Relacja świadka - Gulczyński uderza dziennikarza

avatar użytkownika tatarstan1

Wywołują do tablicy świadków, więc jestem. Byłam wczoraj na rozprawie sądowej miedzy Grzegorzem Braunem a Lechem Wałęsą - z dwóch powodów: po pierwsze, dziennikarzem jest się 24 godziny na dobę, a po drugie towarzyszyłam przyjacielowi, niepełnosprawnemu dziennikarzowi Agencji Informacyjnej Solidarności Walczącej i portalu niezalezna.pl.

Spuśćmy zasłonę milczenia na zachowanie pani sędzi, która najpierw zwracała uwagę bardzo rzeczowo wypowiadającemu się Grzegorzowi Braunowi, potem zwracała uwagę kaszlącym osobom z publiczności (!), potem przychylała się do wszystkich wniosków obrony, a na koniec chichotała przy przesłuchaniu Lecha Wałęsy, gdy ten opowiadał o przeskakiwaniu przez płot. Jest ok. 14:30. Tuż po rozprawie publiczność, dziennikarze i strony zaczęły spokojnie opuszczać salę sądową. Wieloletni reporter TVP Wrocław Ryszard Szołtysik (SZołtysik) spokojnie stanął na korytarzu i zamierzał nagrać wychodzącego Lecha Wałęsę - to właśnie widać na filmie umieszczonym już wczoraj na politycznych.pl. Do kamery - TO WIDAĆ - podbiega długowłosy osobnik i uderza otwartą dłonią w kamerę, która uderza operatora w twarz. Rozlega się krzyk kobiety. Dokładnie w tym momencie znajdowałam się wraz z przyjacielem poza salą, na korytarzu. Usłyszałam krzyk i błyskawicznie się odwróciłam - instynkt. Tuż obok stała para policjantów. Resztę widac na filmie: kobiety z publiczności proszą o interwencje policję, osobnik z długimi włosami się szybko oddala, poganiany (?) przez Lecha Wałęsę. Szołtysik jest wystraszony (jest to starszy pan), woła, by chociaż go przeproszono. Zaraz potem (nie wiem, czy to na filmie słychać) funkcjonariuszka policji rzuca, że nie może podjąć interwencji, bo ten pan to ochroniarz BOR. Tlumek rzuca się więc samodzielnie w pościg za sprawcą - wiadomo, jest coś takiego jak zatrzymanie obywatelskie do chwili przybycia policji i wyjaśnienia sprawy. Biegamy w górę i w dół po schodach, po drodze prosimy innych policjantów o pomoc, pędzimy przez korytarze, kobiety i dziennikarze żądają okazania przez policjantkę legitymacji, dziennikarze pytają osobnika z długimi włosami o personalia. W końcu dochodzimy do drzwi prowadzących na parking, pani ochroniarz stojąca w drzwiach przepuszcza Lecha Wałęsę i towarzyszących mu ludz, natomiast ściagających ich ludzi zatrzymuje (krótka szamotanina przy drzwiach). Niezidentyfikowany sprawca wsiada do samochodu Lecha Wałęsy i odjeżdża. Dziennikarka politycznych.pl pyta ochroniarkę o personalia - ta ją odpycha. Zdenerwowani obywatele wraz z dziennikarzami żądają rozmowy z przełozonym pani policjantki, ponieważ ta wciąż odmawia przedstawienia się iokazania legitymacji (a ma taki obowiązek). Idziemy za policjantami za inne drzwi, na inny parking - okazuje się, że kierują nas na- jak to określa policjantka - posterunek policji. Widac jakieś tajemnicze drzwi (żadnej tabliczki), za oknami siedzą policjanci. Żadnej informacji, nikt nie chce z nami rozmawiać, mamy czekać na naczelnika, mundurowy przy drzwiach ukrywa przed nami swoją plakietkę, wpuszcza policjantkę do środka - ta znika. Czekamy około godziny, w tym czasie część świadków biegnie do hallu po kurtki (mamy listopad!), poza tym poszkodowany dziennikarz ma poranioną i zakrwawioną twarz, musi otrzymać pomoc. Jedna z kobiet wzywa pogotowie i dzwoni na numer 112, domagając się pomocy ze strony policji z innego posterunku. W każdym razie sterczymy na tajemniczym parkingu trzęsąc się z zimna, nie mamy pojęcia gdzie nas przyprowadzono (knajpa? dziupla przebierańców?). W końcu po godzinie wpuszczają nas do srodka, ale wciąż żaden z obecnych tam funkconariuszy nie chce się przedstawić. Ludzie pytają, czy policjanci znają ustawę o policji - ci nie chcą odpowiedzieć. Po kolejnej pół godzinie przyjmuje nas wreszcie dowódca - p.Zbigniew Truszczyński (niestety nie znam stopnia). Informuje nas że rzeczoną policjantką jest sierżant Monika Ś. Ze skargami na funkcjonariuszkę i z doniesieniem o popełnieniu przestępstwa odsyła nas na konendę przy ul. Żytniej na Woli.Truszczyński odbiera telefon, wychodzi, zostawiając nas z podwładnym, który nam mówi, że nie widział zdarzenia, ale uważa, że sytuacja jest naganna. Wychodzimy i slyszymy od jednego z funkcjonariuszy: "Dziękujemy za rozrywkę!". Policjanci, ok. 30 rosłych chłopów, wyraźnie się świetnie bawi. Większą grupką odprowadzamy zszokowanego dziennikarza do szpitala przy Oczki - potrzebuje pomocy, no i potrzebna jest obdukcja. Po dwóch godzinach w poczekalni dowiadujemy się, że Szoltysik został zabrany na chirurgię szczękową, ponieważ lekarz ma podejrzenie, że - oprócz spuchniętej wargi, rozciętej brody - uszkodzona została czaszka i naruszony ząb. Wreszcie wychodzimy zopatrzonym Szołtysikiem i jedziemy na Żytnią. Na Żytniej policjanci przyjmują zgłoszenie Szołtysika i zeznanie świadka oraz skargę. Jest 23.W domu jestem po północy. Dziś rano dowiedziałam się, kim był ów niezidentyfikowany osobnik z długimi włosami - to... Piotr Gulczyński,prezes Fundacji Instytutu Lecha Wałęsy. Dziś w "Faktach" TVN, a zapewne i na Polsacie bedzie można zobaczyć materiały o całym wydarzeniu. Relacje w internecie: onet, interia, gazeta.pl, pardon Filmy na politycznych.pl: uderzenie i przeprosiny (...do kamery TVN)

7 komentarzy

avatar użytkownika Rzepka

1. Oto słowa kłamcy:

" Podniosłem rękę w stronę kamery, bo by mnie dziennikarz nią uderzył - wyjaśnia wczorajszy incydent w sądzie Piotr Gulczyński, prezes Instytutu Lecha Wałęsy. Jego zdaniem, niepotrzebnie robi się z tego aferę. " Jak można być tak bezczelnym...
avatar użytkownika Errata

2. tatarstan1

Jeden wielki skandal! sędzina powinna zareagować to po pierwsze ale ona jest z innego chowu,a o policji to szkoda slow! nalezalo zdjęcia ukazać tego poszkodowanego!

Errata

avatar użytkownika tatarstan1

3. > errata

Pluję sobie w brodę, że nie zdążyłam mu zrobić zdjęć... :/ zamieszanie było takie, że nie dałabym rady tą swoją małpą zrobić jakiegokolwiek zdjęcia.
********************************************************* "Nie zgadzam się z tobą, ale zawsze bronił będę twego prawa do posiadania własnego zdania" /-/ Voltaire KAŻDY NARÓD MA PRAWO DO NIEPODLEGŁOŚCI! To, że mam pogląd, nie znaczy, że mam rację.
avatar użytkownika Koteusz

4. Moja droga pani! To chyba jakieś nieporozumienie. :)

Bo Gulczyński twierdzi, że "Z mojej strony nie było żadnej agresji". Wydaje sie więc, że to kamerzysta sam siebie zaatakował. Pozostaje ustalić tylko: dlaczego? :) pozdr
Krzysztof Kotowski
avatar użytkownika Bernard

5. Kaczyński sam strzelał do siebie, kamerzysta przywalił sobie

w twarz. Taki ustrój.
avatar użytkownika basket

6. Sędzia, policja..

Sędzia, policja - butne,bezczelne zachowanie wynika z pewności siebie. Jesteśmy po "właściwej" stronie. Mogą nam skoczyć...To jest tylko przedłużenie PRL. Co na to Komendant Główny? Premier, minister Schetyna? Jest sprawą symboliczną, że do takich kompromitujących wydarzeń doszło na procesie udziałem Mędrca Europy, Noblisty, Rycerza Wolności. Zbliżają się huczne obchody przyznania mu nagrody! Pokoju! Miło jest być obywatelem państwa, które jest członkiem światłej UE z jej wysokimi standardami przestrzegania zasad demokracji. PO rządzi i jest ulubieńcem - prymusem w Unii, a jej szef mówi o sobie: jestem politykiem lubianym. Być może. Szkoda, że część Polaków wie dlaczego, i nie ma tu z czego być dumnym - przeciwnie....

basket

avatar użytkownika Rzepka

7. Zgadzam się z dydkiem

To było butne i bezczelne zachowanie. Ale pomijając sam atak na operatora, którego ocena nie pozostawia żadnych wątpliwości, mnie najbardziej szokuje brak reakcji policjantów. Widząc, co się stało powinni przynajmniej wylegitymować napastnika i spisać jego dane oraz osoby pokrzywdzonej, choć moim zdaniem czyn ten (napaść) kwalifikował się do zatrzymania sprawcy i doprowadzenia go na komisariat. Nikt nie wymagał od funkcjonariuszy, by rzucali od razu gościa na ziemię i zakuwali go w kajdanki - tak jak próbował to przejaskrawiać lub ironizować rzecznik policji. Ci policjanci nie podjęli interwencji i powinni być za to ukarani.To nie była jakaś tam pyskówka, czy przepychanka, to była fizyczna napaść na dziennikarza, na sali sądowej w obecności sędzi.