A gdy Polska Zmartwychwstanie.
Zmartwychwstanie jest w nas
tylko czasem…woli brak
by z grobu egoizmu wstać
i w pokorze
ze swojego serca
usunąć głaz
Autor - seneka18 – link
Gdy całunu śmiertelnego resztki zrzucę, przyjdzie mi do Polski wrócić. Podskoczę z radości, jak małe dziecko, z rozumu starca trzymając się twardo poręczy życia. Jedną ręką, by druga nie zatraciła wrażliwości. Czujnie dzierżyła oręż wiary. Nie będzie to jeszcze czas fety, za nią skrywają się niedobitki wrogów. Przyjdzie nam gołą stopą po ziemi ojczystej stąpać. Nie bez drzazg i cierni w niej skrytych. Poczuć całym sobą brzemię wolności. Dumnie i z rozwagą je dźwigać. Wolność bywa jak niemowlę bezbronne, złaknione matczynego mleka. Pełne wiary z oczętami ciekawymi świata. Innym razem dojrzała rocznikiem z domowej piwniczki. Obfita jak plony i tęskniąca za deszczem, spękaną historią.
Kochać nie pojmując się nawzajem
Po coś dał nam tę głębokość wejrzeń,
co przeczuwa kształty przyszłych zdarzeń
zamiast wierzyć głucho, bez podejrzeń
w miłość i w ucieleśnienie marzeń?
Po co dałeś nam uczucia, losie,
byśmy serca swe zgłębiali spojrzeniami
i śledzili w dzikich spraw chaosie
co naprawdę jest pomiędzy nami...
Ach, tysiącom ludzi wolno nie czuć,
nie znać własnych serc i błądzić sobie
tu i ówdzie, bez zbędnych przeczuć
grzęznąć raptem w męce i w żałobie...
Póki jakiś ranek ich nie zbudzi
zorzą szczęścia nieoczekiwaną
tylko nam nieszczęsnym dwojgu ludzi
to pospólne szczęście odebrano:
Kochać nie pojmując się nawzajem
widzieć w innych rzeczy, których brak im
wielbić majak, co sie wydał rajem
brnąć w nieszczęścia, które są majakiem
Szczęśliw ten, kto żyje złudnym śnieniem;
szczęśliw, komu obca przeczuć waga;
dla nas z każdą chwilą i spojrzeniem
snów i przeczuć razem moc się wzmaga...
Cykle przyrody, koło historii, my nawet nie trybiki, jeno ziarnka piasku w tym odwiecznym młynie. Zbyt w siebie zapatrzeni nie potrafimy czytać z kart Bożym Dziełem zapisanych. Kolejne święta i klepane jak mantra życzenia. Słowa bez treści zapomnianej w kolejce po świąteczne akcesoria. Gotowce i zajączki nie z naszej bajki. Rodziny w rozjazdach na cztery strony świata, szybko zjeść, mszę odwalić, bez czasu na zbliżenie serc i myśli. Zdawkowa wymiana słów, plotki z telenoweli pisanej obcą ręką zastępują skupienie i rozumną modlitwę.
Komuż jeszcze się chce spod wód jeziora skutego lodem wyobcowania wyciągnąć prawdziwe słowa. Pojąć siłę cudu życia i tajemnicę śmierci. Rzeczy nierozłącznych i niesprzecznych. Jedno bez drugiego czyni pustkę niezrozumiałą. Tak ciężko, tak boli włączyć rozum i pojąć, czym są te Święta i nie tylko one. Najlepiej odwalić je, jak robotę niechcianą. Bezrozumnie pląsać w rytm kurczaczkowych melodyjek z emaili, czy też zmierzyć się z przesłaniem.
To czas, by po zimie uczuć i myśli, gdy sadło już nas nie otuli w tym śnie, przebić się przez topniejące w promykach słońca zaspy. Drobnym pędem, siłą korzeni, mocą pnia. Giętkim konarem, co nasze kwiecie udźwignie, owocu nie gubiąc. Z martwych powstać, odrodzić się, zrzucić łuski niewiary i obaw. Siłą, która w Nas tkwi mocą przodków zrzucić z serca głaz bezradności i wycofania do pozornie bezpiecznej kryjówki. Schronienia przed życiem, które na Nas nie czeka. Ten pociąg nie lubi spóźnionych pasażerów, a konduktor naliczy karę dla gapowiczów.
Nie da się zacząć na nowo, przekreślić tego, co za nami. Czynów chwalebnych i wstydu zaprzaństwa. Po trzykroć wyrzekając się, musimy choć raz dać świadectwo, bez lęku przed własnym krzyżem. Umywając ręce kalamy duszę. Spadamy ze Schodów do Nieba niczym robaczywe owoce. Podążając drogą do nikąd gubimy siebie i bliskich. Rozjeżdżamy ciągnikiem bezmyślności mogiły, z których winniśmy czerpać moc. Zaklinamy rzeczywistość ślubami pustymi, pamięcią na pokaz.
Święta, ich znaczenie i treść stają się towarem. Oznakowane metką naszego wyboru. Kod paskowy nie identyfikuje wspólnoty, koszyk Wielkanocny pełen jest zbuków. Święcimy, świętujemy, a mało komu chce się prawdziwe pianki krasić. Po cóż bowiem się trudzić, jak program lojalnościowy nabije punkty na karcie, a kolejny gadżet wyprze baranka, albo też go scukrzy do granic smaku. A taka glukoza łatwo jest przyswajalna, szczególnie upojonym „życiem”.
Grabarze są pewni „swojego cementu” i głazu, którym zamknęli grób. Chrystus go odrzucił. My choć kamyk. Nie bójmy się powstać z grobu, który sami sobie wykopaliśmy.
Dla Was i Waszych Bliskich Zdrowych, Pogodnych,
Ciepłych, Rodzinnych i Spełnionych Świąt.
A dla Nas Wszystkich.
Byśmy z martwych powstali, a z nami Polska.
Ta wiara, ta wiara, ta wiara…
Ta wiara!
W którą tyle razy uwierzono
Tyle razy podeptana
Która była tarczą i bramą
i ostatnią ucieczką.
Przenoszona z modlitwy do modlitwy.
Oszukiwana…
Która była bardziej wiara głupców
Która przenosiła góry
Sensowna tylko w godzinę śmierci
Z którą się urodziłem
Tarcza i kurtyna, tarcza i kurtyna…
Tarcza i kurtyna!
Która nie była nigdy odpowiedzią
Lecz tylko pytaniem
Która nie była nigdy odpowiedzią
Lecz tylko pytaniem
Która nie była nigdy odpowiedzią
Jeśli - Julian Tuwim
A jeżeli nic? A jeżeli nie?
Trułem ja się myślą złudną,
Tobą jasną, tobą cudną,
I zatruty śnię:
A jeżeli nie?
No to... trudno.
A jeżeli coś? A jeżeli tak?
Rozgołębią się zorze,
Ogniem cały świat zagorze
Jak czerwony mak,
Bo jeżeli tak,
No to... - Boże!!
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz