Zdezorientowani rodzice, którzy otrzymali w prezencie od rządu Tuska podwyżkę opłat za przedszkole stanowią tylko forpocztę rozgoryczonych obywateli III RP. Po wyborach dojdzie do mocnej „konsolidacji fiskalnej”, a więc ograniczenia wydatków budżetowych i podwyżki podatków. Wielu ludzi żyje jeszcze w nieświadomości, a słowo „kryzys” kojarzy im się tylko z wysokim kursem franka i bankructwem Grecji. Prorządowym mediom, które wbijają naiwnym wyborcom PO do głowy slogany o „przejściu przez kryzys suchą stopą” jak na razie udaje się opóźnić wybuch społecznego niezadowolenia.
Wygląda na to jednak, że właściciele III RP nie mają żadnej koncepcji jak w obecnej sytuacji politycznej utrzymać się u władzy w dłuższym okresie. Po wyborach w 2007 roku, plan był prosty jak konstrukcja cepa: zniszczyć Prawo i Sprawiedliwość i w razie porażki Tuska poprzeć fikcyjną, koncesjonowaną opozycję. Na szczęście ten makiaweliczny pomysł legł w gruzach, gdyż establishment nie wziął pod uwagę tego, jak silny i żywotny jest w Polsce elektorat patriotyczny i jak mocno partia Kaczyńskiego wrosła w polską prowincję.
Prognozowany wynik wyborów nie daje najmniejszych szans Platformie na samodzielne rządzenie, co więcej, jest bardzo możliwe, że koalicja PO-PSL nie będzie w stanie utworzyć większości parlamentarnej. Szykuje się zatem alians PO-SLD, co spowoduje, że dwie najmocniejsze partie wspierające status quo staną się odpowiedzialne za rządzenie w warunkach głębokiego kryzysu fiskalnego. Doprawdy, PiS jeszcze nigdy nie było w tak luksusowej sytuacji.
Nie jest w tym momencie istotne czy jedyna partia opozycyjna te wybory wygra, czy przegra różnicą trzech punktów procentowych. Nawet wysokie zwycięstwo nie daje żadnych szans na władzę, bo inne partie grają po prostu w innym obozie politycznym, a Kaczyński, po doświadczeniach LPR i Samoobrony, nie będzie wchodził w żadne trudne koalicje. Zwłaszcza, że PiS u władzy zostałby poddany zmasowanemu atakowi mediów, prezydenta Komorowskiego i całego establishmentu III RP.
Wygląda jednak na to, że lider opozycji zdaje sobie z tego sprawę i prowadzi kampanię wyborczą nastawioną na aktywizację swojego elektoratu, względnie zapewnienie swojej partii przyzwoitego wyniku wyborczego. Jest to o tyle ważne, że przyszła koalicja PO-SLD będzie próbować wprowadzić zmiany w Konstytucji związane z przekroczeniem ostrożnościowych progów zadłużenia. Jeśli PiS będzie miał wtedy „mniejszość konstytucyjną” czyli ponad 33% miejsc w Sejmie, jego siła znacznie wzrośnie. Co więcej, w okresie owej „konsolidacji fiskalnej”, elity III RP będą zapewne próbowały ograniczyć demokrację w Polsce. Wtedy możliwość zablokowania zmian w Konstytucji może okazać się absolutnie kluczowa.
Oczywiście, że główni aktorzy sceny politycznej rozumieją jaki jest układ sił. Obóz władzy stale atakuje opozycję publikacją bzdurnych sondaży wyborczych czy też listy polityków obdarzonych „największym zaufaniem”. Te ruchy można było zresztą przewidzieć, bo jest to taktyka stosowana przez establishment III RP już od 1990 roku. Poza tym, mamy zjednoczony front kłamstwa medialnego, który stara się zagłuszyć coraz to nowe afery wybuchajace wokół Tuska (hazardowa, katastrofa smoleńska, GMO, rafineria Trzebinia) i skierować uwagę elektoratu w stronę tematów zastępczych. W miarę jak rozkręca się kampania wyborcza mamy nasilenie tego zjawiska i przejście od pół-prawd i manipulacji do twardych kłamstw.
Wydaje się jednak, że Prawo i Sprawiedliwość znalazło skuteczną metodę obrony. Kaczyński nie wchodzi w bezpośrednie starcie i zachowuje się dużo ostrożniej niż wcześniej. Wyczuwa się zmianę języka i większy nacisk na kwestie gospodarcze. Wczoraj PiS wykorzystał potężną wpadkę rządu z przedszkolami, dziś prezentuje uproszczony formularz podatkowy. PO tak naprawdę nie ma dobrej odpowiedzi na merytoryczną kampanię wyborczą. Jest bezsilne, bo cztery lata rządów to okres wystarczająco długi, aby pokazać na co stać każdą partię polityczną. Wyborcy już nie „kupią” słynnych dziesięciu zobowiązań Platformy z 2007 roku. Nie „łykną” zapewnień o długiej ławce „fachowców” w szeregach PO. Widoczne jak na dłoni zaangażowanie sądów po jednej stronie sporu politycznego, również nie ułatwia sprawy. Co najważniejsze, zwolennicy PO są rozgoryczeni niską jakością rządów ich formacji. Wybierają to, co w ich mniemaniu jest „mniejszym złem”, a taka postawa bardzo ładwo może zamienić się w wyborczą absencję. Zwolennicy PiS natomiast są zmotywowani i stawią się przy urnach w komplecie.
Zagrożenia dla układu rządzącego nie wiążą się tylko ze skuteczną kampanią opozycji. Część kłopotów PO wynikać będzie z nieudanych planów rozbicia PiS, względnie popierania polityków i środowisk, które miały wykonać tak zwaną „brudną robotę”. Palikot byłby dziś nikim na scenie politycznej, gdyby nie wieloletnie wsparcie Tuska, Komorowskiego i prorządowych mediów. Dziś skandalista z Lublina nie szkodzi już Kaczyńskiemu, ale odbiera głosy SLD (i częściowo PO) przez co osłabia przyszłą koalicję rządzącą. Z kolei PJN, ktory miał pogrążyć PiS, zabiera wyborców Platformie i – według niektórych wiarygodnych sondaży – ma nawet szanse na wejście do Sejmu. Niezależnie od tego czy PJN wyląduje nad czy pod progiem wyborczym, samo jego istnienie zmniejsza liczbę miejsc w Sejmie, którymi będą dysponować rządzący. Na dodatek jeszcze PiS otrzymał prezent w postaci jakichś 2% głosów po tym jak Markowi Jurkowi i Korwinowi Mikke nie udało się zarejestrować ogólnopolskich list wyborczych.
III RP wydaje się chwiać w posadach. Pomimo oczywistej przewagi medialnej i finansowej obecnych elit, okoliczności zewnętrzne, a przede wszystkim fatalna jakość zarządzania państwem mogą doprowadzić do bardzo głębokich zmian w strukturach władzy i ustroju Państwa Polskiego. Ciekawe kiedy usłyszymy „wszystkie ręce na pokład”! – ratujmy III RP. Wygląda na to, że na okrzykach się skończy, bo establishment nie ma już żadnego pomysłu na utrzymanie władzy. Pozostaje mu tylko wiara w sondaże CBOSu i złudna nadzieja, że Bruksela zasypie naszą dziurę budżetową workiem dodrukowanych euro.
http://rewident.salon24.pl/341057,ratujmy-iii-rp
napisz pierwszy komentarz