Samolot sprowadzano ku katastrofie - Anna Fotyga
Jako była minister spraw zagranicznych, osoba chroniona i była szefowa Kancelarii Prezydenta, mówię z pełną odpowiedzialnością: wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu przez część polskich i rosyjskich służb nie była brana pod uwagę
Samolot sprowadzano ku katastrofie
Anna Fotyga
W piątek zaprezentowano nam polską wersję wydarzeń, które doprowadziły do katastrofy rządowego Tu-154M, którym prezydent RP i towarzyszące mu osobistości udawali się do Katynia w celu uczczenia 70. rocznicy popełnionego tam przez Rosjan ludobójstwa. Lech Kaczyński leciał z przesłaniem pojednania między naszymi narodami, pojednania w prawdzie, partnerstwie i wzajemnym poszanowaniu. Nie dotarł do Katynia, ta podróż była śmiertelną pułapką.
Piętnaście miesięcy po katastrofie, pół roku po dewastującym polską reputację raporcie MAK samozwańczy strażnicy naszego honoru zaprezentowali kolejną wynegocjowaną prawdę. Kim byli negocjatorzy? Czyje interesy reprezentowali?
Z całą pewnością nie mogli zlekceważyć "gniewnego pomruku" polskiego społeczeństwa, tego wszystkiego, co robiliśmy, mówiliśmy, prezentowaliśmy w niezliczonych inicjatywach. Nie mogli zlekceważyć odwagi młodych ludzi, wiedzy ekspertów, odradzającego się niezależnego dziennikarstwa, a także głosu opozycji, chociaż próbowano brutalnie go tłumić.
Co udało się ocalić?
Piętnaście miesięcy po katastrofie komisja orzekła, że nie było nacisków ze strony prezydenta. Nastąpiło to po wcześniejszym bezkarnym wyszydzaniu i poniżaniu zmarłej tragicznie głowy państwa za milczącym przyzwoleniem polskich władz. Upomnimy się o jego i nasz honor, Panie Premierze! Będzie Pan przepraszał.
Nie było również lądowania za wszelką cenę, a "załoga podejmowała prawidłowe decyzje". Według ministra Jerzego Millera, nie potrafiła ich tylko wykonać, bo w wojsku był bałagan, a piloci nie byli wyszkoleni. To kolejny przedstawiciel gabinetu Donalda Tuska, po Radosławie Sikorskim i Władysławie Bartoszewskim, który tak gorliwie wyszukuje polskie winy, obarczając nimi zmarłych. Po stronie polskiej winy w tej sprawie były, niewątpliwie, jednak zupełnie nie tam, gdzie chciałaby obecna władza.
Profesjonaliści wprowadzeni w błąd
Słuchałam piątkowego wystąpienia ministra Millera z uwagą, próbowałam wyobrazić sobie sytuację pilotów. Kapitan Arkadiusz Protasiuk 7 kwietnia 2010 r. leciał z premierem Tuskiem do Smoleńska. Znał więc to lotnisko dokładnie. Prowadził bez zakłóceń korespondencję z wieżą w języku rosyjskim. Wiedział, że chociaż lotnisko jest niewłaściwe, to z okazji wizyt zostało doposażone. Pomyślałam sobie, że może wtedy, 7 kwietnia, był tam system ILS. Miałam rację, raport Millera to wykazał. Kapitan znał zapewnienie strony rosyjskiej, że lotnisko jest gotowe na przyjęcie obu polskich delegacji. I nie uzyskał informacji, że strona rosyjska rozmyśliła się i po trzech dniach miała już niesprawne lotnisko. Tę wiadomość, która musiała wywołać niepokój dowódcy załogi, przetrzymało Ministerstwo Spraw Zagranicznych i nie dostarczyło jej przed wylotem.
Eksperyment, który przeprowadziła komisja przy pomocy bliźniaczego tupolewa na lotnisku bez ILS, nasunął ciekawe wnioski. Pilot, który wiedział o tym, że nie ma ILS, po próbie "odejścia w automacie" na drugi krąg, do skorygowania manewru potrzebował 4 sekund. Kapitanowi Protasiukowi, który był błędnie przekonany, że ILS jest (podobnie jak 7 kwietnia) i postępuje prawidłowo, skorygowanie manewru zajęło 5 sekund. Tylko o jedną sekundę dłużej. Czy on nie był dobrze wyszkolony, Panie Ministrze? Przecież był genialnie profesjonalny!
To rosyjska wieża kontrolna błędnymi komunikatami sprowadzała polski samolot ku katastrofie. Raport Millera ucina rosyjskie wątki w Smoleńsku. A co z "Logiką", rolą Moskwy, cudowną dematerializacją nagrań wideo z ostatniej fazy lotu? I z tym wszystkim, co działo się po katastrofie?
Pozostaje do wyjaśnienia sprawa zastosowania przez załogę tupolewa wysokościomierza radiowego zamiast barometrycznego. Ciekawa jestem, czy jego wskazania nie pokrywały się z błędnymi komunikatami wieży, co zmyliło załogę. Tę sprawę z pewnością wyjaśnią eksperci.
Cisza na temat BOR
Na lotnisku nie było ochrony BOR przydzielonej do wizyty prezydenta, nie było limuzyn. Takiej ochrony i limuzyn nie było również na żadnym lotnisku zapasowym (Moskwa na błagania smoleńskiej wieży o wyznaczenie takich lotnisk nie odpowiadała). Jako była minister spraw zagranicznych, osoba chroniona i była szefowa Kancelarii Prezydenta, mówię z pełną odpowiedzialnością: wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu przez część polskich i rosyjskich służb nie była brana pod uwagę.
Autorka w latach 2006-2007 była ministrem spraw zagranicznych w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, w latach 2007-2008 szefową Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110802&typ=my&id=my03.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. @
"Jako była minister spraw zagranicznych, osoba chroniona i była szefowa Kancelarii Prezydenta, mówię z pełną odpowiedzialnością: wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu przez część polskich i rosyjskich służb nie była brana pod uwagę."
Oby juz niedługo Pani Anna Fotyga wróciła na stanowisko ministra. Wówczas ostatnia konkluzja z pewnościa znajdzie rozwiniecie.