Zapomnieni bohaterowie Powstania Warszawskiego

avatar użytkownika witas

 

Ze wspominanych walk Powstania Warszawskiego rzadko pisze się o heroicznych bojach żołnierzy 3.dywizji piechoty WP na Przyczółku Czerniakowskim. Były jednymi z najbardziej zaciętych i najkrwawszych zmagań bitwy o Warszawę’44.  Powód jest smutny – nikomu nie byli i nie są do dziś potrzebni.

Ich poświęcenie i ofiara było daremne. Miało być. Temat desantu oddziałów 3.DP 1.armii LWP niestety pozostaje niewyjaśniony do dziś. Najprawdopodobniej miała to być typowa sowiecka „pokazucha”, skierowana do dwóch adresatów: opinii publicznej oraz żołnierzy polskich armii Berlinga – „pomogliśmy, zrobiliśmy wszystko co było możliwe, ale wróg był silniejszy”. Również, aby położyć kres wzrastającemu i u „berlingowców” oburzeniu, że LWP i Armia Czerwona nie dopomaga walczącej Warszawie. Krwawy teatr.
       A przecież zamilczanie, zapominanie o tak wspaniałej postawie Polskiego żołnierza, mniejsza o to z jakiej armii, przez kogo dowodzonej, ale godnej postawie wykazanej w polskiej stolicy i w celu wspólnym dla wszystkich Polaków i innych porządnych ludzi jest niesłuszne, niesprawiedliwe, podłe.
      Wspólne walki żołnierzy LWP i czerniakowskiej AK rozpoczęły się tragicznie – zginął ukochany dowódca wyborowej kompani „Rudy” porucznik Andrzej Romocki "Morro".
     W nocy na 16.09 nastąpiła pierwsza poważna przeprawa. Do 4-ej rano wysłano 300 żołnierzy 1.batalionu pod dowództwem szefa sztabu 9.pułku majorem Latyszonkiem.
Tego ranka pierwsze czyny heroiczne – poległ zastępca dowódcy chorąży Marian Solarski, ratując ciężko ranną łączniczkę ktp. Motyla (o nim później). Żołnierze 3.dywizji znaleźli się od razu w ciężkim boju, zanim zdążyli adoptować się do nowych ekstremalnych warunków. Podkreślić należy, że większość nie miała doświadczenia bojowego, niedokładnie, na chybcika przeszkolona, była pierwszy raz w dużym mieście… Na wysokie straty wśród nich nie trzeba było długo czekać.
"Na półpiętrze spotykam się z Danusią, która stoi oparta o poręcz i trzyma w ręku jakąś książkę spoglądając na mnie swymi smutnymi oczami.
- Co się stało, Danusiu?
- Nic specjalnego. Wiesz - dodaje po chwili, siląc się na uśmiech - bardzo się boję o Wandę. Wyobraź sobie, iż przed chwilą usiadła tutaj na schodach odpocząć trochę i wzięła do reki znalezioną gdzieś tę książkę. To wybór poezji Staffa. Otworzyła na chybił trafił i przeczytała tytuł wiersza - "Trupie miasto". Zamknęła, znów otworzyła i... wiersz "Cmentarz". Po chwili powtórzyła to parokrotnie i znów ytafiła na wiersze o podobnych tytułach. Opowiadając mi o tym, była bardzo przejęta i powiedziała, że przeczuwa coś niedobrego, że to dla niej zły znak. Na pewno zginie albo będzie ranna.
- Danusiu, uspokój najpierw siebie, bo sama jesteś tym najbardziej przejęta, a potem powiedz Wandzi, że niewiele czytałem Staffa, ale myślę, że to tomik o wyjątkowo żałobnej tematyce.
Danusia patrzyła na mnie bez przekonania. Ona wszystko przeżywa głębiej aniżeli my wszyscy. Często też przeżywała i za nas. W tej chwili schodzi ze schodów Tomek i Danusia powtarza mu tę samą historię z Wandzią. (...)
Od str. Zagórnej, gdzie gęsto padają strzały, zbliża się młody żołnierz z pepeszą w ręku. Podchodzi spokojnie do skraju podwórza, nie wiedząc, że znajduje się ono pod obstrzałem. Stojący oficerowie machają rękami, dając znak, aby nie przechodził tędy. Chłopiec idzie dalej nie zwracając na to najmniejszej uwagi, i podchodzi do muru. W tej chwili pada długa seria. Od Czerniakowskiej.
- Dajcie jakiś sznur, rzucimy mu i w ten sposób wyciągniemy go spod ognia! – krzyczy Śnica.
Spoglądam na dół. Pod niewielkim murem leży w kałuży krwi żołnierz. Widzę jak pociski dziurawią jego mundur. (…)
Oficerowie bezradnie patrzą na słabnącego z upływu krwi żołnierza. Ktoś rzuca granat dymny - wzmaga to natężenie niemieckiego ostrzału, Pociski kaleczą ziemię wokół rannego. Niemiecki celowniczy coraz dokładniej przenosi ogień. Los rannego zdaje się być przesądzony...
Przed grupą stojących oficerów zjawia się nagle Wandzia.
- Panie kapitanie - zwraca się do Motyla - ja podam mu tę linę.
Nie czekając na zgodę, chwyta koniec grubej liny i skacze pod mur. W pół sekundy za nią biegnie długa, świetlna seria elkaemu. To już drugi elkaem ostrzeliwuje nasze podwórze.
Porucznik Śnica, zorientowawszy się, o co chodzi, krzyczy do niej:
- Wanda, zawracaj z powrotem! Wanda, co ty robisz, przecież to pewna śmierć!...
Lecz w tej chwili Wanda szykuje się do decydującego kroku - do rannego. Stoi z zaciśniętymi ustami, oparta rękoma o mur, i czeka na dogodny moment. Wreszcie zrywa się naprzód. Długi skok do bramy, w której leży pod ogniem ranny żołnierz 3 dywizji. Już dopada rannego, jeszcze trzy metry... jeszcze tylko metr... W tej chwili na podwórzu zagrzmiały długie serie z obu naraz niemieckich elkaemów. Widzieliśmy dokładnie, jak jasne ognie wciskają się w plecy Wandzi, która wygięła się ku tyłowi i pada martwa u stóp rannego żołnierza...
Żołnierz chwycił koniec liny i po chwili sanitariuszki bandażowały jego rany.
Na podwórzu zapanował spokój. Oficerowie rozeszli się do swoich oddziałów.
W bramie wychodzącej na podwórze stało kilku kolegów, patrząc w milczeniu na garaż, pod którymspoczywało martwe ciało Wandzi w staromiejskiej panterce.
Podchodząc do nich wyczułem na sobie czyjś wzrok. Za mną stała Danusia. Z jej jasnych, dużych oczu spływały łzy...
(„Pamiętnik żołnierzy baonu „Zośka” – relacja „Boruty” Witolda Sikorskiego )
 
Berlingowcy naprawdę bohatersko i z prawdziwą,  wręcz zbyteczną pogardą śmierci walczyli na Czerniakowie. Oto kilka kadrów z ich tygodnia na lewym brzegu Wisły:
   17.IX grupa majora Latyszonka odparła 8 niemieckich ataków wspartych czołgami. Pochwycono 5 jeńców z 501.batalionu saperów. Wieczorem dokonała szturmu na dom przy Idźkowskiego 5/7 – pluton sierżanta Popławskiego wraz z plutonem AK przedostał się po dachach z domu Idźkowskiego 3. Zginął por. Sachnowski, dowódca 7.kompanii, mimo to dom zdobyto, wzięto do niewoli 3 jeńców.
   18.IX o świecie Niemcy potężnie zaatakowali. Zginął kierując ogniem km-ów por. Kononkow - Rosjanin, dowódca 1.batalionu 9.pułku. Jego batalion z braku oficerów LWP, objął kapitan „Motyl” (Zbigniew Ścibor-Rylski - był jedyny oficer AK dowodzącym podczas Powstania Warszawskiego oddziałami armii gen Berlinga
Tego dnia grupa majora Łatyszonka i pułkownika Radosława (Jan Mazurkiewicz, najwybitniejszy dowódca Powstania) odparła 11 uderzeń niemieckich wspartych 10-12 czołgami. Jeden z nich został zniszczony przez granat rzucony przez kaprala Godeckiego, drugi przez granat rzucony z ok.70 metrów (sic!) przez st.szeregowca „Tarzana” (Stanisław Suski), ochotnika ze Starówki, z tamtejszej ferajny, bohaterskiego i niezwykle sprawnego żołnierza chorążego „Nałęcza” Stanisława Komornickiego (który zginął 10.04.2010 pod Smoleńskiem)
Obydwoje dowódcy prosili dowództwo 3.dywizji o wsparcie wykrwawionych oddziałów posiłkami, amunicją i żywnością. Daremnie…
  19.IX nastąpiły wściekłe ataki kompanii karnych Dirlewangera, którzy nie bacząc na straty dążyli do wyciśnięcia obrońców nad rzekę. Z 45 mm działka na rogu Idźkowskiego i Zagórnej ppanc chor. Hubert „upolował" 3 „Pantery”. Musiał jednak opuścić to fartowne stanowisko.
W kontratakach odznaczyła się 3.kompania moździerzy podporucznik Janiny Błaszczak, która po wystrzelaniu wszystkich granatów, stała się normalnym oddziałem piechoty. Nie rozumiem – nie mogli przez 400-metrową Wisłę podać jej amunicji? Choćby przeciągnąć na jakieś stalowej linie sanie ze skrzynkami nabojów? Ja już nie mówię o nocnej dostawie z PO-2, który przez swoje właściwości szybowca był bardzo trudny do zestrzelania, a zapewniał dokładny zrzut ładunku.
Ppor. Strzyżewski , d-ca 1.komp. umiejętnie bronił domu Wilanowska 4 (naprzeciwko kościoła Św.Trójcy).
Chor. Kunysz, obserwator artyleryjski w otoczonym przez szkopów domu Idźkowskiego 4, z ostatniego piętra przywołał na siebie przez radio ogień sowieckiej artylerii, ginąc sam ale i zabijając Niemców - prawdziwy nasz kamikadze.
    W nocy na 20.IX miał miejsce desant dwóch batalionów 8.pułku pod dowództwem kpt. Baranowskiego powyżej mostu Poniatowskiego. Mimo pomyślnego przerzucenia 873 żołnierzy z kompletem ciężkiego uzbrojenia, grupa została rozbita przez wcześniej przygotowane na nich bardzo mocne zgrupowanie niemieckie składające się m.in. z : 608.pułku ochrony Schmidta, sześciu batalionów wojska i policji, ponad 30 dział i „Goliatów”. („desant międzymostowy 8.pp z miał po wyładowaniu się na lewym brzegu skręcić na południe, aby dotrzeć do powstańców i 9.pułku Łatyszonka na ul. Ludnej i Solcu, jednak poszedł prosto do przodu osiągając ul.Czerw.Krzyża i Al.3 maja, gdzie zwaliło się na nich poteżne zawczasu przygotowane kontrnatarcie w sile kilku (5-6) baonów z licznymi działami szturmowymi i goliatami, które były dla kościuszkowców absolutną nowością”). Musieli Niemcy bardzo dokładnie wiedzieć o sile, czasie i zamiarach desantu. Ciekawy przypadek. Dużo tych przypadków podczas tego desantu.
       20.IX pułkownik Radosław po uzgodnieniu z majorem Łatyszonkiem wycofał się kanałami wraz z częścią oddziałów (baon „Parasol”) na Mokotów. Szef sztabu 9.pułku LWP stał się najwyższym stopniem oficerem polskim na Przyczółku (choć był obywatelem sowieckim, jego dziadek był zesłanym na Sybir Powstańcem 1863 roku), współdowodził lojalnie z kapitanem Jerzym (Ryszard Białous). A dowodzić było już mało czym – wobec braku pomocy z tamtego brzegu, nawet żywnościowej, żołnierze WP i AK słaniali się z głodu i zmęczenia. A coraz częściej dochodziło do walk wręcz – we wspomnianym już domu Idźkowskiego 5/7 walczono o każdy pokój, nie tylko o piętra. Po opanowaniu parteru, Niemcy zdobyli I, a potem II piętro. Zajęło im to cały dzień. Na strychu pozostało jeszcze 7 żołnierzy polskich, którzy bronili się, dopóki nie polegli wszyscy.
W sąsiednim domu nr 9 broniły się resztki 7. i 9. kompanii z por. Staniewiczem – razem 39 żołnierzy. Odparli oni tylko jednego ranka 20.IX 4 szturmy, po czym ocalało z nich tylko dwóch – sierżant Popławski z 1 żołnierzem.
Ale karne kompanie SS miały również wielkie straty (z jednej kompanii ze 150 żołnierzy w połowie września do 24.IX pozostało pięciu [słownie pięciu !] (wg świadectwa dr Załęskiego, który przebywał w szpitalu na rogu Czerniakowskiej i Górnośląskiej)
    21.IX przyniósł jeszcze bardziej zawzięte uderzenia niemieckie. W domu Wilanowska 5, w walce wręcz zginął ppor. Strzyżewski, d-ca 1.kompanii.
Ostatnia ppancerna armatka LWP obsługiwana osobiście przez porucznika Huberta (wobec śmierci całej obsługi) strzelała do ostatniego pocisku, a przedostatnim uszkodziła nacierający czołg (mjr Baczko z 3.dp LWP pisze, że z działa 45 mm chor. Hubert rozbił ciężki tank czołg "Tiger”), Zaraz potem bohaterski kanonier poległ. Przy nim padł sierżant Gibas. Heroiczna polska „ludowa” Amazonka - ppor. Janina Błaszczak została ciężko ranna.
A w nocy z Pragi przybyło zaledwie parę łodzi, przywożąc nieco chleba.
Raport niemieckiego dowódcy frontu środkowego z 21.09.1944 :
„W Warszawie w dalszym ciągu trwa oczyszczanie kotła południowego na Wisłą. Trwa tu jeszcze walka o 2 budynki bronione z zaciekłością przez powstańców”.
   Nadchodził ostatni dzień powstańczego Czerniakowa, ostatni dzień przyczółka – szansy, a raczej złudzenia pomocy dla całego Powstania, całej Warszawy, która jeszcze nie była całkowicie zniszczona, ani pokonana.
O tym dniu chwały najwyższej baonu „Zośka” i niemieckiej hańby powszechnej napisałem bardzo dokładnie w raporcie pt. „Słoń zginął po Dniu Chwały Najwyższej Baonu Zośka”,
która jest rozwinięciem notki pt. „Dzień Chwały Najwyższej Baonu Zośka ,
o której jeden z najrozsądniejszych komentatorów-blogerów salonu24 napisał:
„Smutny tekst. Ale ma Pan rację, jest w nim jakaś iskra świętości. Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi poddodziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami albo kamienicami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideologicznych stereotypów i kłamst. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Jestem Panu wdzięczny za to, że udało się Panu prawie uniknąć aluzji o charakterze "strategicznym". Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności. Moje bardzo bliskie kontakty z osobami, które przeżyły Czerniaków, pozwalają potwierdzić trafność Pańskiego opisu. Choć z drugiej strony i na szczęście, Niemcom do pacyfikacji tej dzielnicy nie starczyło samych najbardziej zbrodniczych formacji; a już żołnierze Wehrmahtu nie w każdym przypadku okazywali się bestialskimi zbrodniarzami. Berlingowcom zaś udało się uratować życie jakiejś części rannych z Czerniakowa. Ale to już nieco inny temat. Dziękuję
JES 14 508  | 27.09.2008 12:20
 
Postscritum
Mjr Łatyszonek, wobec braku łodzi przeprawowych i pomocy z tamtego brzegu zgodził się z kpt.Jerzym przebijać się do Śródmieścia, a jednym z nielicznych, którzy tam dotarli (razem siedem osób) był sierżant z 9.pułku Lachno. Dziwnym trafem zginął on przypadkowo w ostatnich dniach Powstania, od przypadkowej kuli...
O Stanisławie Łatyszonku, bohaterskim, niezłomnym obrońcy warszawskiego Czerniakowa, który po Powstaniu trafił do oflagu Sandbostel po II wojnie światowej ślad zaginął.
Zasługuje on nie tylko na naszą pamięć, ale i na polski Krzyż Walecznych. Może post mortem, ale na pewno zasłużenie.
Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, proszę ten apel wziąć pod uwagę!
 
 

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @witas

nie pamięta się dlatego, że wpierw komuniści, a teraz postkomuniści nie maja potrzeby i korzyści pisać o tych Polakach, którzy przeprawili się przez Wisłe na własną ręke, by walczyć o Warszawę.
Nie było rozkazu Moskwy - więc to wg nomenklatury GW - zdrajcy, tak jak płk Kukliński szpieg.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika witas

2. > Maryla

Co do 1-szego zdania - całkowita racja.
2-gie - to nie tak, desant był uzgodniony z Moskwą, był typowym przykładem działania na pokaz - niby pomagamy, ale więcej nie możemy, "faszysta" jeszcze silny.
Polacy umierali, "niepewny element", jeszcze z Wołynia, połowa ukrytych AKowców lub sympatyków.
W linkowanym w tekście reportażu z 22.09.1944 jest to dobitnie pokazane.

Witek