Elita ze szkołą "pod górkę"
Jan Kalemba, pt., 18/05/2012 - 16:00
W połowie XX wieku utarło się, że warunkiem przynależności do elity społecznej jest posiadanie wyższego wykształcenia. W szczególności dotyczy to osób aspirujących do miana intelektualisty. Nie chodzi jednak o to, aby ktoś studiował dłużej lub krócej, ale o to, aby studia ukończył, to jest zdał wszystkie egzaminy i napisał stosowną rozprawę, w której wykazał się wymaganą wiedzą, przeprowadził odpowiednie badania i zinterpretował ich wyniki zgodnie z kanonem danej gałęzi nauki.
Prześledźmy sukcesy edukacyjne kilku członków „salonowej elity” III Rzeczypospolitej.
Władysław Frasyniuk to niewątpliwie „intelektualista przez otarcie”, jak to nazwał zabawnie Rafał Ziemkiwicz. Szofer z zawodu, który nie wiadomo czy kiedykolwiek gościł na jakiejś wyższej uczelni, nie mówiąc o pobieraniu tam nauk. Mimo to został przewodniczącym partii inteligenckiej, Unii Wolności. Kiedyś frazę swojej publicznej wypowiedzi zaczął od słów – „My intelektualiści...” – istotnie, pan Frasyniuk otarł się był w owej Unii o intelektualistę Geremka. Ten zaś zdobywał kwalifikacje elity w czasach stalinowskich jako sekretarz uczelnianej „podstawowej organizacji partyjnej”...
Jan Lityński jest kolejnym „intelektualistą” Unii. Koneksje rodzinne lub towarzyskie umożliwiły mu wejście do elity już w 1952 r., kiedy to, jako mały Jasio w krótkich spodenkach, wręczał kwiaty towarzyszowi Bierutowi na „22 lipca”. Uwieczniła to Polska Kronika Filmowa. W roku 1968, kiedy to pożarły się na całego dwie koterie polskich komunistów „żydy” i „chamy”, Lityńskiego relegowano ze studiów na UW, do których nigdy już nie raczył powrócić, ale godność intelektualisty przysługuje mu jak innym herb rodowy
Zbigniew Hołdys jest niezmiernie atrakcyjnym – przynajmniej w sensie wizualnym – członkiem elity, celebrytą i autorytetem od wszystkiego. Ten „arbiter elegantiarum” z TOK FM i TWN, któremu kapelusz chyba przyrósł do głowy, każdego kontestatora III RP – Jarosława Kaczyńskiego w szczególności – obdarza rusycyzmem rozpoczynającym się na „ch” (lud pisze to słowo w klozetach przez samo „h”). Aż dziw, że tak wymownemu intelektualiście nie udało się ukończyć nawet liceum...
Maciej Maleńczuk, też geniusz z branży brzdąkania i pojękiwania (Ludwig van Beethoven mu chyba do pięt nie dorasta) i ulubieniec telewizyjnych show. Chętnie wypowiada się jako autorytet w ogóle, a w szczególe w kwestii spożycia napojów wyskokowych. Jako znawca przeto twierdzi, że Lech Kaczyński był „wiecznie podpity”. Natomiast jako ekspert od katastrofy smoleńskiej nawołuje – „Powinniśmy być mili dla Rosjan”. Prokuratura koniecznie musi zbadać, czemu owemu intelektualiście nie pozwolono ukończyć nawet zawodówki, do której uczęszczał?...
Daniel Olbrychski jest też z branży rozrywkowej. Aktor samouk, który ukończyć Szkoły Teatralnej nie zdołał lub nie musiał. Uznał może, iż lepsza jest wiedza czerpana ze scenariuszy, niż przekazywana przez mistrzów sceny i podręczniki akademickie. Jako ekstern zdał egzamin zawodowy po 7 latach pracy aktorskiej. Na starość (w 65 wiośnie) w roku 2010 Akademia Teatralna w Warszawie nadała mu tytuł magistra. Lubi się prezentować jako autorytet etyczny i przypomina w tym Niesiołowskiego. Autorytatywnie głosił więc pogardę dla braci Kaczyńskich, bo „byli bici w szkole i płakali wniebogłosy”. Natomiast komentując opinię Adama Hofmana o katastrofie smoleńskiej stwierdził, że za takie słowa „po prostu należy publicznie bić po mordzie”...
Władysław Bartoszewski też jest rozrywkowy. Okazał się niezrównanym recytatorem poprawianych własnoręcznie wierszyków o Koziołku Matołku i małpce Fiki Miki. Lubi gdy go tak tytułują „profesor”, choć nie ukończył żadnych studiów, nie mówiąc o doktoracie czy habilitacji. Mógł to bez trudu nadrobić, bo w latach 70. i 80. przez 10 lat pracował jako wykładowca na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Znajdował tam jednak jakieś ciekawsze zajęcia, aż w roku 1985 musiał opuścić lubelską uczelnię z „przyczyn moralnych”, jak powiedział mi Romuald Kukołowicz, który wówczas pracował naukowo na KUL. Szczegółów nie chciał ujawnić, bo był zobowiązany do dyskrecji.
Tadeusz Mazowiecki, o którym nie sposób zapomnieć na omawianą okoliczność. Człek mało zabawny, wręcz ponury. Za Stalina – do 1955 r. – był w „Pax” Bolesława Piaseckiego, przed wojną szefa faszystowskiej „Falangi”, a po wojnie agenta sowieckiego, zwerbowanego przez samego gen. Sierowa. Pod tym patronatem Mazowiecki uzyskał od komuny placet intelektualisty i „koncesjonowanego katolika”. Na naukę zabrakło chyba czasu, bo przerwał studia na UW. W tym czasie „Pax”, przy pomocy tzw. „księży patriotów”, usiłował tworzyć konkurencyjny kościół, oderwany od hierarchii prymasa Stefana Wyszyńskiego. Na swoje 85. urodziny pan Mazowiecki wyartykułował troskę niczym Pytia apolińska z Delf – „...aby od pewnego czasu trwający pucz w Rzeczpospolitej nam się nie utrwalił w coś bardzo niedobrego, utrzymującego się”...
- Jan Kalemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. @Jan Kalemba
te "kariery" nie były by mozliwe bez spolegliwości tych, którzy szli prosta drogą do szkoły. Niestety, większość z nich została "wyeksportowana" z Polski w trzech etapach. Tym razem nie na Syberię. Po 1945 r. wielu wybitnym Polakom nie pozwolona wrócic do Polski, odbierając im obywatelstwo, nstepny rzut ro był stan wojenny, kiedy władza mając "na talerzu" wszystkich wykształconych i myslących po polsku, wydała im "bilet w jedną stronę" głównie do USA i Kanady. Po 1989 roku zaczął sie kolejny etap - emigracja zarobkowa, bo tym zdolnym i wykształconym nie zaproponowano nic , żadnego godnego zajęcia w Polsce, wręcz przeciwnie, wmawiano przez media typu GW - bierz sprawy w swoje ręce, ucz sie języków i ruszaj na podbój swiata.
Dzisiaj te "elity , co miały do szkoły pod górkę" narzucają Polakom swój "styl".
Wydarzenie najnowsze, choc historia 150 -letnia.
na 150 Muzeum Narodowego
Zdaniem Bronisława Komorowskiego przyszło czekać wiele dziesiątków
lat, zanim można było cieszyć się tym ambitnym, pięknym gmachem, jako
godnym miejscem, w którym gromadzi się skarby kultury narodowej, ale też
skarby kultury europejskiej i światowej. - Dziś także są potrzebne
piękne marzenia. Marzenia o tym, aby ten gmach i ta instytucja
uzyskiwały coraz piękniejszy wyraz - mówił prezydent.
W uroczystości uczestniczyli m.in. minister kultury i dziedzictwa
narodowego Bogdan Zdrojewski i doradca prezydenta Tadeusz Mazowiecki.
(PAP)
Jeden z eksponatów Muzeum:Narodowego
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,2202,prezydent-na-jub...
Pozdrawiam smutno...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @ Jan Kalemba. Protestuję. Ten Hołdys wcale nie jest taki piękny
A kapelusza zdejmować nie może, aby nikt nie odkrył dziwnego mankamentu.
Pod kapeluszem nie ma nic.
michael
3. @Jan Kalemba,Pan pozdrawia smutno
a ja witam serdecznie,ale również w smutnym tonie
bo jak tu się cieszyć,gdy TAKE pseudo elyty nami rządzą....
ukłony....
gość z drogi
4. ad pozdrawiam smutno :)
Pani Prezes,przepraszam to pani wpis,ale mnie coś zawsze pada na oczy jak widzę,
"TE PYSKI "
serd pozdrawiam i przepraszam:)
gość z drogi