W Szkole Oficerow Pozarnictwa
Kiedys zdarzylo mi sie trafic do szkoly ksztalcacej oficerow pozarnictwa. Mial ona tradycje jeszcze przedwojenne. Do dzis miesci sie w tym samym budynku przy ul. Slowackiego na Zoliborzu w Warszawie. Trafilem tam w 1965 r., gdy nosila nazwe Szkoly Oficerow Pozarnictwa (1955-1971). Wczesniej miala nawe: Centralna Ofcerska Szkola Pozarnicza (1955-1955). Od 1 VIII 2023 r. jest to Akademia Pozarnicza, uczelnia techniczna z pelnymi prawami akademickimi.
W tamtych czasach kierowal nia plk. poz. mgr Krzysztof Smolarkiewicz. Podlegala Ministerstwu Spraw Wewnetrznych i starano sie ja bardzo upolityczniac. Przychodzili towarzysze "z ministerstwa" i budowali prestiz wznoszacej sie wowczas gwiazdy, Mieczyslawa Moczara. On juz wowczas przygotowywal "Marzec".
Dane mi bylo uczestniczyc w duzej akcji, jaka bylo obstawianie obchodow Millennium Polski Chrzescijanskiej w Czestochowie w 1966 r. My stanowilismy jeden z pierscieni. Nie wiem gdzie bylo KBW i milicja. Tak czy inaczej, nasza kompania wjechala noca wozami gasniczymi do jakiejs wsi. Malowniczo jak na filmie sensacyjnym. Ulokowali nas w remizie i chyba w szkole. Rankiem miejscowi zaczeli ostroznie do nas podchodzic jakby na zwiady. Oni poczatkowo mysleli, ze to Ruskie przyjechaly. Pozniej nawet zorganizowali dla nas tance. Ja staralem sie jak moglem i wygladalo na to, ze odnotuje sukces. Jednak w czasie odprowadzania miejscowej pieknosci do domu nie odpuscila na dobra ilosc centymetrow. Przez caly czas akcji nie wyjezdzalismy ze wsi.
Byla tez akcja z okazji centralnych dozynek na Stadionie Dziesieciolecia. My stanowilismy trzeci pierscien obstawy. Najblizej stadionu byla MO, od ktorej oddzielalo nas Ludowe Wojsko Polskie. Widzialem tylko sznur limuzyn, w jednej z nich jechal sam tow. "Wieslaw".
Trzecia akcja mogla sie odbyc, ale sie nie odbyla. Pewnego wieczoru zamelinowalem sie w ktorejs licznych sal specjalistycznych ze sprzetem i poczytywalem sobie historie pozytywizmu filozoficznego, bo juz w klasie maturalnej zajmowalem sie poczytywaniem podrecznikow logiki i ksiazek filozoficznych. Nagle weszlo ze dwudziestu wyraznie przestraszonych kolegow-podchorazych. Jak sie okazalo, zrobiono zebranie szkoly i kadra poinformowala, ze szkola uda sie na Starowke by obstawiac (nazywali to chronieniem) tlumy biorace udzial w uroczystym przenoszeniu obrazu Matki Boskiej, ktory wedrowal wowczas po Polsce. Na to wstal jeden z podchorazych i powiedzial, ze on nie pojdzie. Dolaczyli inni. Zbuntowanym powiedziano, ze ma isc do jakies sali i tam sporzadzic liste nazwisk. Koledzy chcieli mnie dopisac, ale sie nie zgodzilem, bo na polityce sie nie znalem i sie nia nie zajmowalem. Cale to zdarzenie dowoodzi, ze pomimo podleglosci szkoly MSW potencjal oporu zawsze byl. Apogeum nastapilo w dniu 25 XI 1981 r., kiedy to podchorazowie duza czesc kadry oglosila strajk. Niemal natychmiast w dniu 30 XI 1981 r. rozwiazano decyzja Rady Ministrow Wyzsza Oficerska Szkole Pozarnicza. W jej miejsce powolano Szkole Glowna Sluzby Pozarniczej. Krotko mowiac, twarz mozna zachowac nawet w "jaskini lwa".
Najlepsze w szkole byly czesto organizowane bale. Pewnie, ze do nas pasowaly pielegniarki i to one z nami tanczyly. Tanczac uslyszalem raz jak jeden z kolegow podchorazych opowiada z zapalem partnerce regulamin sprawiania jakiejs drabiny. Im to nie przeszkadzalo. Co energiczniejsze pary z tanca trafialy do piwnicy pod szkola. Ciemno tam bylo i ciasno, bo chetnych nie brakowalo. Ilez to malzenstw z tego wyszlo, a ile dzieci sie urodzilo!
Raz kolezkowie zrobili gruby blad. Mianowicie, wyslali zaproszenia nie tylko do szkol pielegniarskich, ale takze na uniwersytet. Nagle zaroilo sie od eleganckich dam, a my w mniejszosci. Alez sie wsciekly! Wszystkie wyszly solidarnie.
Musze wyznac, ze ja do tej szkoly nie pasowalem. Z calego rocznika mialem najlepsze swiadectwo maturalne, a testy fizyczne, jak wspinanie sie na linie na czas zdalem celujaco. Dwa tygodnie wczesniej wrocilem z obozu kadry narodowej juniorow w Cetniewie, gdzie w kadrze szkoleniowej byl nawet sam "Papa" Feliks Sztamm. Natomiast do szkoly najlepiej pasowali chlopcy, ktorzy sluzyli w Ochotniczej Strazy Pozarnej. To byli zapalency. Opowiadali bajeczne historie. Na przyklad, gdy gasili chaty w mazowieckich wsiach, to wybuchaly fajerwerki; chlopi od wojny trzymali schowana na strychach bron i amunicje. Wesolo bylo tez, gdy zapalency miast uzywac odchodzace od rozgaleznika ciensze weze gasnicze BG, wpadali do chat z grubymi WG i sciany nie wytrzymywaly masy wody.
Moje rozstanie ze szkola bylo nieuniknione. Nie moglem tak sobie powiedziec, ze rezygnuje. Na koniec powiedziano mi z zalem, ze zajalem miejsce kogos, kto by w szkole pozostal. Musialem symulowac nieuctwo. Trudno bylo, bo dawalem sobie dobrze rade np. z trudna mechanika (ach te ulubione kratownice i sily na nie dzialajace). Dalem tez popis znajomosci logiki. Otoz, pewnego dnia szefostwo szkoly oiglosilo podchorazym,zeby przygladneli sie podrecznikowi/regulaminoiwi obslugiwania drabin hakowych. Tak, to te, ktore stojac na parapecie II pietra zahacza sie o parapet III pietra; pewnie, ze bez zabezpieczenia. Rzecz pisal jakis pozarniczy filozof i trudno sie bylo zorientowac, ktora reka, w jakim momencie chwycic za co ("nastepnie ta reke"). Wprowadzilem mase poprawek roznych bledow logicznych, np. "idem per idem". "ignotum per ignotum". W rezultacie "poleglem" na bajecznych pytaniach, np. ze sportu, powiedzialem, ze w druzynie siatkowki gra 5 zawodnikow. W pompach, tez jakies bzdury. Mimo to, ktos z kadry zaproponowal mi, ze dadza mi szanse na poprawki. Odmowilem.
Ciekawe, ze dyskretnie wsparl mnie major, nazywany przez nas "Debilem". Byl to wysoki, starszy pan o siwych wlosach. Uwielbial lekcje wywchowawcze. Sadzal caly rocznik na trawie i jak ojciec tlumaczyl nam, ze ci, co nosza dlugie wlosy...itp. Podpadl rowniez dlatego, ze na apelach wieczornych czail sie za uchylonymi drzwiami by we wlasciwym momencie wkroczyc na plac i odebrac raport. A przeciez jest normalne, ze jak trwa ceremonial skladania raportow przez dowodcow plutonow do dowodcow kompanii i nastepnie dwodcow kompanii do dcy batalionu, to reprezentujacy komendanta szkoly major moze sobie stac na placu. Koniec, koncow, "Debil" powiedzial mi prywatnie na pozegnanie: "Dobrze pan zrobil".
Ze szkoly wyszedlem z "petem", czyli stopniem starszego strazaka , co nijak nie pomoglo mi pozniej w wojsku.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz