 17 chłopów, oskarżyli o agitację antysowiecką i plany
zabicia aktywistów partyjnych. Ośmiu postawiono przed sowieckim "sądem" i
skazano na łagry. Tylko trzech wróciło do swoich, pozostali przepadli.
Wkrótce w Białymstoku powstał kołchoz Czerwony Sztandar... Najgorsze
jednak dopiero miało przyjść.
Wielki Terror
Zaledwie dwa dni po złowieszczym rozkazie Nikołaja Jeżowa, szefa
NKWD, rozpoczynającego Operację Polską w całych Sowietach, 13 sierpnia
1937 roku do Białegostoku przybyło NKWD i aresztowało kilkunastu
mężczyzn, wśród nich kierownika szkoły Piotra Czerwonego i weterynarza
Feliksa Michnię. Enkawudziści powiedzieli, że to polscy
kontrrewolucjoniści, członkowie POW, przygotowujący się do powstania
przeciwko sowieckiej własti...
Zarzuty wobec weterynarza znane są Polakom nie tylko z Syberii i nie
tylko ze Związku Sowieckiego. Miał to być, według NKWD, groźny
sabotażysta, który świadomie rozprzestrzeniał chorobę kołchozowych koni i
zarazę u świń...
Pod koniec lat 40. w Polsce UB oskarżył inżyniera Zielke, zarządcę
majątku rolnego na Powiślu, o sabotaż. Podobno specjalnie źle zakopcował
kartofle, żeby gniły, i osłabiał w ten sposób "nową rzeczywistość".
Dostał za to karę śmierci! Podobnych przypadków było wtedy więcej. Nie
do końca zdajemy sobie sprawę, że "polski" UB był delegaturą NKWD i
przejął diabelskie metody wprost z Sowietów. Inżynier Zielke zginął
oczywiście nie za kopce ziemniaczane, tylko za współpracę ze szwadronem
mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki".
Metody "śledztwa" NKWD w sprawie aresztowanych białostocczan musiały
być bardzo przekonujące, skoro niewinny weterynarz podpisał się pod
napisanym mu zeznaniem, że właśnie szykował otrucie wszystkich koni
kołchozowych, a kierownik szkoły przyznał się, że należał do POW i że
wciągnął go do tej organizacji ks. Żukowski.
Mechanizm zawsze ten sam: jeśli jest ksiądz w pobliżu, trzeba go
wciągnąć do sprawy jako "prowodyra". Takie i podobne szablony sowieckie
obowiązywały w Polsce "ludowej" przez całe lata. W przypadku propagandy
(np. antykościelnej) obowiązują w niektórych "mediach", zwłaszcza
elektronicznych, do dziś...
Oskarżony Feliks Jocz miał rzekomo podpalić chlew kołchozowy. Tak
napisano i on się pod tym musiał podpisać, mimo że w białostockim
kołchozie chlewa nie było...
18 października 1937 roku dziewięciu aresztowanych białostocczan
zostało skazanych na karę śmierci i wkrótce zamordowano ich w nieznanym
miejscu. Włast´ sowiecka "rehabilitowała" ich w 1958 roku...
Trudno powstrzymać się przed refleksją, że sowieckie "rehabilitacje"
wiele lat po dokonanych zbrodniach noszą znamiona zwykłej manipulacji
ludźmi, a nie aktu sprawiedliwości. Dzieci białostocczan czekały na
"rehabilitację" ojców przez 20 lat i więcej od dokonanych zbrodni, przez
7-10 lat od śmierci Stalina, przez kilka lat od referatu Chruszczowa
potępiającego "kult jednostki".
A sam Chruszczow "odnowiciel" był w czasach Wielkiego Terroru
członkiem Komitetu Centralnego WKP(b), w roku 1939 organizatorem
represji na kresowych Polakach i ich sowietyzacji. Systemowi sowieckiemu
potrzebne były "odwilże" i "rehabilitacje", by skuteczniej mamić ludzi.
Kolejne tygodnie i miesiące przynosiły ludziom z Białegostoku nowe
tragedie rodzinne. Zbrodniarze z NKWD przyjeżdżali tu jeszcze
wielokrotnie i scenariusz zawsze był ten sam: aresztowanie, zmyślanie
zeznań o POW, całkowite nieliczenie się z jakimikolwiek realiami w tych
"zeznaniach", bo bici okrutnie ludzie i tak musieli się pod wszystkim
podpisać.
Requiescant in pace
Na początku lat 90. Wasyl Haniewicz - urodzony w syberyjskim
Białymstoku w roku 1956, przewodniczący stowarzyszenia "Orzeł Biały" w
Tomsku i członek stowarzyszenia Memoriał, wydał książkę "Białostocka
tragedia". W roku 2008 - po przetłumaczeniu na język polski przez Adama
Hlebowicza - wydało ją Bernardinum - wydawnictwo diecezji pelplińskiej.
Wasyl Haniewicz napisał, że ta książka jest "wyznaniem miłości do
Polski i opowieścią o licznych prześladowaniach właśnie za tę miłość do
Ojczyzny. To opisanie Polaków, którzy zrządzeniem losu znaleźli się
daleko od swojego kraju, jednak nigdy o nim nie zapomnieli".
Haniewicz zamieszcza w swojej książce listę Polaków z Białegostoku -
osób z jego rodziny, sąsiadów, bliskich, osób znanych we wsi i
szanowanych przez współmieszkańców - "osądzonych" przez zbrodnicze
"trojki", głównie za rzekomą przynależność do POW, i zamordowanych
wkrótce po tych "wyrokach". Oto niektóre nazwiska z tej listy.
Antoni Artisz, lat 22, "osądzony" i zamordowany w nieznanym miejscu w
1937; Bolesław Artisz, lat 31, zamordowany w maju 1938; Jan Artisz, lat
33, i Józef Artisz, lat 35, zamordowani w maju 1938; Adam Arytmowicz,
lat 26, zamordowany w maju 1938; Paweł Bach, lat 34, zamordowany w
czerwcu 1938; Stanisław Bach, lat 38, zamordowany w maju 1938; Aleksy
Bek, lat 54, nauczyciel rodem z Warszawy, zamordowany w styczniu 1938;
Antoni Bielawski, lat 26, zamordowany w maju 1938; Wasyl Bielawski, lat
30, zamordowany w lutym 1938; Paweł Borysowiec, lat 26, zamordowany jako
jeden z pierwszych w sierpniu 1938; Wincenty Bujewicz, lat 36,
zamordowany w maju 1938; Włodzimierz Burzemowski, lat 32, zamordowany w
sierpniu 1938; ks. Hieronim Cerpento, lat 60, zamordowany w styczniu
1938; Konstanty Chwalko, nauczyciel, lat 39, zamordowany w listopadzie
1937; Piotr Czerwony, lat 32, kierownik białostockiej szkoły,
zamordowany w październiku 1937; Hipolit Haniewicz, lat 52, Kosma
Haniewicz, lat 46, Wasyl Haniewicz, lat 31, zamordowani w maju 1938. I
wielu, wielu innych - tylko z jednej, niedużej wsi.
"Na zawsze zapamiętałem - pisze Wasyl Haniewicz - słowa wydrapane na
ścianie celi więziennej przez jednego z Polaków, tuż przed
rozstrzelaniem: "Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować,
ale najtrudniej - cierpieć i za nią umierać""...
Piotr Szubarczyk, Oddział IPN Gdańsk
http://www.naszdziennik.pl/mysl/7090,zaglada-polskiej-wsi-bialystok.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Operacja Polska 1937-1938.
O Katyniu słyszeliśmy wszyscy. O przeprowadzonej 3 lata wcześniej „Operacji Polskiej” w wyniku, której z rąk NKWD
zginęło 5 razy więcej naszych Rodaków, wiemy tak mało, że wciąż
pozostaje ona białą plamą w świadomości historycznej współczesnego
Polaka. A mówimy przecież o pierwszym w XX wieku zaplanowanym i z zimną krwią przeprowadzonym ludobójstwie.
Dokładnie 79 lat temu (11 sierpnia 1937), ówczesny szef NKWD
Nikołaj Jeżow podpisał rozkaz nr 00485, który zapoczątkował rzeź lub
w najlepszym wypadku – wywózkę Polaków z terenów sowieckiej Ukrainy
i Białorusi w głąb ZSRS, głównie
do Kazachstanu i na Syberię. Operacja Polska miała trwać trzy miesiące,
trwała ponad rok (1937-1938). Jej bilans jest przerażający. Zamordowano
ponad 111 tys. naszych rodaków. Tylko dlatego, że byli Polakami.
– instruował czekistów Jeżow, a oni strzałami w tył głowy, a czasem salwami w spędzony tłum dokonywali rzezi.
Ich ofiarami byli głównie mężczyźni w sile wieku, bo zgodnie
z rozkazem Jeżowa byli oni „dywersyjno-powstańczym zapleczem Polskiej
Organizacji Wojskowej i podstawowymi ludzkimi rezerwami wywiadu
polskiego”. Na Syberię i do Kazachstanu wywieziono ponad 100 tys. osób –
przede wszystkim kobiet, dzieci i starców. O tej najkrwawszej
z operacji narodowościowych przeprowadzonych przez NKWD
niestety cały czas nie przeczytamy, lub znajdziemy jedynie marginalne
informacje, w podręcznikach szkolnych do historii. Do tej pory o tej
tragedii niemal wcale nie mówiły główne media.
Ofiary tego ludobójstwa nie mają nawet pomnika w wolnej
Polsce, w której wciąż stoją, a do niedawana remontowane były
za publiczne pieniądze pomniki armii sowieckiej. Nie mają też
swego dnia pamięci w kalendarzu polskich martyrologii ani innego święta,
w trakcie którego wspominamy tamte dramatyczne wydarzenia.
W przeciwieństwie do innych ofiar – np. ludobójstwa wołyńskiego –
pomordowani w latach 1937 - 1938 nie mają rodzin, które mogą upomnieć
się o pamięć swoich bliskich. Dlatego też zbadanie i podtrzymywanie
pamięci o tamtych dramatycznych wydarzeniach jest zadaniem dla Państwa
Polskiego. I tak jak kilka tygodni temu upamiętniliśmy ofiary
nacjonalistów ukraińskich tworząc nowe święto – Narodowy Dzień Pamięci
Ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów
na obywatelach II RP,
tak obecnie jesteśmy zobowiązani do podjęcia działań na rzecz
przywracania pamięci o naszych rodakach pomordowanych w czasie Operacji
Polskiej w Związku Sowieckim. Będzie to kolejny, ważny krok w kierunku
przywracania pamięci o historii Kresów, Polaków na Kresach i historii
Narodu Polskiego.
Do refleksji, ale również i do działania powinno nas skłonić to,
co o wydarzeniach z lat 1937-38 powiedział prof. Hiroaki Kuromiya
z Indiana University:
autor:
Michał Dworczyk
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl