Po prostu w i e m ...(5)

avatar użytkownika guantanamera

 

    Wielkie przepowiednie są jak podane z góry wyniki prostych doświadczeń z fizyki albo chemii. Ale tych doświadczeń wcale nie musimy wykonywać. I przepowiednie nie muszą się wypełnić. Ani przewidywanie, ani proroctwo nie oznajmiają nieuchronnego fatum, są jedynie wskazaniem na konsekwencje pewnych zdarzeń, zwłaszcza określonych działań człowieka w świecie. Człowiek nie musi doprowadzać swoich spraw do rozwiązań najgorszych z możliwych. I tak, jak nie spełniły się niektóre przepowiednie z Fatimy, tak mogą być powstrzymywane przepowiednie Apokalipsy.

Dobrze pamiętam tamte dni. Najpierw styczeń roku 1986. We Wrocławiu odpoczywałam od Warszawy. O pracy w dziennikarstwie teraz już nawet nie mam co marzyć, na szczęście zarobiłam w Szwecji trochę pieniędzy... Od maja 1985 roku dokładnie zmieniłam swój styl życia. Codziennie uczestniczę we Mszy świętej i modlę się za grzeszników. Trwa mój post w intencji Ojczyzny.

      W USA trwają przygotowania do lotu promu kosmicznego Challenger i w związku z tym startem odczuwam niepokój. Po prostu w i e m, że niebezpieczeństwo zawisło nad tym statkiem. I co z tego?! Jestem osobą kompletnie bezradną. Nie dość, że niewiele mogę zrobić,to nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Wanda. Tak, ona by zrozumiała. I wsparła – natychmiast, bez słów, milcząco. Co dwie myśli, dwie modlitwy, to nie jedna... Umiemy wspólnie przeciwstawiać się złu. Ale Wandy nie ma we Wrocławiu i nie wiem nawet czy jest w Polsce... A ci, z którymi podejmuję rozmowę chcą się modlić raczej o moje psychiczne zdrowie... Dzisiaj - teoretycznie - miałabym różne możliwości – na przykład telefon albo mail do ambasady...
       No i co? Temu, kto czyta te słowa proponuję wyobrazić sobie taką sytuację: w ambasadzie USA urzędnik albo urzędniczka podnosi słuchawkę. Żeński głos ostrzega, że nie wolno wypuścić w przestrzeń kosmiczną promu wahadłowego i że trzeba o tym powiadomić NASA... Co powiedziałby po odłożeniu słuchawki amerykański urzędnik? Myślę, że to samo, co w tej chwili myśli przynajmniej część czytających...

      A po wtóre, jak zwykle, najpierw sama odrzuciłam wewnętrzne ostrzeżenia, bagatelizując je i drwiąc z nich: „ - Bzdury!” Któraś z kolei zmiana terminu lotu Challengera. Niepokój narasta. W i e m, że niebezpieczeństwo, które czai się w przestrzeni może mieć bardzo zwyczajne, ziemskie źródło.

      Proszę o pomoc kuzyna. Wydaje mi się, że on, inżynier, elektronik, naukowiec powinien pomóc mi znaleźć jakieś rozwiązanie. Przyjeżdża, zasiadamy przy herbacie razem z moją Mamą i na razie rozmawiamy o niczym ... - Musimy coś zrobić - mówię wreszcie - za kilka dni wydarzy się coś strasznego... Widzę w ich oczach zdumienie i ten rodzaj troski, który nakazuje mi nie rozwijać dalej tematu.
     Teraz mój kuzyn opowiada o pobycie w Rydze. Z jego wyjazdem do Rygi - wtedy stolicy republiki łotewskiej ZSRR - wiąże się pasmo mocno podejrzanych wydarzeń. Otóż on i jego koledzy skonstruowali urządzenie osuszające drewno i niszczące larwy korników i spuszczeli mikrofalami. Początkowo pracownia konserwacji zabytków z którą podjęli współpracę skierowała ich do Szwecji. Zdziwiłam się nawet – nie do Sowietów? Z takim urządzeniem? I nagle kierunek został zmieniony – żadna tam Szwecja, mają jechać do Sojuza. Powiedziałam wtedy – wiesz, wy tego urządzenia z powrotem nie wywieziecie. I faktycznie - kiedy wracali, na granicy maszynę im zatrzymano. Oddano po kilku latach, nie wątpię, że została skopiowana. Gdy w którymś z odcinków z serii „Mc Gywer” ujrzałam scenę, w której radziecki szpieg uśmierca amerykańskiego dyplomatę lampą mikrofalową od razu pomyślałam o niszczącym korniki urządzeniu... Traktuję to porównanie nie całkiem serio, ale naprawdę żyjemy w czasach, gdy uczciwego człowieka powinien ogarniać strach, gdy jest o krok od dokonania jakiegoś odkrycia....

      I oto teraz po powrocie z republiki radzieckiej mój brat cioteczny zaczyna nam opowiadać o tym jak świetnie był tam zaopatrzony... sklep dla obcokrajowców. Słucham tej opowieści ze ściśniętym sercem. - Słuchajcie, naprawdę potrzebna jest pomoc – mówię znowu – chodzi o prom.... I znów ten wzrok pełen zdumionego zatroskania. Dzisiaj, „na spokojnie”, jestem w stanie ich nawet zrozumieć. Tak jak podejście do sprawy niektórych, a może większości osób czytających moje słowa.
Ale wtedy byłam przejęta. Nie rozumiałam też jak można zbywać los załogi, zwłaszcza tej nauczycielki, którą do załogi dołączono, jako tzw „zwykłą kobietę”. Osierociła dwoje dzieci...

    Dzień wcześniej od rana modlę się za astronautów. Start odłożono - cieszę się z tego i zaczynam uspokajać. - Chyba to moje przewrażliwienie - myślę, ale wieczorem ni stąd ni zowąd ożywa głuchy telefon. Już sam dzwonek - znienacka przeszywający tygodniową ciszę – brzmi niepokojąco. Telefonuje ktoś z Warszawy informując mnie, że dotarł list z Anglii, na który czekałam... Po tej jednej jedynej rozmowie telefon znów zamiera - żadnego sygnału, żadnego dźwięku, cisza. Kiedy i tak ma się napięte nerwy, dzwonek telefonu działa jak dzwon alarmowy. A tu chodzi o kontakt z krajem anglojęzycznym. I jeszcze to, że po rozmowie telefon głuchnie znowu...

      W dniu startu Challengera po południu zjawia się sąsiad z dołu. Kiedyś pracował w wojsku - to rzuca cień na naszą rozmowę. Chce się upewnić czy właściwie wymawia angielski tekst z podręcznika. Pracuje za granicą i znajomość tego języka jest mu często potrzebna. Kiedy słyszę jego prośbę, to zanim otworzył książkę, wiem czego będzie dotyczyła czytanka. Tak, właśnie tego się spodziewałam – czytanka jest o katastrofie lotniczej! A nad nami narasta ryk prawdziwego odrzutowca. Patrzę na zegar. 25 minut po trzeciej, planowy start Challengera ma się rozpocząć dokładnie za dwadzieścia minut.
        Mija pół godziny i z radia dowiaduje się, że start został odroczony. Znów chwila spokoju - nie na długo. Słyszę rosnące ostrzeżenie. „ - Alarm, alarm, uciekajcie!” - wołam myślami w przestrzeń, chociaż chce mi się krzyczeć na głos, i z trudem znoszę to straszliwe poczucie bezsilności. Następnego dnia, dotrze do mnie wiadomość, że o tej porze dzwonił do NASA producent pierścieni, prosząc o odłożenie lotu, ale prośba nie została wysłuchana. Więc ktoś niepokoił się w tym samym czasie i może ja „usłyszałam” to zaniepokojenie.
      

     Zbliża się 17 - ta. Wiem już, że próba startu zostanie podjęta. Tłumaczę sobie w myślach: „ - Przecież ci w NASA wiedzą co robią, nie decydowaliby się na start, gdyby istniało niebezpieczeństwo”. Ostatni raz mówię na głos o moich przewidywaniach mojej Mamie. Patrzy z zatroskaniem i przekonuje że nie mam racji - głosem osoby, która uważa, że trzeba uspokoić człowieka, który przecież kilka miesięcy jadł tylko chleb z wodą, a teraz nie je mięsa więc nic dziwnego, że z osłabienia nie czuje się normalnie …

       O 17. 30 wychodzę do kościoła. Modlę się w intencji Christy Mc Auliffe i jej dzieci oraz całej zalogi. W drodze powrotnej z oczu łzy płyną mi z oczu... Same...
    

      Kiedy wracam do domu moja Mama siedzi nieruchomo, wpatrzona w jeden punkt gdzieś na ścianie. - Coś się stało?! - pytam. - Nic. - mówi. Co za ulga... Zaczynam się cieszyć, że moje wszystkie obawy były tylko przywidzeniem. Ale te sekundy to już ostatnia chwila spokoju. - Challenger eksplodował - mówi Mama wciąż patrząc w ścianę.

       Wtedy byłam przekonana, że katastrofa została sprowokowana przez jakiś zwielokrotniony impuls elektromagnetyczny który zrobił spustoszenie w którymś z mikroprocesorów. Skąd mi to przyszło wtedy na myśl? Nie znam się na tym nawet dzisiaj, a co dopiero w 1986 roku! Więc nie potrafię odpowiedzieć.

    Winą obarczam - to przecież oczywiste - Związek Radziecki. Czternaście lat później, w roku 2000, przeczytam - oficjalnie, w codziennej prasie – że taki jest mechanizm prowokowania z daleka pożarów i „wypadków”, stosowany w praktyce. Czy zastosowano ten system w przypadku Challengera? W oficjalnych wyjaśnieniach mówi się tylko o pierścieniu uszczelniającym w prawym silniku rakiety dodatkowej na paliwo stałe, który z powodu silnego mrozu stracił swoje właściwości uszczelniające. 27 stycznia również zwracali na to zagrożenie uwagę inżynierowie firmy produkującej te pierścienie, ale NASA ostrzeżenia zlekceważyła.

      Katastrofę Challengera odchorowuję. Zwłaszcza, że przeczuwam już co będzie dalej. Będzie to katastrofa atomowa w Związku Radzieckim. W i e m, że tylko takie wydarzenie ostatecznie powstrzyma Związek Radziecki przed posunięciami stawiającymi świat na krawędzi Apokalipsy.

    Martwię się o ludzi, którzy mogliby zostać przez katastrofę dotknięci. Więc gdy kilka dni później wracam do Warszawy, swoje pierwsze kroki kieruję ku półkom z książkami, na których stoją jakieś wydawnictwa na temat Związku Radzieckiego. Odnajduję położenie elektrowni atomowych w ZSRR. A może katastrofa - ostatnie ostrzeżenie - dotknie nie elektrownię, ale instytut badań jądrowych na Syberii? Naukowcy wykryją awarię odpowiednio wcześnie i unikną jej skutków? Spędzam nad książką i mapą wiele godzin do późnej nocy – na przemian modląc się i studiując. Ale nie przesunę na Syberię katastrofy, która wydarzy się trzy miesiące później.
    

   Z potrzeby ducha sięgam wtedy po poezje Słowackiego i już się od nich nie mogę oderwać. One płoną! Czytam ogniste wiersze jeden za drugim, bo mam przecież wciąż pod powiekami płonącą górę ognia, która spada z nieba do oceanu. Czytam pełne ognia i światła wiersze sprzed stulecia, pełna lęku i przeczuć dotyczących naszej przyszłości:
   Więc się bój, Bo nie ja grożę, Marny człowiek i twój brat Ale jakiś straszny świat I widzialne światła Boże, Z ciszą, wiatrem i szelestem Rzucające się na lud Strachy, które mówią: Cud! Ognie, które szepcą: Jestem

„... widmo końca świata wędruje w głębi oceanów i w stratosferze i jest niedaleko nas.” - napisał w 1964 roku L-R Bruckberger w „Dziejach Jezusa Chrystusa” -„ Mamy nadzieję, że jak najdłużej zachowywać się będzie spokojnie, niemniej jednak koniec świata jest bliski. Szaleniec, który wywoła tę katastrofę, będzie się uważać za jej przyczynę, a będzie tylko narzędziem. Koniec świata jest bliski, lecz w inny, wyższy sposób: odwiecznie zawarty jest w wolnym postanowieniu Bożym, które - jak wszystko co wieczne - obejmuje całość czasu, bo środek wieczności jest wszędzie, a obwód - nigdzie. Dlatego ten dzień spadnie na ludzi znienacka jak potrzask, zresztą Chrystus zapowiada, że przyjdzie jak złodziej”

     Tamtego kwietniowego dnia uczestniczę w straszliwie przygnębiającym pogrzebie. W kaplicy trumna i kilka osób. Do komunii podczas Mszy świętej przystępują dwie osoby, jedną z nich jest siostra zakonna - prawdopodobnie poproszona przez zorientowanego w sytuacji księdza, aby nie doszło do sytuacji w której do komunii nie przystąpi nikt.
     

      Jest więcej żałobników, ale stoją poza kaplicą. Niewierzący na katolickim pogrzebie. Do wnętrza cmentarnego kościoła dociera dym papierosów, gwar rozmów, nawet śmiechy. Nad cmentarzem zawisa koszmar. Przypomina mi się damska orkiestra grająca na Foksal 13 maja 1981 roku – ta sama atmosfera końca świata. Myślę - a jest to myśl świadoma - że Bóg nie chce dłużej tolerować podobnych sytuacji.
     W drodze powrotnej do domu, przed księgarnią na Wiejskiej spotykam osobę, której wprost nie cierpię spotykać. Wpatruje się w książkę z płomieniem na okładce. Nie lubię takich zestawień - przygnębiająca atmosfera końca świata i okładka z płomieniami...

     W Wilanowie wsiadam na rower i samotnie jadę na Siekierki. Chcę uciec od wszystkiego i wszystkich.. Mimo że nie ma tam szczególnie pięknej zabudowy, atmosfera okolicy jest jakaś wyjątkowa - pełna głębokiego i kojącego spokoju. Dziesięć lat później dowiem się, że miało tu miejsce Maryjne objawienie...

    Wracając w stronę Wilanowa z daleka zauważam ogromne ognisko. Płomień ognia strzela w górę, na wysokość piętra. Z mojej perspektywy wygląda jakby był rozpalony dokładnie pod linią wysokiego napięcia. „ - Płonie wielka elektrownia” dociera do mnie myśl moja albo nie moja, jednak bez refleksji, że to spełniają się styczniowe przewidywania.

    Nie pamiętam dzisiaj, czy ten pogrzeb i wyjazd na Siekierki miał miejsce w piątek 25 kwietnia, tuż przed katastrofą w elektrowni, czy w poniedziałek 28 , a więc po niej..... Na pewno nie była to ani sobota ani niedziela. Chyba był jednak poniedziałek 28 kwietnia i katastrofa już się wydarzyła, a tylko nic o niej nie wiedzieliśmy. ...

     O katastrofie Wolna Europa informuje dopiero po kilku dniach od chwili awarii! Gdyby nie pomiary wykonane w Szwecji dowiedzielibyśmy się o tym z jeszcze większym opóźnieniem! Nikt nie ostrzega nas jak mamy się zachować. Nie mamy pojęcia o grożącym nam w Polsce niebezpieczeństwie.

   W piękny, słoneczny, kwietniowy dzień przyjeżdża do mnie rowerem Ewa, ta, z którą pisałyśmy o godności. Chcemy porozmawiać o naszej ponurej sytuacji - ona też miała problemy z pracą. Ale jest tak pięknie i ciepło, że zamiast narzekać - wybieramy się na przejażdżkę rowerami nad Wisłę.

   Przed drzwiami wejściowymi mojego bloku spotykamy Mamę Wandy. Wanda bawi w Austrii, a jej Mama opiekuje się psami, z którymi właśnie wyszła na spacer. Po drodze zamierzała wstąpić do mnie w odwiedziny. Teraz przez pewien czas wędrujemy razem w kierunku Wilanowa. Zanim dotrzemy do ogrodzenia wilanowskiego cmentarza, Mama Wandy zawraca. Bardzo żałuję, że nie udało się jej nas zatrzymać i zawrócić do domu.

    Niestety, obie z Ewą wsiadamy na rowery i wyruszamy beztrosko w kierunku nadwiślańskiego wału. Jeździmy sobie wśród zieleni w podkoszulkach bez rękawów. Pławimy ciała w radioaktywnych wyziewach, kąpiemy w radioaktywnych promieniach słońca i chłodzimy radioaktywnym wiatrem. Ani mnie, ani Ewie nie przyszło na myśl zastanowić się nad tym, z jaką szybkością wędrują radioaktywne chmury.
       Ewa, młodsza ode mnie o 14 lat umarła na raka w połowie lat 90-tych... A ci wszyscy nie ostrzeżeni w porę ludzie! Te kobiety w ciąży, które nie powinny były wtedy wychodzić z domu! Rozkoszujący się wiosennym słońcem działkowicze! Nieszczęśni mieszkańcy Kijowa, zmuszani do maszerowania w radioaktywnych oparach podczas pierwszomajowych pochodów! Nieszczęśnicy, których nie ostrzeżono, wystawiając na niebezpieczeństwo straszliwych chorób.

      Dość prędko do opinii publicznej dotarło, że nazwa Czarnobyl po polsku znaczy Piołun. Można było udawać, że się tej nazwy nie zauważa. Można było sprawę bagatelizować: „- No, no, nie bierzmy Apokalipsy aż tak dosłownie...”. Można było zlekceważyć dzwoniący w świadomości alarmowy dzwonek. Ale to w żaden sposób nie zmieniało faktu, że katastrofa wydarzyła się w miejscowości o apokaliptycznej nazwie. I że zostały skażone ziemie i wody.

   Również i ja sięgnęłam wtedy po Apokalipsę świętego Jana. Dopiero wtedy mój wzrok padł na fragment poprzedzający.
”I drugi anioł zatrąbił:i jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona, a trzecia część morza stała się krwią i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń - te, które mają dusze - i trzecia część okrętów doznała zniszczenia. I trzeci anioł zatrąbił: i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy zowie się Piołun. I trzecia część wód stała się piołunem i wielu ludzi zmarło od wód, bo stały się gorzkie”.

    Każdy, kto widział w telewizji upadek Challengera, musi przyznać, że naprawdę widział jakby wielką górę ognia spadającą do oceanu. I że Czarnobyl naprawę znaczy Piołun i że w Księdze Apokalipsy góra ognia i Gwiazda Piołun opisane są w bezpośredniej bliskości, jedno po drugim. Dla mnie te wydarzenia – Challenger i Czarnobyl są ściśle ze sobą związane...

      Wiele lat później, witając Ojca Świętego w czerwcu 2001 roku, prezydent Ukrainy Leonid Kuczma nie zawahał się przywołać słów Apokalipsy: „Przed 15 laty „spadła z nieba” zapowiedziana przez Pismo Święte Gwiazda Piołun, która zatruła ziemie i wodę. Tragedia Czarnobyla stała się przestrogą dla całej ludzkości...” - powiedział. Chwilę później Jan Paweł II nazwał katastrofę w Czarnobylu wydarzeniem apokaliptycznym przypominając, że tragedia ta przyczyniła się do wyzwolenia narodów....

Pozostaje mi jeszcze do powiedzenia to, co może jest najważniejsze. Świat chrześcijańskiej apokalipsy, o którym dyskutuje się z całą swobodą, przechodząc od stworzenia świata do wieczności, jej nagród i mąk, ten świat nie potrzebuje uzasadnienia. Nie stanowi on problemu, jest rozwiązaniem. Jak w świecie muzyki od pierwszych taktów poznajemy dobrze nam znaną symfonię, tak też wiemy, że wszystkie nasze niepokoje jednocześnie osiągną punkt kulminacyjny i nagle znajdą swe rozwiązanie.” - to jeszcze raz słowa L-R Bruckbergera.

     A mnie, zamiast przerażać, wszystko to napełnia wielkim i kojącym spokojem. Jeśli losy świata znane były świętemu Janowi przed dwudziestoma wiekami - to czy można jeszcze choć przez chwilę wątpić, że wszechświat - mimo wszystkich zakrętów - znajduje się od zawsze we właściwych rękach? I mam wrażenie, że na wiele lat wstrzymaliśmy kolejne klęski Apokalipsy.

  I jeszcze tylko te pytania: dlaczego ja o tym wiedziałam? Po co mi była ta wiedza, skoro nic nie mogłam zrobić? I - skąd ta wiedza do mnie dotarła?

Etykietowanie:

26 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Zacznę od końca , bo to chyba najważniejsze

Twoje wątpliwości się nawarstwiają po dni dzisiejsze
To dar byś mogła ostrzegać ludzi świadomych
Nic zaś nie znaczą ,dla ludzi zagubionych
Nie uznających Prawdy , gdzie ona się rodzi
Im wszystko To z oszołomstwa się wywodzi
Nie możesz zaprzestać pisać Prawdy choćby wyśmiewali
To tylko o nich świadczy , są mali
Są i będą do dni ostatecznych niestety
Wtedy szok ich obleje i krzyki rety
Przed przeznaczeniem są bardzo małe możliwości ucieczki
Szczególnie gdy ma wiedzę ,jedna dwie owieczki
W bliskim otoczeniu mało kto rozpoznaje wizjonera
Większość jak piszesz, podejrzanie na Ciebie spoziera
Nie patrz na to rób ciągle swoje
Bo jesteś większa duchem niźli wielcy woje
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

2. @Jacek Mruk

Drogi Jacku! Bardzo Ci dziękuję za wsparcie i poparcie... Piszę o tym, bo sądzę, że każdy może, każdy powinien zostać Duchowym Rycerzem! Niektórzy już są...

Ale przypomniało mi się coś sielskiego. Napisałeś: "szczególnie gdy ma wiedzę jedna dwie owieczki". I to sprowadziło wspomnienie chwili, gdy Jan Paweł II spotkał sie z dziećmi w programie "Ziarno". Były tam dwie owieczki, Jedna owca biała druga czarna owca. Zapytano Papieża którą owcę chce zabrać do Rzymu, a Jan Paweł II nie namyślając się powiedział: - Obie...

avatar użytkownika nadzieja13

3. @Guantanamera

Spróbuję nieśmiało odpowiedzieć..
"I są tylko te pytania: dlaczego ja o tym wiedziałam"
Dlaczego? Bo splot okoliczności (nie!) przypadków przybliżył Cię bardzo do Niego... Poszczególne wydarzenia, spotkanie po latach z Wandą, z każdym człowiekiem i zdarzeniem po Drodze.... zbliżenie do Niego pozwoliło na umiejetność (chwilami pozazmysłową oddzielania ziarna od... nieziaren:) W dalszej konsekwencji dotarłaś TUTAJ....
"Po co mi była ta wiedza, skoro nic nie mogłam zrobić?"
Wtedy - nie mogłaś ... Wtedy... A teraz jesteś TU i wypełniasz .. sekwencje zdarzeń... Niby rózne (te sprzed lat i obecnie).... Ale czy do końca - różne?...
" I - skąd ta wiedza do mnie dotarła?"
Skąd - to z pewnością WIESZ....

a tutaj według mnie jest odpowiedź, ukojenie dla wielu z nas, tak zaniepokojonych obecna sytuacją i przewidywaniami zagrożeń, również tych ostatecznych...

"A mnie, zamiast przerażać, wszystko to napełnia wielkim i kojącym spokojem. Jeśli losy świata znane były świętemu Janowi przed dwudziestoma wiekami - to czy można jeszcze choć przez chwilę wątpić, że wszechświat - mimo wszystkich zakrętów - znajduje się od zawsze we właściwych rękach? I mam wrażenie, że na wiele lat wstrzymaliśmy kolejne klęski Apokalipsy"

Tutaj kolejna odpowiedź:

" przepowiednie nie muszą się wypełnić. Ani przewidywanie, ani proroctwo nie oznajmiają nieuchronnego fatum, są jedynie wskazaniem na konsekwencje pewnych zdarzeń, zwłaszcza określonych działań człowieka w świecie. Człowiek nie musi doprowadzać swoich spraw do rozwiązań najgorszych z możliwych. I tak, jak nie spełniły się niektóre przepowiednie z Fatimy, tak mogą być powstrzymywane przepowiednie Apokalipsy"

Jeszcze i to:
"Więc ktoś niepokoił się w tym samym czasie i może ja „usłyszałam” to zaniepokojenie"

Żadnych wątpliwości nie mam...

Wielka nadzieja w słowach L. Bruckbergera:
"w świecie muzyki od pierwszych taktów poznajemy dobrze nam znaną symfonię, tak też wiemy, że wszystkie nasze niepokoje jednocześnie osiągną punkt kulminacyjny i nagle znajdą swe rozwiązanie.”

Przytoczyłas je tutaj.. teraz... dlaczego? :) Nie bez powodu... prawda?:)

A teraz już nie odpowiedzi, lecz to, co oprócz pytań, dla mnie niezwykle ważne...
"Słyszę rosnące ostrzeżenie. „ - Alarm, alarm, uciekajcie!” - wołam myślami w przestrzeń, chociaż chce mi się krzyczeć na głos, i z trudem znoszę to straszliwe poczucie bezsilności"

Tutaj nie dodam komentarza....to uczucie bezsilności.. znam.:(

" A ci, z którymi podejmuję rozmowę chcą się modlić raczej o moje psychiczne zdrowie"
Niestety.. bezradność wtedy obezwładnia.. można jedynie głową w mur (a przynajmniej takie ma się uczucie).. po wielokroć... i za kolejnym razem wcale łatwiej nie jest..:(

Nie dość, że niewiele mogę zrobić,to nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Wanda. Tak, ona by zrozumiała. I wsparła – natychmiast, bez słów, milcząco. Co dwie myśli, dwie modlitwy, to nie jedna... Umiemy wspólnie przeciwstawiać się złu.

"Co dwie myśli, dwie modlitwy, to nie jedna.... Umiemy wspólnie przeciwstawić się złu".... to nie do wiary dla tego, kto tego nie doświadczył, ale tak, na szczęście - jest..:)
Całkiem niedawno poznałam:)

Dziękuję znów i pozdrawiam....
I tylko króciutko- wtedy, niewiele mogłaś, by zapobiec, teraz - jesteś TUTAJ...
Nie bez przyczyny...

avatar użytkownika guantanamera

4. @Nadzieja13

"Wtedy - nie mogłaś ... Wtedy... A teraz jesteś TU i wypełniasz .. sekwencje zdarzeń... Niby różne (te sprzed lat i obecnie).... Ale czy do końca - różne?..."
Tak. To jest wyjaśnienie. I ja je biorę pod uwagą jako to najważniejsze i najtrafniejsze. Ono usuwa 70 procent moich wątpliwości. Wiele razy myślłam: - jak to się dziwnie potoczyło, że jednak TUTAJ publikuję te wspomnienia. Gdyby nie intix - nie zaczęłabym, mimo że różne wydarzenia wskazywaly mi ten kierunek. Może od początku TO jest miejsce docelowe, w którym moją opowieść przeczytają właściwe osoby i wiadomości te wykorzystają? Ale 30 wątpliwości jednak zostaje. O tych różnych możliwościach - i wątpliwościach - napiszę później. Dzisiaj zajrzałam do nastepnych fragmentów, przypomniałam sobie zapomniane incydenty i nie mogę się nadziwić że to się tak po prostu zdarzyło.
Ale co do jednego jestem pewna - mamy zadanie....
Serdecznie pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

5. Wspólne Dobre Myśli,wspólna Modlitwa

jestem wedrowcem...jak kazda,czy każdy z nas....:)
....bo życie jest Drogą,drogą do Celu...a my Wędrując po Niej,mamy szczęscie spotykać
wspaniałych Ludzi,innych Wędrowców....
Wspolna Modlitwa,dobre mysli :)
przez kilka lat pisałam w pewnym ukochanym Miejscu w sieci....gdy ciężko się poparzyłam,Oni modlili się za mnie....jestem IM serdecznie wdzięczna...i przy wieczornej Modlitwie ,o Jasnogórskiej Porze,zawsze o Nich pamiętam....
Wielką siłę ma wspólne ,przyjazne modlenie się....takie wspólne modlitwy
pożniej wypuszczaliśmy do Nieba niczym ptaki...gdy naszemu kochanemu Adminowi zdarzyła się nieszczęście...
i wyprosiliśmy Dobro...:)
my ,tak bardzo chwilami różniący się politycznie i nie tylko... :)
Nagle zaprzestaliśmy naszych Sporów i jak mówiła pewna cudowna Dziewczyna :)
zaczęliśmy SZTURM

do Nieba :)
i udało się :)))
TAK było....
a więc  ufajmy i modlitwą wspierajmy się na wzajem....i naszą biedną Ojczyznę....
piątkowe serdeczności :))))

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

6. Nie ma chyba niczego lepszego

Nie ma chyba niczego lepszego niż wspólne, przyjazne modlenie się. Jest wprowadzaniem Bożej harmonii w nasz świat. "Tam gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich." (Mt18,20)
Ale - co się stało z tamtym Miejscem?
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika gość z drogi

7. Tamto piękne miejsce TRWA :)

tylko ja
przysiadłam na chwilkę TU, i tak jakoś do dzisiaj jestem....:)
A Tamto

Dobre Miejsce. ?..serdecznie pozdrawiam,jako sonia :)
Oni wiedzą,ze ich kocham :)
ale ponieważ mam duszę wędrowca...wiec moja podróż TRWA nadal
DlaPolski ,i do Boga....:)
serdeczności :))))
 

gość z drogi

avatar użytkownika nadzieja13

8. @Guantanamera

Tak...:)
"Nie ma chyba niczego lepszego niż wspólne, przyjazne modlenie się. Jest wprowadzaniem Bożej harmonii w nasz świat. "Tam gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich." (Mt18,20)
Podpisuję się....
Pod tym zadaniem też...:)
Bardzo serdecznie pozdrawiam..

avatar użytkownika nadzieja13

9. Droga Gośc z Drogi:)

"jestem wedrowcem...jak kazda,czy każdy z nas....:)
....bo życie jest Drogą,drogą do Celu...a my Wędrując po Niej,mamy szczęscie spotykać
wspaniałych Ludzi,innych Wędrowców....
Wspolna Modlitwa,dobre mysli
:)"

Droga Gość z Drogi - Ty wiesz...:)

"tylko ja
przysiadłam na chwilkę TU, i tak jakoś do dzisiaj jestem
....:)"

i całe szczęście, że przysiadłaś TUTAJ....

"Oni wiedzą,ze ich kocham" :)

Wiedzą na pewno..:)

Najserdeczniej - Piątkowo:)

avatar użytkownika guantanamera

10. @gość z drogi

Dobrze, że TRWA .... to miejsce Dobrych Spotkań! Kamień spadł mi z serca.

Już kiedyś tę piosenkę zamieściłam, ale powtórzę.

Ptaki radosne, niestrudzone zwiastuny dobrych myśli,
Co dzień we wszystkie świata strony wędrują nasze dobre listy.
Bóg takie listy polecone wysyła do nas wszystkich.
Jedni do drugich posyłani jesteśmy jako żywe listy.

Chcę być dla Ciebie Bożym listem, a Ty bądź dla mnie.
Bóg pod Twój adres mnie tu przysłał, więc widać pragnie
Coś jedynego nam powiedzieć, Tobie przeze mnie, mnie przez Ciebie.

Będziemy czytać może w trudzie, będziemy też w radości.
Bóg rozszyfrować nam pomoże serc naszych wszystkie zawiłości.
Uśmiech jak znaczek na kopercie rozjaśni nasze listy.
Chcę być promiennym listonoszem, posłańcem wielkiej Bożej myśli.
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

11. Nadzieja13 :) czy mamy jakieś zadanie ?

czy przypdek decyduje o spotkaniach w wirtualnym świecie ?
nie wiem ...:)
wiem jednak Jedno KTOŚ czuwa nad naszymi drogami ,myślami :)))
Czuwa ,otacza swą Opieka,stawia czesto na naszej drodze,nieznanych nam Ludzi,na moment, na sekundę,ale jakże ważną  w  danym nam czasie .....

przykład ? nielegalne pochody,aresztowania innych a nas szczęsliwie omijające,bo cofnęliśmy się o krok wcześniej...chłopcy przebiegający miedzy mną a ZOMO,krzyczący,niech pani ucieka,my ich zmylimy...:)
kierowca autobusu,zatrzymujący sie nagle i wciągający mnie siłą do środka
gdy uciekaliśmy przed bandą jaruzela,która otoczyła nas kordonem szczelnym pod Kościołem Mariackim w Katowicach,
wcześniej bombardując Kościół gazami z helikoptera...:)
Boże, ilu pięknych, Dobrych Ludzi Los postawił na mej DRODZE,anonimowych,nigdy nie poznanych....:)
wciąż mówię za nich moje niezapominajki,Zdrowaśki....
a więc ,czy mamy jakieś ZADANIE
i nie pytajmy jakie....ON WIE?
SERDECZNOŚCI potrójne :)))

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

12. @Guantanamero :)))

Bardzo Dobre Miejsce,pełne dobrych życzeń,mysli,zamyśleń...i modlitwy....i
te PTAKI Radosne,ci listonosze Dobrych MYSLI ,Intencji i ... marzeń,bo marzenia muszą być ,jak te Boskie Ptaki,listonosze...

piekny wiersz....
a ja kocham PTAKI,Bóg chyba TEZ :)
serdeczności :))))

gość z drogi

avatar użytkownika Jacek Mruk

13. Quantanamera

Mam tym razem odmienne zdanie od Ciebie
Bo wszystko się decyduje tylko w Niebie
Zgadzam się że każdy może walczyć modlitwą
Zamiast łączyć się z ogłupionymi szczurów gonitwą
Chciałbym i wielu pewnie też by chciało
Być takim jak Papież istotą prawie doskonałą
Ja się staram uczyć pokory wobec przeznaczenia
Zostanie świętym to tylko moje ciche marzenia
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

14. @Jacek Mruk

"pokora wobec przeznaczenia"...W pierwszej chwili pomyślalam: Jakie to świetne i trafne sformułowanie, oznaczające oczywiście, przyjmowanie przeznaczenia z pokorą. Ale już w drugiej chwili narzuciła mi się inna interpretacja - przecież naszym pierwotnym przeznaczeniem jest Niebo i świętość! A wtedy inne staje się znaczenie słowa "pokora". Jeszcze nie dotarłam do sedna tego znaczenia, jest o wiele głębsze...
Decyduje Niebo, ale przecież sam Pan Jezus mówił że trzeba prosić, a będzie nam dane...
Bardzo jest nam potrzebna siła ducha.
Podrawiam serdecznie.

avatar użytkownika Jacek Mruk

15. Quantanamera

Rozbierać słowa można i dociekać ich znaczenia
Jednak pierwsze odczucia i myśli dają wyznaczenia
Dla mnie pokora to przyjmowanie co dostaję
Czy wiesz jak łatwo się to udaje?
Nie ma szarpania się z niemocy zaistniałej
Można na spokojnie rozważać przyczynę sytuacji powstałej
Siła Ducha to moc za wstawiennictwem Boga
Potrzebna jest ilość uczestników i prosta droga
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika guantanamera

16. @Jacek Mruk

"Siła Ducha to moc za wstawiennictwem Boga" - tak, tej właśnie mocy za wstawiennictwem Boga życzę wszystkim wierzącym ale zwłaszcza nam, tutaj zebranym. Odwagi.... Oby nas było jak najwięcej. Dzisiaj Polskę może uratować chyba tylko ta moc...
Pozdrawiam...

avatar użytkownika Jacek Mruk

17. Quantanamera

Jesteś optymistką i to się bardzo ceni
Spraw by Krucjatę Różańcową rozwinąć w pełni
Bo jakoś się zablokowało przed 100 000 ludzi
Może Twoje pisanie posyłane dalej ich zbudzi
Pozdrawiam serdecznie:)

avatar użytkownika gość z drogi

18. @Nadzieja13 :) TY wiesz :)))

my wiemy,ze podróz wciąz TRWA my jesteśmy ...w drodze :)))

sobotnie serdeczności dla Ciebie,dla wszystkich ,którzy odwiedzają TO miejsce :)))
 


gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

19. @Nadzieja13

"Co dwie myśli, dwie modlitwy, to nie jedna.... Umiemy wspólnie przeciwstawić się złu".... to nie do wiary dla tego, kto tego nie doświadczył, ale tak, na szczęście - jest..:)
Całkiem niedawno poznałam:)" .
To tak działa.... :)
Pozdrawiam.

avatar użytkownika gość z drogi

21. Dobrego Nowego Dnia

Tobie @Guantanamero i każdemu tu zaglądającemu :)

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

22. Dziękuję :)

Gościu (z) drogi... I pozdrawiam :)

avatar użytkownika gość z drogi

23. Droga @Guantanamero :)

piękne są te powroty na dawne nasze ścieżki i drogi :)
jest w nich jakiś czar i pamiątka o naszych polskich Myślach i Modlitwach :)
nocne pozdrowienia

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

24. Przyznam,

że dzisiaj ze zdumieniem myślę o tamtych dziwnych przewidywaniach... I niezwykłych wydarzeniach...
Cieszę się, że teraz nie ma takich.
A jeśli zdarzy mi się coś przewidzieć, to raczej są to wydarzenia drobne... I dobre...
Mam naprawdę nadzieję, że wszystko idzie ku dobremu.
Pozdrawiam Cię serdecznie Kochana @Gościu z drogi - z drogi do Polski takiej o jakiej marzymy od lat ...

avatar użytkownika gość z drogi

25. Droga @ Guantanamero :)

i znowu zbliża się wielkimi krokami kolejne nasze Swięto,
3 Maja :)
serdeczności :)a Polska ?
mimo wrogich działań sił wewnętrznych,ma się dobrze :)
serdeczności :)sobotnie

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

26. W TVN pokazali film

"Czarnobyl - wstęp wzbroniony" . Najciekawsze było jednak "OKO Moskwy". Oślepłe i nieczynne...
http://www.tvp.info/21113453/czarnobyl2-jak-osleplo-oko-moskwy-w-kwietni...