A więc śmierć
W swoimostatnim tekścieAleksander Ścios stawia diagnozę, że jeżeli PiS chce dotrzeć do ludzi z niezafałszowanym obrazem swojej partii oraz sytuacji w kraju, musi dysponować własnymi – przełamującymi monopol mainstreamu – środkami przekazu. W przeciwnym razie, zgodnie z tytułem „Media albo śmierć”, partię Jarosława Kaczyńskiego nie spotka nic dobrego. Autor swoją tezę uzasadnia tym, że największe ośrodki prasy, radia i telewizji są uczestnikiem jednostronnej gry politycznej mającej doprowadzić do marginalizacji, a wręcz wyeliminowania Prawa i Sprawiedliwości z życia publicznego. Uważa przy tym, że wszelkie próby przełamania tego schematu są bezsensowne i muszą zakończyć się niepowodzeniem.
Ja, jak przystało na mohera i zacofańca niepopierającego Rządu Miłości Donalda Mściwego, z powyższymi uwagami pana Ściosa w zupełności się zgadzam. Nie mam wątpliwości, że największe ośrodki medialne koncentrują się na uważnym patrzeniu na ręce opozycji a nie rządowi i wszelkie próby przerwania tego schematu kończą się niepowodzeniem. Nie wierzę też, że bez posiadania własnych mediów istnieje choć cień szansy by to zmienić.
Tutaj jednak dostrzegam pewien istotny szczegół, który Aleksander Ścios w swoim tekście chyba pominął. Chodzi mianowicie o to, że Platforma Obywatelska formalnie nie dysponuje żadnymi mediami. To, że część opinii publicznej jest głęboko przekonana (i w moim mniemaniu ma 100% racji), że opiniotwórczy mainstream popiera partię Tuska, nie powoduje, że są to oficjalnie środki przekazu z nim związane. Co więcej oczywiste jest, że sami zainteresowani wyprą się takich zależności natychmiast i praktycznie nie ma możliwości, żeby im je udowodnić.
Dlatego też postulowanie, by dla równowagi stworzyć własne media, w żaden sposób nie może rozwiązać problemu. Gdyby to się udało, otrzymalibyśmy „propisowskie tuby propagandowe”, które nie tylko nie miałyby szans konkurować z oficjalnie obiektywnymi stacjami radiowymi i telewizyjnymi czy gazetami, ale jeszcze – na zasadzie kontrastu – zwiększyłyby ich wiarygodność. Jedynym więc wyjściem byłoby przejęcie istniejących mediów lub powołanie zupełnie nowych, które identycznie i niewzruszenie tytułowałyby się „niezależnymi i obiektywnymi”, a de facto sprytnie uskuteczniałyby wspierająca PiS narrację. Jednym słowem konieczne byłoby robienie tego samego, tylko odwrotnie, w mniejszym lub większym natężeniu.
Pomijając więc moralny aspekt takiego „zrównoważenia” obecnego monopolu mainstreamu, jest to w tej chwili najzwyczajniej w świecie niemożliwe. By to osiągnąć, potrzebne byłoby w pierwszej kolejności odzyskanie publicznego radia i telewizji, a na to opozycja nie ma żadnych szans. Nagły odwrót prywatnych potentatów medialnych od partii rządzącej, wydaje się jeszcze mniej prawdopodobny.
Z której więc strony nie spojrzeć stworzenie „własnych, niezależnych od dyktatury mainstreamu mediów i plan przełamania monopolu informacyjnego” ma bardzo marne szanse zakończyć się powodzeniem. Jeżeli więc zgadzamy się ze stwierdzeniem pana Ściosa, że bez własnych, wpływowych mediów opozycję czeka „śmierć”, nie pozostaje nic innego, jak tylko zacząć szykować jej wieniec. Chciałbym się mylić, ale to raczej nie jest przesada.
Filed under: dywagacje, Internet, koalicje, lewica, media, polityka, Polska, społeczeństwo, ustroje
- dzierzba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Własne media
PiS owi nic nie dadzą. PO nie ma mediów jak zauważyłeś.
Dziś rano w trujce, dziennikarska zażyła pisiora tekstem: a trujka z jakiej jest partii? Ten zaczął się pultać, zapowietrzył, puścił gazy i odszedł - em (nie mogłem dalej słuchać).
Niejaki Michnik poświęcił 20 lat na budowanie wpływowej gazety. Zaczął od jakości i dystrybucji w urzędach. Praktycznie mając monopol może robić wszystko. Nie bez znaczenia jest fakt, że większość wypływających dziennikarzy ma GW-niane kąśnięcie: albo pracowali, stażowali, zostali niszczeni (to najlepsza opcja).
To co? Kaczyński chce rządzić za 20 lat?
Wracając do z jakiej partii jest trujka, wystarczyło poprosić o przesłuchanie (wspólne) programów, jakie emitowano w okresie przedwyborczym i nie pisze tu o reklamach wyborczych.
Józuś
2. dzierzba
Aleksander Ścios nie ukrywa, że jest orędownikiem rozpasania w dobrym tego słowa znaczeniu, bo przecież tam pisze, Gazety Polskiej, a nie ND czy TRWAM.
Nie ma się więc co dziwić gdy nawołuje do utworzenia niezależnego od mainstreamu bloku informacyjnego upatrując remedium na AGORĘ, GP, co sprowadza się do itd.
Jest po prostu AŚ znakomitym przykładem dobrej roboty.
Uczyć się od Niego to zaszczyt ale bez przesady.
Kiedyś podobne emocje wywoływał (już nie pamiętam nazwiska) chyba gościu na literę "W", naczelny GP, co na czworakach jak robaczek wylądował u Szechtera [nie budzić nieboszczyków].
A w ogóle, to nie są sprzeczne postulaty budowy własnego mainstreamu i wykorzystywania do suchej nitki tego co jest.
Ale, no tak.
Pan Aleksander bowiem wyklucza występy pisowców w merdiach, ale jak słyszę, od poniedziałku zaczyna wykłady dla dupków z PiS-u występujacych u stokrotków.
I wszyscy będziemy zadowoleni. Przyjemnie będzie popatrzeć.
Pozdrawiam.