Wywiady blogerów Blogmedia24.pl - z łączniczką i sanitariuszką w batalionie „Parasol” Zofią Łazor „Zojda”.

avatar użytkownika Maryla
Wywiad został przeprowadzony 13.08.2008 roku. Dzisiaj jest najlepszą odpowiedzią na wpis Radka Sikorskiego na komunikatorze . Odpowiada mu uczestniczka Powstania Warszawskiego. Jemu i innym , którzy nie potrafią uszanować ani zrozumieć, dlaczego 1 sierpnia 1944 roku Warszawiacy stanęli do nierównej walki z niemieckim okupantem.


13.08.2008 roku.

Przedstawiamy kolejny wywiad z cyklu "Kustosze pamięci ". Jest to wspólna
inicjatywa portalu www.polityczni.pl i BLOGMEDIA24.PL Stowarzyszenie w organizacji  Tym razem blogerka Maryla  rozmawia  z  łączniczką i sanitariuszką w batalionie „Parasol” Zofią Łazor „Zojda”.

  

Powstańcze wspomnienia

Kolejny wywiad portali blogmedia24.pl i polityczni.pl Tym razem Maryla rozmawia z powstańczą łącvzniczką i sanitariuszką.


 

Rocznik: 1928
Funkcja, stopień: łączniczka
Formacja: „Parasol”
Dzielnica: Wola, Stare Miasto, Czerniaków

 

Maryla: - Witamy na kolejnym spotkaniu portalu Polityczni.pl i blogerów Blogmedia24.pl. Dzisiaj spotkanie nietypowe, z cyklu „Kustosze historii”. Naszym gościem jest pani Zofia Łazor, łączniczka „Parasola”, powstaniec. Witamy Panią serdecznie.
Pani Zofio, znajdujemy się na cmentarzu ewangelickim przy symbolicznym grobie. Jesteśmy tutaj, bo Pani wskazała to miejsce jako ważne dla swoich wspomnień.


Zofia Łazor:  -  Tak ważne, bardzo ważne. Tu się toczyły niesłychanie ciężkie walki. Po wycofaniu się z Pałacyku Michla, który jednak jakoś Wolską trzymał, wycofaliśmy się na cmentarze. Cmentarz tak zwany Kalwiński i cmentarz ewangelicko-augsburski były bronione na zmianę przez batalion „Parasol”, wszystkie kompanie oraz przez bratni batalion „Zośka”.

Tu się toczyły niesłychanie ciężkie walki, bo był nie tylko ostrzał artyleryjski, ale i z granatników i przeróżnych rodzajów broni. Również z tych pomników odłupywały się kawałki, odłamki , które dodatkowo nas raniły, a także duże drzewa i ciężkie gałęzie spadające bez przerwy na głowy. I bardzo było nam trudno. Ja wtedy byłam sanitariuszką , bo myśmy wtedy te dwie funkcje już na Woli zaczęły łączyć w zależności od potrzeby. Ponieważ było bardzo dużo rannych i nie sposób ich było opatrywać .
Walka toczyła się bez przerwy, bez mała o każdy grunt. Myśmy starały się wynosić rannych na cmentarz ewangelicki tuż obok. Wtedy było przejście, wybita dziura i tędy wynosiłyśmy rannych prze kawałek cmentarza żydowskiego. Założyłyśmy sobie tam punkt sanitarny w grobowcu . Takim dużym grobowcu z zabudową. Stary, solidny z kamienia z metalowymi trumnami. I tam na tych trumnach, spuszczając rannych po przewróconej ławce, tak ukosem siedziały dziewczęta. Myśmy tych rannych na ławce usadowiły, a one odbierały ich na dole i tam się robiło bezpiecznie opatrunki. Ale potem przychodził moment, że tego rannego trzeba było wynieść.

Pierwszy taki punkt opatrunkowy był - nie pamiętam jak ta ulica się nazywa - ale tuż przed cmentarzem idąc od tej strony. W bocznej uliczce przed Cmentarzem Powązkowskim. Muszę Pani powiedzieć że to była droga prze mękę. Dwie dziewczyny, niosły ciężkie nosze …  Ani się gdzieś schować, uchylić, przytulić. Często było tak, że myśmy po prostu stawiały nosze i kurczyły się przy tym rannym. I tak przez kilka minut żeby ta kanonada ustała.


Potem mieliśmy sanitarkę i bardzo dobrego kierowcę, Witolda Florczaka, pseudonim „Minoga”, który tych rannych odwoził. Ale w tym punkcie opatrunkowym leżeli. To był jakiś, ja nie wiem taki maleńki domeczek, stróżówka cmentarna, jakieś magazyny i przedpokój. I ci najciężej ranni, konający leżeli pokotem w poprzek tego przedpokoju. Bo dla nich nie było już ratunku. Tam zobaczyłam - jak pierwszy raz weszłam do tego  domku – Wiktora, Sakowski się nazywał,  pseudonim „Korub”, który nie miał całej górnej części głowy. Był owinięty bandażem papierowym, bo takich się używało w okresie okupacji. Jego już nic nie mogło uratować. Ja przysiadłam na chwile żeby odsapnąć. I tak wzięłam jego rękę, zdjęłam mu ryngraf, który zresztą przeniosłam prze wszystkie obozy i przy ostatniej ewakuacji zaginął. Chciałam żeby on przy mnie ducha wyzionął ale on długo umierał. To będę pamiętała do końca życia.


To były bardzo ciężkie walki. Z tego cmentarza i cmentarza ewangelicko-augsburskiego wszyscy do tego naszego punktu w grobowcu przychodzili. Lżej ranni przychodzili sami, ciężej ranni byli przynoszeni . Nas było stosunkowo mało, nas było za mało. Była taka sanitariuszka Ziuta Kowalska, ona była starsza trochę od nas, studentka matematyki tajnego uniwersytetu, której na tym cmentarzu pocisk wyrwał obydwie łydki. Myśmy jej założyły opatrunek i chciały ją wynieść. „Za żadne skarby – zanieście mnie do grobowca ja tam będę pomagała opatrywać„. Było rzeczą jasną że nie da rady, ale musiałyśmy czekać aż ona zemdleje, żeby ją przenieść. Nie pozwoliła się położyć na nosze. Nie żyje już, niestety. Wielce zacna była to, w późniejszym życiu, kobieta. Wyszła z tego i te łydki,
o dziwo jej odrosły.

M: – Pani Zofio, ile Pani miała lat jak się zaczęło Powstanie ?

Z.Ł.: – Jak się zaczęło Powstanie miałam szesnaście lat i parę miesięcy.

M:  – Czy Pani była ...Trudno mówić o przygotowani psychicznym do takich wydarzeń. Bo tego nikt nie przygotuje i tego się po prostu nie da przewidzieć.

Z.Ł.:  – Oczywiście.

M: – Co powodowało, że tak  młodzi ludzie zdecydowali się iść i trwali w tym piekle, bo to było piekło.

Z.Ł.:  – Tu było piekło. Może nie wszędzie . Wszędzie nie byłam więc trudno mi ocenić. Ale było autentycznie piekło. A jeszcze nie powiedziałam, że jakoś tak zawsze wchodziłyśmy do grobowca od strony tej ławki. Tymczasem w pewnym momencie ja ten grobowiec musiałam od tyłu minąć. Leżał tam, tuż przy grobowcu, ogromny pocisk artyleryjski, niewybuch. Ile szczęścia, że ktoś w ten pocisk nie strzelił. Pół cmentarza by wysadził.

M: – I byłoby po punkcie opatrunkowym…

Z.Ł.: – Tak. Kogo tu jeszcze wspominać ? Tu zginęła Krysia Wańkowiczówna, łączniczka Rafała. Tu był ciężko ranny „Gryf”, dowódca obrony Pałacyku Michla, ale on żyje, na szczęście. I był tu wspaniały chłopak… no nie, on już był mężczyzną, miał więcej niż 20 lat, na pewno jakieś 23 - 24.  Janek Wróblewski, pseudonim „Zabawa”. I on miał mnie więcej taki głos jak ja, przepalony kompletnie. Nie zapomnę  takiej komendy, którą on wydawał chłopcu, który schronił się za grobem „Kochany wyjdź ja cię będę osłaniał. Nie bój się, no chodź ja cię osłonię”. Myśmy na niego rzeczywiście mówiły „on się kulom nie kłania”. Chodził zawsze wyprostowany. Myśmy mówiły o nim „Zabawa którego się kule nie imają”.

Imała się na Czerniakowie z rąk własnego żołnierza, który nieopatrznie czyszcząc broń go zastrzelił. A wspaniały dowódca, był, taki – marzenie. Nie umiem znaleźć na cmentarzu, tym następnym na Młynarskiej, tego grobowca. Kilkakrotnie już szukałam. Prosiłam moje koleżanki żeby pomogły. Nie wiem, może on się po prostu rozpadł po tylu strzelaninach. Wiele punktów odnalazłam, szczególnie na Czerniakowie. Tam sporo miejsc takich zdołałam sobie usytuować. Natomiast grobowca - nie.

Parasol – cz II


Maryla:  – Chcielibyśmy przybliżyć naszym słuchaczom Pani osobę i jak to się zaczęło. Miała Pani 16 lat jak wybuchło Powstanie…

Zofia Łazor:  – Tak, szesnaście. Piętnaście miałam jak do „Parasola” koleżanka szkolna mnie wprowadziła.

M: - Właśnie, przecież to była okupacja. Już od 1939 r. trwała tutaj okupacja niemiecka.
W jaki sposób ludzie młodzi potrafili się zorganizować  żeby później stworzyć taka armię.


Z. Ł.:  – Przede wszystkim harcerstwo. Późniejsze „Szare Szeregi”, które przedtem nazywały się harcerstwem i nie miały kryptonimu. Wspaniałych miałam w mojej szkole nauczycieli. Nauczycielka historii zorganizowała drużynę harcerską i myśmy w tej drużynie numer… wyleciało mi to - miały różnego rodzaju szkolenia. Sanitarne, pierwszej pomocy, czasem jakieś tam wlepki w tramwaju. To znaczy,  to co teraz nazywa się wlepką. To były takie małe karteczki, jak się wysiadało, to się przyklejało . Wiadomo jakiej treści , prawda? Trochę ćwiczeń w terenie miałyśmy, takie przygotowania. Druga zaprzyjaźniona z nami drużyna harcerska - tamtą pamiętam – to był numer 58 .
 
Ich drużynową była Irena Malento, która na Czerniakowie zginęła. Była drużynową dziewcząt drugiej kompani w której ja byłam i tamte dziewczęta zostały przeniesione jako cała drużyna. To znaczy nie cała, ale część drużyny, te bardziej dorosłe, niekoniecznie do nowo tworzącego się oddziału do zadań specjalnych KEDYW-u „Agat” potem „Pegaz”, a potem „Parasol”.
 
To były nasze nazwy. Od czasu ich powstania do Powstania Warszawskiego.  W tej klasie była razem ze mną Ela Dewaitis – Dziembowska  z tejże właśnie drużyny 58 , była Mirka Szuchówna, którą wczoraj odwiedziłam,  bo niestety na wózku jeździ. I Ela po prostu nas wciągnęła. Był nabór dziewcząt, obserwowała nas jako nasza koleżanka nie wiedząc że my jesteśmy w tej naszej szkolnej drużynie. A myśmy nie wiedziały,  że ona już   pierwszego sierpnia została przeniesiona do „Parasola”. No i zarekomendowała nas. Przysięgę składałam przy ulicy Żytniej w mieszkaniu „Kamy”. Ona była zastępcą Irki Malento – „Jeny”. I bardzo szybko zostałyśmy włączone do akcji, bo taka była potrzeba.
 

 I dosyć ciekawe były wtedy takie powiązania rodzinno – miłosne, powiedziałabym. Irena była narzeczoną Jurka Mirskiego, który z kolei był naszym dowódcą. Najpierw  naszego plutonu , wtedy kiedy byliśmy kompanią, a potem naszej drugiej kompanii. On był zresztą ostatnim dowódcą „Parasola” na Mokotowie, bo już nas garstka tam była, dosłownie garstka.   A że Irena była narzeczoną Jurka, to nas wprowadziła wszystkie do „Parasola”. Tak to wyglądało.

A jak zaczynałam Powstanie? Powstanie zaczynałam na ulicy Waliców. Plutony  szturmowe, przyszły tu na Wolę pierwszego sierpnia zdobyć Dom Starców na Żytniej i budować barykady, co im się udało.  A większość dziewcząt była w każdej z tych grup szturmowych. Na pewno były łączniczki i sanitariuszki.
 
Te młodsze dziewczęta i chłopców bez broni  zatrzymano na ulicy Waliców przez noc.  A to była fabryka Geneliego.  Geneli to była duża wytwórnia znakomitych likierów , wódek gatunkowych, znana bardzo firma w świecie. Te piwnice były dobrze zaopatrzone, bo przecież Niemcy lubili sobie chlapnąć.

M: – I młodzież tak w takim miejscu…

Z.Ł:  -  Tak nam przypadło w udziale. Ponieważ padał w nocy deszcz, a rano drugiego myśmy już musieli się zameldować to dostaliśmy rozkaz: „Każdy bierze dwie butelki wódki”. Po pierwsze: nie dać Niemcom, a po drugie: do sanitariatu one czasem były potrzebne.

I przemokniętych chłopców też trzeba było jakoś tam podratować. I tak żeśmy w tych swoich torbach, plecakach, kto tam co miał, po te 2 butelki na rozkaz przyniosły na Wolę. Ale to się przydawało, szczególnie wino się przydawało , bo to był taki środek usypiający nawet, a tych brakowało.

Bywały i śmieszne momenty. Wtedy, kiedy przechodziliśmy tu na Wolę , inaczej zupełnie Warszawa wyglądała. Na rogu Żelaznej  i obecnej Alei Solidarności  jeden z naszych kolegów, bardzo dowcipny młody chłopaczek, wziął na plecy woreczek, taki nie za wielki, a tam kilka butelek tego miał. I jak się zaczęło musieliśmy przeskakiwać z bramy do bramy, co kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund,  bo ci żandarmi z okien do nas strzelali.

M: – Może przypomnijmy, że to była Warszawa, gdzie nie spacerowało się po ulicach.

Z.Ł.: – Tak,  oczywiście. I ten Jaś Czarnecki z tym woreczkiem skakał, ale ponieważ zaczęli strzelać to on padł na ziemię. Upadł na brzuch żeby butelek nie potłuc i ani jednej nie potłukł. Także bywało dużo różnych , zabawnych momentów. Byliśmy młodzi, chcieliśmy żyć na pewno, chcieliśmy bić się. Myślę to zadanie spełniliśmy  na wysoka notę,  jako oddział.
 
Myśmy chcieli naprawdę żyć, chcieliśmy się bawić i chcieliśmy się kochać. Myśmy tego wszystkiego nie skosztowali przed Powstaniem. Dlatego mi tak bardzo tych najmłodszych szkoda, że oni niczego z życia nie dostali.

M: – Pojawiają się teraz takie głosy, bardzo  brzydkie , że zmuszano dzieci do udziału w tych walkach. Pani była zmuszana?

Z. Ł.: – Ależ proszę Pani wszyscy byliśmy armią ochotniczą.  Było to dla nas zaszczytem, że my już nie jesteśmy harcerzyki tylko w prawdziwym oddziale wojskowym.
Bo „Parasol” miał rodowód harcerski niewątpliwie, ale był to stricte oddział wojskowy i to do zadań specjalnych. Zresztą konspiracja cała o tym świadczy. Także wydaje mi się, że to nie są głosy prawdziwe .
 
One się mijają z prawdą. Myśmy chcieli, naprawdę chcieli. Jak zobaczyliśmy przez okno w fabryce u tego Genelego na Waliców chłopców z opaskami, bo oni już zaczynali,  a my jeszcze czekaliśmy na dojście do naszego oddziału to przecież gardło ściskało.
 
Starsi, młodsi wszyscy płakaliśmy,  a jeszcze jak biało - czerwoną wywiesili na dom…

M:  – Pani Zofio jak już padła Wola, wyparli was z tych cmentarzy, to gdzie dalej Pani oddział ruszył ?

Z.Ł.:  – W nocy z piątego na szóstego sierpnia, ale mogę się mylić o jeden dzień,  część oddziału została ewakuowana na Stare Miasto. Natomiast część została. W dalszym ciągu jeszcze broniliśmy cmentarzy.

 

15 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. odpowiedź dla wszystkich, którzy obrzucają błotem Powstańców

M: – Pojawiają się teraz takie głosy, bardzo brzydkie , że zmuszano dzieci do udziału w tych walkach. Pani była zmuszana?

Z. Ł.: – Ależ proszę Pani wszyscy byliśmy armią ochotniczą. Było to dla nas zaszczytem, że my już nie jesteśmy harcerzyki tylko w prawdziwym oddziale wojskowym.
Bo „Parasol” miał rodowód harcerski niewątpliwie, ale był to stricte oddział wojskowy i to do zadań specjalnych. Zresztą konspiracja cała o tym świadczy. Także wydaje mi się, że to nie są głosy prawdziwe .

One się mijają z prawdą. Myśmy chcieli, naprawdę chcieli. Jak zobaczyliśmy przez okno w fabryce u tego Genelego na Waliców chłopców z opaskami, bo oni już zaczynali, a my jeszcze czekaliśmy na dojście do naszego oddziału to przecież gardło ściskało.

Starsi, młodsi wszyscy płakaliśmy, a jeszcze jak biało - czerwoną wywiesili na dom…

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. a dla tych co dalej nie rozumieją sensu Powstania Warszawskiego

Niemcy po raz pierwszy zobaczą film dokumentalny, opowiadający o niemiecko sowieckiej współpracy przed 1941 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. "Parasola" piosenka szturmowa

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Warszawiaki "Chłopaki z AK" Powstanie Warszawskie 66. rocznica

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Chłopcy silni jak stal - Powstanie Warszawskie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Sierota

6. „Kustosze historii”

Cenne.

avatar użytkownika natenczas

7. Hej, chłopcy, bagnet na broń

Hej chłopcy, bagnet na broń!
Długa droga, daleka przed nami,
Mocne serca, a w ręku karabin,
Granaty w dłoniach i bagnet na broń!

Ciemna noc się nad nami
Roziskrzyła gwiazdami
Białe wstęgi dróg w pyle, długie noce i dni,
Nowa Polska zwycięska jest w nas i przed nami
W równym rytmie marsza - raz, dwa, trzy!

Hej chłopcy, bagnet na broń!
Długa droga daleka, przed nami trud i znój,
Po zwycięstwo my młodzi idziemy na bój,
Granaty w dłoniach i bagnet na broń!

Jasny świt się roztoczy,
Wiatr owieje nam oczy
I odetchnąć da płucom i rozgorzeć da krwi.
I piosenkę, jak tęczę, nad nami roztoczy
W równym rytmie marsza - raz, dwa, trzy!

Hej chłopcy, bagnet na broń!
Bo kto wie, czy to jutro, pojutrze czy dziś,
Przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść!
Granaty w dłoniach i bagnet na broń!
........................................................................................

Autorką i kompozytorką była „Danuta” – Krystyna Krahelska. Wiersze i piosenki pisała od 1928. Najbardziej znaną swoją piosenkę "Hej, chłopcy, bagnet na broń" napisała w styczniu 1943 dla żołnierzy "Baszty". Stała się ona najpopularniejszą piosenką żołnierską Polski Walczącej i powstania warszawskiego. Tekst opublikowano po raz pierwszy na łamach konspiracyjnego pisma "Bądź Gotów" (20 listopada 1943 nr 21), a następnie przedrukowano kilkakrotnie w prasie powstańczej oraz w dwóch konspiracyjnych antologiach Pieśni Podziemne (1944) i Śpiewnik B.Ch (październik 1944), a także w wielu antologiach powojennych.

W czasie okupacji znane były i śpiewane także jej dwie wcześniejsze (napisane w latach 1941-1942) piosenki "Kołysanka" (inny tytuł "Kołysanka o zakopanej broni") i "Kujawiak" (inne tytuły "Kujawiak konspiracyjny", "Kujawiak partyzancki") oraz wiersze: "Polska", "Modlitwa" i "Wiersz o Tobruku".

Po wojnie wydano dwa zbiory jej wierszy i piosenek: "Smutna rzeka" i "Wiersze".
Źródło Wikipedia

avatar użytkownika Unicorn

8. http://www.youtube.com/watch?

http://www.youtube.com/watch?v=ovlvjOoTi7s&feature=player_embedded#at=31

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Maryla

9. Unicorn to najlepszy klip Sabatonu Warszawo, walcz!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

10. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Tyle lat a ja pamiętam ten Pani wywiad z "Polityczni".
Do dziś mi brakuje, francuskiego /ɛʁ/ .

Były to piękne czasy !

Ukłony moje najnzsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika witas

11. Zmuszać dzieci do walki ? Co za bzdura w stylu giewu?!

Trzeba było dzieci zmuszać, aby oddalały się z linii walk !

Dziękuję za świetny wywiad

pozdrawiam

Witek
avatar użytkownika kazef

12. @Maryla

Bardzo ciekawy wywiad. Dziekuję.
Ukłony dla Pani Zofii.

avatar użytkownika Maryla

13. 67. rocznica wybuchu powstania warszawskiego, godzina W

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. Powstanie warszawskie 4/7

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

15. Solidarni2010 -Spotkanie na Woli



Pani Janina od wielu lat przychodzi na Cmentarz Wolski w pierwszych dniach sierpnia...

Autor: hanna, wpisał dnia 04.08.2011r.
Foto:HD

Przychodzi,
odkąd zamieszkała w Warszawie kilkanaście lat temu. Nie jest
warszawianką, nikt z jej bliskich nie urodził się w stolicy...a
jednak...
1.08_051_640_550
Niosąc biało-czerwone mieczyki
wspomina wujka Tomasza, brata jej mamy, który mieszkał w Warszawie w
czasie wojny. Tuż po wybuchu powstania, tknięty złym przeczuciem,
wybiegł z domu w poszukiwaniu swojego syna. Bolek miał wtedy 18 lat i
jak wszyscy przyłączył się do powstańców. Ojciec chciał go ostrzec,
powstrzymać, a może mu towarzyszyć, by chronić syna? Tego nie dowiemy
się już nigdy.
Wujek Tomasz nie wrócił do domu.
Jest jedną z ponad stu tysięcy anonimowych Ofiar Powstania
Warszawskiego, pochowanych na tym miejscu.
1.08_064_640_550

Bolek przeżył całe powstanie,
trafił do niemieckiej niewoli z powstańcami, którzy składali broń
ostatniego dnia walki. Oflag wyzwolili alianci, więc po wojnie osiadł w
Londynie.  Nie ma Tomasza, nie ma już i Bolka. Jego angielskie dzieci
nie mówią po polsku.
A Pani Janina, choć nie jest warszawianą, co roku bardziej drżącą dłonią zapala dwie małe lampki - białą i czerwoną. Poległym-Niepokonanym.



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl