25 maja rocznica śmierci rotmistrza Pileckiego - Rajd Katyński zaprasza ul. Rakowiecka 37 o 21.00
Maryla, czw., 24/05/2012 - 23:33
25 maja 1948 roku o godz. 21:30 w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie, został zamordowany rotmistrz Witold Pilecki, najdzielniejszy z dzielnych. W 64 rocznicę komunistycznej zbrodni, polscy motocykliści złożą wieniec i zapalą znicze pod murem więziennym. Uroczystość rozpoczniemy o 21:00.
Zapraszamy wszystkich bardzo serdecznie.
Mocno prawicę ściskam
Wiktor
Zapraszam www.rajdkatynski.net
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
13 komentarzy
1. Europejski Dzień Bohaterów
Europejski Dzień Bohaterów Walki z Totalitaryzmem 25 maja 2012
Zob. materiał z 18 maja 2012 pt. "Europejski Dzień Bohaterów Walki z Totalitaryzmem 25 maja 2012":
PRZYPOMNIJMY O ROTMISTRZU! TRZEBA DAĆ ŚWIADECTWO..
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. PRZYPOMNIJMY O ROTMISTRZU! TRZEBA DAĆ ŚWIADECTWO..
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Dlaczego 25 maja obchodzimy
Dlatego, że z racji poniesionych zasług Polakom to święto się należy.
Polska w sposób szczególny przeciwstawiła się obu totalitaryzmom:
- komunistycznemu i nazistowskiemu.
-
w roku 1920 przeciwstawiliśmy się najazdowi bolszewickiej Rosji, która
po trupie Polski pragnęła w oparciu o ruchy komunistyczne narzucić
totalitarny system całej Europie,
- w roku 1939, jako pierwsi zbrojnie przeciwstawiliśmy się narodowo – socjalistycznym Niemcom.
Po
przegranej wojnie obronnej stworzyliśmy Polskie Państwo Podziemne,
które zarówno zbrojnie jak w wymiarze cywilnym, sądowniczym,
propagandowym przeciwstawiło się nazistowskiej okupacji.
-
równolegle w latach 1944-1956 prowadziliśmy walkę o Wolność i
Niezawisłość Polski z nową sowiecka okupacją – przeciwstawiliśmy się
komunistycznemu totalitaryzmowi,
-
po 1956 r. przez cywilny opór w Polsce powstał masowy ruch
„Solidarność”, który w konsekwencji w 1989 r. doprowadził do upadku
totalitarnego systemu panowania sowieckiego komunizmu w Europie.
W
tych zmaganiach toczonych na przestrzeni okrutnego XX wieku,
ponieśliśmy liczne ofiary w wyniku działań totalitaryzmów
komunistycznego i nazistowskiego. Istotą stosunku Polaków do
zbrodniczych, totalitarnych tyranii, była walka znaczona czynami
Bohaterów.
Dlatego,
że nigdy skali kraju, ani w ramach wspólnoty europejskiej, nie
dokonaliśmy pełnego uczciwego satysfakcjonującego dla naszej postawy,
rozrachunku z historią, doceniający nasz wkład w wysiłek zbrojny na
rzecz ocalenia Europy w XX wieku. W skali kraju przez 50 lat czekaliśmy
na odzyskanie niepodległości, którą utraciliśmy w wyniku agresji
niemieckiej w 1939 r. i sowieckiej w 1944 r. oraz zdrady Jałtańskiej w
1945 r.
Po
odzyskaniu niepodległości dopiero w 1994 r. doczekaliśmy się
upamiętnienia Powstania Warszawskiego w 50-tą rocznicę jego wybuchu. W
2011 r. w 22 lata po odzyskaniu niepodległości doczekaliśmy się
istotnych aktów dekomunizacyjnych:
- uznania stanu wojennego za zbrodnię,
- skazania gen. Kiszczaka jednego z jego współtwórców, przy ciągle nieosądzaniu głównego sprawcy Wojciecha Jaruzelskiego,
-
rozliczenia sprawy „Walki o Wolność i Niezawisłość Polski z nową
sowiecka okupacją” przez ustanowienie „Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy
Wyklętych”.
Są to dalece niepełne, ale istotne elementy dekomunizacji.
Ze strony Europy nie doczekaliśmy się żadnego gestu podsumowującego nasz wysiłek w II Wojnie Światowej.
Spotkało nas natomiast kilka wyraźnych afrontów.
- zabrakło naszych żołnierzy w defiladzie zwycięstw w Wielkiej Brytanii w 1945 r.
-
w 50 rocznicę zakończenia II wojny światowej w 1995 r. ówczesny
Prezydent Polski Lech Wałęsa nie został zaproszony na jej obchody w
Berlinie.
- w 60 rocznicę zakończenia II wojny w Moskwie zostaliśmy potraktowani obraźliwie.
-
2 kwietnia 2009 r. w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie nad
projektem rezolucji „Świadomość Europejska, a Totalitaryzmy”. Trzy
poprawki do projektu wniesione przez posłankę PiS Hannę Fołtyn Kubicką,
które zawierały propozycję wpisania nazwiska rtm. Pileckiego do
rezolucji o ustanowienie dnia jego śmierci (25 maja) Międzynarodowym
Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmem, zostały odrzucone większością
euro parlamentarzystów zarówno zagranicznych jak i polskich.
Uważamy,
że w ramach społeczeństwa obywatelskiego Europy, tam gdzie zawiedli
nasi politycy, musimy tworzyć fakty dokonane jako obywatele wprowadzając
obchody – ,,Europejskiego Dnia Bohaterów Walki z Totalitaryzmem” w
rocznicę sądowego komunistycznego morderstwa na rotmistrzu Pileckim.
25
maja w sposób szczególny przypominamy rotmistrza Witolda Pileckiego.
Bohatera, którego postawa reprezentuje walkę z nazistowskim a następnie
komunistycznym totalitaryzmem. We wrześniu 1940 r. w ramach misji ZWZ
(AK), Pilecki dostaje się dobrowolnie, (dał się złapać w łapance
ulicznej), do KL Auschwitz, jako obozu zagłady i organizując w nim opór
przez założenie konspiracyjnego Związku Organizacji Wojskowej, wysuwając
plany zbrojnego, wspartego z zewnątrz powstania. Po ucieczce z
Auschwitz, Pilecki walczy w Powstaniu Warszawskim. Po II Wojnie
Światowej, gdy Europę podzieliła Żelazna Kurtyna, podejmuje na polecenie
prawowitych władz Polski misję rozpoznania komunistycznego
totalitaryzmu w Polsce. W trakcie jej wykonywania ginie śmiercią
męczeńską. Losy tysięcy Akowców i członków innych polskich formacji
niepodległościowych są podobne. Żołnierze ci stali się Bohaterami walki z
dwoma totalitaryzmami. Ginęli w walce, byli więzieni i mordowani”.
Jest
to szczególnie ważne w warunkach kraju, którego poziom życia po ponad
20 latach transformacji w sposób drastyczny odbiega od poziomu unijnych
sąsiadów. Kosztuje to nas masową emigracją młodych ludzi pozbawionych
perspektyw w kraju, w którym przez te dwadzieścia lat wyrosły różnice i
podziały dalekie od ideałów Solidarności.
Polska
przeszła przez ,,greckie” bankructwo, zabrakło natomiast okresu co
najmniej 5 lat wzrostu na poziomie 7-9% dla przezwyciężenia spuścizny
komunizmu. ,,Upaść może naród wielki, zniszczeć tylko nikczemny”. Nie
możemy zapomnieć tego zdania Stanisława Staszica. Dlatego
musimy ładować akumulatory narodowego patriotyzmu by, jako Polska
Solidarna, Prawa i Sprawiedliwa, zdobywać przyszłość w oparciu o nasze
chrześcijańskie korzenie.
Jest
rzeczą ważną, żebyśmy i na potrzebę własnej dumy i spójności narodowej
jak i dla podkreślenia naszego wkładu we wspólny dorobek europejski
potrafili prezentować i wpisywać dokonania nas Polaków w tym wielkich
Bohaterów, takich jak Witold Pilecki.
Jest
to szczególnie ważne w warunkach kraju, którego poziom życia po ponad
20 latach transformacji w sposób drastyczny odbiega od poziomu unijnych
sąsiadów. Kosztuje to nas masową emigracją młodych ludzi pozbawionych
perspektyw w kraju, w którym przez te dwadzieścia lat wyrosły różnice i
podziały dalekie od ideałów Solidarnościowych.
Prezes Fundacji "Polska Się Upomni"
Jerzy Scheur
Uwaga Warszawa
Rakowieckiej 37 w Warszawie, został zamordowany rotmistrz Witold
Pilecki, najdzielniejszy z dzielnych. W 64 rocznicę komunistycznej
zbrodni, polscy motocykliści złożą wieniec i zapalą znicze pod murem
więziennym. Uroczystość rozpoczniemy o 21:00. Zapraszamy wszystkich
bardzo serdecznie.
Wiktor
Uwaga Kraków
Zapraszamy na uroczystość poświęconą pamięci Gen. Leopolda Okulickiego i żołnierzom Polski Walczącej. Termin: 27 maja 2012, miejsce: Patriotyczny Park Jordana w Krakowie.
Od godz. 15:00 w Parku (przy alei głównej) wyświetlane będą filmy o gen. L. Okulickim i pieśni patriotyczne.
Godz. 15:30 – złożenie kwiatów i zapalenie świec pod pomnikami rtm. W .
Pileckiego, gen. W . Andersa, gen. E. Fieldorfa "NILA’", gen. S.
Maczka, płk. R. Kuklińskiego.
O godz. 16:00 - Odsłonięcie pomnika
generała Leopolda Okulickiego, rzeźba dłuta artysty- rzeźbiarza prof.
Stanisława Słoniny. Fundator – Maria, Danuta i Krzysztof Witkowscy z
Niecieczy. Uroczystość prowadzi – Wojciech Habela.
Szczegóły tu: http://wkrakowie2012.wordpress.com/2012/05/04/pamieci-gen-leopolda-okuli...
http://solidarni2010.pl/n,3295,13,dlaczego-25-maja-obchodzimy-europejski...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Fotorelacja – młodzież w IPN
Fotorelacja – młodzież w IPN o bohaterstwie żołnierzy wyklętych
Jan Bodakowski
Fotorelacja – młodzież w IPN o bohaterstwie żołnierzy wyklętych
W środę 23 mają 2012, zapewne ku
przerażeniu środowiska bliskiego „gazecie wyborczej”, w warszawskim
Centrum Edukacyjnym IPN odbył się już po raz trzeci finał konkursu
historycznego dla uczniów szkół średnich. Ponad 170 uczniów i
nauczycieli z ponad 30 szkół zaprezentowało wyniki swoich terenowych
badań nad bohaterstwem podziemia antykomunistycznego walczącego z
okupacją sowieckich kolaborantów w latach 1945 - 1956. Młodzież
zaprezentowała pisemne, fotograficzne, sfilmowane i w postaci cyfrowych
prezentacji, wyniki swoich badań i sposobów ich prezentacji w
społeczności lokalnej.
Podczas konferencji wystąpili również
naukowcy zajmujący się tematyką podziemia niepodległościowego, grypy
rekonstrukcyjne żołnierzy wyklętych, twórcy komiksów historycznych, oraz
zaprezentowano najnowsze publikacje IPN poświęcone tej tematyce.
Sala ekspozycyjna centrum edukacyjnego IPN podczas trwania konferencji
Mapa z zaznaczonymi miejscami badań terenowych przeprowadzonych przez młodzież
Młodzież na stoiskach prezentujących owoce badań terenowych
Stoiska przygotowane przez młodzież (w trakcie trwania prelekcji w sąsiedniej sali)
Sala konferncyjna
Prelekcja historyków dla młodzieży
Stoisko grupy rekonstrukcyjnej
Jan Bodakowski
http://forum.fronda.pl/forum/pokaz/id/80962
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie,
Wyrazy ubolewania
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
6. Wieczny odpoczynek...
...racz mu dać, Panie... a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków...niech odpoczywa w pokoju wiecznym.Amen.
++++
Cześć Jego Pamięci!
Wieczna Chwała Bohaterom!
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
7. Rotmistrz Witold Pilecki
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
8. Marsz pamięci rotmistrza Pileckiego [ZDJĘCIA+FILM]
http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/583535,marsz-pamieci-rotmistrza-pil...
Ponad 200 osób wzięło udział w piątkowym marszu upamiętniającego
rotmistrza Witolda Pileckiego. 25 maja 1948 roku bohater lat wojny i
okupacji został rozstrzelany przez komunistów w więzieniu mokotowskim w
Warszawie. W 64. rocznicę śmierci rotmistrza, Porozumienie na rzecz
obchodów Dnia i Roku Żołnierzy Wyklętych oraz Stowarzyszenie Fanatycy
Widzewa zorganizowały marsz ulicami Łodzi.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Zapaliłam Dzisiaj najpiękniejszą swiecę,dla Niego
patrząc na Jej migoczący płomień,zastanawiałam się jak piękne potrafi być Ludzkie Zycie,mimo upokorzeń,mimo Śmierci okrutnej...
My ,Rotmistrzu
Pamietamy Cię i nigdy nie zapomnimy,mimo,że władze które nami "administrują" i szczycą się historycznym "wykształceniem" zapomniały ,na śmierć...o Tobie Rotmistrzu
Polska kłania Ci się w pas...i modli się :)
gość z drogi
10. Uczciliśmy 64. rocznicę
imprezypatriotycznewwarszawie.salon24.pl
rocznicowe przy tablicy pamiątkowej Ofiar Komunizmu mieszczącej się
przy mokotowskim więzieniu przy ul. Rakowieckiej nie były tak liczne jak
marsz im. Rotmistrza przed dwoma tygodniami, ale i tak nie zabrakło
chętnych by oddać...
70lwdh.e-luzino.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Godzina 21.30, Rakowiecka
Godzina 21.30, Rakowiecka 37
Jego nazwisko miało zniknąć z kart historii, a pamięć miała zostać zatarta na wieki. A jednak od roku późnym wieczorem 25 maja na Rakowiecką 37 przychodzi coraz więcej osób, by oddać cześć rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu, straconemu właśnie w tym miejscu. O godz. 21.30, 64 lata temu.
Od ubiegłego roku pod więzieniem mokotowskim przy ulicy Rakowieckiej 37, gdzie 25 maja 1948 r. zamordowano Witolda Pileckiego, Stowarzyszenie Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński w symboliczny sposób upamiętnia to wydarzenie. Pod murem więziennym gromadzą się wszyscy, dla których kultywowanie pamięci o rotmistrzu jest niezwykle ważne. Podczas uroczystości przypominana jest osoba Pileckiego, jest czas na modlitwę, wieńce i znicze. Podobnie było w tym roku. Późnym piątkowym wieczorem na Rakowiecką przyszły prawdziwe tłumy warszawiaków. W uroczystości uczestniczyła córka rotmistrza, pani Zofia Pilecka-Optułowicz, która podkreśliła, że bardzo cieszy się z faktu, że jej ojciec to postać coraz bardziej obecna w świadomości Polaków. Leszek Rysak, członek Stowarzyszenia Motocyklowego Rajdu Katyńskiego i historyk IPN, przywołując postać Pileckiego, wskazał, że jego życiorys powinien być znany i ważny dla każdego Polaka. - Spotkanie pod więzieniem, w którym stracono rotmistrza Pileckiego, organizowaliśmy spontanicznie po raz drugi. Ludzi było więcej niż w ubiegłym roku. Mam nadzieję, że te spotkania na Rakowieckiej przyjmą się podobnie jak jasnogórskie zloty. Przyjechaliśmy na motorach, ale były również liczne delegacje szkolne, harcerze oraz dużo osób indywidualnych, dla których sprawa Polski i jej bohaterów jest ważna - mówi "Naszemu Dziennikowi" Wiktor Węgrzyn, prezes Stowarzyszenia Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński. Zaznacza, że takie postaci, jak Pilecki czy Danuta Siedzikówna "Inka" cały czas są dla młodych ludzi wzorami do naśladowania, a pamięć o nich wymaga szczególnej troski.
Młodzi szukają bohaterów
Hołd Witoldowi Pileckiemu oddali w piątek również mieszkańcy Wrocławia i Poznania. Ci pierwsi spotkali się przed pomnikiem rotmistrza przy Promenadzie Staromiejskiej, gdzie historycy i kombatanci wspominali rotmistrza. Był wykład prof. Wiesława Wysockiego z UKSW na temat Pileckiego, panel dyskusyjny "Od Związku Walki Zbrojnej do "Solidarności"" i koncert. Z kolei w Poznaniu Zarząd Towarzystwa Byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15. Pułku Ułanów Poznańskich zorganizował uroczystość, podczas której w krużgankach klasztoru Ojców Dominikanów - Panteonie zasłużonych dla Ojczyzny - odsłoniono tablice upamiętniające rtm. Witolda Pileckiego i ppłk. Łukasza Cieplińskiego. Uroczystość, w której uczestniczył syn rotmistrza, pan Andrzej Pilecki, i wdowa po synu ppłk. Cieplińskiego, poprzedziła Msza św. odprawiona przez ks. bp. Marka Jędraszewskiego. Po odsłonięciu i poświęceniu tablic obu bohaterów wspominali uczniowie szkół z Poznania i Kwilcza. - Biskup Marek Jędraszewski wygłosił znakomitą homilię, w której nawiązał do najwyższych wartości w życiu człowieka, jak uczciwość i prawda. Kościół był pełen ludzi, kilkadziesiąt pocztów sztandarowych, później całą uroczystość na dziedzińcu prowadził pan Włodzimierz Buczyński, wielce zasłużony dla całej idei wykonania tych tablic - relacjonuje Tadeusz Jeziorowski, dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego. Co ciekawe, w uroczystości upamiętniające rotmistrza Pileckiego i podpułkownika Cieplińskiego najbardziej zaangażowała się młodzież szkolna. - Z naszej strony wyszła inicjatywa do szkół - im. rtm. Pileckiego, którą mamy w Poznaniu, oraz szkoły z Kwilcza, miejsca urodzenia ppłk. Cieplińskiego. Bardzo zaangażowała się także szkoła im. gen. Andersa z Poznania, która wcześniej uczestniczyła w odsłanianiu przez nas tablicy poświęconej jej patronowi. Uczniowie tych szkół przygotowali specjalny program, przedstawili sylwetki obu bohaterów oraz przeczytali listy, które rotmistrz Pilecki pisał z więzienia do swoich najbliższych, i uzasadnienia wyroków, które pozbawiły ich życia. Ta młodzież utożsamia się z obu bohaterami, uroczystości były dla nich wielkim przeżyciem - wskazuje Jeziorowski.
Piotr Czartoryski-Sziler
http://naszdziennik.pl/index.php?dat=20120528&typ=po&id=po19.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Toruń, Piotrków Trybunalski, Brzeg..cała Polska na YouTubie znja
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Mordercy rotmistrza Pileckiego
25
maja 1948 r. o godz. 21. 30 w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie
komunistyczni siepacze zamordowali strzałem w tył głowy Witolda
Pileckiego. W wolnej Polsce oskarżyciel – krwawy prokurator Czesław
Łapiński, któremu Instytut Pamięci Narodowej postawił zarzut mordu
sądowego na Pileckim, nie doczekał wyroku - zmarł w 2004 r. Winnych jest
jednak więcej.
Wyrok na Pileckiego i jego współpracowników wydał - wspierany zakłamanymi tezami oskarżycielskimi prokuratora Czesława Łapińskiego o szpiegostwie i zaprzedaniu się obcym mocarstwom - Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w składzie: ppłk Jan Hryckowian
(przewodniczący składu a zarazem szef sądu; przedwojenny absolwent
prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim; w czasie wojny AK-owiec odznaczony
Krzyżem Walecznych; skazał na śmierć co najmniej 16 żołnierzy
niepodległościowego podziemia, orzekał m.in. w pokazowym procesie płk
Jana Rzepeckiego, prezesa I Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i
Niezawisłość,), kpt. Józef Badecki (też
przedwojenny prawnik – absolwent Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we
Lwowie; wydał co najmniej 29 !!!! wyroków śmierci, m.in. na słynnego
dowódcę WiN na Lubelszczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”) i kpt. Stefan Nowacki (ławnik, wzięty do sprawy z warszawskiej jednostki wojskowej). Żaden z nich już dziś nie żyje. Żyje natomiast Ryszard Czarkowski,
który protokołował rozprawę. Mimo, iż został później adwokatem,
twierdzi, że nic nie pamięta, gdyż po pobycie w czasie wojny w Treblince
zachorował na psychozę poobozową.
Zaraz po wyroku skład sędziowski w tajnej opinii napisał: „Z uwagi na popełnienie przez skazanych Pileckiego i Płużańskiego najcięższych
zbrodni zdrady stanu i Narodu, pełną świadomość działania na szkodę
Państwa i w interesie obcego imperializmu, któremu całkowicie się
zaprzedali (...) skład sądzący uważa, że ci obaj na ułaskawienie nie
zasługują”.
Hryckowian
już wcześniej był zaangażowany w sprawę. 13 listopada 1947 r., na
posiedzeniu niejawnym, stołeczny WSR pod jego przewodnictwem (z udziałem
kpt. Tadeusza Przesmyckiego i kpt. Jerzego Biedrzyckiego)
postanowił, na wniosek Naczelnej Prokuratury Wojskowej, przedłużyć
zatrzymanym tymczasowy areszt „albowiem wobec zawiłości sprawy i
konieczności jej wyczerpującego wyjaśnienia zachodzi potrzeba ustalenia
dla sprawy istotnych okoliczności”.
POD SZCZEGÓLNYM NADZOREM
Wymienieni
wyżej „sędziowie” - w większości Polacy, choć cieszyli się wyjątkowo
złą sławą, byli jedynie pionkami. Godzili się na rolę figurantów,
realizujących zbrodniczy plan postawionych wyżej, działających w zaciszu
gabinetów mocodawców, nadając ich decyzjom pozory praworządności. Nad
„właściwym” przebiegiem śledztwa i procesu czuwał zastępca Naczelnego
Prokuratora Wojskowego do spraw szczególnych (oskarżenie Pileckiego i
jego współpracowników miało charakter szczególny) ppłk Henryk Podlaski.
Prokurator Czesław Łapiński
do końca swoich dni podtrzymywał kłamliwą wersję wydarzeń, że przed
rozprawą Podlaski i jego szef - Naczelny Prokurator Wojskowy - Stanisław Zarako-Zarakowski
(Rosjanin, słynny kat Polaków) wezwali go do siebie i przekazali
„wytyczne oskarżenia”. Mieli mu zarazem obiecać, że żaden wyrok śmierci w
tej sprawie nie zostanie wykonany. Łapiński (tak jak Hryckowian
AK-owiec; zaraz po wojnie wydał wiele wyroków śmierci w Wydziale do
Spraw Doraźnych białostockiego Sądu Okręgowego, potem, jako szef
Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Łodzi, skazywał żołnierzy
Konspiracyjnego Wojska Polskiego kpt. Stanisława Sojczyńskiego
„Warszyca”) - miał w to uwierzyć.
W
dokumentach o Podlaskim czytamy: Podlaski Hersz, syn Mojżesza i
Szpryncy Austern, ur. 7 marca 1919 r. w Suwałkach. Później imiona
rodziców zmieniono - odpowiednio - na Maurycego i Stanisławę. W 1956 r.
Henryk Podlaski zaczął używać imienia Bernard, po czym ślad po nim
zaginął. Przez dłuższy czas szukała go KG MO, bezskutecznie. Mówiło się,
że utonął w nurtach Bugu. Miał to być albo akt samobójczy, albo wynik
nieudanej ucieczki na Wschód. W 1966 r., po 10 latach starań, żona
krwawego prokuratora uzyskała potwierdzenie jego zgonu. Istnieją jednak
relacje, że cała sprawa została sfingowana, a Podlaski... zamieszkał w
ZSRS u boku swojej siostry, która wyszła za mąż za wysokiego
funkcjonariusza NKWD. Niektórzy twierdzą, że Podlaski żyje do dziś. Jego
ostatni adres w Warszawie to ul. Lądowa 5 m. 91.
3
maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wyrok na Pileckiego utrzymał w
mocy. Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dopilnował tego mjr. Rubin Szwajg.
Urodzony 15 listopada 1898 r. w Jarosławiu, syn Dawida, podobnie jak
Henryk (Hersz) Podlaski, w stalinowskiej prokuraturze był odpowiedzialny
za sprawy szczególne. 10 lipca 1948 r. Szwajg napisał do MON prośbę o
zwolnienie ze służby wojskowej: „z uwagi na to, że zamierzam wraz z żoną
wyjechać do Izraela, by tam połączyć się z naszą najbliższą rodziną.
Mamy w Izraelu córkę naszą, rodziców i rodzeństwo”. Niedawno Interpol
dostarczył stronie polskiej takie oto dane: Rubin Szwajg - SHATKAY
Reuben, s. David, ur. 15 listopada 1898 r., zm. 19 kwietnia 1992 r. w
Izraelu.
GMACH STALINIZMU
W składzie sędziowskim NSW, prócz spełniających drugorzędną rolę Polaków - płk Kazimierza Drohomireckiego, ppłk Romana Kryże i por. Jerzego Kwiatkowkiego, zasiadał mjr. (potem ppłk) Leo (Lew) Hochberg.
W akcie narodzin tego ostatniego czytamy: „W obecności Szoela Gohberga
(Gochberga) - inspektora towarzystwa ubezpieczeniowego [ojciec Leo był
wydawcą prasy żydowskiej i założycielem tygodnika „Frajtag” (później
„Unzer Leben”) - red.] i Gabiela Ołata (Oleła), miejscowego podrabina,
urodził się (3) 15 lutego 1899 r. w Łodzi o godz. 11 w nocy z żony
Rejzli z domu Wajntraub, 21 lat. Przy obrzezaniu nadano dziecku imię
Lew”.
Inny
dokument zaświadcza o małżeństwie Hochberga: „w 1919 r. 26 sierpnia Lew
Gohlberg, z ojca Saula, kawaler, lat 20, zawarł związek małżeński z
panną Idas Michiel Galperin, z ojca Dawida, ślub odbył się 10 sierpnia
(starego stylu) Odessa 19 listopada 1920 roku”.
Leo
Hochberg zmarł w 1978 r. W Biuletynie Żydowskiego Instytutu
Historycznego (kwiecień-czerwiec 1978 r., nr 2 (106)) w rubryce „In
memoriam” czytamy o Hochbergu, że „jako znawca problematyki i historii
żydowskiej oraz znakomity hebraista” wniósł „poważny wkład do prac
Instytutu”. Potem jest skrócony życiorys zmarłego: Po ukończeniu
gimnazjum w Odessie (1917 r.) i prawa na Uniwersytecie Warszawskim (1926
r.) był radcą prawnym w Banku Dyskontowym w Warszawie.
W
dalszej części życiorysu napisano, że „w okresie II wojny światowej
[już od 1939 r. - TMP] przebywał w Związku Radzieckim, pracując na
różnych stanowiskach w bankowości i w przemyśle poligraficznym. Pełnił
także funkcję przewodniczącego Związku Patriotów Polskich w ZSRR na
okręg Baszkirskiej Republiki Autonomicznej. W 1944 r. wstąpił do
Ludowego Wojska Polskiego, pełniąc służbę w sądownictwie wojskowym [m.
in. sędzia, a następnie zastępca szefa Wojskowego Sądu Garnizonowego w
rodzinnej Łodzi - TMP]”. Tyle Biuletyn ŻIH.
W
„ludowej” Polsce kariera Hochberga rozwinęła się - w latach 1947-1955
był sędzią i sekretarzem Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu
Wojskowego, a w latach 1955-1957 (po zwolnieniu z wojska) sędzią Sądu
Najwyższego. Jeden z sędziów (też zaangażowany w „okres błędów i
wypaczeń”) stwierdził, że NSW „w latach minionych był główną i
zasadniczą transmisją stalinizmu do wszystkich sądów wojskowych [co
często oznaczało brutalne ingerencje w orzecznictwo sądów I instancji -
TMP]. (...) Tow. Aspis [płk Feliks Aspis, przedwojenny absolwent prawa
Uniwersytetu Jagiellońskiego; po wojnie wysoki funkcjonariusz Naczelnej
Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego, sądził m.in.
oficerów WP ze sprawy tzw. „spisku w wojsku” - TMP] i Hochberg wytrwale i
z gorliwością wznosili ten teoretyczny gmach stalinizmu na terenie NSW.
Z tego gmachu teoretycznego stalinizmu wydobywał się gryzący czad,
który zatruwał sądy w terenie i dusze sędziów”.
Zmarły
kilka lat temu wybitny historyk Jerzy Poksiński w książce „TUN”
napisał, że Hochberg „upowszechniał w sądzie „nowinki prawne” rodem z
ZSRR, w tym przede wszystkim treści prac Andrieja Wyszyńskiego
[prokurator generalny ZSRR, twórca teorii, że przyznanie się oskarżonego
może stanowić decydujący dowód winy - TMP]”. Hochberg - dodać warto -
nie był tylko teoretykiem, ale również praktykiem - orzekał w sądach I
instancji.
Komisja,
powołana w 1956 r. do zbadania przejawów łamania socjalistycznej
praworządności w organach sądownictwa wojskowego, uznała, że dopuścił
się wielu „nieprawidłowości”. Chciała obniżyć mu stopień wojskowy z
podpułkownika do kapitana i zakazać pracy w wymiarze „sprawiedliwości”.
Mimo dyskwalifikującej opinii Leo Hochberg pracował dalej. W latach
1957-68 był naczelnikiem wydziału w Ministerstwie Sprawiedliwości. Tyle
fakty.
W
dalszej części apologetycznego wspomnienia, opublikowanego przez ŻIH,
czytamy o „pracy społecznej” Hochberga: od 1947 r. był członkiem PPR,
potem PZPR, a także Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni
Polsko-Radzieckiej. „Posiadał liczne odznaczenia wojskowe i państwowe, w
tym Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski”. I na koniec: „Odszedł od
nas wybitny erudyta, mądry doradca, uczynny i oddany współpracownik
Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce, człowiek wielkiego serca i
dobroci”. Ani słowa o tym, że był stalinowskim pułkownikiem, a tym
bardziej o jego udziale w mordzie sądowym na rotmistrzu Pileckim i
procesach innych żołnierzy AK.
PROCES STALINOWCA TRWAŁ PONAD ROK
Proces
Czesława Łapińskiego, oskarżonego przez Instytut Pamięci Narodowej o
podżeganie do mordu sądowego na bohaterze Polski Podziemnej odbywał się
przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. 15 marca 1948 r. ten
stalinowski prokurator bezprawnie żądał kary śmierci wobec Pileckiego i
trzech jego współpracowników – Tadeusza Płużańskiego, Makarego
Sieradzkiego i Marii Szelągowskiej. W wolnej Polsce groziło mu
dożywocie. Jeśli emerytowany ppłk Czesław Łapiński zostałby skazany,
byłby to pierwszy przypadek, kiedy w III RP wymierzono sprawiedliwość
prokuratorowi, będącemu na usługach komunistycznego systemu bezprawia.
Tak
się jednak nie stało, gdyż proces zawieszono ze względu na chorobę
oskarżonego, który wkrótce zmarł. Podczas rozpraw wyszły jednak na jaw
nieznane dotąd fakty, rzucające nowe światło na motywy działania
członków grupy niezłomnego rotmistrza, przebieg śledztwa na UB,
męczeńską śmierć Witolda Pileckiego, a także losy jego towarzyszy
niedoli.
ADWOKAT
Jerzy
Potocki, siostrzeniec Witolda Różyckiego, jednego ze skazanych w
procesie: - Wuj był człowiekiem niezwykłej uczciwości. Został skazany za
to, że pracując w Ministerstwie Przemysłu przekazywał Pileckiemu
urzędowe informacje. Zarzuty zostały sfingowane.
Obrońca Czesława Łapińskiemu, mec. Jerzy Tracz pytał Jerzego Potockiego:
- Dlaczego wuj przyznał się do winy?
- Przypuszczam, że chciał, aby ten cały koszmar już się skończył.
- Czy Pana ojciec został oskarżony o szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu? - pytał Tracz Andrzeja Pileckiego, syna rotmistrza.
- Ojciec został oskarżony o to, że chciał dobra Polski - uciął syn rotmistrza..
Takie
pytania zadaje świadkom Jerzy Tracz, zupełnie jakby zapomniał, że nie
jest oskarżycielem w stalinowskim procesie lat 50., ale obrońcą
oskarżonego w niepodległej III RP.
NIE TEN WITOLD
-
Po powrocie wuja w 1945 r. z Włoch wiele z nim rozmawiałem, jako
najstarszy z mężczyzn w domu w Ostrowi [Pileccy mieszkali w Ostrowi
Mazowieckiej - TMP]. Miałem 15 lat - rozpoczął swoje zeznania przed
sądem Edward Radwański, siostrzeniec Marii Pileckiej, żony rotmistrza. –
Wuj mówił, że przyjechał na rozkaz polskich władz wojskowych na
Zachodzie, aby „rozładowywać las” i przyglądać się, co robi nowy
okupant. Podczas ostatniej rozmowy był przybity. Stwierdził, że warunki
są coraz trudniejsze i jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba będzie
zakończyć działalność, zwinąć grupę.
Przed rozprawą Radwański był z Marią Pilecką u mecenasa Lecha Buszkowskiego, aby ustalić linię obrony:
- Powiedział nam, że sprawa jest bardzo trudna i trzeba się liczyć ze wszystkim.
Radwański zapamiętał również, jak Pilecka wracała z rozpraw z Warszawy:
- Ciocia niewiele mówiła, czuło się, że jest oszołomiona. Powtarzała tylko: „Wujek to nie ten Witold”.
DZIECI SZPIEGA
-
Mama nie brała udziału we wszystkich rozprawach, nie była w stanie –
zeznawał Andrzej Pilecki. - Mówiła mi, że na sali sądowej zauważyła, iż
ojciec miał pozrywane paznokcie. Wiem również, że podczas jednej z
przerw ojciec przekazał jej grzebyk.
Andrzej Pilecki szczególnie zapamiętał dzień ogłoszenia wyroku:
-
Mama wróciła z Warszawy roztrzęsiona. Nie chciała nam nic powiedzieć.
Tak było przez kilka następnych lat. O szczegółach procesu opowiedziała
mi dopiero na wakacjach w Świdrze w 1951 r.
Syn rotmistrza o karze śmierci dla ojca dowiedział się z radia:
-
Słuchałem wszystkich relacji z procesu, było ich bardzo dużo. Ojca i
jego współpracowników obrzucano błotem, zarzucano, że są szpiegami, że
zdradzili swój kraj. Bałem się, że wyrok będzie wysoki. Moich kolegów z
gimnazjum skazano na pięć lat więzienia tylko za to, że mieli powielacz.
-
W szkole na ścianach wisiały szczekaczki. Kiedy transmitowano relacje z
procesu, nauczycielka spytała mnie w obecności całej klasy: „Czy ty
jesteś córką tego szpiega?” Potwierdziłam. Byłam dumna z ojca, bo
wiedziałam, że bardzo nas kocha i że jest wielkim patriotą – mówiła
przed sądem Zofia Optułowicz, córka Pileckiego.
NAPASTLIWY I OHYDNY
Edward Radwański: - Z relacji w radiu i prasie czuło się wrogość sądu i oskarżyciela wobec wuja.
Andrzej
Potocki, siostrzeniec Witolda Różyckiego, brat Jerzego: Prokurator
Czesław Łapiński odegrał dużą rolę w skazaniu wuja. Powojenne więzienie i
proces były dla niego bardzo ciężkimi przeżyciami, porównywalnymi z
Oświęcimiem, gdzie poddawano go pseudomedycznym eksperymentom.
Ponad
50 lat temu, w przerwie rozprawy, rotmistrz Pilecki zdołał szepnąć do
Eleonory Ostrowskiej (swojej kuzynki, jej obecne przesłuchanie sąd
musiał przerwać ze względu na stan zdrowia): „Ja już żyć nie mogę, mnie
wykończono. Bo Oświęcim to była igraszka”.
Zofia
Optułowicz: - Boli mnie zaciekłość, jaką kierował się prokurator wobec
mojego ojca. Był wyjątkowo zajadły, zarówno na rozprawie, jak i później.
Po wyroku mama poszła do Łapińskiego z prośbą o pomoc. Wtedy powiedział
jej: „Pani mąż to wrzód na ciele Polski Ludowej, który trzeba wyciąć”.
Na
korytarzu sądowym Alicja Postawka, córka Ryszarda Jamontt-Krzywickiego,
w czasie wojny adiutanta kolejnych dowódców AK, też skazanego w
sprawie, mówiła:
-
W rozprawie brałam udział jako 11-letnie dziecko Prokurator był
napastliwy i ohydny. Gdy usłyszałam, że mój ojciec współpracował z
Niemcami, oplułam Łapińskiego na korytarzu. Teraz zrobiłabym to samo.
PETYCJE BYŁYCH WIĘŹNIÓW
Z
prośbą o pomoc dla Witolda Pileckiego listy do premiera Cyrankiewicza
pisali byli więźniowie KL Auschwitz. Andrzej Pilecki pamięta, że u
Bieruta interweniowali też państwo Newerly, uratowali przez ojca w
czasie wojny z getta. Interweniowali bezskutecznie.
Mój
Ojciec Tadeusz Płużański, kurier Pileckiego do gen. Andersa, skazany w
procesie na podwójną karę śmierci, w czasie wojny 4 lata spędził w
obozie koncentracyjnym Stutthof.
W
jego sprawie współwięźniowie podpisali petycję do Bieruta: „Pomagał
wszystkim, bez względu na narodowość, niejednemu łzę otarł, niejednego
podniósł na duchu, a może niejednemu życie uratował. Na terenie obozu
była to bezsprzecznie jedna z najszlachetniejszych postaci”. Prezydent
zmienił Ojcu wyrok na dożywocie. Z więzienia we Wronkach wyszedł dzięki
„odwilży” w 1956 r. Dla Witolda Pileckiego komunistyczni oprawcy nie
byli tak wyrozumiali. Rotmistrz został stracony w więzieniu mokotowskim w
Warszawie 25 maja 1948 r.
SCHOROWANI, BEZ PRACY
Zofia
Optułowicz: - Po śmierci ojca mama, jako nauczycielka, nie mogła
znaleźć pracy w zawodzie. Mnie nie chcieli przyjąć na studia.
Andrzej
Pilecki też miał problemy z kontynuowaniem nauki: - Zaczęło się od
tego, że chciałem zrobić kurs szybownictwa w ramach stowarzyszenia
„Służba Polsce”. Wszystko szło dobrze, dopóki nie dowiedzieli się, że
jestem synem Witolda Pileckiego.
W
sądzie, patrząc na Łapińskiego, Pilecki powiedział: Przez to, że
zamordowaliście mi ojca, żyliśmy w nędzy. Byłem w przytułku dla sierot.
Ryszard
Nowakowski, syn Jerzego, innego skazanego: - W czasie wojny ojciec był w
ochronie „Grota”. Gdy go aresztowali, miałem 4 lata, ale przeżycie było
tak silne, że dokładnie to pamiętam. Do mieszkania przyszli jacyś
panowie, zrobili okropny bałagan, mama płakała. Wyprowadzając ojca,
strasznie go pobili. Mama została bez środków do życia. W poszukiwaniu
pracy pojechaliśmy do Gdańska. Mama ciężko pracowała, a prócz tego
jeździła regularnie do Wronek z paczkami. Nie czułem wstydu, że ojciec
jest w więzieniu. Wiedziałem, że po pięciu latach wróci. Wrócił mocno
schorowany – miał gruźlicę, cukrzycę, na którą zmarł.
Andrzej
Potocki: - Wuj Witold Różycki, po Oświęcimiu i śledztwie na
Rakowieckiej, był bardzo schorowany. W 1954 r. z więzienia we Wronkach
dostał „urlop zdrowotny”, po czym od razu przewieźliśmy go do szpitala.
Zofia Optułowicz: - W więzieniu ojciec przebywał w bardzo ciężkich warunkach. Trzymali go w izolatce, zakazali widzeń z rodziną.
NIENAWIŚĆ DO AKOWCÓW
Zwyczajem
bezpieki było, że jednego człowieka przesłuchiwało bez przerwy kilku
„oficerów” śledczych - niedouczonych typków z awansu społecznego, którym
władza (pozorna) uderzyła do głowy. Faktycznie byli tylko narzędziem
zbrodni w rękach kierownictwa. Nie oznacza to, że są mniej winni -
bezpośrednio znęcali się nad osadzonymi, co w świetle prawa stanowi
zbrodnię komunistyczną. Dziś stają przed sądem, ale nie jako oskarżeni,
tylko świadkowie.
Niektóre stalinowskie śledztwa (te szczególnej wagi) nadzorował osobiście szef Departamentu Śledczego MBP, płk Jacek Różański (Józef Goldberg),
który faktycznie - w porozumieniu ze swoimi ziomkami z prokuratury -
wydawał wyroki. Tak było w przypadku grupy rotmistrza Witolda
Pileckiego. Różańskiemu pomagał jego zastępca - naczelnik Wydziału II
ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem), inny płk Józef Czaplicki,
ze względu na swoją nienawiść do AK-owców nazywany „Akowerem”. Różański
ignorował fakty przemawiające „na korzyść” rotmistrza, np. raporty z
jego pracy w Oświęcimiu, a nadawał specjalne znaczenie sfingowanym
dokumentom (podstawą oskarżenia grupy Pileckiego były wymyślone przez
bezpiekę plany zlikwidowania „mózgów MBP” - właśnie Różańskiego,
Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier „Luny”), znanym jako raport „Brzeszczota”.
Na
biurka Różańskiego i Czaplickiego trafiały notatki „agentów celnych”,
czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących Pileckiego i jego
towarzyszy. Dostawał je również wiceminister bezpieki gen. Roman Romkowski (Natan Kikiel), który faktycznie rządził MBP (szef resortu gen. Stanisław Radkiewicz - polski internacjonał, był figurantem).
„SPRAWA POLITYCZNA”
Informacje o „śledziach” Pileckiego znajdują się w kartotece personalnej, przekazanej Instytutowi Pamięci Narodowej przez UOP:
Marian Krawczyński,
(jeden z najbardziej „zasłużonych” w sprawie), rocznik 1920 r., przed
wojną skończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. Na Mokotowie pracował
przez 1,5 roku, do 1948 r., w bezpiece do 1955 r.
Zbigniew Kiszel, rocznik 1923 r., major, w bezpiece do 1958 r.
Eugeniusz Chimczak,
rocznik 1921 r., najpierw śledczy PUBP w Tomaszowie Lubelskim, potem
pułkownik w warszawskiej centrali MBP, w bezpiece aż do 15.06.1984 r.
Wszyscy
„śledzie” ukończyli przyspieszone kursy dla funkcjonariuszy (Chimczak i
Krawczyński Centralną Szkołę MPB w Łodzi). Wszyscy mieszkają dziś w
centrum Warszawy (Krawczyński na tej samej ulicy co Chimczak). Mimo, iż
„nie utrzymują ze sobą żadnych kontaktów”, wiedzą o sobie wszystko.
Przesłuchiwani
kilka lat temu przez prokuratora IPN przyznawali, że pracowali w MBP,
ale „nie pamiętali” sprawy Pileckiego. Chimczakowi nie przeszkadzało to
mówić: „O tym, w co był zamieszany Pilecki mogłem się zorientować z
wyjaśnień, jakie mi złożył. (...) Moich zwierzchników interesowały
wyjątkowo „sprawy szpiegowskie” a sprawa Pileckiego do takich została
zaliczona”.
Amnezja
ustępowała po okazaniu im dokumentów z ich podpisami. Pytani o
stosowanie przymusu fizycznego i psychicznego odpowiadali tak samo: nie
było żadnego. Pozwalali sobie nawet na dalej idące dowcipy:
Krawczyński: „aresztowani nie zgłaszali mi o tego typu sytuacjach”.
Kiszel: „osoby te nie zgłaszały mi takiego faktu, aby były bite w śledztwie”.
Chimczak:
„nie widziałem żadnych obrażeń na ciele przesłuchiwanych i o nich nie
słyszałem. (...) Owszem, zostałem przez Tadeusza Płużańskiego oskarżony o
znęcanie się nad nim w czasie przesłuchań, ale to nieprawda”.
- W 1996 r. został pan skazany na 8 lat w procesie Humera...
- „To kłamstwa, sprawa polityczna”.
SZCZERE, NORMALNE PRZESŁUCHANIA
-
Z Pileckim miałem dobry kontakt, rozmawialiśmy szczerze, no, może dość
szczerze – mówił Marian Krawczyński przed Wojskowym Sądem Okręgowym w
Warszawie, przesłuchiwany jako świadek na procesie prokuratora Czesława
Łapińskiego. Fakt, że Krawczyński odpowiadał nie jako oskarżony, ale z
wolnej stopy powodował, że mógł bezkarnie zmieniać zeznania. Tak jak
wcześniej w ogóle „nie pamiętał” sprawy Pileckiego, przed sądem nagle
wiele rzeczy sobie „przypomniał”:
-
To były normalne przesłuchania [czyli stosowany na co dzień na
Rakowieckiej fizyczny i psychiczny przymus – TMP], wyjaśniałem z
Pileckim jego notatki, adresy. Dużo mówiliśmy [oczywiście o żadnym
dialogu oprawcy z ofiarą nie mogło być mowy – TMP] o jego pobycie w
Oświęcimiu, ucieczce, raporcie z obozu dla Armii Krajowej. Interesowało
mnie to, gdyż w czasie wojny też należałem do AK. Dlatego przesłuchania
nie były dla mnie łatwe – żalił się sądowi jeden z okrutniejszych
śledczych Mokotowa.
Jeszcze
bardziej krwawy „śledź” Eugeniusz Chimczak twierdził z kolei, że nie
miał żadnego wpływu na czas trwania i charakter przesłuchań, bo
wypełniał jedynie polecenia przełożonych.
Bardziej
„szczery” był Krawczyński: „Odnośnie częstotliwości przesłuchań mogę
powiedzieć, że czasem z własnej inicjatywy przesłuchiwałem daną osobę
dzień po dniu”.
Chimczak
przypadkowo ujawniał mechanizmy śledztwa: „Zawsze sporządzałem protokół
przesłuchania, nawet, gdy podejrzany nie chciał wyjaśniać” (czytaj:
śledczy pisał, co chciał nawet, gdy przesłuchiwany nie dał się złamać
biciem).
CIĘŻKA PRACA ŚLEDZIA
Twierdzenia,
że śledczy nie znali czasu trwania przesłuchań, też nie są prawdziwe.
Sami, opowiadając o swojej „ciężkiej” pracy przyznają, że przesłuchiwali
od rana (8-9) do godzin popołudniowych (15-16), potem mieli trzy-cztery
godziny przerwy (aresztowani nie mieli takiego luksusu) i znowu, do 24.
Krawczyński zeznał w sądzie, że Pileckiego przesłuchiwał po 4-5 godzin
dziennie.
8
sierpnia 1947 r. Chimczak wystąpił z wnioskiem o przedłużenie
tymczasowego aresztowania wobec Pileckiego. Podpisał go mjr (potem ppłk)
Mieczysław Dytry z Naczelnej Prokuratury Wojskowej (przedwojenny prawnik na służbie komunistów).
Mniej
znany Zbigniew Kiszel też nie przebierał w środkach. Władysław
Minkiewicz w książce „Mokotów, Wronki, Rawicz” wspominał, jak jego
„główny oprawca” bił go gumową pałką, kopał, kazał siedzieć na nodze
odwróconego stołka i robić w nieskończoność przysiady: „Lubił również,
kiedy byłem już zupełnie wyczerpany, dusić mnie, ściskając za gardło.
Podczas śledztwa dwa razy zemdlałem.
WYTYCZNE Z KC
Podpis
śledczego Krawczyńskiego widnieje na wielu dokumentach, kluczowych dla
śledztwa przeciwko Pileckiemu i jego współpracownikom. Są to:
postanowienie o połączeniu spraw Pileckiego i pozostałych aresztowanych
(czyli, że Pilecki nie działał sam, ale był szefem „grupy
szpiegowskiej”; postanowienie o zamknięciu śledztwa i najważniejszy –
akt oskarżenia.
Przed
sądem Krawczyński opowiadał: - Z Pileckim pracowałem [co w tłumaczeniu z
języka śledczych oznacza: znęcałem się – TMP] 1,5-2 miesiące. Sprawę
kończyłem razem z mjr Szymańskim [Bronisław Szymański,
kierownik sekcji śledczej na Mokotowie – TMP]. Gotowy akt oskarżenia
przyniósł mi Szymański, razem z moim przełożonym Serkowskim [ppłk Ludwik Serkowski,
naczelnik Wydziału w Departamencie Śledczym MBP, razem z Różańskim
odpowiedzialny za stworzenie systemu wymuszania zeznań za pomocą
fizycznego i psychicznego przymusu – TMP], który zlecił mi sprawę i
nadzorował ją. Akt oskarżenia dostałem prosto z maszyny, nawet go nie
przeczytałem. Nie było po co, bo wytyczne przyszły z KC.
4 listopada 1947 r. Witold Pilecki, w obecności Krawczyńskiego i prokuratora NPW mjr Zenona Rychlika
potwierdził, że złożone w śledztwie zeznania były dobrowolne. „Opieka”
śledczego powodowała, że powiedzenie prokuratorowi, iż zeznania zostały
wymuszone, mijało się z celem. Każda próba powiedzenia prawdy kończyła
się wznowieniem śledztwa, czyli ponownymi torturami. Pamiętać trzeba
również, że prokurator przychodził do więzienia, gdzie rządziła bezpieka
i był na ogół osobą starannie wyselekcjonowaną. Odwołać zeznania można
było dopiero przed sądem, z czego skorzystał rotmistrz. Na swoim
procesie stwierdził: „protokoły podpisywałem przeważnie nie czytając
ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony”. Stwierdził tak, gdyż sala sądowa
też była wypełniona „śledziami”, ale nie trzeba chyba wyjaśniać, co to
„zmęczenie” oznaczało i z czego wynikało.
STRACH PRZED ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ
Gdyby rozliczanie komunizmu rozpoczęło się u zarania III RP, można by osądzić innych śledczych ze sprawy Pileckiego. Jerzy Kroszel zapewne uniknąłby sprawiedliwości, gdyż zmarł w 1989 r., ale np. Tadeusz Słowianek
dokonał żywota w 1993 r. Po wojnie był śledczym UB w Łodzi i Warszawie.
W 1957 r. awansowany do stopnia kapitana MO, w 1965 r. został
podpułkownikiem. Na przebieg jego kariery nie wpłynęła surowa nagana
(potem zatarta), którą otrzymał w 1962 r. za upicie się.
Postanowienie
o wszczęciu śledztwa przeciwko Pileckiemu, na podstawie art. 7 dekretu z
13 czerwca 1946 r. (o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w
okresie odbudowy państwa - szpiegostwo) wydał śledczy Jerzy Kaskiewicz.
Kaskiewicz zmarł dopiero w grudniu 1999 r. Przez nikogo nie nękany
mieszkał na ul. Spacerowej w Warszawie. Kaskiewicz prowadził również
pierwsze przesłuchania członków grupy Pileckiego i wnosił o zastosowanie
wobec nich tymczasowego aresztowania. „Przychylił się” do tego zastępca
Naczelnego Prokuratora Wojskowego do spraw szczególnych (oskarżenie
Pileckiego i jego współpracowników miało charakter szczególny) ppłk Henryk (Hersz) Podlaski,
który od początku czuwał nad „właściwym” przebiegiem śledztwa, a potem
procesu. W 1956 r., kiedy w celach propagandowych niektórych
stalinowców (m. in. Goldberga-Różańskiego) aresztowano i osądzono,
Podlaski nagle zniknął. Wiele faktów wskazuje na to, że uciekł do swojej
drugiej, po Izraelu, ojczyzny - ZSRS.
Inny brutalny śledczy - por. Stefan Alaborski w 1960 r. (12 lat przed śmiercią), ze strachu przed ewentualną odpowiedzialnością, zmienił nazwisko na Malinowski.
POCHOWAĆ CIAŁO
Sporządzony
przez „śledzi” akt oskarżenia wobec Pileckiego zaakceptował 23 stycznia
1948 r. Adam Humer. 5 lutego 1948 r., z ramienia NPW, zatwierdził go
wspomniany już Mieczysław Dytry, który uznał, że oskarżenie ma oparcie w
„ustaleniach” śledztwa, a przyjęta kwalifikacja „przestępstw” jest
zgodna z prawem. „Dokument” podpisał Henryk Podlaski, a dwa dni później,
7 lutego 1948 r. przesłał go do Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie.
Sąd pod przewodnictwem Jana Hryckowiana
podzielił (jakże inaczej) „argumentację” prokuratury i wydał
(oczywiście jedynie słuszny i zgodny z prawem) wyrok (ten przedwojenny
prawnik, AK-owiec skazał na śmierć 16 żołnierzy niepodległościowego
podziemia). Najwyższy Sąd Wojskowy zatwierdził wyrok, a Bierut nie
skorzystał z prawa łaski wobec Pileckiego. 24 maja 1948 r. Hryckowian
informował o tym Naczelną Prokuraturę Wojskową. W piśmie zwrotnym
Naczelny Prokurator Wojskowy Stanisław Zarako-Zarakowski
(Rosjanin, słynny kat Polaków) przesłał do warszawskiego WSR protokół
wykonania kary śmierci na Pileckim. W rozstrzelaniu rotmistrza brał
udział wiceprokurator NPW dla spraw szczególnych (sic!) Stanisław Cypryszewski (ur. 1893 r. w Kowlu, zmarły 1983 r. w Warszawie). Po egzekucji Pileckiego napisał do naczelnika więzienia mokotowskiego Alojzego Grabickiego: „ciało należy pochować”.
MIEJSCA NIEZNANE
Do
dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają zamordowani w stalinowskich
więzieniach. Tylko w nielicznych przypadkach udało się odnaleźć miejsca
ich pogrzebania. Niedawno w Gdańsku odkopano np. zwłoki sanitariuszki
„Łupaszki” Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Salmonowicza
„Zagończyka”. Coraz więcej wiemy natomiast o przebiegu egzekucji. Jak to
wyglądało w więzieniu mokotowskim w Warszawie „przypomniał sobie” kilka
lat temu, podczas procesu Czesława Łapińskiego, Ryszard Mońko, zastępca Grabickiego ds. politycznych.
W
Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej (nr 7/30) historyk Marcin
Zwolski wymienił cztery kategorie więźniów: „więzień zmarły, więzień
samobójca, więzień stracony na mocy wyroku kary śmierci (KS.) lub
„bandyta” przekazany do jednostki więziennej w celu pochowania (byli to
zazwyczaj żołnierze niepodległościowego podziemia zabici podczas akcji
Urzędów Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej i „ludowego” Wojska
Polskiego). (...) Ciała więźniów samobójców i więźniów straconych
naczelnik mógł wydać rodzinie jedynie za zgodą szefa WUBP, wydaną w
uzgodnieniu z miejscowym prokuratorem. Zwłoki zabitych „bandytów” w
żadnym wypadku nie mogły być wydane rodzinie”. Rodziny często nie
wiedziały w ogóle o śmierci najbliższych.
Jako
oficjalną przyczynę zgonu lekarze więzienni podawali najczęściej udar
serca, lub (ostre) zapalenie płuc. W Poznańskiem, w przypadku więźnia
rozstrzelanego, wpisywano „rany postrzałowe czaszki i porażenie ośrodków
mózgowych”, powieszonego „niedotlenienie mózgu i porażenie ośrodka
oddechowego”.
CMENTARZ NA KOSZYKOWEJ?
Zamordowanych
grzebano w bezimiennych grobach. Z przepisów więziennych wynikało, że
należało to robić na miejscowym cmentarzu, często na jego obrzeżach, z
dala od innych grobów, lub obok cmentarnego muru.
Inaczej
było np. w Białymstoku. Naczelnik wydziału więziennictwa miejscowego
WUBP Leon Ozgowicz w 1953 r. napisał, że zwłoki chowa się „w miejscach
niedostępnych dla osób cywilnych, tzn. w różnych miejscach. Powyższych
czynności dokonuje się tajnie, tak, aby nikt tego nie spostrzegł z osób
niepożądanych. Na cmentarzu nie chowa się z powodu tego, że mogą ciało
wygrzebać i urządzić jakiekolwiek demonstracje, co jest niedozwolone.
Wobec tego, nie ma żadnych grobów ani też numerów na grobie”.
Ciała
chowano też bezpośrednio w miejscach kaźni - w więzieniach, np. owianej
do dziś tajemnicą podwarszawskiej katowni w Miedzeszynie (kryptonim
„Spacer”), czy nie mniej tajnym areszcie NKWD we Włochach (tu więziono
m. in. Bolesława Piaseckiego, a być może również gen. Augusta Emila
Fieldorfa „Nila”). Istnieją przesłanki, że ciała zamordowanych przez
stalinowskich oprawców spoczywają też na Polach Mokotowskich, w Lesie
Kabackim, na Okęciu, a nawet w... centrum Warszawy – w piwnicach byłej
centrali MBP przy ul. Koszykowej 6 (dziś mieści się tu Ministerstwo
Sprawiedliwości). W Łodzi IPN cały czas szuka miejsca pochówku
straconego 17 lutego 1947 r., dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego,
kapitana Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. Relacje wskazują na
piwnice tamtejszej bezpieki, tzw. „moczarni” (rządził tu Mietek Moczar),
lub teren przy strzelnicy.
WÓZEK Z KONIKIEM
W
tym samym Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej czytamy rozmowę z
historykiem Krzysztofem Szwagrzykiem: „W źródłach archiwalnych nie
znaleziono żadnych informacji o chowaniu więźniów w trumnach; w
najlepszym razie były to drewniane skrzynie, półtrumny, niekiedy, np. w
Warszawie, papierowe worki po cemencie. Zwłoki zmarłych i straconych
więźniów chowano w samej bieliźnie lub nago, rzadko w pełnym ubraniu
(...) W pojedynczych relacjach występują wzmianki o posypywaniu lub
polewaniu zwłok – prawdopodobnie wapnem lub żrącym płynem – przed
zakopaniem. (...) Zwłoki transportowano na specjalnym drewnianym wózku –
przypominającym wózek do transportu pieczywa – obitym blachą i
ciągniętym przez konia lub grupę więźniów działu gospodarczego. Pod
koniec lat czterdziestych ciała przewożono już samochodami. Na cmentarzu
zrzucano je do przygotowanych przez więźniów dołów, w których
umieszczano czasem po kilka zwłok. Następnie niwelowano teren, nie
pozostawiając najczęściej żadnego śladu umożliwiającego przyszłą
identyfikację miejsca pochówku”. Widok wyjeżdżającego za bramę więzienia
małego wózka z konikiem zapamiętało wielu osadzonych na Mokotowie. Aby
jeszcze lepiej ukryć zbrodnię ciała chowano najczęściej nocą. W latach
1945-1956 w Warszawie zajmował się tym [nieżyjący już – TMP] Władysław Turczyński.
Nie
wszyscy trafiali do bezimiennych dołów. Ciała przekazywano do zakładów
anatomii, gdzie służyły jako materiał do ćwiczeń dla studentów medycyny.
Tak stało się z ciałem 26-letniego ppor. Antoniego Wodyńskiego
„Odyńca”, żołnierza VI Wileńskiej Brygady AK, które trafiło do Zakładu
Anatomii Prawidłowej Uniwersytetu Wrocławskiego. To samo zrobiono z
ciałami Warszyca” i „Lalka” - Józefa Franczaka, ostatniego żołnierza II
RP, który zginął osaczony przez ubecję 21 października 1963 r., jak
również kata warszawskiego getta Jurgena Stroopa.
ZRÓWNANA ZIEMIA
Egzekucję
Witolda Pileckiego 25 maja 1948 r. nadzorował wspomniany już Ryszard
Mońko, zastępca naczelnika mokotowskiego więzienia Alojzego Grabickiego.
Grabicki, który skończył miesięczny kurs więziennictwa w Łodzi i
pracował najpierw w Białymstoku, do końca życia, nie nękany przez wymiar
sprawiedliwości, ukrywał prawdę o miejscu grzebania więźniów. Jeden z
ocalałych wspominał wizytę naczelnika w celi (w książce Małgorzaty
Szejnert „Śród żywych duchów”). Do wysokiego, masywnego Woźniackiego
powiedział: „O, na tym bym wykonał z przyjemnością”. Do „Łupaszki”: „Na
was to bym nie wykonywał, tylko bym was trzymał w więzieniu. Czasem bym
was kazał przewieźć po mieście, żebyście widzieli, że Warszawa się
buduje, że w Polsce jest dobrze, a wy siedzicie zbankrutowani. To by dla
was była większa kara. Bo wykonaniem to się wam idzie z pomocą”. Żonie
jednego ze skazanych powiedział: „Po takich zbrodniarzach ziemia musi
być zrównana”.
Ryszard
Mońko (dwa zawody: technik rolniczy i mechanik, do 1962 r. był m. in.
naczelnikiem więzienia w Częstochowie) zeznawał jako świadek (tak jak
śledczy Krawczyński i Chimczak) na procesie prokuratora Czesława
Łapińskiego. Wiedząc, że nic mu nie grozi, zdecydował się mówić: - Na
Mokotów zostałem skierowany w styczniu 1948 r. ze zlikwidowanej
jednostki saperskiej. Jako funkcjonariusz ds. polityczno-wychowawczych
uczyłem śledczych zasad polskiego ruchu robotniczego [wcześniej sam
ukończył odpowiednie kursy polityczne – TMP]. Wielu z nich nie miało
nawet ukończonej podstawówki.
STRZAŁ W TYŁ GŁOWY
- A jak było z egzekucją Pileckiego?
-
To był jedyny przypadek w mojej karierze [prokuratorowi IPN Mońko
powiedział, że w żadnej tego typu sprawie nie brał udziału - TMP].
Zastępowałem Grabickiego, który takimi sprawami zajmował się rutynowo
[asystował m. in. przy egzekucji mjr Hieronima Dekutowskiego „Zapory” –
TMP], ale akurat, wyjątkowo, wyjechał. Wcześniej wypełniałem tylko
gotowe blankiety i podpisywałem się. Dane uczestniczących w egzekucji
sprawdzałem na podstawie okazanych mi legitymacji. 25 maja 1948 r.,
między godz. 21 i 21.30 do mojego gabinetu zgłosiło się czterech panów,
dwóch w mundurach wojskowych, dwóch po cywilnemu. Byli z bezpieki. Na
polecenie prokuratora [mowa o wspomnianym już wiceprokuratorze NPW dla
spraw szczególnych Stanisławie Cypryszewskim; był też przy rozstrzelaniu
Dekutowskiego – TMP] rozkazałem doprowadzenie Pileckiego na miejsce
straceń. To był mały, oddzielnie stojący budynek za X pawilonem, którym
rządził MBP, a oficerowie służby więziennej nie mieli tam wstępu.
Widziałem, jak prowadzili Pileckiego pod ręce, a on poprosił ich, żeby
go puścili, bo chce iść sam. Weszli do środka, ja zostałem na zewnątrz.
Słyszałem jeden strzał. Więźniów politycznych rozstrzeliwano,
pospolitych wieszano [były wyjątki, komuniści powiesili np. gen.
Fieldorfa, aby go upokorzyć – TMP]. Pluton egzekucyjny to był jeden
funkcjonariusz UB [etatowy morderca starszy sierżant Piotr Śmietański,
sądząc z podpisów na protokołach wykonania KS ledwo piśmienny – TMP].
Lekarz w wojskowym mundurze wszedł do budynku i stwierdził zgon. Przed
wykonaniem wyroku z Pileckim rozmawiał ksiądz Martusiewicz.
- Gdzie pogrzebano Pileckiego?
-
Nie brałem w tym udziału. Od dyżurnych wartowników słyszałem, że ciała
zabitych wywoziła gdzieś sanitarka więzienna. Często jechał w niej
naczelnik, który miał prawo jazdy.
- Dlaczego podpisał pan protokół wykonania kary śmierci?
- A co miałem robić?
PRZECHODNIU, POCHYL CZOŁO
Tadeusz Porayski, więzień Mokotowa, napisał:
„Przechodniu, pochyl czoło, wstrzymaj krok na chwilę
Tu każda grudka ziemi krwią męczeńską broczy
Tu jest Służewiec, to są nasze Termopile
Tu leżą ci, którzy chcieli bój do końca toczyć
Nie odprowadzał nas tu kondukt pogrzebowy
Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca
W mokotowskim więzieniu krótki strzał w tył głowy
A potem mały kucyk wiózł nas do Służewca...”
Tekst
został wyryty na symbolicznym pomniku upamiętniającym ofiary
stalinowskiego terroru, stojącym na terenie parafii św. Katarzyny przy
ul. Wałbrzyskiej na warszawskim Służewie. Tu, do połowy 1948 r.,
grzebano potajemnie zamordowanych więźniów mokotowskiego więzienia
(potem ciała chowano na Powązkach). Tu prawdopodobnie spoczywa rtm.
Witold Pilecki.
Jaka
była skala stalinowskich morderstw? Tylko na podstawie wyroków sądowych
stracono ok. 5 tys. osób, kilka tysięcy zmarło i zostało zamordowanych w
więzieniach i aresztach, inni zginęli w walce lub w wyniku akcji
pacyfikacyjnych UB, KBW, WP.
Krzysztof
Szwagrzyk: „W latach 1944-1956 tylko na Mokotowie śmierć poniosło ponad
tysiąc osób, w więzieniu we Wronkach – 219, w Rawiczu – kolejnych 211. O
kilkuset zmarłych i straconych możemy mówić w przypadku Białegostoku,
Gdańska, Katowic, Krakowa, Lublina, Rzeszowa, czy Wrocławia. Lista ta
wciąż nie jest zamknięta”.
Tadeusz M. Płużański
Tadeusz M. Płużański, dziennikarz,
historyk, szef działu Opinie Super Expressu, autor głośnej książki
"Bestie" o ludziach, którzy w czasach komunizmu mordowali polskich
patriotów, za co nigdy nie zostali ukarani.
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/mordercy_rotmistrza_pileckiego_21461
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl