Prawda o Smoleńsku jest jedna.
Prowadzi do niej jednak wiele ścieżek.
Z reguły nie uczestniczę w nawalankach, jakie niestety coraz częściej mają miejsce w trakcie dyskusji o „Smoleńskiej Katastrofie”. Od dłuższego czasu ze sporym zażenowaniem oraz z podziwem dla efektu pracy agentury sowieckiej obserwuję efekt jej pracy, jakim niewątpliwie jest nie tylko pierwotny podział Polaków w tek kwestii. Doszło bowiem do podziału podzielonych na kolejnych podzielonych. I wypada tylko stwierdzić, że nie tylko w Smoleńsku bolszewicy odnieśli spektakularny sukces.
Mógłbym z powodu mojej i wielu obserwatorów „rosyjskiej roboty” powklejać tu już nie setki, a tysiące linków do konkretnych wpisów i komentarzy. Wskazać kto, gdzie i jak, mniej lub bardziej świadomie, a i nieświadomie wspiera działania operacyjne w mediach, na blogach i w naszych codziennych rozmowach. Nie uczynię tego, nie tylko dlatego, że nikt by tego do końca nie przeczytał, ani też nie poddał analizie. Co najważniejsze nie mam, ani takiego prawa, ani też wiedzy, by bezstronnie osądzić i skazać na ostracyzm konkretne osoby, czy też nicki, że tak powiem.
Coraz częściej przeraża mnie, a zarazem fascynuje signum temporis, jakie widzę na horyzoncie zdarzeń. Tych sprzed 10 kwietnia 2010 roku i po tej znamiennej dacie. Im bardziej rozwija się sieć i wre służbowa robota, tym częściej roi się nie tylko od pospolitych trolli i agentów wpływu. Najgorsi są domorośli mędrkowie. Przy pierwszej okazji wywracają się na wątłych nogach swojej wiedzy ( nie tylko z zakresu nauk ścisłych ), wyobraźni, a nawet języku polskim. Im mniej zrobili w realu i w blogosferze dla wyjaśnienia „Smoleńskiej Zagadki”, im mniej dla Polski czynią, tym bardzie ze wściekłością podsycaną sowieckim samogonem atakują wszystko, co stoi na drodze do jedynej i objawionej prawdy. To prawie jak wojny religijne. Obie strony konfliktu wierzą w Boga, wolą się jednak pozabijać, niż zrozumieć, iż Bóg jest tylko jeden. A to jest zwycięstwo zarówno Szatana, jak i też Czerwonych Diabłów.
Nigdy nie uważałem się za kompletną osobę, jeszcze wiele pokory i nauki przede mną. Co nie znaczy, iż nie mogę mieć własnego zdania w kwestiach, które w miarę skromnych możliwości roztrząsam sobie nie tylko w wolnych chwilach. Może nie tyle szlag mnie trafia, co tak zwyczajnie, po ludzku wyciągnąłbym z „dołka” tych, co wszystkie rozumy pozjadali. Pierwej oczywiście swój. Kłania się tu przykład ateisty, który z cała pewnością wie, że nie ma Boga. Natomiast po dłuższej dyskusji okazuje się, że nie wie skąd to wie. Bo tak jak on podpiera się brakiem dowodów na Jego istnienie, ja również nie widzę dowodów, na istnienie rozumu u takiego mędrka, jakim przeważnie są ateusze.
Wiemy zapewne, że coś jest na rzeczy. Był w Smoleńsku Big Bang. I wszyscy rzucają się na to, jak pies na kości. A udławić się jest łatwo. Trzeba być wyjątkowym abnegatem, by wierzyć w naiwność i amatorstwo jakiejkolwiek „służby” we współczesnych czasach. Nie zdajemy sobie sprawy, a być może nawet nie dopuszczamy myśli o tym, że to nie loty w kosmos są awangardą myśli i techniki, a właśnie najważniejsze dla każdego państwa służby. To one mają priorytet w wykorzystywaniu nie tylko najnowocześniejszych technologii, ale i czerpią z przeszłości. Nie ustają w badaniach zjawisk paranormalnych, próbie pierwszego kontaktu z siłą wyższą i „ufokami”. To ich Święty Grall”, nie cel sam w sobie, a kierunek.
Bo Wielki Wybuch można zbadać i zdefiniować, natomiast to, co przed nim jest dla nas nieosiągalne. Z wielu powodów. Choćby z najprostszego, zrozumienie przerasta nasze granice percepcji. Roi nam się, że jesteśmy wyjątkowi i nie ma dla nas żadnych granic poznania. Wyjątkowa to próżność i przeszkoda dla poznania natury rzeczy nam najbliższych. Chcemy ujrzeć świat i go zrozumieć, a zamiast się wdrapać na wzgórze, by mieć perspektywę, grzebiemy w nim w poszukiwaniu zakopanych skarbów. I nawet jak jakąś skrzynię z tombakowymi pierścieniami wygrzebiemy, to na wieki pozbawiamy się możliwości trzeźwej oceny za pomocą narzędzi danych nam od Boga. I tarzając się w fałszywym skarbie oddalamy się od prawdy, która jest pod stopami. Tylko nikomu się nie chce nad nią pochylić. Jest bowiem zbyt prosta i taka szara, jak kamień przydrożny.
Zapewne nie jedną „Brzozę” posadzono w naszych umysłach przed 10 kwietnia 2010 roku, nie jeden 1-szo majowy goździk. I powpinaliśmy sobie je w klapy, aż w butonierce odżył i zapachem uwiódł. Trzeba być wyjątkowo zadufanym w sobie, by nie doceniać i sądzić, że na Łubiance już tylko kawior jedzą i szampanskoje piją. I bąbelki im na tyle do głowy uderzyły, że im nosem pomyłek wyszły. Niewątpliwie są pewni siebie, może zbyt pewni. Błędy też popełniają. Jednak większość to mylne tropy. Scenariusze na różne okazje, jedną z nich była wizyta w Smoleńsku. Ale i też Wyjścia Awaryjne. Bo przy tak spektakularnej „katastrofie” mogą się zdarzyć „простые ошибки”. My jednak bardziej tkwimy w „Smoleńskim Gąszczu”, a póki co w chaszczach. Znacznie wcześniej wywiedli nas w pole, wszakże to stara azjatycka szkoła. Jeńców nie bierzemy, a w jasyr kobiety i dzieci. Niewolnicy zawsze się przydadzą. Na razie my robimy za zgwałcone kobiety. Gdy jedną czują ból, upokorzenie i krzyczą w niebogłosy. To inne udając zadowolenie ze stosunku z barbarzyńcą szukają w tym korzyści. Przytulają się po gwałcie do sprawcy i łaszą. Licząc na to, że zostaną bajzelmamą. A jakie będą tego dzieci, to już widać.
Czas to takie dziwne zwierze, jest, a złapać się nie da. Kiedyś był, jeszcze będzie, a teraz go nie ma. Jest nieuchwytny. Nie ma przecież teraźniejszości. Przeszłość ponoć była, a przyszłość ma być. Ponoć, tylko jaka ?, skoro o przeszłości mamy zapomnieć. Jest zapewne „Pamięć” sprzed Wielkiego Wybuchu”. I tego w skali Wszechświata, jak i tego naszego, w owym kwietniowym dniu. Dla jednych stał się zaczynem powrotu do Polski, w każdym tego słowa znaczeniu. Inni mieli „Radość o poranku”. To nic nowego, jak sięgniemy pamięcią wstecz, to ujrzymy jak w Fotoplastykonie niejedną stypę przed pogrzebem. Naiwnością graniczącą z głupotą wrodzoną byłoby sądzić, że już ich mamy, że wiemy, co się zdarzyło nad lotniskiem w Smoleńsku. A, że się zdarzyło nie ulega wątpliwości. Ja osobiście jestem przekonany, że to nie był zamach. To było znacznie coś gorszego. To był tylko element większego planu. Nie umniejszam, ani tego, co się tam wydarzyło, ani też ofiary jaką złożyli tam wszyscy, bez wyjątku. Ci, których nigdy już nie będzie dane nam spotkać, dotknąć i porozmawiać. Ich najbliżsi, przyjaciele. Cała Polska i Naród. To jest kolejny Katyń, w innym wymiarze. Bardziej nowoczesny, znak i komunikat od naszych odwiecznych wrogów i oprawców.
Ośmielę się twierdzić, że samolotów były nie dziesiątki, a tysiące. Podobnie, jak i wcześniej przygotowanych ustawek, w które dajemy się wkręcać. Czekać tylko, jak w każdym polskim domu będzie nie tyko podział polityczny, ale nawet wśród jednoznacznie określonych rozpocznie się walka między „Sektą FYM-a” i „Komisją Macierewicza. I o to chodziło, podobnie jak przy podziale prawicy. Poczciwe krety ryją dzień i noc. I nie pokazują prawdziwego pyszczka tylko, co bardziej naiwne wystawiają nosek. Jak różne takie Kluziki i Miśki Kamieńskie. Skala przesycenia agenturą wpływu jest niewyobrażalna. Od śpiochów do czynowników. Od sterowalnych i przesterowanych, jak nie przymierzając BronDzwon. Co przy każdej okazji przypomina bardziej „Царь-колокол”, niż na „Polską Trwogę”. Największym problemem nie jest podział polityczny i światopoglądowy, bez uwzględnienia homooglądu. Ani Dziad do obrazu nie jest w stanie przemówić, ni też prawda, gdy ślepcy krzyczą gromko – Widzę, a chromi na duszy i umyśle chcą Nas prowadzić. Zatem, zanim wstąpimy do jakiejkolwiek sekty, baczmy uważnie, kto nas tam wprowadza i jakie ma intencje. Dlaczego akurat nas wybrał i stał się naszym „przyjacielem i przewodnikiem”. W sieci nie ma przyjaźni, jej weryfikacje bywają bolesne. Oczywistym jest, dla kogoś kto wie, co znaczy świat wirtualny, że jest równoległy. Rządzi się tymi samymi prawami, co świat realny, jest tylko jedna zagwozdka. Jest mało weryfikowalny. Do momentu, gdy sami sobie strzelimy w stopę. Za pomocą fałszywych proroków i ich apostołów. A tych nie brakuje.
Jest tzw. Prawda Czasu i Prawda Ekranu. Dzisiaj mamy bardziej prawdę komputerowych ekranów. Czas prawdę pokaże. Raczej później. Choćby z powodu tego, kto jest Rezydentem U.S.A. Nie takich Ruskie przerobili. Na bazie wielowiekowych doświadczeń, nie tylko swoich.
Dzięki pracy wielu blogerów, Komisji Antoniego Macieriwicza, zbliżamy się do Prawdy. Musimy jednak sobie uświadomić, że będzie to tylko jej cząstką. Zawsze jednak prawda. Zbyt poważna toczy się gra, by ktokolwiek liczył się z nami. Z naszymi uczuciami. Zbrodnia już dawno zabiła karę. Za naszym przyzwoleniem i udziałem. Przemilczaniem spraw najważniejszych, obejściem obok. Co mnie to obchodzi, mnie to nie dotyczy. Do czasu. A ten nabrzmiał grzechem zaniechania. W tak prostych sprawach, jak troska o dobro wspólne, czy też pochylenie się nad najmniejsza krzywdą, jaka dzieje się naszym bliźnim i braciom mniejszym. W spędach uczestniczymy, jak owieczki idące na rzeź. Mylimy rolę państwa, ze wspólnotą. Socjalizm z pro-społecznym działaniem. Mesjanizm z misją. Dzielimy się przy każdej nadarzającej, a bardziej sprokurowanej okazji. Przeprowadzamy staruszki przy świetle kamer i pompujemy fundacje, by potem skopać się nawzajem i uznać za żebraka Chrystusa, który mówi – Sprawdzam.
To jak to jest ?, Za, a nawet przeciw prawdzie. Jeżeli ktoś z Was liznął choćby muzyki, to wie, że ważne są alikwoty. Tak samo w badaniu tzw. Katastrowy Smoleńskiej są one ważne. Wyjaśnię pokrótce czym to się je. Otóż, gdy słuchamy muzyki na podłym sprzęcie, to pasmo jego przenoszenia pełnego spektrum dźwięków nie pozwala nam usłyszeć i poznać wszystkiego. Brakuje owych alikwotów, ponoć nie słyszalnych. Dobry sprzęt i ucho wyczulone, a i słuch niestępiony, nie słyszy ich bezpośrednio. Natomiast bez nich utwór muzyczny jest o wiele uboższy i nie do końca „słyszany”. Najlepszym przykładem są utwory skonwertowane do formatu MP3, a nawet muzyka z CD. Tam jest sama średnica. Bas nie wybrzmi, jest tylko pulsem, nie ma barwy. Brak wysokich jak najwyższe dźwięki instrumentów i głosu dźwięków. Były czasy, gdy prosty jak konstrukcja cepa gramofon typu Bambino wprowadzał moje nogi w taneczny rytm. Nie po to mamy możliwość pójścia do Filharmonii, czy też zakup właściwego sprzętu, by słuchać skompresowanej prawdy. Musimy się bardzo wsłuchać w sowiecką pieśń.. Bez amatorskich analiz partytury i krytyków, którzy są tylko niespełnionymi muzykami. Bez talentu i bez słuchu. Bo o absolutnym nie wspomnę. Najlepiej wyjść z koncertu, gdy nas przerasta muzyka, melodia i solówki wybitnych instrumentalistów. I ogłosić na mieście, że koncert był marny. I tylko jak tańczyłem z żoną. A plotka nabierze wymiaru prawdy objawione konesera na poziomie Rusko-Polo. Znacznie trudniej jest poddać się trudnej edukacji, zapisać się na Uniwersytet Ostatniego Wieku. Może za późno, by zmądrzeć. Wystarczy zaćmę wyleczyć.
Nie umiesz Brachu ucha nadstawić, ni tropów rozpoznać, to nie wybieraj się ani na polowanie, ani tez nie zasiadaj przy watrze prawdziwych tropicieli i łowców prawdy. Siedź sobie na klawiaturą i zatwierdzaj kolejne wnyki Enterem. Nie masz, bowiem nic gorszego niż przewodnik podstawiony. Niejeden obnosił się z „opornikiem” w klapie, życiorys na styropianie budował. Gdy inni za danie w mordę reżimowi byli wykluczeni z gry. Tak się gra w te karty. To jak gra w bierki i budowanie piramidy, bez jednego elementu cała konstrukcja się wali. Nie można się rozebrać z garnituru zaczynając od majtek. Tym bardziej nie można dopuścić do głosu specjalistów od wszystkiego i od niczego. Przybłędów i osobników budujących swoją wiarygodność i ego na klasycznym wejściu na „Krzywy Ryj”. Przy okazji na „Sępa”. Co może coś swojego, albo na zlecenie ugrać. Może przesadzę, gdy powiem, że tekst jest alegoryczny. Takim jest. I tak się bardzo starałem skracać i mówić wprost.
To nie jest gra w klasy !
Czyżby „reszta” Narodu dała się wyprowadzić w „Smoleńskie Pole’ ?
Czy też wertepy.
A teraz z innej beczki.
Ty – wódkę za wódką w bufecie...
Oczami po sali drewnianej – i serce ci wali (Czy
pamiętasz?)
Orkiestra powoli opada przycicha
Powiada, że zaraz (Czy pamiętasz, jak ze mną...?)
Już znalazł twój wzrok moje oczy
Już idziesz – po drodze zamroczy –
Już zaraz za chwilę... (Czy pamiętasz, jak ze mną
tańczyłeś?...)
Podchodzisz na palcach i zaraz nad głową
grzmotnęło do walca
Porywa – na życie na śmierć – do tańca Grande
Valse Brillante
Refren:
Czy pamiętasz, jak ze mną tańczyłeś walca
Panną, madonną, legendą tych lat
Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca
Świat, co w ramiona ci wpadł
Wylękniony bluźnierca dotulałeś do serca
W utajeniu kwitnące te dwie
Unoszone gorąco, unisono dyszące
Jak ja cała, w domysłach i mgle...
I tych dwoje nad dwiema, co też są, lecz ich nie
ma
Bo rzęsami zakryte wnet zakryte, i w dół
Jakby tam właśnie były i błękitem pieściły
Jedno tę, drugie tę, pół na pół
Gdy przez sufit przetaczasz – nosem gwiazdy
zahaczasz
Gdy po ziemi młynkujesz, to udajesz siłacza
Wątłe mięśnie naprężasz, pierś cherlawą wytężasz
Będę miała atletę i huzara za męża
Refren...
A tu noga ugrzęzła, drzazga w bucie uwięzła
Bo ma dziurę w podeszwie mój pretendent na męża
Ale zawsze się wyrwie – i już wolny, odeszło
I walcuje, szurając odwiniętą podeszwą
Com uczynił, żeś nagle pobladła?
Com zaszeptał, żeś wszystko odgadła?
Jakże milcząc poglądasz na drogę!
Kochać ciebie nie mogę, nie mogę!
Wieczór słońca zdmuchuje roznietę.
Nie te usta i oczy już nie te...
Drzewa szumią i szumią nad nami
Gałęziami, gałęziami, gałęziami!
Ten ci jestem, co idzie doliną
Z inną — Bogu wiadomą dziewczyną,
A ty idziesz w ślad za mną bez wiary
W łez potęgę i w oczu swych czary —
Idziesz chwiejna, jak cień, co się tuła —
Wynędzniała, na ból swój nieczuła —
Pylną drogę zamiatasz przed nami
Warkoczami, warkoczami, warkoczami!
Ja przez Ciebie nie śpię po nocach,
A ty nawet nic nie wiesz o tym.
I tak z myślami wciąż jestem sam,
Sam na sam.
Świat swój urok traci bez Ciebie,
A Ty o tym chyba też nie wiesz.
Ale to na pewno już zostanie moją tajemnicą,
Wiem, będzie tak jak jest.
Zachowam to sobie, nie powiem o tym, nigdy,
Tobie.
Sam widziałem z jakim uśmiechem,
Raz pocałowałaś innego.
I tak zgubiłem sens, cały sens moich dni.
Tak wśród nocy ciemnej do rana,
Sam z myślami długo zostałem.
A ty nawet o istnieniu moim nigdy się nie dowiesz,
To, co na sercu mam zachowam już sobie.
Nie powiem o tym nigdy,
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Pani JWP
Szanowna Pani,
Z przyjemnością przeczytałem
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
Witam Pana,
temat może niezbyt "przyjemny". Pana wizyta utwierdza mnie jednak w przekonaniu, iż warto dotknąć rany i jej sprawcy.
Serdecznie Pozdrawiam
JWP