"Brałem udział w durnych klipach", czyli cały rok propagandy(ND)
"Nasz Dziennik", Czwartek-Piątek, 5-6 stycznia 2012, Nr 4 (4239)
Artur Kowalski
Rok 2011 stał pod znakiem wyborów parlamentarnych. Po raz pierwszy od 1989 r. partia rządząca je wygrała. Zasiedziali na stołkach władzy politycy niestety jeszcze bardziej przez ostatni rok upodobnili się do sprawujących władzę przed rokiem 1989. Wszyscy myślący inaczej niż rządzący są już nie tylko wykpiwani, ale i zastraszani demonstracją czy nawet stosowaniem siły wobec niepokornych. W roku 2011 doświadczyliśmy również pierwszej prezydencji naszego kraju w Unii Europejskiej. Jej prowadzenie przez ekipę Donalda Tuska było kwintesencją realizowanej przez aktualnie rządzącą koalicję polityki zagranicznej, która sprowadza się do zgadywania, czego oczekują od nas silniejsi, uprzedzającego działania w spełnianiu ich życzeń, a później - nadstawiania pleców do poklepania i uszu do słuchania pochwał.
Styczeń
Początek 2011 r. to czas gaszenia pożaru przez premiera Donalda Tuska. Na początku stycznia Sejm głosował nad wnioskiem SLD o wotum nieufności dla ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Szef resortu infrastruktury naraził się całej opozycji m.in. niedopilnowaniem sytuacji na kolei. Pod koniec 2010 r. byliśmy świadkami ogromnego bałaganu w związku z wprowadzaniem nowego rozkładu jazdy pociągów. Do braku należytej informacji dla pasażerów o nowym rozkładzie doszła kompletna porażka kolei w starciu z zimą: podróżni zostali uraczeni wątpliwą przyjemnością jazdy w zamarzających i nieoświetlonych wagonach, a żeby dostać się do za krótkich - w stosunku do potrzeb - składów, zdesperowani pasażerowie próbowali wepchnąć się do wagonów przez okna. Rządząca koalicja ministra obroniła. Przy tej okazji nastąpiło jednak wydarzenie, które urosło już do rangi symbolu arogancji ekipy Donalda Tuska. Po pomyślnym dla siebie głosowaniu nad wotum nieufności w Sejmie Grabarczyk otrzymał bukiet róż. Wręczającej ministrowi kwiaty posłance Magdalenie Gąsior-Marek taki gest najwyraźniej się opłacił. W jesiennych wyborach parlamentarnych awansowała bowiem na "jedynkę" na liście Platformy Obywatelskiej w Lublinie.
W połowie stycznia premiera Tuska spotkała też niemiła, acz oczekiwana - ze względu na prowadzoną politykę zagraniczną zmierzającą do przytakiwania silniejszym - niespodzianka. Rosyjski MAK przedstawił upokarzający Polaków raport dotyczący katastrofy smoleńskiej i nie uwzględnił uwag polskiej strony. W czasie gdy Rosjanie raport ogłaszali, premier bawił na urlopie. Zbyt dużo czasu minęło, zanim szef rządu na rosyjski raport zareagował. W styczniu otrzymaliśmy również kolejny sygnał, że polityka prowadzona przez Platformę bankrutuje. Donald Tusk zapowiedział sięgnięcie po część pieniędzy odkładanych na emerytury w wyniku ograniczenia wysokości składki emerytalnej kierowanej do otwartych funduszy emerytalnych.
Luty
Koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego obroniła kolejnego ministra przed odwołaniem. Prawo i Sprawiedliwość wnioskiem o wyrażenie przez Sejm wotum nieufności dla ministra obrony narodowej próbowało wyciągnąć konsekwencje wobec Bogdana Klicha, m.in. w związku z ciążącą na szefie MON odpowiedzialnością za organizację lotu prezydenta RP do Smoleńska.
Platforma Obywatelska robiła natomiast przymiarki do zbliżających się wielkimi krokami wyborów parlamentarnych, imając się przy tym sprzecznych z prawem sposobów na uniemożliwienie opozycji równej rywalizacji. Pod płaszczykiem nośnego hasła, czyli ograniczania wydatków partii politycznych, politycy PO zaproponowali m.in. wprowadzenie zakazu reklamowania się polityków na billboardach i w płatnych spotach w radiu i telewizji. Raban podniosła opozycja w obawie, że w takiej sytuacji nie będzie miała przebicia w mediach. A kampanię sobie zrobi ten, kto ma telewizje. Albo w nich przyjaciół.
Do koncepcji zakazu płatnych reklam polityków dorzucono jeszcze koncepcję wyborów parlamentarnych rozłożonych na dwa dni. Na wniosek Prawa i Sprawiedliwości uchwalony z tymi rozwiązaniami kodeks wyborczy zbadał Trybunał Konstytucyjny. W lipcu TK zakwestionował zarówno zakaz używania billboardów w czasie kampanii wyborczej, jak i dwudniowe głosowanie w wyborach do Sejmu i Senatu.
Marzec
W 2011 rok weszliśmy z podwyżką podatku VAT, która odbiła się wzrostem cen podstawowych towarów i usług. W górę poszły ceny energii elektrycznej i paliw. W marcu podwyżek mógł doświadczyć na własnej skórze już każdy przeciętny mieszkaniec kraju. Aby zwrócić uwagę na problem drożyzny, na zakupy postanowił udać się Jarosław Kaczyński. Po dokonaniu - w asyście kamer telewizyjnych i aparatów fotograficznych - zakupu podstawowych artykułów żywnościowych i sprawdzeniu paragonu prezes PiS orzekł, iż jest "dwa razy drożej" niż wtedy, gdy podczas pamiętnej debaty telewizyjnej Tusk - Kaczyński obecny premier przepytywał ówczesnego premiera z cen jabłek. Kaczyńskiego natychmiast zaatakowały sprzyjające rządowi media, zarzucając, iż umyślnie zrobił zakupy w drogim, osiedlowym sklepie. Premier Tusk zachwalał natomiast w tym kontekście zakupy w Biedronce, określonej przez prezesa PiS "sklepem dla najbiedniejszych". Jeszcze kilka lat rządów Platformy Obywatelskiej i już tylko starsi wiekiem będą pamiętać, że zanim do władzy doszedł Tusk, to przeciętnego człowieka stać było na zakupy w "spożywczym" obok domu i nie było się zmuszonym drożyzną jechać na zakupy do dyskontu spożywczego.
Pod koniec marca rządząca koalicja sfinalizowała pomysł na zorganizowanie dodatkowego strumienia środków do pustego budżetu państwa. Sejm uchwalił ustawę ograniczającą z 7,3 proc. podstawy wymiaru do 2,3 proc. składkę emerytalną, która trafia do otwartych funduszy emerytalnych. Po zmianach przepisów środki ze składki, które nie trafią do OFE, lecz do ZUS, nie są odkładane na przyszłe emerytury, lecz przeznaczone na wypłatę bieżących świadczeń. Aby przekonać społeczeństwo do tej koncepcji, rząd wytykał towarzystwom emerytalnym, że za dużo zarabiają na inwestowaniu składek. Choć o wysokości ich zarobków decydują rząd i Sejm, to przy okazji nowelizacji ustawy ich wynagrodzenia nie ograniczono. Dlatego też przed tak istotnymi zmianami te głośno nie protestowały. I towarzystwa emerytalne pozostały zadowolone - mogąc nadal godziwie zarabiać na naszych składkach, i rząd - kładąc rękę na części naszych składek emerytalnych. Kilka miesięcy później premier Tusk postanowił potencjalnym emerytom ulżyć, ogłaszając podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat. Dzięki temu mniej osób dożyje upokarzającego świadczenia emerytalnego.
Kwiecień
W kwietniu Donald Tusk pełną parą ruszył z kampanijną propagandą przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, wychodząc naprzeciw potrzebom różnych grup wyborców. Choć premier do tej pory powtarza, że nie zgodzi się na legalizację narkotyków, to jednocześnie puszcza oko do zwolenników legalnego dostępu do nich. 1 kwietnia rządzący uczynili pierwszy krok mogący prowadzić do ułatwienia życia tak narkomanom, jak i dilerom narkotyków. Uchwalono rządową nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, na mocy której organa ścigania uzyskały prawo - po zbadaniu okoliczności - do odstąpienia od ścigania posiadaczy niewielkiej ilości substancji odurzających.
Doniesienia o podwyżkach podatków i cen mogły zdemobilizować, zwłaszcza młodych wyborców Platformy, urządzono więc internetowy czat z premierem. Podczas niego nie padło ani jedno pytanie o podwyżkę podatku VAT czy drożyznę w sklepach. Szef rządu natomiast zrobił to, co mu - oprócz niedotrzymywania obietnic - wychodzi najlepiej. Czyli postraszył internautów wizją powrotu do władzy Jarosława Kaczyńskiego, sugerując podtrzymanie poparcia dla swojej formacji jako jedynej słusznej alternatywy tej "strasznej" wizji. W kwietniu zamknięto też sprawę afery hazardowej. Prokuratura zdecydowała o umorzeniu prowadzonego śledztwa. Pod koniec tego miesiąca koalicja rządząca obroniła przed odwołaniem kolejnych dwóch ministrów. Tym razem - z wniosku PiS - ministra skarbu Aleksandra Grada, oskarżanego przez opozycję m.in. o niewłaściwy nadzór nad spółkami Skarbu Państwa, jak również koncepcję prywatyzacji spółki Lotos (premier nie wykluczał, iż spółka mogłaby zostać sprzedana Rosjanom) oraz - za sprawą wniosku SLD - ministra finansów Jacka Rostowskiego, któremu przypisywano odpowiedzialność m.in. za rosnące zadłużenie sektora finansów publicznych czy doprowadzenie do dramatycznego wzrostu kosztów utrzymania i drożyznę w sklepach. Sejmowe debaty towarzyszące rozpatrywaniu wniosków o wotum nieufności dla ministrów stały się praktycznie jedynym sposobem, aby opozycja mogła w Sejmie podyskutować z rządem o ważnych dla całego społeczeństwa sprawach.
Maj
Premier Donald Tusk z propagandą nie zwalniał. Na początku maja znalazł sobie nowego wroga, z którym mógł toczyć bohaterskie boje - kibiców chodzących na mecze piłkarskie. Pretekstem rozpoczęcia nowej kampanii stały się burdy chuliganów po meczu o Puchar Polski w Bydgoszczy pomiędzy Legią Warszawa a Lechem Poznań. W ramach represji za rozróby bandytów w Bydgoszczy zamknięto dla kibiców stadiony w Warszawie i Poznaniu. Zamknięto też jedną z trybun stadionu w Białymstoku. Kibice Jagiellonii Białystok niezadowoleni z takiego obrotu sprawy demonstrowali przed urzędem wojewódzkim z transparentem: "Możecie zamykać nam stadiony, lecz nigdy nie zamkniecie nam ust". Gdy zaczęli wznosić okrzyki: "Donald, matole, twój rząd obalą kibole", do akcji wkroczyła policja. Zatrzymano kilkadziesiąt osób, a kilkanaście ukarano 500-złotowymi mandatami. Wśród postawionych im zarzutów znalazł się ten dotyczący "lekceważenia konstytucyjnych organów RP poprzez wykrzykiwanie haseł z użyciem słów nieprzyzwoitych".
O tym, czym grozi naśmiewanie się z władzy, przekonał się również właściciel internetowego bloga AntyKomor.pl zawierającego - łagodnie mówiąc - mało pochlebne treści dotyczące prezydenta Bronisława Komorowskiego. To już nie ten prezydent, na lżenie i obrażanie którego dawano przyzwolenie. Do mieszkania właściciela bloga funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wtargnęli o godzinie 6.00. A wystarczyło założyć bloga AntyKaczor, wtedy może nawet jakaś dotacja na działalność z ministerstwa by się znalazła. Każdy, kto nie zgadza się z miłościwie nam panującymi, dostał jasny sygnał, iż obecnie obowiązuje zasada analogiczna do wygłoszonej przed laty przez towarzysza Cyrankiewicza: "Kto podniesie rękę na władzę ludową, niech wie, iż ręka ta będzie mu odcięta".
W maju premier Tusk dokonał spektakularnego transferu do swojej formacji. Pozyskał dotychczasowego opozycjonistę i krytyka rządu Bartosza Arłukowicza. Ten od razu otrzymał wysokie, nowo stworzone stanowisko. Jako minister w kancelarii premiera "do spraw wykluczonych" miał się zająć problemami najuboższych. O tym, jak bardzo to nowe stanowisko było potrzebne, świadczy fakt, iż gdy Arłukowicz został ministrem zdrowia - nowego ministra "do spraw wykluczonych" już nie powołano. Za radzenie, jak pomóc najbiedniejszym, przez pięć i pół miesiąca ministrowania, Arłukowicz zainkasował z kancelarii premiera - co wynika z jego oświadczenia majątkowego - ponad 61 tys. złotych.
Maj to też miesiąc wizyty w naszym kraju prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Wizytę obwołano sukcesem, którego ukoronowaniem miał być polsko-amerykański szczyt gospodarczy na jesieni. Nie wiadomo jednak, o jesień którego roku chodzi. Jedna już bowiem minęła, a szczytu jak nie było, tak nie ma.
Czerwiec
Czerwiec to kolejny miesiąc katastrofy w infrastrukturze. Z planu budowy autostrady A2 między Łodzią a Warszawą zeszło chińskie konsorcjum COVEC, które "za pół darmo" miało wybudować nam autostradę. W połowie czerwca Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zerwała z Chińczykami kontrakt. Minister Grabarczyk tłumaczył się w Sejmie z katastrofy w procesie budowy autostrad na Euro 2012, zwłaszcza że obejmując stanowisko ministra, zdobywał punkty obietnicami, ileż to nowych dróg będzie gotowych już na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Z wyjaśnień szefa resortu infrastruktury wynikało, że sprzysięgły się przeciw niemu chyba wszystkie możliwe plagi. Ogłosił, że autostrada A2 "ma pecha", a opóźnienia w budowie autostrad tłumaczył również powodziami, obarczając przy tym winą także poprzedni rząd. Obiecywał, że choć na Euro 2012 wprawdzie A2 gotowa nie będzie, to jednak będzie ona "przejezdna". Sytuację od strony wizerunkowej starał się ratować premier Tusk. Udał się z gospodarską wizytą na budowę Stadionu Narodowego, trochę pokręcił się po budowie w kasku na głowie i ogłosił, że na Euro stadion ten będzie gotowy. Uff...
W kraju trwały przygotowania do objęcia od następnego miesiąca przez Polskę przewodnictwa w Radzie Europejskiej. Przy okazji premier wpadł na pomysł, w jaki sposób może próbować zamknąć usta opozycji. Podczas poświęconego nadchodzącej prezydencji spotkania z reprezentantami klubów parlamentarnych Tusk postulował, aby w okresie prezydencji nie były organizowane żadne wielkie manifestacje. Apelował przy tym do opozycji, aby powstrzymała się od krytykowania tego, co się dzieje w kraju, gdyż może tym szkodzić wizerunkowi Polski.
Lipiec
Donald Tusk przedstawił w Parlamencie Europejskim w Strasburgu priorytety rozpoczętej w lipcu polskiej prezydencji w Radzie Europejskiej. Mówił m.in. o konieczności przezwyciężenia kryzysu ekonomicznego oraz kryzysu zaufania do idei zjednoczenia i dalszej integracji Europy. Wystąpienie premiera mocno krytykowało Prawo i Sprawiedliwość, zarzucając mu m.in. mówienie samych ogólników i brak jakiegokolwiek "polskiego" priorytetu sprawowanej prezydencji. Opozycja zaznaczała, że poprzednio sprawujące prezydencję państwa potrafiły skutecznie forsować również krajowe priorytety. Słów, aby nachwalić Tuska, brakowało natomiast przewodniczącemu Komisji Europejskiej José Manuelowi Barroso.
Czując widmo bankructwa na plecach, rządząca koalicja przeprowadzała kolejne "oszczędności". Senat zaakceptował uchwaloną w czerwcu przez Sejm ustawę zakładającą wygaszenie z końcem 2012 r. programu "Rodzina na swoim", mającego na celu wsparcie rodzin w spłacie kredytów mieszkaniowych. W zamian nie zaproponowano żadnego programu zastępczego.
Pod koniec lipca Donald Tusk ogłosił, że przyjął dymisję złożoną przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Dymisja ta nastąpiła dopiero w sytuacji, gdy praktycznie nie można już było podjąć innej decyzji - po ogłoszeniu przez komisję Millera miażdżącego dla szefa MON raportu komisji dotyczącego okoliczności katastrofy smoleńskiej. Szef rządu ogłosił, iż decyzja Klicha o podaniu się do dymisji świadczy o tym, że "jest on honorowym człowiekiem, a nie o tym, że uznany został za odpowiedzialnego za katastrofę". Tusk nie poinformował, czy szef kancelarii premiera Tomasz Arabski o czymś takim jak honor w ogóle słyszał.
Sierpień
Kampania wyborcza przed październikowymi wyborami nabrała rozpędu. Wyborcy nie doczekali się debaty pomiędzy liderami największych ugrupowań. Jarosław Kaczyński tłumaczył, iż obawia się stronniczych prowadzących debaty dziennikarzy i zapraszał ministrów rządu Tuska do siedziby PiS, aby "zdali sprawę" z czterech lat rządów. Na taki dyktat nie zgodził się z kolei premier, zabraniając swoim ludziom pojawienia się na "przesłuchaniach" w siedzibie politycznej konkurencji. "Debatę" liderów zorganizował natomiast Polsat. Naprzeciw siebie usiedli Donald Tusk i Waldemar Pawlak. Premierzy "zażarcie" debatowali i do końca nie zgodzili się co do tego, czy Polska pod ich rządami jest zieloną wyspą, czy krainą mlekiem i miodem płynącą. Kampania wkroczyła też na salę sądową. Politycy PiS zakwestionowali zasługi ekipy Platformy przy realizacji 99 inwestycji, którymi ta się chwaliła w wydanej z okazji wyborów broszurze "Polska w budowie". Wśród tych 99 politycy PO znaleźli 4, w których jednak brali czynny udział - i poskarżyli się na PiS do sądu. Ten, rozpatrując sprawę w trybie wyborczym, stwierdził, iż PiS musi swoją informację sprostować. PO znowu wygrywa: 95 do 4.
Sierpień to także kolejny odcinek serialu z ministrem Grabarczykiem w roli głównej. Po raz trzeci w mijającej kadencji Sejm obronił przed sejmowym wotum nieufności szefa resortu infrastruktury nazwanego przez opozycję "wyjątkowym wręcz nieudacznikiem". Kilka miesięcy później opozycji rację przyznał sam Tusk i wyciągnął konsekwencje z powołania na ministra infrastruktury osoby, która - zapewne oprócz dobrych chęci - nie legitymowała się odpowiednimi kompetencjami. Premier doszedł zdaje się jednak do wniosku, że na uratowanie sytuacji w infrastrukturze w sferze realnej jest już za późno. Drogami i kolejami zajął się partyjny spec od propagandy Sławomir Nowak.
Wrzesień
Na kampanię wyborczą Platformy spadła poważna przeszkoda. Wyraźnie w górę, za sprawą decyzji samorządów, poszybowały ceny pozostawiania dzieci w przedszkolach. Umożliwiła to nowelizacja ustawy o systemie oświaty. Premier "złe" samorządy upomniał i zagrał na czas, oświadczając, iż sprawa "pozostaje do dyskusji" i będą poszukiwane sposoby rozwiązania jej. Nie zgodził się na proponowaną przez PiS ponowną szybką nowelizację ustawy, odkręcającą możliwość podnoszenia przez samorządy opłat za przedszkola. Platforma Obywatelska w spotach wyborczych ogłosiła też, "o co tak naprawdę" chodzi w zbliżających się wyborach parlamentarnych, a mianowicie - o 300 miliardów z Unii Europejskiej. Politycy PO (Donald Tusk, Jerzy Buzek, Radosław Sikorski i Janusz Lewandowski) przekonywali w spocie, iż to właśnie PO ma najbardziej odpowiednią drużynę, aby te 300 miliardów z unijnego budżetu dla Polski wyrwać.
W grudniu media cytowały wypowiedź Lewandowskiego na temat tych 300 miliardów ze spotkania z lubelskimi licealistami: "Brałem udział w tych nieco durnych klipach, ale to była kampania (...) Nie oznacza to jednak, że obiecanych pieniędzy nie ma. O ile Wspólnota się nie rozleci, to możemy zdobyć nawet większe środki". Rząd skierował natomiast do Sejmu projekt budżetu państwa. Tylko ekipa Donalda Tuska oficjalnie się upierała, że w projekcie nie przyjęto zbyt optymistycznych założeń, które tuż po wyborach trzeba będzie zmienić.
Październik
Wybory parlamentarne zakończyły się spektakularnym sukcesem propagandy Platformy Obywatelskiej. PO uzyskała po 4 latach rządzenia 39 proc. głosów i jako pierwsza po 1989 r. partia rządząca wygrała wybory, całkowicie dystansując opozycję. Na scenę polityczną, jako trzecia siła w Sejmie, wszedł Ruch Palikota, konsumując elektorat SLD. Kontynuację rządów Donald Tusk rozpoczął od zrobienia porządków na własnym podwórku, pokazując spiskującym za jego plecami marszałkowi Sejmu Grzegorzowi Schetynie i prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, kto tak naprawdę rządzi. Schetyna upokorzony został stanowiskiem szefa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, a Komorowskiemu premier zepsuł celebrację konstytucyjnych uprawnień prezydenta związanych z powołaniem nowego rządu. To Tusk wskazał się jako kandydat na premiera na kolejną kadencję i ubiegł prezydenta w poinformowaniu społeczeństwa o kalendarzu powoływania nowego rządu.
W październiku szef rządu zajęty był również uczestnictwem w unijnym szczycie. Pod koniec października w Brukseli ważyły się decyzje w sprawie działań, jakie państwa Unii Europejskiej podejmą w związku z kryzysem gospodarczym. Szczyt ogłoszono w Polsce wielkim sukcesem rządu Donalda Tuska. W chwili, gdy kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy omawiali ostatnie ustalenia i około czwartej nad ranem ogłaszali, co postanowiono, polskiego premiera już jednak od kilku godzin w Brukseli nie było. Nie był potrzebny, więc wrócił do kraju.
Listopad
Na pierwszym posiedzeniu zebrał się nowy Sejm. W listopadzie powołano także nowy rząd, który otrzymał od Sejmu wotum zaufania. Premier z wewnętrznymi sprawami w partii uporał się najprawdopodobniej dużo wcześniej, niż sam oczekiwał, gdyż wbrew wcześniejszym zapowiedziom o grudniowym terminie wygłoszenia w Sejmie exposé, przedłużające się prace nad kształtem nowego rządu przyspieszył. Tusk w exposé zapowiedział m.in. podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat, wprowadzenie rachunkowości dla rolników, podwyżkę kosztów pracy w wyniku podwyższenia składki rentowej, a także częściową likwidację przywilejów emerytalnych niektórych grup.
Podczas pierwszego posiedzenia nowego rządu zatwierdzono podwyżkę podatków. Rząd przyjął projekt ustawy okołobudżetowej przewidującej podwyższenie akcyzy na olej napędowy i wyroby tytoniowe, a także wprowadzenie przepisów mających uniemożliwić unikanie płacenia podatku od zysków z lokat bankowych i zamrożenie płac w sferze budżetowej. Do zmiany projektu budżetu państwa zabrał się również minister finansów Jacek Rostowski. Zaproponował trzy wersje budżetu. Żadna optymizmem co do wysokości wzrostu gospodarczego nie dorównywała tej wersji budżetu, którą rząd przesłał do Sejmu we wrześniu. Dobre wieści dla premiera nadeszły z obozu opozycyjnego. Liżące rany po wyborczej porażce Prawo i Sprawiedliwość znowu się dzieliło. Domagający się rzetelnego rozliczenia kampanii wyborczej i zastanowienia, jak należy działać dalej, by po kolejnej porażce w wyborach wreszcie móc wygrać - czołowi politycy tej partii: Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski i Tadeusz Cymański, zostali z PiS wyrzuceni.
Grudzień
Sejm rozpoczął intensywne prace nad przyszłorocznym budżetem państwa. Z 4-procentowego wzrostu gospodarczego, który ekipa Tuska zapowiadała tuż przed wyborami, pozostała prognoza zaledwie 2,5 proc. wzrostu produktu krajowego brutto. Ustawa budżetowa podporządkowana została wymogowi, jaki Polsce postawiła Komisja Europejska, ograniczenia deficytu sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB.
W Brukseli odbył się natomiast kolejny "szczyt ostatniej szansy" ratowania bankrutujących państw UE. Zaprojektowano nową umowę międzyrządową mającą obowiązywać państwa członkowskie Unii.
Zaczęliśmy się również dowiadywać, że to my mamy także wpłacić miliardy złotych na ratowanie nieporównywalnie bogatszych od Polski państw strefy euro. W czasie szczytu Polska zobowiązała się udzielić Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu pożyczki z naszych rezerw walutowych. Sami ministrowie rządu Tuska chyba nie bardzo orientowali się, do czego się zobowiązali, gdyż konkretna kwota pożyczki długo nie padała. Minister Rostowski opowiadał o 6 miliardach euro pożyczki, co jednak niekoniecznie musi odpowiadać rzeczywistości.
Końcówka roku przyniosła zamieszanie związane z listą leków refundowanych. Ekipa Donalda Tuska ewidentnie testuje, ile jeszcze polskie społeczeństwo jest w stanie wytrzymać i na ile rząd może sobie pozwolić w sięganiu do kieszeni najniżej uposażonych. Po protestach chorych z cofnięcia refundacji niektórych specyfików rząd się wycofał.
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. @natenczas
Durny klip mamy w mediach bezustannie.
Aktualnie leci: szeryf Tusk z pomocnikiem Arłukowiczem walczą z korporacją producentów leków, z aptekarzami i lekarzami. Już są bliscy sukcesu, porozumienia, rozwiązania zaognionej sytuacji, uspokojenia nastrojów itd. Wczaraj w TVP3 fukcjonariuszka przepytywała w studiu przedstawicieli protestujących lekarzy. Pytała o kompromis, pójście na ustępstwa itd. Parę razy kwitowała: "no dobrze, ale ja poproszę o pozytywny przekaz". Taki mają w głowach prikaz: ma być pozytywny przekaz.
Zasłonili i propagandowo zmanipulowali najważniejsza informację: rząd Tuska kosztem najuboższych i chorych ludzi oszcządza miliony złotych, zabierając im refundacje leków i każąc stać w wielogodzinnych kolejkach. Postępuje pauperyzacja społeczeństwa. Obowiązuje zakaz mówienia o tym w tuskowych mediach.
2. bo ma być "lekko,łatwo i przyjemnie"
i żadnych smutasów ,brak tylko rury i tańca na niej
gość z drogi
3. Pan Natenczas,
Szanowny Panie,
Z przyjemnością przeczytałem.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz