POLSKA REGIONALNA - BUDOWA RP III i pół

avatar użytkownika szuan

Jest sobie w niewielka miejscowość blisko jednego z największych miast. Taka sypialnia dla pracujących na dobrobyt , połączona jednak z trasą szybkiego ruchu. Od kilku lat mimo dość kiepskich warunków powoli buduje się zaplecze techniczne – kilka centrów logistycznych, trochę magazynów połączonych z biurami, 2 mniejsze zakłady produkcyjne. Klarowny obraz – gmina (miasto) ma tereny pod inwestycje więc nic w tym dziwnego.

 
Ale jest kłopot – kolejne „uwolnione tereny” są już ciut dalej od centrum z przelotowa drogą. Inwestorzy są chętni, ( jak się okazuje pierwsi od 4 lat – widocznie różnie jest z tym kryzysem) ale infrastruktura jest po stronie samorządu. Jak to wygląda przekonałem się osobiście.
 
W urzędzie spore zmiany – osób zaangażowanych przed 3 laty w inwestycje – zero, same nowe twarze. Młode i wyluzowane grono fachowców. A ja mam pecha, bo inwestor w mojej osobie musi wyjaśnić kilka spraw przed rozpoczęciem budowy. Trzeba jednak jakoś się dogadać.
 
Pytam o Plan Miejscowy – czy wpisana strefa ochronna terenów zalewowych (50 m po obu stronach rzeczki) tyczy terenów które inwestor kupił właśnie od Gminy. Nikt nie wie, po dłuższym zastanawianiu się pada decyzja – zapytamy..( i tu uwaga - )  pracownię która Plan wykonała. (na zlecenie urzędu oczywiście..).Dlaczego nikt tego nie wiedział w momencie umowy sprzedaży – „No wie Pan, mamy tu tyle spraw, a to taki drobiazg (w domyśle – człowieku, komu by się chciało, nie zawracaj gitary, wiesz jak jest…).
 
Tu słowo wyjaśnienia – Gmina sprzedaje firmie działkę za kilka milionów, przy czym jej szerokość to ok. 60m. Przy zapisie o 50-metrowej strefie do budowy pozostaje 10m, a dopuszczalna odległość budynku od granicy – też 10 m !. Interes życia – sprzedać teren pod budowę, która nie ma prawa powstać !  Należało by też dodać, że firma opracowująca Plan oczywiście przewidziała te tereny pod zabudowę przemysłową (!!).
 
No dobrze, mam nadzieję, że wspomniana „firma od Planu”  stanie na wysokości zadania i sprawę wyjaśni. Lecimy dalej – droga, którą Gmina ma zbudować jako dojazdową do kilkunastu działek pod inwestycje. Pada odpowiedź – spoko, mamy już nawet pozwolenia na budowę i przyznane fundusze, droga będzie !. Tylko, że ja jestem dość sceptyczny i proszę o pokazanie. I tu pech !
 
Droga ma dokumentację , ma wszelkie potrzebne zgody i ma pozwolenia na budowę. ALE to jest droga pod ruch aut osobowych , z chodnikami i ścieżką rowerową - I NIE WOLNO PO NIEJ JEŹDZIĆ CIĘŻARÓWKOM ! Do strefy przemysłowej nie wjedzie żaden TIR ,żaden transport, nic cięższego od 3-tonowego busa !  A przypominam mówimy o kilkunastu ewentualnych inwestycjach.
 
Nerwowy nie jestem, więc spokojnie pokazałem , że to chyba jakaś pomyłka – może to nie ta droga? Konsternacja była totalna. Ktoś po kogoś wybiegł, ktoś po cichu szeptał w telefon, a ten , który był za blisko i blokowałem mu swoją osobą drzwi nerwowo poprawiał okulary. Aż się o nie  bałem , bo wyglądały na kosztowne (taki nowoczesny design..) a nie chciałbym ich naprawy mieć na sumieniu .
Trwało z pół godziny. W końcu przyszedł ten , który wyglądał na ważniejszego szefa, usiadł obok i zaczął mi tłumaczyć.
 
Że owszem, mam rację i jest wdzięczny za zwrócenie uwagi. Jednak nie powinienem się denerwować, bo to nie ich wina (!!). Co prawda jeden z nowych pracowników kiedyś tam na początku planowania  zawinił, ale od tej pory się wiele nauczył ( o , to ten z którym Pan rozmawiał…) , w końcu młodzi mają prawo do błędów,  ale kto jak nie młodzi i ten deseń z 15 minut.
 
W końcu dopuścił mnie do głosu .Powtórzę w formie dialogu, będzie prościej :
wszystko rozumiem, ale o ile pamiętam to ta droga była przygotowywana przez poprzednia ekipę, rozmawialiśmy o tym 3 lata temu, co się zmieniło ?”
- No wie Pan ! To nie byli fachowcy, ich już się opłacało trzymać, miasto tylko ponosiło koszty  tych ich pomysłów , a tu trzeba inaczej…
- ale co to ma wspólnego z drogą ? Wtedy planowana była pod ruch ciężki, a tu nagle zmiana..
- Wspominałem Panu, że takie koszty były poza budżetem miasta, nawet dofinansowanie by nam nie wystarczyło.
- Ale tym sposobem nie macie drogi przeznaczonej pod  ruch ciężarówek, to jak chcecie ściągnąć inwestycje przemysłowe na swoje działki ?
- I tu jest problem. Ale liczę, że się dogadamy – jakby inwestor zechciał partycypować w kosztach to jeszcze da się to zmienić..
- A dlaczego miałby to robić ? przecież to wy jako miasto macie interes w tym, żeby kupił od was teren za kilka milionów złotych i zatrudnił kilkaset osób .
- No wie Pan ! Dla takiego inwestora dodatkowe 2 mln na nowa drogę to nic ! A my naprawdę nie mamy więcej !
- Ja to rozumiem, ale przecież to wasza wina – jak w ogóle można popełniać taką głupotę i oczekiwać , że ktoś wyłoży kasę za wasze błędy ?!
- Ja Panu powiem szczerze – ja tu niewiele mogę…ta decyzja o budowie takiej a nie innej drogi to była konieczność, bo nie domykał nam się budżet, a wybory za pasem. Nie moja decyzja, ale niech Pan zrozumie – wszyscy musieliśmy się ograniczać.., a przecież te 2 banki to da się jakoś wynegocjować..
- Obawiam się, że raczej oddacie kasę inwestorowi, któremu sprzedaliście teren nie nadający się pod inwestycję – bo  taki jest zapis w umowie. Miasto straci przez wasze własne kombinacje..
- No to straci, ja się pod nie podpisywałem i nic mi nikt nie zrobi ! A jak Pan nie rozumie, że pewne rzeczy na papierze się potem i tak zmienia, to niech się Pan już chłopaków (!!) nie czepia..
 
Przyznam się, że mądrzejszy po tej rozmowie nie byłem. Nie dość, że nikt nie zawinił w tak elementarnej sprawie, to jeszcze zyskałem w oczach „szefostwa”  miano oszołoma. Trudno, ja tylko zbieram informacje, decyzja przecież nie należy do mnie. Kłócić się nie było o co. Pytam wiec dalej, bo to nie koniec listy.  Tu już powiem skrótowo – nie będzie  szybko planowanej dostawy wody, bo trzeba przebudować spory kawałek sieci ,  a w planach jest za 2 lata i Gmina nie ma kasy. No chyba, żeby inwestor się dołożył, to może szybko zrobiło by się nowy projekt …podobnie z kanalizacją. Na pytania, że w momencie sprzedaży i podpisania umowy przecież wszystko było przygotowane padała ta sama odpowiedź – musieliśmy zmienić tamte dokumentacje i projekty bo były nieżyciowe i zbyt kosztowne ( wyjaśnienie – w tym przypadku oczywiście nie da się zrobić INNYCH projektów, obwiniano po prostu ekipę której nie ma już kto bronić. A prawda była taka, że zwyczajnie nikt się tym nie zajął, bo po co ? ).
 
Tak dyskusja w końcu dobiegła końca, już pod sam koniec w gronie chyba z 6 osób (sami fachowcy, szkoda, że nie mieli nic do powiedzenia za to skutecznie udawali zaangażowanie ). Ostatecznie stanęło na tym, że dogadamy się, my (Gmina) mamy swoje dojścia i pomożemy wszystko załatwić (tak jakby Urząd robił łaskę inwestorowi od którego skasował sporą kasę ) i tak dalej z pełna życzliwością i chęcią zatarcia złego wrażenia.
 
Na koniec okazało się, że szef z którym rozmawiałem to nie był żaden „naczelnik” od inwestycji a rzecznik prasowy do kontaktu z mediami !!! Tak mnie tym zamurował, że wychodząc nawet nie kręciłem głową.
Resztę wiadomości o całej sytuacji dostałem już z „innych źródeł”. Było ciekawiej niż się spodziewałem.
 
 Powiem króciutko – w całym dziale ds. inwestycji jest jeden inżynier. Elektryk. Kuzyn rzecznika. Reszta się „przysposabia” , a ogłoszenie o naborze inżynierów z uprawnieniami  do pracy w urzędzie  wisi w ustronnym kąciku na tablicy ogłoszeń już 1,5 roku. Tak, żeby się nikt nieupoważniony nie zainteresował na poważnie. Bo ta reszta przysposabianych to co do sztuki sami znajomi i rodzina. Po co niszczyć taki dobry układ.
 
Wspomniana „firma od Planu” to mała pracownia projektowa (2-osobowa). Należąca do szwagra zastępcy  szefa urzędu. Do tej pory robili projekty domków i garaży. A w ogóle istnieją od 3 lat. O koszt Planu nie pytałem , wiedząc  jakie sumy wchodzą w grę mogłem sobie sam dopowiedzieć – to złoty interes był !
 
A co z poprzednią ekipą ? Dlaczego ich nie ma ? Przecież to było proste – wtedy siedziało 3 inżynierów, a przecież nie można zatrudnić nowych 6 osób bo ktoś podniesie alarm. Trzy nowe jakoś przeszły bez echa…
 
Podobnych newsów było jeszcze sporo, ale nie wszystkie mają coś wspólnego z tematem a i tych opisanych chyba wystarczy.
 
I pozostał jeszcze wniosek – inwestor ma stracone na wejściu co najmniej rok i 2 miliony. Jak myślicie – opłaca się ?

 

2 komentarze

avatar użytkownika Selka

1. Szuan

Nie. Nie opłaca się.
Szukać INNYCH możliwości czyli innych gmin, gdzie jeszcze fachowców nie zamieniono na "kuzynów królika" - takiej-tam "dziatwy" z PO zwykle...
A TAKA gmina - niech sie dusi dalej.
Pierwszym POwodem zerwania tej umowy dla mnie byłaby sprzedaż terenu...zalewowego, nie informując o tym inwestora! Makabra!

Masz jakieś wątpliwości?

Selka

avatar użytkownika szuan

2. @selka

Nie ja podejmuję decyzje, ja tylko napisałem co się dzieje. Kłopot jednak w ty, że to nie jest jakaś osamotniona gmina - w ostatnich miesiącach podobnych a nawet :ciekawszych" przypadków znam osobiście i z relacji innych osób dużo więcej.
Powoli to norma a nie wyjątek.
Słowo układ samo się ciśnie, ale tak naprawdę to zwykła ludzka bezczelność - zwyczajnie, kogo mają się obawiać ?!

pozdr.

Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach..