Zabrać im tę żyletkę!!!

avatar użytkownika rewident

  Walka z kryzysem w wykonaniu ministra Rostowskiego polega na podwyższaniu podatków i zaniechaniu wszelkich reform strukturalnych w sferze finansów publicznych. W wyniku działań pana ministra wódka zdrożeje o złotówkę, a burżuje rozbijający się samochodami o pojemności powyżej 2 litrów zapłacą drożej za zakup nowego auta. To wszystko wydaje się być tylko serią śmiesznych i pozornych ruchów ministerstwa, które jest całkowicie bezradne w obliczu nadchodzącego kryzysu gospodarki realnej.

Minister Rostowski już raz pokazał jakie są jego kompetencje, kiedy na postulaty PiS w sprawie obniżenia akcyzy odpowiadał, ze zwiększy to tylko zyski rosyjskich koncernów paliwowych, a więc dostawców ropy naftowej do polskich rafinerii. Pan minister ujawnił w ten sposób brak znajomości metod poboru podatku akcyzowego w Polsce, który płacą producenci benzyny, a nie dostawcy. Tak więc, obniżka akcyzy mogłaby być co najwyżej skonsumowana przez Orlen i Lotos, i to tylko za zgoda ich właściciela czyli Ministerstwa Skarbu. Wpadka Rostowskiego nie została oczywiście odnotowana przez nikogo z przychylnych władzy dziennikarzy, co zresztą specjalnie nie dziwi, bo większość z nich (podobnie jak większość Polaków w ogóle) o podatkach i gospodarce nie ma zielonego pojęcia.

Można zawsze powiedzieć, ze każdy ma prawo się pomylić i rzucić nonsensownym argumentem w debacie sejmowej. Niestety od tamtego czasu z Ministrem Rostowskim jest tylko gorzej. Plan ufundowania niezamożnym Polakom jakiegoś „funduszu solidarnościowego" w oparciu o dodatkowe wpływy z podniesionych podatków jest zadaniem dobrym w okresie prosperity, kiedy nie istnieje ryzyko spowolnienia wzrostu gospodarczego i spadku dochodów ludności. Pomysł Rostowskiego, wspierany bezwiednie przez premiera Tuska, jest ekonomicznym absurdem, który tylko dzięki swoim nikłym rozmiarom nie wywoła poważniejszych szkód w gospodarce. Dla każdego jest jasne, ze podnoszenie ceny wódki sprzyja przemytowi z zagranicy oraz większej produkcji bimbru. Mamy już zresztą ciekawy precedens, bo kilka lat temu rząd eseldowski obniżył (nie podwyższył) akcyzę na gorzałkę, co dało wtedy większe wpływy do budżetu. Rostowski najwyraźniej musiał być wtedy za granicą, zupełnie odcięty od informacji z kraju.

Drugi filar „funduszu solidarności" czyli podwyższona akcyza na - cytuję za działaczami PO - „samochody luksusowe" jest już dowodem skrajnego debilizmu władzy i braku zrozumienia elementarnych procesów gospodarczych. W sytuacji kiedy przemysł samochodowy leży jak długi w Europie i Ameryce, a rządy krajów rozwiniętych robią co mogą, aby podtrzymać popyt, Rostowski z Tuskiem fundują nam podatek od „towarów luksusowych". Tego typu pomysły mógłby wprowadzać Gomułka albo Minc, a nazywanie samochodów klasy średniej dobrami luksusowymi i opodatkowanie ich jest już jakąś formą sabotażu. Sabotażu, który zresztą się nie powiedzie, bo w niemieckich komisach na polskich klientów czeka pełno dwuletnich Opli, Toyot i Fordów.

Kolejnym absurdem jest utrzymywanie niskiego deficytu budżetowego w warunkach kryzysowych. Padają tutaj często pseudo argumenty, które mają oddziaływać na umysły obywateli. Zwykle publikuje się całkowitą wartość długu publicznego, bez podania proporcji do PKB, która jest jedynym rozsądnym miernikiem zadłużenia państwa. Obywatele, opierając się na swoim doświadczeniu osobistym, załamują ręce słysząc o bajońskich kwotach, jakie Polska jest winna swoim wierzycielom. A prawda jest taka, że nasz kraj ma wciąż duże możliwości zapożyczania się i, co więcej, na obecnym etapie rozwoju, dług jest czymś naturalnym i potrzebnym.

Każdy, kto choć trochę zetknął się z ekonomią wie, że rządy wykorzystują politykę fiskalną do „spłaszczania" cykli koniunkturalnych. Dlatego rząd Wielkiej Brytanii obniża VAT, utrzymuje poziom wydatków kosztem większego deficytu budżetowego. Kiedy pali się dom, najpierw należy ugasić pożar (recesję), a później zadbać o właściwy kolor farby na ścianach. Niestety ten sposób myślenia jest obcy Rostowskiemu, Tuskowi i popierającym ich ślepo dziennikarskim „ekspertom" po studiach polonistycznych. Jest on również, co zrozumiałe, obcy zagranicznym wierzycielom, którzy za wszelką cenę chcą zredukować ryzyko swoich inwestycji w polskie papiery skarbowe.

Elita PO postanowiła na siłę wprowadzić Polskę do euro. Ta chora koncepcja jest sprzedawana naiwnym Polakom, jako część "planu modernizacji". To, że strefa euro przez cały okres swojego istnienia rozwijała się wolniej niż pozostałe kraje europejskie (nie mówiąc o USA, które zdystansowało całą Europę), nie jest już tematem rozmów na salonach. To, że Portugalia i Włochy trwały w stagnacji już kilka lat przed wybuchem obecnego kryzysu jest pieczołowicie skrywane przed opinią publiczną. Liczą się tylko chwytliwe hasełko i piarowski plan, który zakompleksionym Polakom pozwoli płacić w tej samej walucie co bogatszym Niemcom czy Francuzom. Wprowadzenie Euro wymagałoby potężnej redukcji wydatków przeznaczanych dziś na realizację podstawowych obowiązków państwa.

Trudno znaleźć bardziej szkodliwy i niekompetentny rząd niż ekipa premiera Tuska. Piewcy Europy i „modernizacji" nie potrafią wykorzystać przyznanych Polsce funduszy strukturalnych. Informatyzacja urzędów polega na zakupie przez ZUS ogromnej liczby przestarzałych nośników danych. Program dla szkolnictwa, wyższych uczelni i rozwoju myśli technicznej w Polsce po prostu nie istnieje.

Całkiem niedawno profesor Władyka mówił w radio TOK FM, ze jest „oczarowany ministrem Rostowskim". Tego typu opinie pojawiają się zresztą w ustach osób deklarujących nawet prawicowe poglądy polityczne. Rząd rzeczywiście może już dziś zrobić wszystko i nikt  nie wytknie mu oczywistych błędów, wpadek i kompromitacji.

Za to fatalne zauroczenie elit Tuskiem i Rostowskim Polacy zapłacą wysoką cenę. Obawiam się, ze na skutek działań koalicji PO-PSL kryzys może potrwać w Polsce dłużej niż w innych krajach. Tak bardzo opluskwiane i ośmieszane dziś w mediach Prawo i Sprawiedliwość może okazać się jedyną realną alternatywą. Wygląda na to, ze czeka nas jeszcze wiele ciekawych zdarzeń. Szkoda tylko, że koszty społeczne tej zakłamanej paranoi będą tak wysokie.

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Każdy, kto choć trochę zetknął się z ekonomią wie

niestety, zbyt mało ludzi ma pojęcie o ekonomii, kupuja w ciemno "opinie ekspertów". A jacy eksperci dostaja od mediów "zielone swiatło"? ...Za to fatalne zauroczenie elit Tuskiem i Rostowskim Polacy zapłacą wysoką cenę..... Juz płaca, ale jeszcze o tym nie wiedzą. pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rx

2. Wynika więc, że profesor Władyka

zrobił drugi fakultet (ekonomia; a jaka specjalność?). Nie wiedziałem. To wspaniałe osiągnięcie.