Na mnie nie czekają już żadne drzwi.
...Bezdomność duszy, jest najcięższym przypadkiem samotności...
Źródło - ~anja341
Coraz chłodniej, nie tylko w sercu. Już myślałem, że będzie jak kiedyś „Złota Polska Jesień”. Noce pod kołdrą z gwiazd i poranki z pogaduchami ptaszków. I ludzie jakby „pogodniejsi”, chłonący ostatnie promyki, by na zimę zapasy zgromadzić. Gdy jedni już się widzą na ośnieżonych stokach, niekoniecznie na nartach, a inni trzęsą z zimna ma samą myśl o „Porze Bałwanów”. Jako nie w ciemię bity wiosną i latem poczyniłem odpowiednie przygotowania na przywitanie siarczystych mrozów. Ma być opał, zaplecze finansowe i lektura na długie zimowe wieczory. Co prawda na samą myśl o czytaniu tego co nam teraz serwuje prasa bierze mnie na wymioty, choć żołądek mam mocny, to jednak czytać, słuchać i patrzeć należy. Telewizję oglądam z rzadka, nie mam i nie spodziewam się w najbliższym czasie, nawet na Gwiazdkę, prezentu w postaci telewizora. Ani żadnych innych prezentów. Taki już urok mojego wyboru. Z racji tegoż wyboru, jak mało kto mam rozsądny dystans do tego co innym wydaje się rzeczywistością. Dla mnie najdelikatniej mówiąc farsą, czy też kpiną z nas wszystkich.
Moja perspektywa ma tyle samo wad co zalet. Jestem zależny tylko od kaprysów pogody i potrzeb mojego brzucha. Pogodę przyjmuję z pokorą i nie walczą z nią parasolem. A brzuch, cóż ? w pewnym momencie staje się coraz mniej wybredny. I tylko wspomnienia złośliwie przywołują zalety domowych obiadków. Nawet jak mi kiszki marsza grają to staram się nimi dyrygować, a czasem brzmi to nieźle. Nie mogę narzekać, wolny jestem. Ja stanę, to stoję. Nogi się nie wyrywają w pośpiechu. Siedzę też jakoś inaczej, tak nieśpiesznie. A gdy się już położę, to nie masz takiej siły, by mnie podniosła. Bo i po co. Świat się nie zawali gdy mnie zabraknie. Czas płynie jakby obok i gdyby nie siwe włosy, to pewnie bym się nie starzał. Kolana jak skrzypią można wszakże wymienić. Czas ? To dopiero Pan i Władca. Batem śmiga, a poddani gorączkowo biegają w te i nazad. A na mnie już żadne drzwi nie czekają.
Przypomniała mi się pewna scenka. Przechodzień zagadnął drugiego o godzinę. Zamiast popatrzeć na przegub dłoni zaczął gorączkowo grzebać po kieszeniach. Myślę, jest pięknie. Wyciągnie kieszonkowy z dewizką, choć marynarki, ani też kamizelki nie miał na sobie. A tu w dłoni pojawia się komórka, a z ust płynie komunikat, niczym z Polskiego Radia - jest godzina 13.45. Nogi mi się ugięły, pomyślałem bowiem, iż skoro zegarki umarły, to i mnie już nie ma. Celem podratowania zdrowia obróciłem głowę i spojrzałem na ratusz. On tam był, zegar i życie mi uratował. O tej pory nawet jak czegoś nie widzę, nie pojmują lub nie rozumiem, nie biorę tego na poważnie. Przecież jak świat się skończy, to ani tego nie zauważę i nie poznam, ani też nikt mi tego nie ogłosi. Po tak traumatycznym doświadczeniu nie pozostało mi nic innego jak uleczyć duszę kuflem piwa, ostania szansa w plenerze. Nabyłem zatem drogą kupna odpowiednią do stresu ilość bursztynowej maści i udałem się na Wiślane Bulwary. Może nad morzem, może w górach jest piękniej. Klimatyczniej jest jednak nad Wisłą. Szachiści toczą boje godne imperatorów. Cykliści lawirują jak nie przymierzając politycy wśród spacerowiczów. Matki z dziećmi w wózkach lub przy piersi dopełniają krajobraz.
A ja myk w zarośla, byleby nie przeszkadzać młodzieży całuśnej i wlewam w serce spokój łykami piwa. Słoneczko grzeje, chyli się ku zachodowi jaki i ja. Pogryzam trawką, może pies nie obsikał i wspierając głowę o przyjazne konary wracam do przeszłości. Nie czynię tego zbyt chętnie, jest to jednak silniejsze niż ból. Jak w kalejdoskopie wracają do mnie… Jej uśmiech, splecone dłonie i przytulanki. Odgarniam kosmyk włosów by utonąć w jej oczach. Słone łzy. Chichoty pod kołdrą by dzieci nie zbudzić. W drzwiach przelotny całus. Smak jej zupy pomidorowej, gołąbków i sernika, nie wiedeńskiego. Jej sernika, dla mnie. W kinie, na spacerze i na plaży. W deszczu i słońcu. Ciało Boginki i Matki. Spogląda na mnie, tak jak dawniej. Wyciągam dłoń ku jej dłoni. I choć nie mogę jej sięgnąć, czuję jej ciepło, aksamitny dotyk. Opuszkami palców muskam jej włosy. Tak by ich nie dotykając, czuć ją całym mną.
Wstawaj !, nie masz gdzie spać ? Tylko tyle i aż tyle ma mi do powiedzenia strażnik miejski.
To już tyle lat gdy budzę się bez Ciebie. Gdy zasypiam z Twoją ręką na sercu. Na łyżeczkę. Ostatni raz gdy Cię widziałem uciekłem. Przed życiem, przed Tobą. Przed smutkiem, płaczem i lękiem. Nie wiedziałem, że jestem taki słaby. Nic stało się nic. Koniec Świata mam za sobą. I tylko ci ludzie, są wszędzie. A ja ich nie widzę. Nie widzę miłości. Odeszła z Tobą. Moim sakrum jest Twój kubek z poranną kawą. Zagotować wodę, poczekać chwilę, zalać czubatą łyżeczkę mieszając by się fuzle nie zrobiły. I na koniec pod brzeg mleka. Spoglądasz na mnie codziennie znad niego trzymając go w obu dłoniach. A ja to, a ja tamto. A ty się uśmiechasz i między jednym, a drugim łykiem mówisz - Miłość nie umiera Kochanie. Były dni gdy przeklinałem te słowa. Rozliczałem z nich Boga. Nie było Ciebie, nie było mnie, nie było naszych chwil i wieczności, którą żyliśmy. Między Piekłem, a Niebem tułałem się w poszukiwaniu gniewu i ukojenia. Czas stanął. Ból nie. Bolała Wiosna i Lato. Jesień. Zimą chroniłem się w naszej Altanie. Gdy przekwitły kwiaty i zmarzły nasze winorośle łatwiej było. Nie odczaruję jutra, nie przeklnę losu. Bo cóż to zmieni. Pragnę zasnąć. Jest coraz chłodniej, jest zimno bez Ciebie. Bez Nas...
Drzwi nie domknąłem...
Wejdź proszę.
A teraz z innej beczki.
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. Może drzwi nie, ale brama tak.
Bardzo wzruszyłem sie czytając Twoją opowieść. Mino, że Ona jest obok mnie, to jest tylko obok, prawie nigdy zemną. Wszystko, co było od zarania moim motorem, moim sensem jedno po drugim przemija. Sport, turystyka odeszły pierwsze, bo trzeba było się zająć zabezpieczeniem bytu sobie i moich bliskich. intensywny wysiłek i przypadłości zdrowotne wtedy, kiedy czasu było nieco więcej zrobiły swoje i zabrały mi te moje ulubione z młodości hobby i przyjemności.
Za alkoholem nigdy nie przepadałem, lecz za kołnierz też nie wylewałem. Dzisiaj nawet piwko nie robi mi zawsze dobrze. Są dni, kiedy po wypiciu jednego z soczkiem czuje się wspaniale, ale innym razem nie wychodzi mi na zdrowie.
2. Może drzwi nie, ale brama tak.
Bardzo wzruszyłem sie czytając Twoją opowieść. Mino, że Ona jest obok mnie, to jest tylko obok, prawie nigdy zemną. Wszystko, co było od zarania moim motorem, moim sensem jedno po drugim przemija. Sport, turystyka odeszły pierwsze, bo trzeba było się zająć zabezpieczeniem bytu sobie i moich bliskich. intensywny wysiłek i przypadłości zdrowotne wtedy, kiedy czasu było nieco więcej zrobiły swoje i zabrały mi te moje ulubione z młodości hobby i przyjemności.
Za alkoholem nigdy nie przepadałem, lecz za kołnierz też nie wylewałem. Dzisiaj nawet piwko nie robi mi zawsze dobrze. Są dni, kiedy po wypiciu jednego z soczkiem czuje się wspaniale, ale innym razem nie wychodzi mi na zdrowie.
3. Bez Nas...
4. Berecik
Witaj,
dziękuję za komentarz. Podobnie jak Ty nie robię już wielu rzeczy, takich dla siebie. Proza życia je zabrała. A ze zdrowiem też różnie bywa. Każdy z nas ma swoje piekiełko i tylko szkoda, że nie zawsze mamy na to wpływ.
Pozdrawiam Serdecznie
JWP
5. Joanaa
Witaj,
dziękuję za dedykacje.
Stare Dobre Małżeństwo to jeden z ulubionych zespołów mojej Żony.
Pozdrawiam
JWP
6. Mother Night
Milego Przebudzenia :*