Internowanie w Komańczy Dr Krzysztof Kaczmarski .Muzeum Diecezjalne w Rzeszowie ul. Zamkowa 4 20 czerwca - 6 lipca
Klasztor Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu (Congregatio Sanctae Familiae de Nazareth - CSFN) w Komańczy w powiecie sanockim był ostatnim miejscem internowania ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Przeniesienie Prymasa z Prudnika Śląskiego do klasztoru w Komańczy było efektem starań Episkopatu Polski. O tym przeniesieniu Prymas dowiedział się wieczorem 28 X 1955 roku. Wyjazd z Prudnika nastąpił nazajutrz, 29 października - w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla - o godz. 6.00 rano. Droga wiodła przez Katowice, Kraków, Tarnów, Jasło, Krosno i Sanok. O godz. 15.30 samochód wiozący Prymasa dotarł do położonej ok. 40 km na południe od Sanoka wsi Komańcza. Operacja przewiezienia kard. Wyszyńskiego do klasztoru w Komańczy była pilnie strzeżoną tajemnicą aparatu bezpieczeństwa. Siostry Nazaretanki zostały o tym poinformowane zaledwie kilka godzin wcześniej. Na początku lat pięćdziesiątych władze komunistyczne planowały usunąć z klasztoru zakonnice i przejąć dom zakonny na sanatorium dla partyjnych dygnitarzy. Klasztor utrzymał się głównie dzięki temu, że mieszkał w nim miejscowy proboszcz ks. Stanisław Porębski, zaś kaplica domowa Sióstr Nazaretanek pełniła od września 1944 r., gdy spłonął drewniany kościół parafialny pw. św. Józefa, funkcję świątyni parafialnej. W 1955 r. w klasztorze mieszkały 23 siostry (przełożoną domu była matka Fidelisa Targońska). Oprócz zakonnic i ks. Porębskiego przebywały w nim osoby, które przyjechały na wypoczynek. Jak czytamy w jednym z ubeckich raportów, byli to "księża lub inne osoby w starszym wieku (niewiasty i mężczyźni wałęsający się po lesie lub wokół wilii - domu zakonnego). (...) Z wyglądu tych osób zorientować się można, że wywodzą się [one] z wrogiego nam środowiska, tzn. zawodów wolnych jak doktorzy, inżynierowie itp.". Ponadto w domu zakonnym mieszkało kilka osób pracujących w miejscowym nadleśnictwie. Zmiana miejsca i formy izolacji Prymasa - przede wszystkim brak ochrony żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i funkcjonariuszy bezpieki (przynajmniej oficjalnie) w klasztorze oraz możliwość spacerów i kontaktów z osobami z zewnątrz - nie oznaczały bynajmniej rezygnacji z jego inwigilacji przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Wkrótce po przyjeździe kardynała do klasztoru Sióstr Nazaretanek rozszerzono strefę nadgraniczną na obszar Komańczy (od 23 XI 1955 r.), wzmacniając w okolicy placówki Wojsk Ochrony Pogranicza. W położonej obok klasztoru willi "Wiera" stacjonowali żołnierze WOP. Na drodze prowadzącej do klasztoru postawiono szlaban i budkę strażniczą. Aby się dostać do Komańczy potrzebne było pozwolenie na pobyt w strefie nadgranicznej. Osoby bez stosownej przepustki były zatrzymywane w strażnicy WOP do czasu odjazdu najbliższego pociągu. Parafia Komańcza należała do dekanatu sanockiego. Ksiądz prałat Antoni Porębski, dziekan sanocki, został upoważniony przez ks. bp. Franciszka Bardę, ordynariusza diecezji przemyskiej, do opieki nad Prymasem. Zabezpieczaniem "obiektu" krypt. "Wrona" - bo tak w oficjalnej terminologii ubeckiej nazwano klasztor Sióstr Nazaretanek w okresie internowania w nim Prymasa - zajmowała się specjalna Grupa Operacyjna Departamentu VI Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego, działająca przy Powiatowym Urzędzie ds. BP w Sanoku. Grupą tą kierował kpt. mjr Józef Karkoszka. Rola struktur sanockiej bezpieki, której szefem był wówczas kpt. Tadeusz Paulukiewicz, ograniczała się w zasadzie tylko do zadań pomocniczych i współdziałania z Grupą Operacyjną (np. udostępniania własnej agentury i materiałów operacyjnych). Podobnie rzecz się miała z antykościelnym Wydziałem VI Wojewódzkiego Urzędu ds. BP w Rzeszowie. Jesienią 1955 r. agentura bezpieki na terenie gromady Komańcza (dwóch informatorów) oraz ta wykorzystywana do rozpracowywania Kościoła w powiecie sanockim (czterech informatorów) były stosunkowo słabe. Jak pisano w jednym z ubeckich dokumentów, "agentura ta nie tkwiła w żadnych rozpracowaniach i spełniała rolę sieci ogólno-informacyjnej", a zatem nie nadawała się do inwigilacji kard. Wyszyńskiego. Grupa Operacyjna Departamentu VI musiała więc zbudować własną siatkę agenturalną, dokonując nowych werbunków wśród osób mających lepsze "dotarcie" do internowanego Prymasa. Pół roku później - w końcu kwietnia 1956 r. - Grupa Operacyjna posiadała już 13 informatorów - trzech na "obiekcie "Wrona"", trzech na linii kolejowej Zagórz - Komańcza, pięciu w Komańczy i okolicznych wioskach oraz dwóch w Sanoku. Wykorzystywała również 10 kontaktów poufnych (6 w Zagórzu oraz po jednym w Komańczy, Szczawnem, Rzepedzi i Łupkowie). Najcenniejszym informatorem Grupy Operacyjnej była bez wątpienia s. Bogumiła - Janina Aleksandrowicz, używająca pseudonimu "B". Była ona dyplomowaną pielęgniarką. Do jej obowiązków należała opieka medyczna nad Prymasem, do którego miała stały dostęp. Od wiosny 1956 r. towarzyszyła mu również w spacerach. Mogła w miarę regularnie opuszczać teren klasztoru, gdyż odwiedzała w Komańczy oraz okolicznych miejscowościach pacjentów, którym robiła zastrzyki. W czerwcu 1956 r. s. Bogumiła decyzją matki przełożonej została odsunięta od opieki medycznej nad Prymasem i zastąpiona przez s. Bernadettę. Od listopada 1955 r. ppor. Genowefa Bońska z Grupy Operacyjnej spotykała się z "B" w umówionym miejscu i o określonej godzinie, gdy ta szła z wizytą do pacjentów. Do spotkań dochodziło również w Sanoku, gdy "B" przyjeżdżała do dentysty leczyć zęby. Podporucznik Bońska otrzymywała od siostry Bogumiły pisemne doniesienia, na podstawie których sporządzała notatki służbowe. Początkowo "B" miała opory przed składaniem Bońskiej doniesień pisemnych. Na jednym ze spotkań powiedziała jej wprost: "To, co pani napisze, ja zawsze mogę się wyprzeć, a to, co ja napiszę, to jest dokument". Ostatecznie ustalono, że Bońska po przepisaniu doniesień będzie je zwracać "B" na kolejnym spotkaniu, aby ta mogła je zniszczyć. Od końca lutego 1956 r. kontakt z informatorką był utrudniony, gdyż matka przełożona - być może podejrzewając ją - ograniczyła jej możliwości opuszczania klasztoru. Do kolejnego spotkania z ppor. Bońską doszło dopiero na początku maja. "B" żaliła się Bońskiej, że matka przełożona nie zezwoliła jej pracować w ośrodku zdrowia i wyjeżdżać z Komańczy. Stwierdziła także, że nie będzie już mogła dłużej spotykać się z Bońską, gdyż jest kontrolowana i śledzona przez przełożoną. Wobec obaw informatorki ppor. Bońska zaproponowała jej, że od tej pory będzie ona przekazywała doniesienia mieszkającej w klasztorze Hannie Gubernat, "zalegendowanej" byłej (?) pracownicy zajmującego się zwalczaniem Kościoła Wydziału V Departamentu V MBP, która jako sekretarka była zatrudniona w nadleśnictwie w Komańczy. Siostra Bogumiła miała ją odwiedzać w pokoju pod pretekstem zrobienia jej zastrzyku. Gubernat ps. "Hanka" pełniła więc rolę skrzynki kontaktowej dla informatora ps. "B". Pierwsze doniesienie Gubernat, jako "Hanka" przejęła od "B" 18 V 1956 r., ostatnie 30 X tego roku, tj. dwa dni po wyjeździe Prymasa z Komańczy. "Hanka", oddając ppor. Bońskiej - z którą kontaktowała się przynajmniej raz w tygodniu - doniesienia s. Bogumiły, uzupełniała je z reguły własnymi informacjami i notatkami z rozmów przeprowadzonych z zakonnicą. Kilkakrotnie również dołączała listy "B" do Bońskiej. Od sierpnia 1956 r. s. Bogumiła, która towarzyszyła Prymasowi w spacerach i - jak to wyznała "Hance" - nie miała czasu na pisanie doniesień, przekazywała informacje ustnie. Również ustnie otrzymywała od "Hanki" zadania do wykonania. W sumie od listopada 1955 r. do października 1956 r. s. Bogumiła przekazała najpierw bezpośrednio ppor. Bońskiej, a później za pośrednictwem Gubernat ponad trzydzieści doniesień agenturalnych. Informowała w nich m.in. o nastrojach panujących wśród zakonnic, sporządzając ich charakterystyki, podawała dokładny rozkład dnia Prymasa, donosiła o jego samopoczuciu i stanie zdrowia, o tym, co robi w wolnych chwilach, o odwiedzających go gościach - zarówno duchownych, jak i świeckich (w tym członkach jego rodziny). Do inwigilacji Prymasa w Komańczy Grupa Operacyjna używała także podsłuchu pokojowego. Instalacji urządzeń podsłuchowych dokonała grupa funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, która przyjechała do klasztoru jeszcze w sierpniu 1955 r., udając ekipę filmową, i wyjechała stąd 4 listopada. Rzekomo przybyła ona do klasztoru z zamiarem nakręcenia filmu o gen. K. Świerczewskim pt. "Błękitny Krzyż". Nasłuchem pokoju zajmowanego przez kard. Wyszyńskiego oraz nagrywaniem jego rozmów zajmował się ppor. Stefan Nowaczek, który "zalegendowany" jako pracownik nadleśnictwa w Komańczy mieszkał wraz z żoną Urszulą w klasztorze w pokoju nr 16, usytuowanym bezpośrednio nad pomieszczeniami zajmowanymi przez Prymasa. Nowaczkom w prowadzeniu nasłuchu pomagała Gubernat. Jednak już na przełomie 1955/1956 r. Nowaczkowie i Gubernat zostali de facto zdekonspirowani przez zakonnice. Już w grudniu 1955 r. matka przełożona nabrała podejrzeń, że Nowaczkowie "są na usługach UB". W tym przekonaniu utwierdzało matkę Targońską zachowanie Nowaczkowej, która nigdzie nie pracując, większą część dnia spędzała zamknięta w swoim pokoju. Zainteresowanie wzbudzała również ciężka walizka w pokoju Nowaczków (znajdował się w niej magnetofon) i częste wyjazdy Nowaczkowej do Sanoka. O swoich podejrzeniach matka przełożona niezwłocznie poinformowała Prymasa. Poleciła też siostrom, aby obserwowały Nowaczkową. Od stycznia 1956 r. matka Targońska zaczęła również o kontakty z UB podejrzewać Gubernat. Wielokrotnie przestrzegała przed nią i Nowaczkami swoje zakonnice. Prymas, mając świadomość, że jest podsłuchiwany, ilekroć przyjmował gości w swoim pokoju, rozmawiał szeptem. Inną formą działań operacyjnych aparatu bezpieczeństwa była perlustracja całej korespondencji kierowanej na adres klasztoru. Obawiając się kontroli korespondencji, matka przełożona Fidelisa Targońska wysyłała z pocztą i po jej odbiór do Krakowa (tj. do przełożonej prowincji Zgromadzenia Sióstr Nazaretanek) zaufaną s. Narcyzę (Stanisławę Stankiewicz). Ksiądz Prymas natomiast utrzymywał korespondencję listowną, korzystając z pośrednictwa odwiedzających go gości. Prymas Stefan Wyszyński przebywał w Komańczy równy rok. Tutaj napisał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego oraz przygotował program Wielkiej Nowenny przed obchodami Millenium Chrztu Polski. Decyzję uwolnieniu Prymasa, jako jedną z pierwszych, podjął Władysław Gomułka zaraz po VIII Plenum KC PZPR (19-21 X 1956 r.). 26 października o godz. 9.00 rano do Komańczy przyjechali wysłannicy Gomułki i jego ówcześni najbliżsi współpracownicy: Zenon Kliszko, wiceminister sprawiedliwości, i poseł Władysław Bieńkowski. Podczas dwugodzinnej rozmowy z Prymasem ustalone zostały główne warunki porozumienia i normalizacji stosunków między państwem a Kościołem. Kardynał Wyszyński opuścił Komańczę przed południem 28 X - w dniu święta Chrystusa Króla. Około godz. 21.00 przyjechał do pałacu prymasowskiego przy ul. Miodowej, owacyjnie witany przez tłumy mieszkańców stolicy.
WYSTAWA Więzienne lata Prymasa Stefana Wyszyńskiego 1953-1956 Muzeum Diecezjalne w Rzeszowie ul. Zamkowa 4 20 czerwca - 6 lipca
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120619&typ=my&id=my05.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Są nowe dowody IPN wznowił
Są nowe dowody
IPN wznowił śledztwo ws. znęcania się funkcjonariuszy bezpieki nad ks. abp. Antonim Baraniakiem
Wyszyńskiego, którego biskup był sekretarzem, komunistyczna bezpieka
próbowała zmusić go torturami do złożenia obciążających Prymasa zeznań.
O wznowieniu śledztwa poinformowali prezes IPN Jarosław Szarek oraz
dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu,
zastępca Prokuratora Generalnego Andrzej Pozorski. Spotkanie z
dziennikarzami odbyło się w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów
Politycznych PRL w Warszawie, czyli w dawnym więzieniu mokotowskim,
gdzie więziono ks. bp. Antoniego Baraniaka.
– Abp Antoni Baraniak, sekretarz Prymasa Stefana Wyszyńskiego, był w tym
miejscu przez 27 miesięcy przesłuchiwany i torturowany – zmuszany do
tego, żeby wystąpić przeciwko Prymasowi Wyszyńskiemu. To był element
większego planu konstruowania procesu przeciwko prymasowi – oświadczył
prezes IPN Jarosław Szarek.
– Ksiądz Baraniak nie załamał się, wytrzymał te tortury, do końca życia
nie odzyskał zdrowia po zwolnieniu z więzienia, ale nie obciążył Prymasa
Wyszyńskiego – dodał.
Szef pionu śledczego IPN Andrzej Pozorski przypomniał, że śledztwo
dotyczące fizycznego i psychicznego znęcania się nad ks. abp.
Baraniakiem zostało umorzone w 2010 r.
– Wówczas uznano, że brak jest dowodów dostatecznie uzasadniających
przyjęcie, że wobec pokrzywdzonego stosowano niedozwolone metody
śledcze. Aktualnie pojawiły się nowe okoliczności i zostały ujawnione
nowe dowody, w związku z czym 19 czerwca br. to śledztwo zostało podjęte
i dalej będzie kontynuowane – powiedział Pozorski.
Dodał, że w tej sprawie zostaną przesłuchani świadkowie, zabezpieczona
zostanie również dokumentacja archiwalna.
– W mojej ocenie te nowe dowody i nowe dokumenty mogą w sposób istotny
dokonać zmian w tych ustaleniach, które zostały dokonane przed
umorzeniem śledztwa – dodał szef pionu śledczego IPN.
Wśród nowych okoliczności uzasadniających wznowienie śledztwa są
nieznane dotąd i odnalezione w archiwach IPN relacje dotyczące znęcania
się nad duchownym. Według prezesa IPN, pokazują one, że sprawą
interesowały się władze partyjne, a przede wszystkim kierownictwo
Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Instytut poinformował również, że prokuratorzy IPN rozpoczęli analizę
dokumentów dotyczących rehabilitacji byłego rektora KUL ks. prof.
Antoniego Słomkowskiego. W tej sprawie pion śledczy IPN – jak
poinformował Pozorski – rozpatruje dostępną dokumentację historyczną pod
kątem celowości ewentualnego skierowania wniosku do sądu o
unieważnienie orzeczenia skazującego byłego rektora KUL przez
komunistyczny aparat sprawiedliwości. Ks. prof. Słomkowskiego
komunistyczne władze chciały wykorzystać w procesie biskupa kieleckiego
Czesława Kaczmarka.
– Mam nadzieję, że postępowania IPN pozwolą nam ustalić nowe fakty i
pokazać niezłomność tych księży, którzy zostali poddani próbie – dodał
prezes IPN. Przypomniał też, że metody śledcze komunistycznej bezpieki, w
tym tortury, były jednymi z najcięższych; w tym kontekście przypomniał
słowa rtm. Witolda Pileckiego, który w porównaniu z nimi pobyt w
Auschwitz nazwał „igraszką”.
– Zbrodnie komunistyczne nie zostają przedawnione. Instytut Pamięci
Narodowej zrobi wszystko, aby prawda o tamtych wydarzeniach została
udokumentowana, a jeżeli żyją jeszcze osoby odpowiedzialne za te czyny,
to żeby poniosły odpowiedzialność – zaznaczył dr Szarek. Podkreślił też,
że nie tylko sprawa dotycząca biskupa Baraniaka, ale również ks. prof.
Słomkowskiego była „przygotowywana na najwyższych szczeblach ówczesnych
władz”.
Ks. abp Antoni Baraniak urodził się 1 stycznia 1904 r. we wsi
Sebastianowo w Wielkopolsce. W młodości wstąpił do Towarzystwa św.
Franciszka Salezego (salezjanów). Przed wojną został sekretarzem
ówczesnego Prymasa Polski, ks. kard. Augusta Hlonda, a po wojnie –
Prymasa ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. W 1951 r. Papież Pius XII
mianował go biskupem pomocniczym archidiecezji gnieźnieńskiej. Został
aresztowany w nocy z 25 na 26 września 1953 r. i poddany brutalnemu
śledztwu.
Po wyjściu na wolność w 1957 r. został metropolitą poznańskim. Mimo
sprzeciwu władz, w 1966 r. zorganizował w Poznaniu obchody Milenium
Chrztu Polski. Zmarł po długiej chorobie 13 sierpnia 1977 r., został
pochowany w podziemiach poznańskiej katedry.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl