W służbie interesów… dr Barbara Fedyszak-Radziejowska

avatar użytkownika Maryla

Krytycyzm wobec rządzącej PO jest wciąż zbyt ryzykowny

Lato to czas żniw, więc nic dziwnego, że jak co roku pojawił się w mediach temat wsi i rolnictwa. Tym razem jednak nie z okazji dożynek, lecz kolejnej „rozmowy kontrolowanej” między dwoma Władysławami: Serafinem, szefem KRRiOR, oraz Łukasikiem, byłym prezesem ARR.

Obydwaj panowie związani są z PSL oraz z firmami i instytucjami obsługującymi wieś i rolnictwo. Ponieważ rozmawiali o interesach, posadach, dochodach i koneksjach w sposób przypominający wcześniejsze „rozmowy kontrolowane” A. Michnika z L. Rywinem, A. Gudzowatego z J. Oleksym czy R. Sobiesiaka z M. Drzewieckim i Z. Chlebowskim, media zajęły się nepotyzmem i kolesiami w polityce, a dokładniej w Polskim Stronnictwie Ludowym. Dziennikarze ochoczo podjęli ten temat, bo wyłączne tropienie słabości opozycji nadwyrężyło nieco ich wiarygodność, a krytycyzm wobec rządzącej PO jest wciąż zbyt ryzykowny. Ale wobec polityków PSL można sobie pozwolić na ostre słowa i odważne postulaty. Tym bardziej że odwołanie M. Sawickiego ze stanowiska ministra rolnictwa zdawało się wspomagać umiłowaną Platformę.

Wróciły więc do łask deklaracje o znaczeniu uczciwości i profesjonalizmu w służbie publicznej. Jak to możliwe, pytano, że pracę w instytucjach rolnych otrzymywały prawie wyłącznie osoby związane z rodzinami, znajomymi i przyjaciółmi polityków PSL? Dlaczego nie mogły jej dostać dzieci i przyjaciele lekarzy, adwokatów, aktorów, dziennikarzy czy właścicieli kasyn z wielkich miast, tak licznie i bezskutecznie domagające się prawa do pracy w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa czy w Agencji Rynku Rolnego? Przecież sprawy wsi są im bliskie, a walka o unijne dopłaty dla polskich rolników to największe marzenie ich życia.

W tej sprawie sarkazm i złośliwość uważam za usprawiedliwione. Gdy negocjowaliśmy warunki akcesji do UE, znaczenie wysokości dopłat bezpośrednich rozumieli politycy PSL i Samoobrony, ale nie politycy, eksperci i dziennikarze niezwiązani z rolnictwem. Co gorsza, nie rozumieją tego do dzisiaj. Nie jest „winą” środowisk „okołorolniczych”, że większość elit pozawiejskich jest pewna trzech rzeczy: tego, że Wspólna Polityka Rolna jest niesłuszna, KRUS wymaga likwidacji, a budżet należy ratować, ograniczając środki kierowane na polską wieś. Nie są to wystarczające kwalifikacje do pracy w rolnych agencjach, firmach i instytucjach.

Czy to znaczy, że sytuacja w Ministerstwie Rolnictwa i zarządzanych przez nie instytucjach jest dobra, a PSL z wielkim poświęceniem, kosztem karier i własnych korzyści robi wszystko, co możliwe, dla rolników i mieszkańców wsi? Niestety nie, ale przyczyny słabości polskiej polityki w obszarze wsi i rolnictwa są złożone i sięgają czasów, o których nie chcemy dzisiaj pamiętać. Panuje zbiorowa amnezja, obejmująca praktycznie wszystko, co wiąże się z dramatycznym losem autentycznego PSL i co sprawia, że zarówno na scenie politycznej, jak i w prawicowym sposobie myślenia o państwie, gospodarce i wspólnocie narodowej wielkim nieobecnym jest ruch ludowy i agraryzm, zlikwidowane w 1948 r. przez komunistów.

Ówczesne PSL było ruchem patriotycznym, osadzonym w katolickiej tradycji, budującym społeczną aktywność oświatową, kulturalną i obywatelską na polskiej wsi. Stronnictwo Ludowe W. Witosa i PSL S. Mikołajczyka konsekwentnie odwoływały się do demokracji, wolności „na swoim”, prywatnej własności ziemi i spółdzielczości, która tworzyła podstawy przedsiębiorczości budowanej dla wspólnych zysków, a nie tylko na bezwzględnej, egoistycznej chciwości. Zarówno chłopskość, jak i wiejskość były wartością, a nie „obciachem”.

To, że w XX w. egalitaryzm krzewiły w Polsce niekomunizujące partie proletariackie, lecz ruch ludowy, szanujący prywatną własność ziemi, tradycję i Kościół katolicki, pomogło Polakom obronić się przed infiltracją komunizmu i Armią Czerwoną w roku 1920. Nic dziwnego, że po II wojnie światowej likwidacja takiego ruchu przez komunistów była nieuchronna. Wspaniała karta okresu wojennego, oskarżenie polityków PSL, S. Mierzwy, A. Bienia i K. Bagińskiego w moskiewskim „procesie szesnastu”, obecność 5 członków tej partii w procesie WiN w 1947 r. dawały PSL mocny mandat na czas po II wojnie światowej. Przyjęcie roli opozycji w 1946 i 1947 r. przyniosło tragedię, bo wyniki wygranych przez PSL wyborów i referendum komuniści sfałszowali. Zamordowano ponad stu członków PSL, aresztowano kolejnych stu kandydatów z jego list i prawie 2 tys. działaczy terenowych. Represje dotknęły ok. 100 tys. zwykłych członków, a mimo to kolektywizacja przegrała i polscy chłopi obronili prywatną własność ziemi. Na gruzach PSL powstało odżegnujące się od agraryzmu i firmujące kolektywizację ZSL. Liczba członków nowej partii spadła z 800 tys. w 1946 r. do 194 tys. w 1950 roku. W czasach PRL Stronnictwo obsługiwało sprawy wsi i rolnictwa pod ścisłą kontrolą PZPR. Po 1989 r. poparło rząd T. Mazowieckiego, a potem zmieniło nazwę, ale do programu formacji wprowadziło tylko rolnicze interesy, a nie prawicowe, agrarystyczne wartości.

W Europie i w USA ludowe (farmerskie) formacje współtworzyły prawicowe partie polityczne. W Polsce wieś i rolnictwo, zupełnie jak w czasach walki z kułakami, pozostają symbolem politycznego obciachu. Nie zbudujemy wspólnoty narodowej, demokracji i tak modnej dzisiaj „społecznej ekonomii” oraz spółdzielczej przedsiębiorczości bez wartości osadzonych w chłopskiej, agrarystycznej tradycji. Rolnicze interesy to za mało…

źródło :

 

dodane 2012-08-09 13:53

Barbara Fedyszak-Radziejowska

GN 32/2012

http://gosc.pl/doc/1224747.W-sluzbie-interesow

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz