Mordercy rotmistrza Witolda Pileckiego, /T M. Płużański /

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

            W dniu  15 marca 1948 r. stalinowski sąd skazał Witolda Pileckiego - dobrowolnego więźnia Oświęcimia - na karę śmierci

 

 

 

Dnia, 25 maja 1948 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie zamordowano  

                               Rotmistrza Witolda  Pileckiego, herbu Leliwa

 

 

 
W Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie toczy się właśnie proces prokuratora Czesława Łapińskiego, oskarżonego przez Instytut Pamięci Narodowej o mord sądowy na rotmistrzu. Winnych jest więcej. To przywódcy komunistycznej partii i państwa, kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, prokuratorzy, sędziowie, oficerowie śledczy. Część z nich żyje do dziś, nie nękana przez Temidę.
 
   Wyrok na Rotmistrza Pileckiego i jego współpracowników wydał Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w składzie: ppłk Jan Hryckowian (przewodniczący; w sumie skazał na śmierć 16 żołnierzy niepodległościowego podziemia), kpt. Józef Badecki (równie krwawy sędzia) i kpt. Stefan Nowacki (ławnik, wzięty do sprawy z warszawskiej jednostki wojskowej).
 Żaden z nich już dziś nie żyje. Żyje natomiast Ryszard Czarkowski, który protokołował rozprawę. Mimo, iż został później adwokatem, twierdzi, że nic nie pamięta, gdyż po pobycie w czasie wojny w Treblince zachorował na psychozę poobozową.
Zaraz po wyroku skład sędziowski w tajnej opinii napisał:
 "Z uwagi na popełnienie przez skazanych Pileckiego i Tadeusza  Płużańskiego najcięższych zbrodni zdrady stanu i Narodu, pełną świadomość działania na szkodę Państwa i w interesie obcego imperializmu, któremu całkowicie się zaprzedali (...) skład sądzący uważa, że ci obaj na ułaskawienie nie zasługują".
Jan Hryckowian już wcześniej był zaangażowany w sprawę. 13 listopada 1947 r., na posiedzeniu niejawnym, stołeczny WSR pod jego przewodnictwem (z udziałem kpt. Tadeusza Przesmyckiego i kpt. Jerzego Biedrzyckiego) postanowił, na wniosek Naczelnej Prokuratury Wojskowej, przedłużyć zatrzymanym tymczasowy areszt "albowiem wobec zawiłości sprawy i konieczności jej wyczerpującego wyjaśnienia zachodzi potrzeba ustalenia dla sprawy istotnych okoliczności".
 
POD SZCZEGÓLNYM NADZOREM
 
Wymienieni wyżej "sędziowie" - w większości Polacy, choć cieszyli się wyjątkowo złą sławą, byli jedynie pionkami. Godzili się na rolę figurantów, realizujących zbrodniczy plan postawionych wyżej, działających w zaciszu gabinetów mocodawców - Żydów, nadając ich decyzjom pozory praworządności. Nad "właściwym" przebiegiem śledztwa i procesu czuwał zastępca Naczelnego Prokuratora Wojskowego do spraw szczególnych (oskarżenie Pileckiego i jego współpracowników miało charakter szczególny) ppłk Henryk Podlaski.
Prokurator Czesław Ł. twierdzi, że przed rozprawą Podlaski i jego szef - Naczelny Prokurator Wojskowy - Stanisław Zarako-Zarakowski (Rosjanin, słynny kat Polaków) wezwali go do siebie i przekazali "wytyczne oskarżenia". Mieli mu zarazem obiecać, że żaden wyrok śmierci w tej sprawie nie zostanie wykonany.
W dokumentach czytamy: Podlaski Hersz, syn Mojżesza i Szpryncy Austern, ur. 7 marca 1919 r. w Suwałkach. Później imiona rodziców zmieniono - odpowiednio - na Maurycego i Stanisławę. W 1956 r. Henryk Podlaski zaczął używać imienia Bernard, po czym ślad po nim zaginął. Przez dłuższy czas szukała go KG MO, bezskutecznie. Mówiło się, że utonął w nurtach Bugu. Miał to być albo akt samobójczy, albo wynik nieudanej ucieczki na Wschód. W 1966 r., po 10 latach starań, żona krwawego prokuratora uzyskała potwierdzenie jego zgonu. Istnieją jednak relacje, że cała sprawa została sfingowana, a Podlaski... zamieszkał w ZSRS u boku swojej siostry, która wyszła za mąż za wysokiego funkcjonariusza NKWD. Niektórzy twierdzą, że Podlaski żyje do dziś. Jego ostatni adres w Warszawie to ul. Lądowa 5 m. 91.
3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wyrok na Pileckiego utrzymał w mocy. Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dopilnował tego mjr Rubin Szwajg, Żyd . Urodzony 15 listopada 1898 r. w Jarosławiu, syn Dawida, podobnie jak Henryk (Hersz) Podlaski, w stalinowskiej prokuraturze był odpowiedzialny za sprawy szczególne. 10 lipca 1948 r. Szwajg napisał do MON prośbę o zwolnienie ze służby wojskowej: "z uwagi na to, że zamierzam wraz z żoną wyjechać do Izraela, by tam połączyć się z naszą najbliższą rodziną. Mamy w Izraelu córkę naszą, rodziców i rodzeństwo". Niedawno Interpol dostarczył stronie polskiej takie oto dane: "Rubin Szwajg - SHATKAY Reuben, s. David, ur. 15 listopada 1898 r., zm. 19 kwietnia 1992 r. w Izraelu.
 
GMACH STALINIZMU
 
W składzie sędziowskim NSW, prócz spełniających drugorzędną rolę Polaków - płk. Kazimierza Drohomireckiego, ppłk. Romana Kryże i por. Jerzego Kwiatkowkiego, zasiadał mjr (potem ppłk) Leo (Lew) Hochberg. W akcie narodzin tego ostatniego czytamy: "W obecności Szoela Gohberga (Gochberga) - inspektora towarzystwa ubezpieczeniowego (ojciec Leo był wydawcą prasy żydowskiej i założycielem tygodnika "Frajtag" - później "Unzer Leben" - TMP) i Gabiela Ołata (Oleła), miejscowego podrabina, urodził się (3) 15 lutego 1899 r. w Łodzi o godz. 11 w nocy z żony Rejzli z domu Wajntraub, 21 lat. Przy obrzezaniu nadano dziecku imię Lew".
Inny dokument zaświadcza o małżeństwie Hochberga: "w 1919 r. 26 sierpnia Lew Gohlberg, z ojca Saula, kawaler, lat 20, zawarł związek małżeński z panną Idas Michiel Galperin, z ojca Dawida, ślub odbył się 10 sierpnia (starego stylu) Odessa 19 listopada 1920 roku".
Leo Hochberg zmarł w 1978 r. W Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego (kwiecień-czerwiec 1978 r., nr 2 (106)) w rubryce "In memoriam" czytamy o Hochbergu, że "jako znawca problematyki i historii żydowskiej oraz znakomity hebraista" wniósł "poważny wkład do prac Instytutu". Potem jest skrócony życiorys zmarłego: Po ukończeniu gimnazjum w Odessie (1917 r.) i prawa na Uniwersytecie Warszawskim (1926 r.) był radcą prawnym w Banku Dyskontowym w Warszawie.
W dalszej części życiorysu napisano, że "w okresie II wojny światowej (już od 1939 r. - TMP) przebywał w Związku Radzieckim, pracując na różnych stanowiskach w bankowości i w przemyśle poligraficznym. Pełnił także funkcję przewodniczącego Związku Patriotów Polskich w ZSRR na okręg Baszkirskiej Republiki Autonomicznej. W 1944 r. wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, pełniąc służbę w sądownictwie wojskowym (m.in. sędzia, a następnie zastępca szefa Wojskowego Sądu Garnizonowego w rodzinnej Łodzi - TMP)". Tyle Biuletyn ŻIH.
W "ludowej" Polsce kariera Hochberga rozwinęła się - w latach 1947-1955 był sędzią i sekretarzem Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego, a w latach 1955-1957 (po zwolnieniu z wojska) sędzią Sądu Najwyższego. Jeden z sędziów (też zaangażowany w "okres błędów i wypaczeń") stwierdził, że NSW "w latach minionych był główną i zasadniczą transmisją stalinizmu do wszystkich sądów wojskowych (co często oznaczało brutalne ingerencje w orzecznictwo sądów I instancji - TMP). (...) Tow. Aspis (Feliks Aspis, też przedwojenny prawnik - TMP) i  Leo Hochberg wytrwale i z gorliwością wznosili ten teoretyczny gmach stalinizmu na terenie NSW. Z tego gmachu teoretycznego stalinizmu wydobywał się gryzący czad, który zatruwał sądy w terenie i dusze sędziów".
Jerzy Poksiński w książce "TUN" pisze, że Hochberg "upowszechniał w sądzie "nowinki prawne" rodem z ZSRR, w tym przede wszystkim treści prac Andrieja Wyszyńskiego (prokurator generalny ZSRR, twórca teorii, że przyznanie się oskarżonego może stanowić decydujący dowód winy - TMP)". Hochberg - dodać warto - nie był tylko teoretykiem, ale również praktykiem - orzekał w sądach I instancji.
Komisja, powołana w 1956 r. do zbadania przejawów łamania socjalistycznej praworządności w organach sądownictwa wojskowego, uznała, że dopuścił się wielu "nieprawidłowości". Chciała obniżyć mu stopień wojskowy z podpułkownika do kapitana i zakazać pracy w wymiarze "sprawiedliwości". Mimo dyskwalifikującej opinii Leo Hochberg pracował dalej. W latach 1957-68 był naczelnikiem wydziału w Ministerstwie Sprawiedliwości. Tyle fakty.
W dalszej części apologetycznego wspomnienia, opublikowanego przez ŻIH, czytamy o "pracy społecznej" Hochberga: od 1947 r. był członkiem PPR, potem PZPR, a także Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. "Posiadał liczne odznaczenia wojskowe i państwowe, w tym Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski". I na koniec: "Odszedł od nas wybitny erudyta, mądry doradca, uczynny i oddany współpracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce, człowiek wielkiego serca i dobroci". Ani słowa o tym, że był stalinowskim pułkownikiem, a tym bardziej o jego udziale w mordzie sądowym na rotmistrzu Pileckim i procesach innych żołnierzy AK.
 
Z WYROKU RÓŻAŃSKIEGO
 
Śledztwo przeciwko Pileckiemu nadzorował Departament Śledczy MBP, a osobiście (co też świadczy o szczególnym znaczeniu, jaki komuniści przykładali do sprawy) jego szef płk Jacek Różański (Józef Goldberg), który faktycznie - w porozumieniu ze swoimi ziomkami z prokuratury - wydawał wyroki. Pomagał mu zastępca - naczelnik Wydziału II ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem) inny płk, Żyd Józef Czaplicki, ze względu na swoją nienawiść do AK-owców nazywany "Akowerem". Różański ignorował fakty przemawiające "na korzyść" rotmistrza, np. raporty z jego pracy w Oświęcimiu, a nadawał specjalne znaczenie sfingowanym dokumentom (podstawą oskarżenia grupy Pileckiego były wymyślone przez bezpiekę plany zlikwidowania "mózgów MBP" - właśnie Różańskiego, Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier "Luny").
Na biurka Różańskiego i Czaplickiego trafiały notatki "agentów celnych", czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących Pileckiego i jego towarzyszy. Dostawał je również wiceminister bezpieki gen. Roman Romkowski (Natan Grunsapau-Kikiel), który faktycznie rządził MBP (szef resortu gen. Stanisław Radkiewicz - polski internacjonał, był tylko figurantem).
Przesłuchiwało, co było w zwyczaju bezpieki, kilku "oficerów" śledczych - niedouczonych typków z awansu społecznego, którym władza (pozorna) uderzyła do głowy. Fakt, iż stanowili tylko narzędzie zbrodni w rękach żydowskiego kierownictwa, nie oznacza wcale, że są mniej winni - bezpośrednio znęcali się nad polskimi patriotami. W wyjątkowo brutalny sposób realizowali plan ukrytych w cieniu, żydowskich morderców zza biurka.
 
OSTATNI AKT
 
Sporządzony przez "śledzi" akt oskarżenia zaakceptował 23 stycznia 1948 r.ppułkownik Adam Humer. 5 lutego 1948 r., z ramienia NPW, zatwierdził go Mieczysław Dytry, który uznał, że oskarżenie ma oparcie w "ustaleniach" śledztwa, a przyjęta kwalifikacja "przestępstw" jest zgodna z prawem. "Dokument" podpisał Henryk Podlaski, a dwa dni później, 7 lutego 1948 r. przesłał go do Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie. Sąd pod przewodnictwem Jana Hryckowiana podzielił (jakże inaczej, wobec szczególnego charakteru sprawy) "argumentację" prokuratury i wydał jedynie słuszny (też oczywiście zgodny z prawem) wyrok. Dalszy bieg sprawy też już znamy. Najwyższy Sąd Wojskowy zatwierdził wyrok, a Bierut nie  skorzystał z prawa łaski wobec Pileckiego. 24 maja 1948 r. Hryckowian informował o tym Naczelną Prokuraturę Wojskową. W piśmie zwrotnym Stanisław Zarakowski przesłał do warszawskiego WSR protokół wykonania kary śmierci na Pileckim. W ostatnim akcie dramatu brał udział wiceprokurator NPW dla spraw szczególnych (sic!) Stanisław Cypryszewski.
Do dziś nie udało się odnaleźć miejsca pogrzebania rotmistrza - komuniści starannie zatarli ślady swojej zbrodni. Jednak przynajmniej w jednej kwestii pomylili się. Niewłaściwie obsadzili skład sędziowski - zamiast dwóch ławników w rozprawie uczestniczył tylko jeden. Gdyby nie to formalne niedopatrzenie Instytut Pamięci Narodowej nie miałby dzisiaj podstaw, aby oskarżyć prokuratora Czesława Ł. o mord sądowy.
Z osób uczestniczących w sprawie do niedawna żyła jeszcze w Warszawie "adwokat" Alicja Pintarowa, Żydówka, która nawet nie kryła przed swoimi klientami, że wykonuje instrukcje MBP, proponując im współpracę. Przesłuchiwana dwa lata temu przez prokuratora IPN oczywiście do niczego się nie przyznała twierdząc, że proces był sprawiedliwy, zgodny z regułami prawa, ale ... sprawa była "robiona" pod Pileckiego.
 

 
 
Wykonanie Wyroku
 
Egzekucję nadzorował zastępca naczelnika więzienia mokotowskiego Alojzego Grabickiego Ryszard Mońko. Na procesie Łapińskiego zeznawał: - 25 maja 1948 r., między godz. 21 i 21.30 do mojego gabinetu zgłosiło się czterech panów. Byli z bezpieki. Na polecenie prokuratora [Stanisława Cypryszewskiego - TMP] rozkazałem doprowadzenie Pileckiego na miejsce straceń. To był mały, oddzielnie stojący budynek za X pawilonem, którym rządził MBP, a oficerowie służby więziennej nie mieli tam wstępu. Pilecki nie był prowadzony, szedł o własnych siłach.
 
 

 

Lawa oskarżonych w procesie Witolda Pileckiego, ze zbiorów m.z.

 

Wraz z rotmistrzem Pileckim zostali skazani:

    Maria Szelągowska – kara śmierci (zamieniona na karę pozbawienia wolności – do 1956 roku)
    Tadeusz Płużański – dwie kary śmierci (zamienione na dożywocie)
    Ryszard Jamontt-Krzywicki – 8 lat więzienia
    Maksymilian Kaucki – 12 lat więzienia
    Witold Różycki – 15 lat więzienia
    Makary Sieradzki – dożywotnie więzienie
    Jerzy Nowakowski – 5 lat więzienia

Dopisek m.z.

 

 

 

Protokół z wykonania wyroku na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Ze zbiorów m.z.

 

 

 

Piotr Śmietańsi, zawodowy kat MBP. Morderca Witolda Pileckiego, za wykoanie wyroku doatał równowartośc pensji nauczyciela. Wujechał do Izraela, wszelki ślad po nim zaginął. Nasi starsi bracia starannie ukrywali zbrodniarzy stalinowskich. Ze zbiorów m.z

 

 

Symboliczny Grób rotmistrza Witolda Pileckiego.

 

Co innego widział więzień Mokotowa, ksiądz Józef Stępień: - Ubecy prowadzili go pod ręce, a on powłóczył nogami.

Mońko opowiadał dalej: "Weszli do środka, ja zostałem na zewnątrz. Słyszałem jeden strzał. Więźniów politycznych rozstrzeliwano, pospolitych wieszano [były wyjątki, komuniści powiesili np. gen. Augusta Emila Fieldorfa, aby dodatkowo go upokorzyć - TMP]. Pluton egzekucyjny to był jeden funkcjonariusz UB [etatowy morderca, starszy sierżant Piotr Śmietański wykonujący wyroki wzorem sowieckim - strzałem w tył głowy, sądząc z podpisów na protokołach wykonania KS ledwo piśmienny; potem wyjechał do Izraela - TMP].

- Gdzie pogrzebano Pileckiego? - pytał sąd Mońkę.

- Nie brałem w tym udziału. Od dyżurnych wartowników słyszałem, że ciała zabitych wywoziła gdzieś sanitarka więzienna.

Sanitarka pojechała prawdopodobnie na warszawski Służewiec. Tam potajemnym grzebaniem zamordowanych zajmował się - w latach 1945 - 1956 - nieżyjący już dziś funkcjonariusz więzienny Władysław Turczyński. Symboliczna mogiła Witolda Pileckiego znajduje się na cmentarzu w rodzinnej Ostrowi Mazowieckiej.

Czy rotmistrz Witold Pilecki musiał zginąć ?

Może powodem była odmowa współpracy z UB? W aktach czytamy notatkę, którą sporządził Komar - "agent celny" (kapuś, który wyciągał informacje od współwięźniów w celi): "Pileckiemu proponowano rolę Rzepeckiego [płk Jan Rzepecki, prezes I Zarządu Głównego WiN z więzienia namawiał AK-owców do ujawniania się, czego efektem były aresztowania - TMP], ale on stwierdził, że nie będzie się kajał, przyznawał do niepopełnionej winy".

A może kluczem do tragedii rotmistrza jest Józef Cyrankiewicz, który premierem - na długie lata - został trzy miesiące przed aresztowaniem Pileckiego? Przez cały PRL obowiązywała wersja, że to właśnie on był organizatorem podziemia w Auschwitz. Jeszcze w latach 90. w obozowym muzeum widniało jego zdjęcie, jako członka Kampfgruppe Auschwitz (niektórzy badacze twierdzą, że organizacja współpracowała z Gestapo). O znacznie większym Związku Organizacji Wojskowych Pileckiego nie było ani słowa. Jeszcze w styczniu 2005 r., podczas obchodów 60. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz, prezydent Aleksander Kwaśniewski, mówiąc o więźniach-bohaterach wymienił Cyrankiewicza, "zapominając" o rotmistrzu Pileckim i ojcu Maksymilianie Kolbe.

Spór: czy Cyrankiewicz przyłożył rękę do śmierci Pileckiego, trwa do dziś. Jedno można powiedzieć na pewno - nie pomógł. A interweniowała u niego rodzina rotmistrza, byli więźniowie Auschwitz.


 
Po 1989 roku, Polska, III RP była jednym z nielicznych krajów, które nie przeprowadziły lustracji, dekomunizacji. Grupa kreska Tadeusza Mazowieckiego, z poparciem prezydentów Wojciecha Jaruzelskiego i Lecha Wałęsy doprowadziły do tego, że zaniechano ścigania wrogów Polski
Tak jest do dziś
 
Autor artykułu, Tadeusz M. Płużański, jest synem profesora Tadeusza Płużańskiego, żołnierza września, więźnia niemieckiego obozu śmierci, Stutthof, oficer Armii   Krajowej, współpracownika rotmistrza Witolda Pileckiego.
Tadeusz Płużański / ojciec / został skazany na karę śmierci. Wyrok  zapadł 15 marca 1948 roku. Karę śmierci zamieniono na dożywocie.

 


 

 

Rotmistrz Witold Pilecki z żoną Marią  i dziecmi, ze zbiorów m.z

 

Witold Pilecki z żoną Marią i synkiem Andrzejem, Ostrów Mazowiecka, 1933 r. ze zbiorów m.z

 

Władysław Bartoszewski był przeciwny nadaniu Orderu Orła Białego. Straszny dziadunio bał się, że rotmistrz Pilecki zostawił notatki, mogące świadczyc, że Wł. Bartoszewski i Józef Cyrankiewicz, starsi bracia w wierze mogli kolaborować z Niemcami w Auschwitz

 

 

26 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Michale

wieczna cześć i chwała Bohaterom!

Na pohybel mordercom polskich patriotów i zdrajcom !

Polska pamięta !

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

2. Szanowny Panie Michale

CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI!
CZEŚĆ I CHWAŁA  BOHATEROM!


***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Do pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Bardzo dziękuję za piękny i pouczający film

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno,

Bardzo mi miło

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika sówka55

5. Wielce Szanowny Panie Michale,

Cześć pamięci bohaterskiego Rotmistrza!

Cześć i chwała Bohaterom! Cierpieli za wolną Polskę...

Anna, Sówka

avatar użytkownika Jacek Mruk

6. Szanowny Panie Michale

Był czas na dokonanie oczyszczenia
Niestety nie dokonano tego pragnienia
Winni są wszyscy nie zdecydowani
Dlatego zabójcy Bohaterów byli wywyższani
Obecnie zbrodniarze znów na salonach
Więc Polska jest konsekwentnie niszczona
Pilecki i wielu Bohaterów Polaków
Byli solą w oku prostaków
Zachłannych na srebrniki i leniwych
Do tego kłamców i złośliwych
Czas podobny mamy obecnie realizowany
Więc trzeba oczyszczać wszystkie bramy
Sprawiedliwość to wyjątek w Sądach
Prokuratorzy powinni jeździć na wielbłądach
Wtedy myślenie by się odrodziło
Kiedy siedzenie by się odbiło
Pozdrawiam

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

7. Doa Pani Anny Sówki,

Wielce Szanowna Pani Aniu,

Nasze pokolenie jeszcze pamięta,
Następni już nie.

Przykre ale prawdziwe

Kolejne piwonie, ponoć nadal są trendy

Ukłony

michał zieleśkiewicz

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

8. Pan Jacek Mruk,

Szanowny Panie Jacku,

Pięknie dziękuję

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

9. Witam panie Michale :)

o Cyrankiewiczu w moim Domu,od zawsze mówiło,się oświęcimski capo.
może to własnie miało wpływ na jego zachowanie w stosunku do Rotmistrza...?
serd pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

10. Panie Michale :)

Agnieszka wygrała :))))
serdeczności :)))

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

11. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Nie tylko w domu, to była tajemnica ulicy, tak jak katyń.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

12. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Cieszymy się, że Panny Radwańskie bez pieniędzy podatników, stypendiów, przywilejów, odnoszą sukcesy w sporcie mając za sponsora Pana Boga

Jest to pierwszy przypadek, by Polka, Polak w zawodowym tenicie tak wysoka zaszła.Przed wojną w amatorski tenisie w Finale na kortach Wimbledonu Nowego Yorku grała Jadwiga Jędrzejowska.

Jadwiga Jędrzejowska w czasie okupacji nie skorzystała z zaproszeń króla Szwecji by mieć w Szwecji klawe życie

W czasie okupacji pracowała jako kelnerka w restauracji w restauracji "Pod Kogutem" przy ulicy Jasnej. W restauracji zwanej "gospodą sportowców" pracowali tam zakonspirowani sportowcy jak Janusz Kusociński, Maria Kwaśniewska, osobiście autorowi znana.
Ignacy Tłoczyński, czy siostra Jadzi, Zofia.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

13. Panie Michale :)

tak wiedza od Dziecka i dlatego moje początki z "S" były ...nazwimy to delikatnie...skomplikowane...:)
bo gdy młodzi zbuntowani,zaczęli odkrywać Ameryke po RAZ wtóry...czyli a wy wiecie,ze był Katyń....diabli mnie brali i pytała a gdzie ty d...pku byłeś ,gdy ja to wiedziałam od dziecka,a brzuchaty stary ZEGAR,ukrywał broszurkę od niepamiętnych lat
ale zaraz zmieniłam zdanie,gdy
zaczęli aresztować Młodych z Huty Katowice i OKOLIC....
serdeczności :))))
Podobnie było z Wypadkami w Jedwabnem....znałam je tylko z cichych opowiadać Bliskich ,ale zawsze padało słowo prowokacja ,Niemcy i bolszewicy
a dzieci długo jeszcze były straszone

Czarną Wołgą,,,,,
serdeczności 

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

14. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Podziwiam !
Pani jest chodząca encyklopedią.

Gratulacje i serdeczne ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

15. Panie Michale,słowa Pana

są najpiękniejszym Darem....a Dlaczego :)
bo mówi to współtwórca encyklopedii
i wielki Nauczyciel Historii :)
zawsze dziękowałam Bogu za możliwość spotykania wspaniałych Ludzi na swej drodze życia,wdzieczna TEZ jestem moim bliskim za świadome me wychowywanie :)
byłam jedynym dzieckiem w gromadzie Młodych Studentów,Studentek...
i Młodego Kapłana,a juz proboszcza :)
ukłony do samej ziemii... :)

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

16. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pani wyniosła wzorce z Domu.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

17. Panie Michale,TO prawda :)

i mimo,ze na początku mojej drogi zawodowej ,były mi " jak to ktoś niegdyś powiedział "kulą u nogi"
to ja zawsze byłam z nich dumna... :)
serdeczności w upalny ,letni Polski Dzień...:)
bo tylko w Polsce tak pięknie pachną kwiaty
i w Polsce warto żyć....
serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

18. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Dla Pani i Pani sławnych i ważnych Stryjów polskie kwiaty

http://youtu.be/lwXBWcnfgMo

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

19. Panie Michale :))))

serdeczne podziękowania :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

20. Panie Michale :)

wyjątkowo piekne wykonanie i te kąkole,chabry....kaczeńce...gdzie ONE dzisiaj ?
juz nie naszej łące...
chemia dała im radę....
serdecznie pozdrawiam :)

gość z drogi

avatar użytkownika sówka55

21. Wielce Szanowny Panie Michale,

jakie piękne te peonie! Peonie dla Rotmistrza...

Nie udało się odnaleźć Jego grobu, więc w pewnym sensie Jego prochy są wszędzie.

Wszędzie tam, gdzie trwa pamięć o Nim...

Z myślą serdeczną,

Anna

avatar użytkownika gość z drogi

22. Pani Anno,Sówka :)

jakże pięknie Pani to ujęła "Jego prochy są wszędzie.Wszędzie tam,gdzie trwa pamięć o NIM
My pamiętamy,Pan Michał Przypomina
a co będzie jak nas zabraknie ? czy podobnie jak z "polskimi obozami śmierci "?
serdeczne i pełne zadumania pozdrowienia :)

gość z drogi

avatar użytkownika nadzieja13

23. Witam:)

Na szczęście Polacy to przekorny naród...:) Gdy w najlepsze trwa deformacja i zamazywanie pamięci historycznej, tym wieksze rzesze młodych i nie tylko, dążą do jej utrwalenia i uhonorowania...
Pamięć nie zaginie, a zdrajcy i wiarołomcy prędzej czy później otrzymają godną ich zapłatę"... Mam nadzieję, że oprócz pogardy będzie to coś jeszcze....

Bohaterom zaś - Wieczna Chwała i Cześć!
Dziękuję za kolejny wspaniały esej..

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

24. Do Pani Anny Sówki,

Szanowna Pani Anno,

Kiedy powstawała III RO, jeszcze żyli świadkowie mordu na rotmistrzu Pileckim
Ale wówczas panowała gruba kreska Mazowieckiego.
Człowieka, który będąc premierem więcej wyrządził Polsce zła niż dobra.

Dał komunistom nowy życiorys i błogosławieństwo Solidarności na nowa drogę.
Porozumienia z Niemcami w Krzyżowej czy później Warszawy, są zwycięstwem Niemiec.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

25. Pani Nadzieja 13,

Szanowna Pani Nadziejo:

Bohaterom zaś - Wieczna Chwała i Cześć!

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

26. Spokój morderców-Anna Zechenter

Starszy mężczyzna zaczepiony na ulicy przez dziennikarza nie chce rozmawiać o egzekucji szefa Kedywu AK, generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila" - tej, którą osobiście nadzorował.

A przecież bolszewicki prokurator Witold Gatner doskonale pamięta dzień 24 lutego 1953 r., gdy stojąc po południu obok naczelnika więzienia, lekarza, strażnika i kata, odczytywał "Nilowi" wyrok.

Przesłuchiwany w 1992 r., zeznał: "Czułem, że trzęsą mi się nogi - powiedział. - Skazany patrzył mi cały czas w oczy. Stał wyprostowany. Nikt go nie podtrzymywał. (...) Wówczas powiedziałem: "Zarządzam wykonanie wyroku". Kat i jeden ze strażników zbliżyli się. Postawę skazanego określiłbym jako godną" - dodał Gatner, choć jest ostatnią osobą mającą prawo oceniać "Nila".

Do niedawna Gatner był - jak podaje historyk Tadeusz Płużański - szefem zespołu radców prawnych dużej firmy Agros, producenta dżemów, soków i zup.

Wiemy, że takich jak Gatner żyło po 1989 r. wielu - nieosądzonych zbrodniarzy: śledczych, prokuratorów i sędziów, którzy w latach 40. i 50. wysyłali na śmierć żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, również tych najsłynniejszych: generała Augusta Emila Fieldorfa i rotmistrza Witolda Pileckiego.
Staruszkowie z krwią na rękach

Żaden z morderców Fieldorfa "Nila" nie poniósł odpowiedzialności karnej. Do niedawna żył i mieszkał w Warszawie śledczy Kazimierz Górski, który przez pół roku przesłuchiwał aresztowanego Fieldorfa "Nila", a następnie przygotował akt oskarżenia. Nigdy nie usłyszał zarzutów.

W grudniu 2005 r. zmarła prokurator Alicja Graff. Złożyła swój podpis pod pismem do naczelnika więzienia na Rakowieckiej z nakazem wykonania wyroku na "Nilu" z terminem 24 lutego 1953 roku.

Nadzorowała także sprawę aresztowanego przez bezpiekę przedwojennego piłsudczyka, pułkownika Wacława Kostka-Biernackiego, skazanego na śmierć. Dożyła swoich dni w spokoju na warszawskim Mokotowie.

Jej mąż, Kazimierz Graff, oskarżał m.in. dowódcę Konspiracyjnego Wojska Polskiego kapitana Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" rozstrzelanego 19 lutego 1947 roku oraz dwunastu żołnierzy AK skazanych na śmierć w ciągu trzydniowego procesu przez sąd w Siedlcach. Ta zbrodnia pozostała bezkarna.

Ostatecznie Graffa udało się oskarżyć w 2007 r. o błąd proceduralny: sprzeczne z prawem PRL aresztowanie Stanisława Figurskiego, działacza podziemia niepodległościowego, ale po roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie ze względu na "brak znamion czynu zabronionego". Decyzja została podtrzymana przez Sąd Najwyższy. Graff zmarł w kwietniu tego roku.

Wyrok śmierci na generała Fieldorfa wydała sędzia sądu wojewódzkiego Maria Gurowska vel Górowska. Przedwojenna komunistka napisała w 1952 r., gdy rodzina "Nila" poprosiła Bieruta o ułaskawienie: "Skazany Fieldorf na łaskę nie zasługuje. (...) Zdaniem sądu nie istnieje możliwość resocjalizacji skazanego".

Kiedy na nią przyszła pora i stanęła w grudniu 1997 r. przed sądem w Warszawie, nadal twierdziła, że Fieldorf zasługiwał na powieszenie, insynuowała, że jako komendant Kedywu podpisywał rozkazy mordowania bezbronnych ludzi. Pojawiła się na pierwszej rozprawie, kolejne wezwania ignorowała przez dziewięć miesięcy, do śmierci w sierpniu 1998 roku.

Beniamin Wajsblech, wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL, po agresji Sowietów na Polskę został prokuratorem bolszewickim we Lwowie. Po wojnie oskarżał w procesach politycznych, żądał kary śmierci m.in. dla "Nila". Zwolniony z prokuratury po październikowej odwilży, pracował jako radca prawny. Zmarł przez nikogo nie niepokojony w 1991 roku.

"Grupę szpiegowską" rotmistrza Witolda Pileckiego oskarżał prokurator Czesław Łapiński, domagając się kary śmierci dla "ochotnika do Auschwitz". Pilecki został stracony 25 maja 1948 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie, a Łapiński przeszedł za rządów Gomułki do adwokatury. W 2004 r., gdy zeznawał jako oskarżony o mord sądowy, swoją energię skupił na atakowaniu IPN i żądaniu likwidacji tej instytucji. Nie dożył wyroku.
Honory i ordery

Kaci odchodzili z tego świata w spokoju, niektórzy nawet doczekali nagród. Prezydent Aleksander Kwaśniewski musiał znać historię Stanisława Supruniuka, kiedy odznaczał byłego szefa Urzędów Bezpieczeństwa w Nisku, Krośnie i Gdyni w 1999 r. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Supruniuk nieludzko znęcał się nad przesłuchiwanymi; w 1944 r. aresztował i wydał NKWD zamordowanego później przez Sowietów szefa Kedywu Okręgu AK Nisko-Stalowa Wola Tadeusza Sochę. Gdy kilkanaście miesięcy później z jego rozkazu ubecy zamordowali ciężarną Janinę Oleszkiewicz, żonę dowódcy zgrupowania NZW Franciszka Przysiężniaka, podziemie niepodległościowe wydało na niego wyrok śmierci - dwa razy uszedł z życiem. Wprost z resortu trafił do komunistycznej dyplomacji: przez 32 lata pracował na placówkach PRL w Berlinie, Pradze oraz Sztokholmie. Proces przeciwko niemu został umorzony w 2011 r., z chwilą śmierci zbrodniarza, który zdążył jeszcze odebrać od Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej izraelski Honorowy Medal Pamiątkowy.

Szczególnie bulwersowały opinię publiczną dwie sprawy - obie ze względu na rodzinne powiązania zbrodniarzy oraz ochronę, jaką uzyskali od władz brytyjskich i szwedzkich. Wokół Heleny Wolińskiej-Brus i Stefana Michnika rozpętały się skandale.
Europejczycy pod ochroną

Wolińska, żona ekonomisty Włodzimierza Brusa, w latach 40. i 50. chwalcy Bieruta i Minca, po 1956 r. rewizjonisty, a wreszcie profesora Oxfordu, należała jako prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej w latach 1945-1955 do komunistycznej elity. Podpisała nakaz aresztowania "Nila" i nadzorowała całe śledztwo, fabrykując dowody, które posłużyły do wydania wyroku śmierci. Na początku lat 70. wyjechała z mężem do Anglii. Wniosek polskich władz o jej ekstradycję został przez Brytyjczyków odrzucony w 2006 r., ponieważ w Polsce - jak stwierdzono w uzasadnieniu - padła ofiarą prześladowań antysemickich, a w chwili wyjazdu władze PRL wydały jej tzw. dokument podróżny, stwierdzający, że nie jest obywatelką polską. Sama Wolińska oskarżona stwierdziła, że przedstawione jej zarzuty mają charakter polityczny i antysemicki, zaś w Polsce nie może oczekiwać sprawiedliwego sądu. Zmarła w 2008 r. w Oxfordzie.

Historia Stefana Michnika, jednego z najbardziej znanych żyjących zbrodniarzy stalinowskich i tajnego współpracownika Informacji Wojskowej, stała się głośna także i z tego powodu, że jest przyrodnim bratem Adama Michnika. W latach 1951-1953 jako sędzia Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie wydawał wyroki w procesach oficerów Wojska Polskiego i skazywał na śmierć żołnierzy podziemia: m.in. majorów Zefiryna Machallę oraz Karola Sęka, oficera Narodowych Sił Zbrojnych, a także cichociemnego rotmistrza Andrzeja Czaykowskiego, w którego egzekucji uczestniczył.

W 1969 r. wyjechał do Szwecji, gdzie mieszka do dziś. Prawie trzy lata temu Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie wydał na wniosek pionu śledczego IPN nakaz aresztowania, na podstawie którego w październiku wystawiono europejski nakaz aresztowania. 18 listopada 2010 r. sąd w Uppsali odmówił wydania Stefana Michnika do Polski, bo czyny umieszczone w ENA uległy, w świetle szwedzkiego prawa, przedawnieniu. Najdotkliwszą przykrością, jaka go spotkała, była głośna pikieta polonijnych demonstrantów pod domem. Michnik nie boi się kary. "Jestem Szwedem" - powiada.
Nietykalni, bo współwinni

Kto gwarantował katom bezpieczeństwo i dostatnią starość? Z wielu opublikowanych w ostatnich latach dokumentów wynika, że "okrągłe stoły", do których komuniści bloku wschodniego zaprosili na przełomie lat 80. i 90. starannie wybranych przedstawicieli "konstruktywnej" opozycji, zwołano na polecenie Sowietów - tych bardziej "liberalnych", bo rozumiejących, że system nie wytrzyma kolejnego kryzysu.

W rozmowach rządzący oddali niektóre sfery życia pod kontrolę swoich niedawnych przeciwników, otrzymując w zamian wszystko, czego chcieli, w tym również gwarancje nietykalności. Nie tylko dla siebie, ale i dla bardzo szerokiego kręgu ludzi współtworzących w Polsce komunizm od 1944 roku. Nie postawiono przecież przed sądem ani Kiszczaka, ani Jaruzelskiego, chociaż obaj byli agentami Moskwy w PRL i obaj mieli swój udział w zbrodniach komunistycznych - dlaczego zatem sprawiedliwość miałaby dosięgnąć ludzi niższej rangi?

Prezydentem III RP został agent Informacji Wojskowej "Wolski", a ministrem spraw wewnętrznych funkcjonariusz tej samej formacji, będącej peerelowską kontynuacją sowieckiego wywiadu wojskowego Smiersz. Kiszczak tuż po wojnie zajmował się na placówce w Londynie rozpracowywaniem polskich oficerów, którzy walczyli w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Podpisał m.in. w 1950 r. dokument zawierający opis przygotowań do akcji antysystemowych, zaplanowanych przez grupę 220 oficerów, którzy zamierzali wrócić po wojnie z zagranicy. "Szkolono ich w akcji sabotażowej, minerstwie, pirotechnice i niszczeniu urządzeń kolejowych" - napisał. Dla przyjeżdżających z Zachodu oficerów zarzut szpiegostwa oznaczał w komunistycznej Polsce lata więzienia, a bardzo często karę śmierci.

U władzy w resortach spraw wewnętrznych i obrony narodowej pozostali po 1989 r. ludzie z bardzo długą przeszłością. Dogadujący się z opozycją komuniści zadbali o bezpieczeństwo wciąż żyjących, chociaż odsuniętych od władzy czerwonych zbrodniarzy - posłużono się starą zasadą: współwinni stają się nietykalni. Rosyjska "krugowaja poruka" (system nieformalnych powiązań) zapewniła cichą amnestię mordercom sądowym.

Na ekshumację ofiar komunistycznego terroru na powązkowskiej Łączce musieliśmy czekać prawie ćwierć wieku w rzekomo wolnej i niepodległej Polsce, jasne bowiem było, że wydobyte tam szczątki wołać będą o nazwiska swoich katów - ludzi, których III Rzeczpospolita w założycielskim prezencie obdarzyła nietykalnością.

Autorka jest pracownikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Krakowie.

Anna Zechenter

http://www.naszdziennik.pl/mysl/11540,spokoj-mordercow.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl