23 października 1956 roku doszło do wybuchu rewolucji węgierskiej, jednego z najważniejszych momentów we współczesnej historii Węgier. Dziś przypada pięćdziesiąta piąta rocznica tego wydarzenia.
Rewolucja węgierska 1956 roku była protestem dużej części węgierskiego społeczeństwa przeciwko złej sytuacji gospodarczej kraju oraz przeciwko opresyjnej polityce prowadzonej przez ostatnią dekadę przez Mátyása Rákosiego, wszechwładnego sekretarza generalnego Węgierskiej Partii Pracujących, najlepszego ucznia Stalina, jak zwykł sam siebie nazywać. Studenci budapeszteńskiej politechniki oraz wielu innych budapeszteńczyków, którzy przyłączyli się do nich 23 października pod pomnikiem generała Józefa Bema, domagali się zmian w kraju (wycofanie wojsk radzieckich, wolne wybory, powołanie na urząd premiera Imre Nagya, reorganizacja gospodarki, niezawisłość sądów, zniesienie cenzury...), licząc na to, że będzie możliwa powtórka scenariusza z Polski, gdzie w tym samym okresie doszło do zmiany na szczytach władzy – pierwszym sekretarzem KC PZPR został, wówczas uważany za reformatora, Władysław Gomułka. Liczono, że manifestacja wywrze na władzy presję i skłoni ją do ustępstw oraz że, z uwagi na jej masowy charakter, nie dojdzie do użycia siły, jak miało to miejsce w czerwcu w Poznaniu. Jednakże kiedy manifestanci przeszli pod budynek radia, domagając się, by ich żądania zostały odczytane na falach, otworzyli do nich ogień funkcjonariusze służby bezpieczeństwa AVH – tzw. awosze. Wówczas padły pierwsze ofiary powstania 1956 roku. Tego samego dnia budapeszteńczycy powalili pomnik Stalina na Placu Bohaterów (Hősök tere). Na zdecydowaną reakcję władz nie trzeba było długo czekać. Już następnego dnia do miasta wjechały radzieckie czołgi, a 25 października pod gmachem parlamentu awosze zabili około 200 osób. Tego też dnia na Węgry przybyli Antanas Mikojan i Michaił Susłow, członkowie ścisłego kierownictwa biura politycznego WKP(b), a od władzy odsunięty został następca Rákosiego, Ernő Gerő. Zastąpiono go Jánosem Kádárem, który miał podobno poprosić ZSRR o pomoc. Tymczasem powołany na urząd premiera 24 października Imre Nagy rozpoczął kompletowanie swojego gabinetu, wprowadzając doń polityków z rozwiązanych lub zdelegalizowanych ugrupowań, Partii Socjaldemokratycznej czy Niezależnej Partii Drobnych Rolników. Dodać należy, że na stronę powstańców przeszła część wojska i milicji. W związku z niepewną sytuacją i brakiem decyzji z Moskwy, radzieckie wojska tymczasowo wycofały się ze stolicy, będącej głównym rozsadnikiem rewolucji. Na prowincji także doszło do rozruchów, ale na mniejszą skalę. 28 października nowy rząd rozwiązał znienawidzone AVH, a 30 października rozwiązano Węgierską Partię Pracujących (partię komunistyczną), zastępując ją Węgierską Socjalistyczną Partią Robotniczą, w założeniu mniej doktrynerską niż jej poprzedniczka. Z kolei 1 listopada Imre Nagy ogłosił wystąpienie Węgier z Układu Warszawskiego oraz neutralność państwa, zwracając się do ONZ o rozpatrzenie tego wniosku poza kolejnością. Decydenci Zachodu byli jednak wówczas zaangażowaniu w kryzys sueski, co pozwoliło Moskwie swobodnie rozprawić się ze zrewoltowanymi Węgrami. Po rozmowach prowadzonych między 1 a 3 listopada z innymi przywódcami bloku wschodniego, 4 listopada Nikita Chruszczow wydał rozkaz o stłumieniu powstania węgierskiego siłą. Tego samego dnia ogłoszono powołanie w położonym na wschód od Budapesztu miasteczku Szolnok powstanie Rewolucyjnego Rządu Robotniczo-Chłopskiego, na czele z Kádárem. W związku z ponownym wejściem do stolicy wojsk radzieckich, premier Nagy i jego gabinet oraz pozostali współpracownicy schronili się w ambasadzie Jugosławii, wówczas pozostającej w bardzo chłodnych relacjach z Moskwą. W Budapeszcie powstańcy walczący pod czerwono-biało-zielonym sztandarem z wyciętym kołem pośrodku (były to flagi Węgier z wyciętym komunistycznym godłem – stały się one jednym z symboli rewolucji) złożyli broń 11 listopada, a na prowincji walki trwały do połowy drugiej dekady października. 21 listopada Imre Nagy i jego współpracownicy opuścili ambasadę Jugosławii, mając nadzieję, że słowa Kádára, który zapewnił, że będą oni bezpieczni, nie były rzucane na wiatr. Jednakże niezwłocznie po opuszczeniu terenu placówki, na oczach jugosłowiańskich dyplomatów, gabinet Nagya został aresztowany i wywieziony do Rumunii. Bezpośrednio po zdławieniu rewolucji rozpoczęto ponowne „przykręcanie śruby” oraz masowe prześladowanie uczestników wydarzeń z przełomu października i listopada, w wyniku których ponad 200 000 osób wyemigrowało z kraju (głównie do Austrii), 40 000 trafiło do więzień i obozów pracy, 10 000 objęły przesiedlenia, a na ponad 400 wykonano wyroki śmierci. Wśród nich był Nagy i część jego najbliższych współpracowników. Wyrok na byłym premierze wykonano 16 czerwca 1958 roku.
Należy wspomnieć o sympatii i wsparciu, jakiego Węgrom udzieliło społeczeństwo polskie. W wielu polskich miastach zorganizowano zbiórki krwi, leków i żywności, które trafiły na Węgry i pozwoliły uratować zdrowie i życie niejednego uczestnika październikowo-listopadowych wydarzeń.
Imre Nagy, minister rolnictwa i przewodniczący Rady Narodowej w okresie rządów Rákosiego, przedstawiciel reformatorskiego skrzydła Węgierskiej Partii Pracujących, stał się jednym z symboli rewolucji 1956 roku. Jego powtórny, przeprowadzony z honorami państwowymi pogrzeb, który odbył się w czerwcu 1989 roku, po jego rehabilitacji przez władze, przerodził się w wielotysięczną manifestację dezaprobaty dla komunistów. Jednakże Nagy nie jest jedynym symbolem rewolucji 1956 roku. Do osób, które urosły do rangi symboli tych wydarzeń, zaliczyć należy również Ilonę Tóth i Pétera Mansfelda. Tóth, młoda lekarka, udzielała powstańcom pomocy medycznej i kolportowała ulotki nawołujące do walki z okupantem. Po upadku powstania została fałszywie oskarżona o doprowadzenie do śmierci rannego awosza i skazana na śmierć. Wyrok na dwudziestoczteroletniej kobiecie wykonano w czerwcu 1957 roku. Z kolei w marcu 1959 roku stracono Pétera Mansfelda, wówczas osiemnastolatka, który wziął czynny udział w powstaniu, a po jego zakończeniu gromadził broń, chcąc uwolnić aresztowanego przez władze szwagra. Został jednak aresztowany i uwięziony, by ostatecznie trafić w ręce kata. Wspomnieć należy również Istvána Bibó, jedynego ministra w rządzie Nagya, który po radzieckim ataku na Budapeszt 4 listopada nie schronił się w ambasadzie Jugosławii, tylko pozostał w gmachu parlamentu, gdzie oczekując na aresztowanie napisał odezwę „Za wolność i prawdę”.
Źródło: J.Kochanowski, Węgry, wyd. Trio, Warszawa, 1997 / eu2011.hu / Wikipedia
michal
http://wyszehrad.com.salon24.pl/356955,55-rocznica-rewolucji-wegierskiej-1956-roku
2 komentarze
1. Ja tylko dotrzymuję słowa Z
Ja tylko dotrzymuję słowa
Z Marią Wittner, uczestniczką antykomunistycznego powstania węgierskiego z 1956 roku, skazaną na karę śmierci, przetrzymywaną 12 lat w komunistycznym więzieniu, rozmawia Agnieszka Żurek.
Bohaterem pokazanego 20 października w Warszawie filmu "Zbrodnia bez kary" jest Bela Biszku, komunistyczny zbrodniarz odpowiedzialny za krwawe represje po powstaniu węgierskim z 1956 roku. Film ten napotkał na Węgrzech trudności w momencie projekcji, mimo że był to już rok 2010, a zatem długo po upadku reżimu komunistycznego.
- Tak, rodzina Beli Biszku zagroziła, że wytoczy proces dyrekcji kina, w którym miała się odbyć premiera tego filmu. Odbyła się ona zatem w ogródku jednej z restauracji w Budapeszcie. Uczestniczyły w niej tysiące osób. W końcu film trafił także do kin. Przebijamy się zatem z naszym głosem większości. Tę walkę należy kontynuować.
Za udział w antykomunistycznym powstaniu na Węgrzech w 1956 roku została Pani skazana na karę śmierci. Na jakiej podstawie?
- Za "zbrojne organizowanie się przeciwko władzy ludowej". Za nieudowodnione mi nigdy: "wielokrotne zabójstwa", "próby zabójstwa", "grupowe rabunki", oraz za "bycie dysydentem".
W komunistycznym więzieniu spędziła Pani 12 lat. Co było najtrudniejszym doświadczeniem tamtego okresu?
- Przebywanie w celach przedegzekucyjnych i zabieranie z cel moich towarzyszek - po to, żeby je powiesić. Tego nigdy nie zapomnę. I nawet nie chcę tego zapomnieć.
A co było według Pani najgorsze w samym systemie komunistycznym?
- Kłamstwo. Przeszłam wiele załamań nerwowych - z tego właśnie powodu, że musiałam tłumić swoje myśli. W czasie węgierskiego powstania zostałam także ranna - odłamek granatu utkwił mi w kręgosłupie. Bardzo długo myślano, że udaję. Dopiero prześwietlenie wykazało, że mówię prawdę. Przeszłam operację kręgosłupa i Bogu dziękuję za to, że trafiłam na wspaniałego lekarza - w innym wypadku najprawdopodobniej byłabym sparaliżowana.
Czy ktokolwiek na Węgrzech odpowiedział prawnie za zbrodnie systemu komunistycznego?
- System komunistyczny na Węgrzech żyje i kwitnie. Komunistyczni zbrodniarze niczego nie żałują. Warunkiem wybaczenia jest żal za grzechy. A skoro niczego nie żałują, to na jakiej podstawie mielibyśmy im cokolwiek wybaczać?
Komunistów nie udało się rozliczyć nawet rządowi Viktora Orbána?
- Viktor Orbán to polityk wielkiego formatu. Dojrzał jako premier. Cokolwiek jednak robi, jest ogromnie atakowany przez ludzi reprezentujących starą nomenklaturę. Ci ludzie wszystko to, co zepsuli przez osiem lat rządów postkomunistów, usiłują przypisać teraz Orbánowi. A przecież nikt nie jest w stanie dokonać cudów. Nasz kraj został ogromnie ograbiony i trzeba wielkiej pracy i determinacji, abyśmy my, jako Węgrzy, przetrwali. Tu chodzi o naszą przyszłość, o przyszłość naszych dzieci i wnuków. Kiedy Viktor Orbán wygrał wybory, Węgrzy poczuli, że nareszcie mogą odetchnąć. Pomyślałam wtedy, że jeśli ten rząd będzie stał na czele naszego kraju przez dłuższy czas, to społeczeństwu w końcu uda się naprawdę ostatecznie zrzucić kajdany i rozkwitnąć. Rząd Orbána pracuje dobrze, chce przekształcić całą strukturę społeczną. Tego, co działo się na Węgrzech w ostatnich latach, nie da się ująć w kategoriach zdrowego funkcjonowania społeczeństwa. W 2001 roku doszło w naszym kraju do wielkiego oszustwa. Komuniści wrócili wtedy do władzy jako kapitaliści. W istocie jednak zmienili jedynie nazwę. Ich rządy oznaczały koniec Węgier. Jeśli trwałyby jeszcze kolejne cztery lata, można by było postawić na granicy naszego państwa tabliczkę z napisem "Węgry sprzedano".
Jak ocenia Pani węgierskie media? Czy rzetelnie relacjonują rzeczywistość?
- Większość środków masowego przekazu nadal kłamie. Są jednak także ludzie o czystym spojrzeniu i czystych myślach. Mam nadzieję, że uda im się przebić. Dziennikarzy obowiązuje tylko jedna zasada: nie kłam.
Jaką rolę w przemianach ostatnich lat odegrała ogłoszona przez węgierski Episkopat krucjata różańcowa w intencji narodu?
- To jest bardzo ważne. Nic innego nie uratuje kraju. Przez 50 lat komuniści pozbawiali ludzi wiary. Zbudowali społeczeństwo bez kręgosłupa. Ars poetica Jánosa Kádára brzmiała: "Niech lepiej kradną, ale niech się nie bawią w politykę". I takie właśnie stało się nasze społeczeństwo - bezwolne zarówno w wymiarze moralnym, jak i gospodarczym. Tymczasem bez moralnej rewolucji nie można przecież zbudować także gospodarki. Wiara i moralność są zatem podstawą wszystkiego. Tego komuniści nie są w stanie przeżyć.
W swoim wystąpieniu wspomniała Pani o błogosławionym księdzu Jerzym Popiełuszce jako o postaci dla Pani szczególnej. Kiedy dowiedziała się Pani o ks. Jerzym i o roli, jaką odegrał w czasach komunistycznego zniewolenia Polski?
- Nie poznałam go niestety za jego życia, o jego działalności dowiedziałam się już po tym, jak został zamordowany. Odwiedziłam kościół św. Stanisława Kostki w Warszawie. Poruszyło mnie to do głębi. Kiedy patrzyłam na jego twarz, jego oczy, widziałam w nich cały jego los. Myślę, że losy Polski i Węgier są bardzo podobne. Powiedzenie "Polak, Węgier - dwa bratanki" nie powstało przypadkiem. Rewolucja roku 1956 także zaczęła się od tego, że chcieliśmy wyrazić solidarność z naszymi braćmi, Polakami. Z kolei w 1989 roku obserwowaliśmy uważnie odrodzenie "Solidarności" w Polsce.
Co oznaczał rok 1989 dla Węgrów?
- Był to moment, kiedy mogliśmy wreszcie pochować naszych zmarłych. Wiedziałam, że moja koleżanka z celi nie ma nikogo, kto mógłby ją pochować. Ja to więc zrobiłam. Na pierwsze obchody rocznicy 23 października [początek powstania węgierskiego 1956 r.], na które zezwolono, przemawiało nas przed Parlamentem w Budapeszcie pięcioro. Moi przyjaciele prosili mnie, żebym tam nie szła, bo mnie zabiją. Ja jednak odparłam, że muszę tam być i zabrać głos - w imieniu ofiar - poległych, i tych, którzy musieli uciekać za granicę. Okazało się, że moi przyjaciele mieli rację, gdy mnie ostrzegali. Straż robotnicza została rozbrojona w ostatniej chwili. Była przygotowana do interwencji, uzbrojona. Od tego czasu nie mogę przestać mówić o tym, co się stało w roku 1956 i później. Przysięgłam to wówczas i to się nie zmieni. Ja tylko dotrzymuję słowa.
Czy wiedza na temat roku 1956 jest rzetelnie przekazywana w węgierskich szkołach?
- Na przestrzeni ostatnich ośmiu lat mieliśmy do czynienia z takimi szkołami i nauczycielami - komunistami, którzy w ogóle nie uczyli o roku 1956 bądź też wręcz stosowali w swoimi nauczaniu retorykę komunistyczną, mówiąc, że węgierskie powstanie było w istocie kontrrewolucją. Dlatego też często zdarza się, że jeśli zapyta się młodego człowieka na Węgrzech, odpowie on, żując gumę: "Pięćdziesiąty szósty? Nie mam zielonego pojęcia".
Czy to się teraz zmienia?
- Tak, ale powoli. Trzeba jednak zbudować nowe Węgry, uświadamiać naszą młodzież, o co chodziło w roku 1956. A chodziło o kwestię życia lub śmierci. Edukacja jest ogromnie ważna. Sama odwiedzam wiele szkół i opowiadam o roku 1956. W rocznicę wybuchu powstania, w poniedziałek, 24 października, odwiedzę cztery miejsca. Pan Bóg właśnie dlatego zachował mnie przy życiu, że dał mi takie zadanie. A jeśli Bóg daje do wypełnienia zadanie, daje także siłę.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111024&typ=my&id=my03.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Skąd my to znamy ?
U nas jest podobnie, tyle, że na Węgrzech rządzi mądry polityk, patriota Viktor Orbán. Swa prace magisterska pisał w oparciu o polskie doświadczenia.
Węgry nam pomagały w czasie wojny polsko bolszewickiej, przekazując olbrzymie iloci broni.
W czasie II Wojny Światowej, Węgrzy nie wyrazili zgody na przemarsz wojsk niemieckich by uderzyć od południa na Polskę.
Jedyna drogę Węgrzy wysadzili w powietrze.
W poznaniu zbierano krew, lekarstwa dla braci Węgrów w 1956 roku.
Jeszcze jeno, kiedy bolszewicy byli w pobliżu Warszawy, nuncjusz Wegierski i Watykanu zostali w Warszawie
Ukłony moje najniższe
Polak Węgier dwa bratanki
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz