Smoleńsk? POZAMIATANE!

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

No i pozamiatane. Najdosłowniej. Miliony z tytułu ugody zostały wypłacone rodzinom Ofiar Katynskiej Delegacji, oświadczenia o nieroszczeniu jakichkolwiek dalszych pretensji podpisane, pełnomocnicy Rodzin  są bardzo zadowoleni z dotychczasowej współpracy z prokuraturą, prokuratorzy są bardzo zadowoleni, że Moskwa ich kolejno wzywa na świadków, bo dzięki temu będą odsuwani od dalszych prac, p. Wassermanówna stwierdziła z mocą „nigdy się nie dowiecie czy przeżyli“, więc i zwolennicy teorii spiskowych też dostali jakiś ochłap. Zespół Parlamentarny wysłuchał BORowców. Ktoś stwierdził na Salonie, że „to jest kryminał“. Szczęście w nieszczęściu – osoby odpowiedzialne „pagibły“. Słowem – pełna sielanka z 97 ofiarami w tle.
Nic dziwnego, że ukoronowanie przyszło w porę. Niezawodni reporterzy RMF powiadomili nas kilka dni temu na swoim portalu (oczywiście  „nieoficjalnie“) że: „Cywilna prokuratura zamierza zakończyć wkrótce śledztwo w sprawie przygotowań do lotów premiera i prezydenta do Smoleńska w kwietniu 2010 roku. Oprócz wiceszefa BOR, którego prokuratorzy podejrzewają o niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy, nikt więcej nie usłyszy zarzutów. Według informacji Romana Osicy, umorzenie pozostałych wątków śledztwa planowane jest na koniec lutego. Prokuratorzy ustalili osoby odpowiedzialne za niedopełnienie obowiązków oraz za bałagan podczas przygotowania tej wizyty.  (Teraz uwaga!) Osoby za to odpowiedzialne zginęły jednak w katastrofie.“

Co prawda, do końca kwietnia można jeszcze przeprowadzić ekshumacje, ale nawet pierwsza wnioskodawczyni, p. Gosiewska nie wykazuje aktywności w tym kierunku. Podobno Rosjanie coś przeciągają. A że  brak jest nowych wniosków ze strony pokrzywdzonych rodzin, to znak, że nie są one tym zainteresowane.
 No więc czy  nie jest pozamiatane?
Tymczasem Zespół Parlamentarny po udanym tournee jego Przewodniczącego po USA i Kanadzie obiecuje ustami tegoż dalszy lans w Brukseli. Piszę to oczywiście sarkastycznie, bo nie może to być nic innego, jak tylko lans. Nazwa „Zespół Parlamentarny d/s wyjaśnienia tragedii smoleńskiej“ brzmi poważnie, jednak nie jest to żadne ciało posiadające osobowość prawną. Toteż takie ciało nie może praktycznie występować na zewnątrz. Nie może się czegokolwiek domagać od instytucji  i organów krajowych i zagranicznych. Nie może nawet złożyć wniosku do prokuratury z tytułu art.240 kk, do czego zobowiązane są konstytucyjnie obywatele i instytucje RP . Może to zrobić natomiast osobiście pan przewodniczący i wszyscy członkowie Zespołu oraz jego „społeczni asystenci“. Czy to zrobili?  Przypuszczam, wątpię, jestem pewna, że nie. Wystarczyła im najwidoczniej przyjęta przez prokuraturę kwalifikacja „nieumyślnie spowodowanej katastrofy w ruchu komunikacyjnym“.  Tymczasem, kiedy pojawia się publicznie podejrzenie o zamachu, złożenie wniosku do prokuratury z art.240 kk powinno być tego logiczną konsekwencją. Inaczej wisi w powietrzu zarzut „grzechu zaniechania“. (definicje w tresci art. 240 § 1 kk w przypisie)

 Tym bardziej Zespół nie może domagać się powołania żadnych komisji międzynarodowych. Pan Antoni Macierewicz, mimo  przypisywanej mu charyzmy, nie może przecież udać się do obecnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i poprosić go, aby za plecami Tuska i Putina takąż komisję powołał i mianował do niej określone osoby, które tylko na to czekają przebierając niecierpliwie nóżkami... Nie chcę tu puszczać wodzów literackiej fantazji i obmyślać, co miałaby taka międzynarodowa komisja badać? Pancerną brzozę na Sewernym? 
Tzn. ściśle mówiąc, pan Macierewicz może to zrobić, jeśli będzie miał taki kaprys, może pójść lub napisać do pana Schulza, tylko że pan Martin Schulz, mimo całej sympatii do charyzmatycznego posła niechybnie poradzi mu w pisemnej odpowiedzi między wierszami, żeby udał się najpierw po atest np. do Instytutu Psychiatrii na Sobieskiego ….
Pan Przewodniczący Zespołu Parlamentarnego obiecując swoim zachwyconym słuchaczom tournee po UE z wielkim finałem w Brukseli musi jednoczesnie ukrywać bolesny fakt, że prawnie nic się już nie da wygrać. I że on, obojetnie jaką sobie przypisze role, czy  jako poseł, czy jako przewodniczący tak ważkiego „zespołu“ nie ma żadnego prawa do występowania do jakichkolwiek zagranicznych instytucji. I to nawet w przypadku, gdyby się z jakąś taką instytucją całkiem poważnie i terminowo pisemnie umówił, zamiast zawadiackiego wydzwaniania znienacka dzień wcześniej, jak to miało miejsce z senatorem Kingiem  w listopadzie 2010 w Waszyngtonie.
Przy tym pozostaje nieprzeniknioną zagadką, dlaczego na czele Zespołu Parlamentarnego stanął sporny i konfliktowy polityk - Antoni Macierewicz (czy nie występuje tu klasyczny konflikt interesów? AM jako świadek i jako szef zespołu parlamentarego?), a nie np. Zbigniew Romaszewski, z doświadczenia i cech charakteru bardziej predystynowany do odegrania takiej roli. Być może dzięki jego kandydaturze byłaby szansa choćby w obecnej kadencji na utworzenie regularnej Komisji Parlamentarnej. Tymczasem przesuwając go nieoczekiwanie do innego niż dotąd  okręgu wyborczego Jarosław Kaczyński zmarnował szanse Romaszewskiego na mandat senatora.
 Jacy ludzie stanowią Zespół Parlamentarny? Oficjalna lista nazwisk jest długa, ale kto, oprócz hiperaktywnego Antoniego Macierewicza faktycznie w nim pracuje? Na moje pytanie o to skierowane publicznie do samego Przewodniczącego w maju ub. roku usłyszałam w odpowiedzi, że jest to...tajemnica. Ciekawe, tajemniczy zespół w sejmie....Jednak mimo to pan Przewodniczący postanowił łaskawie rąbka tej tajemnicy przede mną i innymi zgromadzonymi na spotkaniu w Berlinie uchylić. Usłyszeliśmy zatem, że Zespół na codzień, to kilkanaście osób pracujacych nieodpłatnie po kilka godzin w tygodniu, bo do przeanalizowania są przecież...“dziesiątki tysięcy zdjęć“.  Czyli byłoby to z grubsza licząc kilkadziesiąt roboczogodzin w tygodniu, definitywnie ponad sto w miesiącu, mnożąc przez liczbę 17 miesięcy czyniłoby to co najmniej 1700-2000 roboczogodzin.
Co osiągnięto przez ten czas? Bo rozumiem, że prof. Binienda angażował swoje własne amerykańskie  roboczogodziny.  Podobnie dr. Nowaczyk. Czy znaleziono wśród „dziesiątków tysięcy“ (kto i kiedy je na miejscu wypadku zrobił? Czy nie pracownik rosyjskich służb Amielin?) choćby ślad kokpitu? Choćby jedno ciało? Co poza tym zdziałał Zespół?
Otóż starczy do wymienienia tych dokonań palców jednej ręki: była to początkowa seria tzw. „wysłuchań“ przed Zespołem Parlamentarnym, z których część została spisana, uzupełniona ostatnio wystąpieniem dwóch byłych oficerów BOR, dwa tzw. „telemosty“ z prof. Biniendą i dr.Nowaczykiem oraz niedawna prezentacja subaktywnej „gry komputerowej“ dla początkujących pt. „Rekonstrukcja wraku“. Wszystko to niestety, z wyjątkiem może drugorzędnych dla sprawy samej Tragedii badań prof. Biniendy,  pozbawione większych wartości poznawczych dla samego śledztwa.
 Najważniejszą z punktu widzenia śledztwa musiałaby być kwestia punktu wyjściowego , tzn. nie tylko lotniska Okęcie, lecz i drogi do niego uczestników Delegacji, następnie całej trasy lotu oraz tego, jak i gdzie osoby uznane za ofiary zginęły. Tymczasem właśnie tymi kwestiami Zespół Parlamentarny nie zajął się wcale.
 Zadziwiająca jest, co zresztą kilkakrotnie podnosili już dziennikarze, jak np. Łukasz Warzecha w Rzepie juz w r.2010 czy  blogerzy, jak np. Atem albo Rexturbo, niekompetencja Zespołu, a co za tym idzie- niedyskontowanie skromnych, lecz dostepnych, możliwości zbliżenia się do Prawdy o 10 Kwietnia. Sam pan Macierewicz lub pani poseł Kruk to niewątpliwie nieprzeciętnie inteligentne i utalentowane osoby, ale przecież nie mają umiejętności i wiedzy prokuratorów lub fachowców branży lotniczej czy... medycznej (np. na jakiej podstawie i w oparciu o jakie symptomy min. Jacek Sasin ustalił  i to jeszcze na długo przed znalezieiem ciał Pary Prezydenckiej, że oboje nie żyją?- o to pana Sasina nawet nie spytano)
 Najważniejszym dowodem rzeczowym w "sprawie" powinien być  kokpit i ciała ofiar. Każdy  "karnista" - medyk sądowy i biegły z zakresu awioniki i wyposażenia samolotu - urzadzeń rejestrujacych mechanicznie ostatnie chwile lotu i moment wypadku, przyzna,  że "zegary" w kokpicie rejestrują w chwili wypadku podstawowe dane, pozwalające ocenić przyczyny i przebieg zdarzenia. Zatrzymane w czasie "dane" są technicznym obrazem przebiegu zdarzenia w ostanich sekundach katastrofy. W przeciwieństwie do tzw. "skrzynek" czarnych, czerwonych, albo żółtych, nie mogą być sfałszowane. Mogą zostać tylko zniszczone, np. przez usunięcie, ukrycie, bądź w końcu fizyczne zniszczenie kokpitu. Tymczasem rzekomo znalezione przez Rosjan urządzenia pokładowe FMS i TAWS rzekomo mające pochodzić z tego właśnie samolotu były w opowieściach pana Przewodniczącego, które snuje publicznie do dziś. Miały być BADANE przze amerykańskich ekspertów w Redmond. Jak z tym naprawdę było pisałam dwa razy(nie było żadnych amerykażskich ekspertyz!) i pan Przewodniczący z zaciśniętymi zębami musiał mi przyznać rację.

Właściwie zabezpieczone po zajściu zdarzenia ciała ofiar są fundamentalnym źródłem wiedzy o przebiegu zdarzenia i przyczynach śmierci ofiar. A przecież o LUDZI nam chodzi, a nie o to, jak i gdzie rzekomo odpadło skrzydło czy na jakiej wysokości nastąpiło „zamrożenie komputera“.

Indywidualny i niepowtarzalny kokpit samolotu Tu154-101  i znajdujące się w nim, lub w jego pobliżu, ciała ofiar, musiałyby stanowić właśnie takie źrodła dowodowe. Jeżeli ich w tym wypadku nie zabezpieczono i nie pozwolono na ekshumacje i weryfikację, ani się ich nawet publicznie nie domagano,  to powinno zmusić osoby występujące w "sprawie", deklarujące publicznie swoje oburzenie i świętą wolę powoływania kolejnych komisji, by przyjrzały się uważnie swojemu odbiciu w lustrze.
 Zdumiewają zaniechania i uniki Zespołu Parlamentarnego i jego Przewodniczącego  i do ich przykrycia nie wystarczą talenty wędrownego kaznodziei czy szarm  przesympatycznego teścia. Jednak zastanawia mnie szczególnie palący problem, jaki pan Przewodniczący ma osobiście nie z prokuratorami, nie z Tuskiem czy Komorowskim, lecz z  anonimowymi (lub występującymi pod własnym imieniem i nazwiskiem- jak w moim przypadku) ludźmi z wielu krajów i kontynentów, którzy nie znając się przedtem, zjednoczyli się od prawie dwóch lat w nieustępliwym dążeniu do poznania Prawdy  o  tragedii 10 Kwietnia, czyli o tym, jak i gdzie  oraz dlaczego zginęła  nasza Delegacja.  Upór, z jakim Antoni Macierewicz w wielu publicznych wystąpieniach usiłuje zdyskredytować nasze wysiłki nazywając nas głośno wręcz AGENTAMI wskazuje  co najmniej na daleko posuniętą manię prześladowczą -  podobno chorobę zawodową byłych ministrów spraw wewnętrznych. Jednak choroba ta  u innych znanych mi polskich i zagranicznych ministrów MSW nigdy nie wiodła aż poza granicę śmieszności.  Należy   wyciągnąć z tego pilny wniosek zanim PiS zgłosi w przyszłości swoje kandydatury na Prezydenta RP.  Generalny obowiązek fachowych badań dla wszystkich osób podejmujących się funkcji publicznych byłby krokiem wstępnym i z niewątpliwą korzyścią dla Polski.  
Gdyby jednak było pewne, że pan Antoni Macierewicz publicznie używa w stosunku do całej grupy osób, w tym mnie, tego deprecjonującego określenia świadomie i w całej przytomności umysłu, dyskwalifikuje go to w moich oczach i w oczach wielu innych osób nie tylko jako polityka i posła, ale i jako człowieka. Cieszy się on co prawda  immunitetem, jednak  dla mnie utracił on tzw. zdolność honorową. 
Jest niewątpliwie ciosem dla wszystkich wyborców poruszonych Tragedią 10 Kwietnia, że Zespół Parlamentarny nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Mało tego, jest to cios o wymiarze historycznym. Zmarnowano jedyną szansę na kalekie co prawda, ale wyjaśnienie czegokolwiek w tym bezprecedensowym Zdarzeniu. Odbija się to czkawką już teraz, a znajdzie swoje fatalne odbicie w politycznym znaczeniu Polski i postrzeganiu Polaków na arenie międzynarodowej. Miało być przyzwoicie, a wyszło jak zwykle.
 My, niestety, mimo upływu prawie dwóch lat nadal nie wiemy, gdzie, o której godzinie i jak zginęła nasza Delegacja. I czy w ogóle opuściła granice Polski. W wielu z nas zostanie na zawsze niezabliźniona rana.

________________________
Przypis:

art. 240 kk
§ 1. Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. 118, 127, 128, 130, 134, 140, 148, 163, 166, 189 lub 252, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

1 komentarz

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

1. P.T. komentatorzy

Jak brakuje argumentów, to zawsze znajdzie się pod ręką maczuga inwektyw. Pogratulować!

Pozdrowienia JoW