Po blogu Longina. Kutnowska 1945(3).
Ellenai na Latte24 martwi się, że piszę za krótko. Dziś będzie treści więcej. Będzie o Babci i moich trzech wujkach. AgnieszkaZet zadziwia się, że ktoś na fotografii w tle mającej ślady wojny normalnie się uśmiecha. Agnieszko, fotografii z tamtych lat z uśmiechami mam sporo. Myślę, że wtedy uśmiechów było więcej niż mamy teraz wokół siebie. Uśmiechy będą, ale jeszcze nie w tym odcinku. Kate1, Pani Łyżeczka i Sówka55 miło zachęcają do pisania. Na Blogmedia24 ciepło mnie wspiera Maryla, a gość z drogi czeka tam na ciąg dalszy. Do pisania motywuje mnie też dyskusja o redukcji lekcji matematyki i historii w polskich szkołach ogólnokształcących. Do ciekawego tekstu z matmatyki niebawem przystąpię. A o okruchach historii przeglądam otrzymane od młodszej siostry materiały rodzinne i piszę.
Niemców podczas okupacji nie zapamiętałem. Pamiętam tylko ich samoloty oglądane z Warszawy. Potem widziałem jeszcze niemieckie wojskowe pociągi jeżdżące blisko Milanówka, w których „dla ochrony” przed wykolejaniem przez partyzantów przed lokomotywą były pchane otwarte duże platformy z siedzącymi na ławkach więźniami. Kiedy ze starszym bratem patrzyliśmy na nich, żal nam było że na mrozie musi im być bardzo zimno. Nigdy o takim wykorzystywaniu więźniów w niemieckiej taktyce prowadzenia wojny nie słyszałem, ale ja to wtedy widziałem nie raz. Pierwsze, czego jako dziecko nauczyłem się po niemiecku i używałem w zabawach z rówieśnikami, było „Hände hoch!” i „verfluchter Donnerwetter". Znaczenie pierwszego znałem dobrze, drugiego nie.
Staram się kontynuować blog Longina i tak jak On pisać to, co sam pamiętam, co przeczytałem w dokumentach lub usłyszałem od bezpośrednich świadków wydarzeń.
W notce ulica-kutnowska pokazałem współczesny wygląd ulicy Kutnowskiej na Grochowie i przy niej dom numer 10, w którym spędziłem blisko połowę życia. Do tego domu przy Kutnowskiej będę jeszcze często w treści wracał. Z tego, co udało mi się usłyszeć i po przeczytaniu w rodzinnych papierach odtworzyć, staram się teraz przypominać. W listach i na fotografiach widać życie codzienne członków najbliższej rodziny w czasie niemieckiej okupacji i po niej. Już pisałem, że powrót do ocalałego po wojnie domu zaczął się radośnie, ale w głowach wszyscy mieli powojenny bilans otwarcia. Kilka osób w czasie wojny ubyło, kilka - na przykład ja - przybyło.
DorciaW domu obok nas (tym z murowaną piwnica, gdzie chroniła się Hania z Jacusiem podczas bombardowań we wrześniu'39) była przed wojną zatrudniona niania – około 40 letnia Rusinka – Teodora, nazywana przez nas Dorcia. Opiekowała się tam 10 letnią córką. Podczas oblężenia Warszawy dziewczynkę zabiła jakaś zabłąkana kula. Jej matka pani W., winiąc za śmierć córki Dorcię, wyrzuciła ją na ulicę. Najpierw przygarnęła Dorcię pani Skarżyńska, potem wzięła ją Hania dla opieki nad dwuipółletnim wtedy Jacusiem. Dorcia przybyła nam tak do rodziny, była nianią kolejnych dzieci. Razem z naszą rodziną przeżyła dwa miesiące Powstania w piwnicy w centrum Warszawy, wygnanie z miasta, wojenne i powojenne perypetie. Dorcia, tak jak jej poprzednia pracodawczyni, była prawosławną. Często się szczerze modliła. Zwykle nie przerywając pracy. Podczas burz stawiała w oknie świeczkę modląc się półgłosem „Hospody pomyłuj!!”. Brała niekiedy dziecko do prawosławnej cerkwi na Pradze. Odwiedzał ją czasem prawosławny ksiądz, polski inżynier z długą i gęstą rozłożystą brodą. Podczas okupacji niemieckiej uratowała rodzinę wyprowadzając w pole „wizytujących” dom gestapowców. Podobnie potraktowała w późniejszym czasie rewidujących mieszkanie ubeków. Skutek był jednak połowiczny, bo UB było bardziej dokładne i konsekwentne niż GeStaPo. | |
Babcia Zosia i radioJak teraz informacje prawdziwe dostarcza nam społeczność Internatu, tak wtedy dostarczało ich radio. Myślę, że wtedy, jako czterolatek, nie mniej sprawnie posługiwałem się radiem, niż obecnie mój trzyipółletni wnuczek korzysta z Internetu. Przy radiu przesiadywałem wtedy chyba tyle czasu co teraz mój Chłopczyk M. spędza przy komputerze. Mnie było łatwiej, bo aby dostroić odbiornik wystarczyło delikatnie kręcić dużą gałką. Usłyszeć można było po sygnale poczwórnej perkusji „bum, bum, bum, bum” głos spikera „tu mówi Londyn, podajemy wiadomości dobre czy złe ale zawsze prawdziwe takie, jakie nadaje tylko wolne radio”. Te słowa chyba niejednego przyprawiały o ciarki w plecach. Do Warszawy dochodziły też wtedy po polsku „Głos Ameryki” z Waszyngtonu, radio Ankara, radio Paryż i radio Madryt. Nie znam przypadku, żeby ktoś w Polsce za słuchanie radia był represjonowany. Inaczej mieli ci, co pozostali na terenach zajętych przez Sowiety - kiedyś nadanych im przez Hitlera a potem w tajemnicy przed Polakami im przyznanych przez dwóch zachodnich Aliantów na konferencji w Teheranie. Ojca mojego licealnego kolegi Leszka Markiewicza, nota bene sąsiada Czesława Wydrzyckiego - Niemena w Wasiliszkach koło Nowogródka, tylko za słuchanie radia Londyn Sowieci zesłali na katorgę, skąd już nie wrócił. Brzydko kojarzy mi się to teraz z zapowiadanym przez prezydenta Francji zamiarem penalizacji czytania „terrorystycznych” treści w Internecie. Na Kutnowską przybyła też i tu zamieszkała Mama Hani - Babcia Zosia - licealna nauczycielka przedmiotów humanistycznych, jedyna z czworga moich dziadków, którą pamietam. Rodzice Longina podczas okupacji zmarli na wsi. Po wojnie babcię miałem tylko jedną, i bardzo krótko. | |
Rodzice Longina Barbara i Ignacy zmarli w Kobylanach nie doczekawszy końca wojny i swych osiemdziesiątek. | Ojciec Hani Teofil Sadkowski, schronił się podczas Powstania na Złotej 36. Nie wrócił kiedy podjął się zdobyć mleko dla dzieci... |
Babcia przed wojną mieszkała przy Filtrowej. W pierwszych dniach Powstania wraz z mieszkańcami Ochoty spędzonymi na tak zwany Zieleniak „miała okazję” przyjrzeć się żołnierzom tłumiącym Powstanie. Jednak na Ochocie, pomimo tych samych rozkazów dowództwa, Niemcy nie posunęli się w morderstwach ludności cywilnej tak daleko jak bezkarnie robili to na Woli, gdzie samej ludności cywilnej przez kilka sierpniowych dni wojsko niemieckie zamordowało pięćdziesiąt tysięcy. Na Zieleniaku udało się Babci od mającego azjatyckie rysy sojusznika Niemiec za cenę swojego zegarka wykupić od zgwałcenia jedną z dziewczyn. Po wojnie co wieczór razem z Babcią rodzina słuchała przy radiu czytanej „Listy poszukiwania rodzin Polskiego Czerwonego Krzyża”. Dorośli w długo odczytywanych listach wysłuchiwali wtedy nazwisk swoich znajomych. Z Babcią Zosią wszyscy też czkali odczytania poszukiwanych przez nią jej najbliższych trzech synów: Zbigniewa, Jerzego i Stasia oraz męża Teofila. | |
O swoich braciach Hania miała sporo wiedzy ale jej oszczędzała schorowanej poważnie swej Mamie. Zbigniew Sadkowski urodził się 20. stycznia 1910. Był najstarszym z pięciorga rodzeństwa Hani. Na początku października 1939 powrócił wraz z Longinem do Warszawy z trwających od 6. września poszukiań mającej się mobilizować na wschodzie polskiej armii. Uzyskuje „posadę” w warszawskim magistracie, w dziale ewidencji ludności. Korzystając z dostępnych tam druków i aktów zgonu natychmiast wyrobił sobie nową tożsamość i zameldował się na Kutnowskiej 10 jako „Barański”. Zbyszek, zachowując się klasycznie jak opisywani w wydanej w USA w 1944 roku książce Jana Karskiego Story of a Secret State funkcjonariusze państwa podziemnego, mieszkał w innym miejscu niż był zameldowany. Jednak w miejscu swojego zameldowania „Barański” również bywał. W konspiracji miał pseudonimów kilka. Pracował w Biurze Informacji i Propagandy Delegatury Rządu RP na Kraj. Jego losy nie doczekały się w Polsce opisu. Główną przyczyną było obciążenie go po wojnie przez kolegów z konspiracji działalnością AntyK czyli kontrwywiadem skierowanym przeciw komunistom. W rzeczywistości jego działalność skierowana była w kierunku przeciwniemieckim, ale ze zrozumiałych względów zbyt wielu zarowno w kraju jak i na emigracji zależało aby poległego tym obciążyć a nie tych co okupację przeżyli. Wytłumaczył to Hani Stanisław Leszczyński, konspiracyjny szef Zbyszka - skądinąd wybitna postać polskiej historii. Często nas na Kutnowskiej odwiedzał. Opowiadał mi, że urodził się w Piotrkowie Trybunalskim i że jest z tego dumny. Jak nie słyszał, ja go z racji uwłosienia głowy, nazywałem "Pan Kolanko". Podczas studiów dziennikarskich w Poznaniu Zbyszek był członkiem Młodzieży Wszechpolskiej. Jest to prawdopodobnie drugi powód nie opisania dotychczas jego aktywności. Był krótko w Poznaniu członkiem Stronnictwa Narodowego ale z niego wystąpił w 1935 roku czego powody ogłosił w liście otwartym, który ukazał się w Kurierze Poznańskim i w Gazecie Warszawskiej.
Po studiach Zbigniew dorywczo pracował w warszawskich czasopismach. Wydawał też miesięcznik Zadruga, który po ukazaniu się kilku efektownych numerów przestał wychodzić z braku funduszy. Po krótkim okresie dorywczego publikowania w Wieczorze Warszawskim został sekretarzem redakcji aż do 6. września 1939, kiedy na wezwanie pułkownika Umiastowskiego opuscił Warszawę. Prawdopodobnie jeszcze przed wojną został zaangażowany do wywiadu wojskowego. Miał udać się jako korespondent do Pragi, ale zanim został sprawdzony, nie zdążył tam przed wkroczeniem Niemców. Podczas okupacji napisał i wydał w Podziemiu książkę Honor i Ojczyzna. Jeden egzemplarz swojej książki dał Hani - tak jak kilka innych książek wydanych w konspiracji. Kiedy w wieku 10-12 lat miałem okres zaczytywania się, przeczytałem podarowane przez niego Hani książki w mylących treść okładkach: wojenne wydanie Kamieni na szaniec, Dywizjon 303, Żądło Genowefy. Książka autorstwa wujka Zbyszka była dla mnie za trudna. Pod koniec życia Hania okupacyjne książki tak jak i wiele innych różnym ludziom bez pokwitowań pożyczyła lub rozdała. O śmierci Zbyszka w listopadzie 1943 Hanię zawiadomiła łączniczka, której przybycie poprzedziło rozpytujące się o Barańskiego Gestapo. W nocy 13. listopada 1943 Niemcy zabili broniącego się z pistoletu przy podziemnej radiostacji Zbigniewa Sadkowskiego i właścicielkę konspiracyjnego mieszkania panią dr Sabinę Różycką. Rano Gestapo przyjechało pod dom Kutnowska 10, gdzie Barański był zameldowany. Była niedziela. Hania z Longinem byli w kościele. Kiedy gestapowcy wypytywali Dorcię o Barańskiego, zrobiła głupią minę i swoim polsko - ruskim opowiedziała, że był tu taki kiedyś, dawno temu, jedną czy dwie noce przespał i nigdy się potem nie pokazał. Jak Niemcy spytali gdzie spał - pokazała łóżko, gdzie leżały piżamki dwulatka. Machnęli ręką i odjechali. Wkrótce łączniczka Podziemia zawiadomiła Hanię o stracie brata i zawiadomiła o pogrzebie z kościoła Św. Boromeusza na Powązkach. Zgodnie z otrzymaną instrukcją tylko Hania na pogrzebie brata była ale iść musiała daleko od trumny bo Niemcy, często na pogrzebach, najbliższych zabitego zwykli byli aresztować. Kolega Zbyszka, pan Jacek Nikisch z Poznania, pisał do Hani że Bartoszewski odnotowuje śmierć Zbyszka bez szczegółów, natomiast Jerzy Lerski w wydanej na Zachodzie książce „Emisariusz Jur”, na stronie 114 okoliczności Jego śmierci podaje niedokładnie. | |
Stanisław Sadkowski | |
Wujka Stasia też po wojnie zabrakło. Też przedtem bywał na Kutnowskiej. Najmłodszy brat Hani, urodzony 6. lutego 1925 podczas okupacji ukończył średnią szkołę techniczną a w maju 1944 podchorążówkę Armii Krajowej jako plutonowy podchorąży. | |
W stopniu plutonowy podchorąży Stanisław Sadkowski (stoi piąty w pierwszym szeregu) został dowódcą drużyny w II plutonie (szturmowym) kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”. Poległ podczas Powstania w dziennym ataku na Dworzec Gdański 22.sierpnia 1944. Przez wiele godzin umierał samotnie ciężko ranny w upalny sierpniowy dzień bez łyka wody na przedpolu ataku, bo Niemcy ostrzeliwując nie dopuszczali do niego sanitariuszy nie uznając w walce konwencji genewskiej. Niemcy traktowali wtedy walczących Polaków jak bandytów, bo Alianci zwlekali aż do 30. sierpnia z uznaniem warszawskich Powstańców za kombatantów. Został odznaczony Krzyżem Walecznych. Miejsce pochowania nieznane, prawdopodobnie w kwaterze Armii Ludowej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach spoczywa jako N.N. Hania od weteranów batalionu Zośka dostała tę oto odznakę. | |
Jerzy Sadkowski | |
Jerzy Sadkowski – urodzony 6.11.1912. Przed wojną ukończył magisterskie studia chemiczne na warszawskiej SGGW. W marcu 1939 jako podporucznik rezerwy został powołany na trzymiesięczny kurs wojskowy do Modlina. Służbę przedłużono mu na kolejne 3 miesiące. W ostatnich dniach sierpnia jadąc przez Warszawę powiadomił rodzinę że udaje się „na północ”. Gdzie zginął wujek Jurek – nikt nie wie. Jego Imię jest moim drugim imieniem. Symbolicznie dedykuję Wujkowi Jurkowi utwór „40:1” szwedzkiego zespołu „Sabaton”.
|
Przewidziane...
Jerzy Kobyliński - Bejka
- W Wilnie przed wojną
- Litwa przyłącza się do ZSRR
- 17.sierpnia 1940. Ojciec Jerzego jedzie z Wilna na Łubiankę
- 1940 Studetno Jurgis na Vilniaus Universitetas
- Wileńskie więzienie
- Jurek Bejka 1942 Wołokumpie k Wilna
- 1942 "Kamanda", Wilno
- 1942 Na Rowy Sapieżyńskie, Wilno
- 1942 Werki k Wilna
- 1943 Wilno
- 1944 Wilenka i Góra Trzech Krzyży Wilno
- 1944 Baza Miód
- Lipiec 1944 Operacja Ostra Brama. Wyzwalanie Wileńszczyzny
- Sojusznicy z Armii Czerwonej
- Po zwycięstwie. Jeńcy niemieccy w partyzanckiej niewoli.
- Impreza z sojusznikami
- Narodziny Wyklętych
- Na wschód w ślad Ojca
- Powrót. Bytom. W Warszawie znów studentem
- Kutnowska 10
- Odbudowa, YMCA, studia, praca, sport
- Mazury
...
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Ładne.
Proszę się nie przejmować łyżeczką.
Pozdrawiam.
2. @Almanzor
a taki Sikorski z Hall mysla, że uda się wydrzeć z pamięci i historii Polski nasze rodzinne wspomnienia.
Za Ojczyznę oddali życie. My mamy zapomnieć o Nich i nie pamiętać, kto Im i nam zgotował taki los?
PamiętaMY.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Władysł
Pani Łyżeczka jest super! Napisała że cieszy się, że kontynuuję Blog z dawnych lat pisany kiedyś długopisem przez Longina. Odnośnik do tego loga podałem. Zachęcam!
4. @Maryla
Sugestie o ograniczeniu historii w liceach ogólnokształcących umotywowały mnie do rozpoczęcia od dawna czekającego na napisanie tego cyklu wspomnień.
Pozdrawiam i dziękuję za gościnę na BM24.