♦ „Nie chcemy komuny!” (14) Piotr.W.Jakubiak

avatar użytkownika wielka-solidarnosc.pl

Odcinek 14

.

Konspiracja

W Stalowej wychodził już w tym czasie „Biuletyn Informacyjny Tymczasowej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” Huty „Stalowa Wola””. Wiedziałem, że jest to autentyczne pismo podziemnej Solidarności, nawet byłem prawie pewien, że kieruje nim Ewa Kuberna i Kazimierz Rostek. Napisałem dla nich artykuł programowo-instruktażowy, krótko i rzeczowo. Chodziło mi o to, żeby do walki z reżimem wciągnąć wszystkich ludzi, nie ograniczając się do dawnych powiązań związkowych, bo taki stan zaobserwowałem w Stalowej Woli. Wzywałem do bezwzględnej walki terrorystycznej, do posługiwania się metodami, które nie mogły być uważane za „rycerskie”, bo na takie nie było nas stać. Przepisałem przez kalkę, zawiozłem do „Kostka” (Kazimierz Rostek, „Sobek”) do Stalowej Woli, prosząc, żeby go  przekazał do redakcji biuletynu. „Kostek” mieszkał w bloku. W małym mieszkaniu, pełnym pamiątek sprzed Grudnia i z internowania,  poznałem jego żonę Martę i córki, z których najmłodsza, Basia, była w wieku Pawła. Pomyślałem wtedy, że może kiedyś zostanie jego żoną. Niestety, losy potoczyły się inaczej.

Po kilku tygodniach dostałem wiadomość, że redakcja nie przyjęła artykułu. Zbyt radykalny. Według mnie źle to wróżyło Solidarności, ale zrobiłem dobrą minę do tej gry i zacząłem dłuższe dyskusje z „Kostkiem”. Rozumiałem, że też musiał być ostrożny. Może chciał mnie lepiej poznać… Ostatecznie przed wojną nie znaliśmy się prawie wcale, a w więzieniu rozmawialiśmy tylko parę razy, w tym tylko raz poważnie, o strategii Związku i szczególnie Regionu.

Sytuacja była taka, że nie miałem kontaktu z żadnym przedstawicielem Związku, który byłby dość odważny, żeby ze mną współpracować. Tłumaczyłem sobie to tym, że jako były internowany stanowiłem kontakt niepożądany. W języku II wojny byłem „spalony”. Równocześnie nie byłem jeszcze gotowy do przejścia na emeryturę, odgrywania roli weterana. Zresztą nie było to wtedy modne. Wszyscy byli internowani coś robili, czyli w języku reżimu „nie zaprzestali działalności związkowej”. Reżim ciągle szalał. Ludzie cierpieli coraz gorszą nędzę, ale wydawało mi się, że nie stracili woli walki. Miałem tego potwierdzenie nawet po następnych dwu latach.

Widząc moje zdeterminowanie „Kostek” chciał je zapewne skierować na bardziej konwencjonalne tory. Zaprosił mnie na spotkanie podziemnych działaczy, które miało się odbyć w Lasach Janowskich, nad rzeką Bukową. „Kostek” miał tam drewniany szałas. Powiedziałem, że przyjdę piechotą, aby połączyć przyjemne z pożytecznym, mieć wycieczkę w znajome strony, Spakowałem plecak i namiot i wsiadłem do autobusu. Od ostatniego przystanku szedłem już pieszo przez las, jak za dawnych czasów. W lesie czułem się jak w domu i mogłem być pewny, że nie jestem śledzony. Czułbym się bardzo źle, gdyby z mojego powodu spotkanie było nieudane.

Na miejscu było już wielu ludzi. Było ognisko i piwo, śpiewaliśmy piosenki turystyczne. Wszystko wyglądało po prostu na spotkanie dobrych starych znajomych ze szlaku.

Właściwe rozmowy odbywały się tylko pomiędzy zainteresowanymi osobami. Byli to przeważnie działacze z Huty Stalowa Wola. Moja rola polegałaby na organizacji letniego obozu dla młodzieży, który miał się odbyć w rejonie Zwierzyńca. Chciałbym wprowadzić jakieś elementy wyszkolenia wojskowego. Był też działacz, który chciał zorganizować oddział kawalerii. Te plany miały się w przyszłości zrealizować, chociaż nieco inaczej niż to sobie na początku zakreśliliśmy. Obóz się odbył, ale bez mojego udziału, ponieważ wcześniej zostałem aresztowany.

 

Biuletyn informacyjny KZ NSZZ Stalowa Wola 23.11.1983

 

Wracałem ze spotkania nad Bukową podniesiony na duchu. Spotkałem ludzi, którzy ignorowali „stan wojenny”, biwakowali w lesie, cieszyli się życiem, a równocześnie prowadzili ważną pracę organizacyjną, wydawali prasę, zajmowali się chrześcijańskim wychowaniem młodzieży. Za rzeką, za laskiem była droga, po której kursowały autobusy. Poszedłem na przystanek i wsiadłem do pierwszego autobusu, który jechał w kierunku Stalowej Woli. Tam, ściśnięty w tłoku, zacząłem rozmowę z młodym człowiekiem, który wyglądał na studenta. Mieliśmy wiele wspólnych tematów, zaczynając od omówienia mojego sprzętu, a kończąc na Bieszczadach i trasach turystycznych Roztocza. Rozmowa bardzo szybko zeszła też na bieżące sprawy polityczne i zupełnie swobodnie wypowiedzieliśmy wszystko, co nam leżało na sercu, nazywając ślepowrona ślepowronem, a reżim reżimem. Zgodziliśmy się co do tego, że rosyjskie panowanie w Polsce zbliża się do końca, chociaż nie nastąpi to szybko. Zanim wysiadł, powiedziałem mu, że byłem internowanym. On z kolei przyznał, że był członkiem NZS. To był piękny koniec wyprawy nad Bukową. Czułem teraz, że nie jestem samotny, że nie otaczają mnie sami wrogowie. W roku 1983 swobodnie rozmawiałem z nieznajomym w autobusie!

Następne spotkanie z „Kostkiem” odbyło się w Ulanowie nad Sanem. Miąsik zaproponował, żeby wynająć tam domki kempingowe i odpocząć przez parę dni. Miał być on z Iwoną i ja z Grażyną i Pawłem. Zaprosiłem też mojego brata Tomka z jego dziećmi, Wojtusiem i Lizą. Kiedy powiedziałem o tym Kostkowi, obiecał, że odwiedzi mnie tam. I rzeczywiście przyjechał w sobotę (ze Stalowej Woli było blisko). Rozmawialiśmy na osobności we dwóch, co wyraźnie nie podobało się Miąsikowi. Chciałby zapewne wiedzieć, o czym mówiliśmy. Tymczasem nie mówiliśmy o niczym nadzwyczajnym. Nigdy nie mówiłem Kostkowi, co robię. On też nie mówił mi nigdy, co robi, chyba, że dotyczyło to mnie w jakiś sposób. Tak podstawowe zasady mieliśmy już przyswojone od lat. Kostek miał pełen bagażnik darów, przeważnie miodu z Francji. Przeładowałem przeznaczoną dla mnie część do swojego bagażnika. Nic nie dałem Miąsikowi. Nie uważałem go za członka Solidarności. I słusznie.

 

10 złotych Banknot Solidarności drukowane w Warszawie

Nadruki Solidarności na oficjalnych banknotach PRL, 1983

 

 

 

 

 

 

.

Na przystanku

Był trzeci rok wojny. Dziwnym zbiegiem okoliczności był to równocześnie rok orwellowski – 1984. Musiałem jechać w jakiejś sprawie do Tarnobrzegu. Na przystanku autobusowym stała kobieta. Na ławeczce pod daszkiem siedziała dziewczynka. Prawie równocześnie ze mną do przystanku podszedł gruby mężczyzna z teczką. Trzymał się nieco na uboczu. Po chwili z drugiej strony nadszedł robotnik z Huty, nieco pod humorem.

- Co tam słychać, pani Marysiu? Jakże się powodzi? – krzyczał z daleka.

Kobieta odpowiedziała coś cicho.

- Widzi pani, jakie to grube? Jakie to zadowolone z siebie! Dobrze im się powodzi. Żyją sobie, nie ma co gadać. Właściciele Polski Ludowej! Już ja to znam! Dosyć mi zdrowia zmarnowali! Ale szlag to trafi, nie ma obawy!

- Panie Janie, ludzie słuchają – rzekła kobieta cicho. Widocznie była nieco skrępowana przed dziewczynką i nieznajomym bezceremonialnym zachowaniem się robotnika. Ale ten się nie przejmował:

- A nniech słucha! – krzyczał jeszcze głośniej i wyraźnie pod adresem grubego – Jakie to tłuste! Jaki to mma garniturek! Jakie to uśmiechnięte! Ddo ppracy się nie jedzie, ppani Marysiu! – wykrzykiwał, patrząc mu w twarz, pozornie zwracając się do kobiety i nieco się zacinając, jak to czasem bywa po kilku głębszych. Nie szukał jednak zaczepki, był raczej w nastroju kpiarsko-żartobliwym. Toteż przypomniał mu się kawał, znany zresztą i nienajlepszy:

- A wie ppani, jaka jest najmłodsza kk….a w Polsce? Rreforma gospodarcza! Bo ma ddopiero dwa lata, a już się pp….i!

I wtedy już ubek nie wytrzymał. Podszedł do robotnika, podsunął mu pod nos legitymację i powiedział przez zaciśnięte zęby:

- Jestem z Komendy Wojewódzkiej. Proszę o dowód osobisty.

- O nnie. Nnie muszę – odpowiedział robotnik.

- Proszę o dowód osobisty – powtórzył ubek przyciszonym głosem.

- Nie dam – stwierdził robotnik głośno.

- Ja się panu wylegitymowałem. Proszę o dowód osobisty – ubek jak gdyby nie mógł zrozumieć oporu i mówił już niego głośniej, ciągle jednak regulaminowym głosem ubeka.

- Nie.

Wtedy podjechał autobus do Huty.

- Wsiadamy – z naciskiem powiedział ubek.

- Ppoczekamy – odpowiedział obojętnie robotnik.

Wsiadła dziewczynka, potem kobieta, ja za nimi, na końcu wsiadł ubek. Robotnik został na przystanku. Następny autobus do Huty był za dziesięć minut.

 

Piotr Wiesław Jakubiak

.

Znaczek metalowy Solidarności podziemnej 1983

Solidarność zrywa kajdany

 

 

 

 

 

 

 

.

Kartka Świąteczna Solidarności drukowana w Stalowej Woli 1983

Kartka Świąteczna Solidarności drukowana w Stalowej Woli 1983

.

Kartka wielkanocna Solidarności Podziemnej 1983

Plakat wykonany przez Wiktora Judę po wyjściu z internowania

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

cdn.

Strona na której publikujemy wspomnienia

Zapowiedź publikacji

 

 

3 komentarze

avatar użytkownika Hope Forever

1. Wzruszajace - te zdjecia mowia same za siebie.

Autor - dziekuje za Pamietniki -
zapisac tamten czas to nasz obowiazek.

avatar użytkownika wielka-solidarnosc.pl

2. Hope Forever,

Zapraszamy do nas http://wielka-solidarnosc.pl/

.
"Nie chcemy komuny!" Piotr Wiesław Jakubiak
"Nie chcemy komuny!" Piotr Wiesław Jakubiak

http://wielka-solidarnosc.pl

avatar użytkownika PiotrJakubiak

3. To Hope Forever

Dziękuję za ciągłe zainteresowanie. Wiem, że inni też czytają, tylko nie mają uwag, bo przecież w moich wspomnieniach nie ma nic kontrowersyjnego. Też mam wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się sprawami bieżącymi, ale chcę już skończyć to, co zacząłem dla Wielkiej Solidarności i dopiero potem wezmę się za bieżące.

Piotr Wiesław Jakubiak