♦ Bili za zakazane pieśni
Do Sądu Rejonowego w Trzebnicy wpłynął akt oskarżenia przeciwko czterem byłym żmigrodzkim policjantom, którzy – zdaniem prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej – dopuścili się zbrodni komunistycznej. W styczniu 1982 roku zatrzymali oni dwóch pracowników ówczesnego Pafawagu. Następnie zawieźli ich na miejscowy komisariat, gdzie dotkliwie ich pobili. Po publikacji w NOWej gazecie informacji o przygotowanym procesie, do redakcji zgłosił się jeden z poszkodowanych. Pan Andrzej Zawadzki, mieszkaniec Wrocławia, zgodził się opowiedzieć o wydarzeniach tej grudniowej nocy sprzed 26 lat.
– Z Zenonem znaliśmy się bardzo dobrze. Mieszkaliśmy przez wiele lat prawie po sąsiedzku. Pracowaliśmy w Pafawagu: ja jako komendant zakładowej straży pożarnej, on: przemysłowej – mówi p. Andrzej. – Często prowadziliśmy wspólnie kontrole.
Taką kontrolę przeprowadzali w żmigrodzkiej filii Pafawagu 12 stycznia 1982 roku, w wigilię pierwszej „miesięcznicy” wprowadzenia stanu wojennego. Tu trzeba dodać, że kolega p. Andrzeja stąd pochodził, tu kończył szkołę, zaczynał pracę w fabryce wagonów i tu mieszkała jego rodzina.
W tym czasie trwał stan wojenny. Bez specjalnych przepustek nie wolno było opuszczać swojej miejscowości, a po godzinie policyjnej – w ogóle wychodzić z domu. Ponieważ Pafawag został zmilitaryzowany, jego pracownicy podlegali władzom wojskowym.
– Zaopatrzeni w niezbędne papiery, jako pracownicy zakładu zmilitaryzowanego, pojechaliśmy samochodem służbowym do Żmigrodu – wspomina p. Andrzej. – Był to dla nas o tyle szczęśliwy wyjazd, że przed świętami mogliśmy skoczyć do Żmigródka, do rodziców Zenona, by na wsi kupić trochę prowiantu. Przede wszystkim zamierzaliśmy kupić jajka. Zostaliśmy więc, a samochód wrócił do Wrocławia.
Tu czytelnikom nie pamiętającym ostatnich lat upadającego komunizmu należy się wyjaśnienie. Pod koniec lat 70. ze sklepów zaczęły znikać wszystkie towary. Najbardziej dotkliwy był, oczywiście, niedobór żywności. Podstawowe wiktuały w handlu były dostępne tylko na kartki. A i tak nie zawsze, bo sklepy kilkadziesiąt minut po dostawie towaru świeciły pustkami. Kto miał możliwości, zaopatrywał się bezpośrednio u rolników. W chwili wprowadzenia w Polsce stanu wojennego i zakazów wyjazdów bez specjalnych zezwoleń, sytuacja żywnościowa w mieście pogorszyła się jeszcze bardziej. Dlatego obaj komendanci, mieli szczególne możliwości robienia zakupów do domowych spiżarni.
– Po skończonej pracy w zakładzie pojechaliśmy do Żmigródka, gdzie zaopatrzyliśmy się w jajka – mówi p. Andrzej. – Nie pamiętam już, ile ich było, ale jak na tamte czasy, na pewno był to powód do zadowolenia. Ponieważ mieliśmy jeszcze dużo czasu, pojechaliśmy do krewnych kolegi w Żmigrodzie. Tam, owszem, trochę wypiliśmy, ale nie tyle, żeby tracić nad sobą kontrolę. Gdy wracaliśmy na dworzec, to śpiewaliśmy różne pieśni, wtedy zakazane, dziś – patriotyczne.
– Śpiewać lubiliśmy przy każdej okazji, nie tylko po wódce. Obaj mieliśmy zresztą odpowiednie przygotowanie muzyczne. Wtedy, ponieważ zbliżał się 13 dzień miesiąca, śpiewaliśmy My, Pierwsza Brygada, Hej, strzelcy wraz. Żmigród na pewno to słyszał. Nagle usłyszeliśmy szept: „Cicho, bo tu stoi nyska”. Zamilkliśmy, a milicjanci nie wiedzieli pewnie kto śpiewał, bo zatrzymali osoby idące przed nami. Na dworcu śpiewaliśmy znowu. Wtedy prawdopodobnie ktoś doniósł, bo wrócili.
Obaj panowie zgodnie protestowali przeciw interwencji. Mieli prawo przebywać na dworcu, bo mieli ważne delegacje, poza tym do godziny milicyjnej brakowało jeszcze kilku minut. Było ok. godz. 21.40, gdzieś dziesięć minut przed odjazdem pociągu do Wrocławia i dwadzieścia minut przed rozpoczęciem godziny milicyjnej, która mogła się skończyć zatrzymaniem osoby chodzącej w tym czasie po ulicy bez specjalnej przepustki.
– Co zauważyłem, że wtedy interwencja skupiła sie wokół Zenona. Jego zatrzymali, z nim rozmawiali i to na ty. Więc ja odszedłem parę kroków. Mnie chcieli zabrać pierwszego, więc się stawiałem i krzyczałem do kolegi, żeby przyszedł. Nie chciałem, żeby nas rozłączyli. Ciągnęli mnie we dwóch pod pachę. Pociągnęli mnie do dowódcy, chyba plutonowego i… on mi oddał dowód i powiedział, że jestem wolny.
Pan Andrzej nie chciał zostawić kolegi samego, zaczął protestować, więc obu wsadzili do radiowozu i zawieźli na komisariat.
– Podczas całego incydentu zauważyłem zdecydowanie większą agresję w stosunku do mojego kolegi – mówi były komendant. – Początkowo cała interwencja dotyczyła tylko jego. Patrol skupił się tylko na nim. Nawet mówili do siebie per ty. Do mnie podszedł plutonowy. Pamiętam dokładnie, bo miał tych belek od cholery, jak belek na strychu. Wylegitymował mnie i oddając dowód powiedział „pan jest wolny”. Spytałem, „a kolega?” „Kolegę zabieramy”, – usłyszałem. „To zabierajcie i mnie”, – odpowiedziałem.
Jak wyjaśnia p. Andrzej, to on pierwszy zaczął się „stawiać”, protestując przeciw zatrzymaniu kolegi. Był pewien, że milicja nie ma prawa go zatrzymać. – Zgodnie z zasadami, panującymi w zakładzie zmilitaryzowanym, byliśmy żołnierzami. Policja mogła nas wylegitymować i co najwyżej przekazać WSW czyli żandarmerii. To oni mogli nas ewentualnie zatrzymać. To był przecież stan wojenny, wojna.
Na komisariacie pan Andrzej znowu stracił dokumenty. Zabrano mu też zegarek i sygnet. – Delegację zakładu zmilitaryzowanego wziął policjant i podarł mówiąc: „patrz, co robimy z twoją delegacją”. – Schyliłem się i schowałem ją do kieszeni – pan Andrzej pokazuje kopię podklejonego dokumentu (oryginał jako dowód jest w IPN). Następnie kazano im dmuchać w baloniki, ale obaj odmówili. Zażądali badania krwi, bo wiedzieli, ile wypili alkoholu, i tylko badanie krwi może dokładnie stwierdzić, czy byli pijani.
Tymczasem obaj panowie zostali zamknięci w celi. Świadomi swoich praw, zaczęli znowu śpiewać pieśni patriotyczne i żądać skontaktowania z komendantem komisariatu. W rezultacie obaj zostali wyprowadzeni z celi i w oddzielnych pomieszczeniach po kolei skatowani.
– Pamiętam, że bicie mnie zainicjował taki mały starszy sierżant. W pewnej chwili uderzył mnie otwartą dłonią w ucho. Nastąpiło porażenie błędnika i straciłem przytomność. Później tylko słyszałem tylko „wstań”, a jak się podniosłem, poczułem cios buciorem w okolice nerek, i znowu „wstań” i kopniak. Dwóch mnie kopało, a jeden zaciekle bił pałką. Trwało to wiele minut. Później trzy czy cztery dni sikałem krwią. Byłem dziewięć dni na zwolnieniu lekarskim. Byłem siny od karku do pięt. Miałem wtedy 34 lata, byłem w sile wieku, ale przez następne trzy miesiące nie mogłem się schylić. Gdy wracałem do celi, odprowadzającemu mnie milicjantowi powiedziałem: „Ładnie żeście chłopcy bili”, a on w odpowiedzi uderzył mnie pięścią w twarz.
Nazajutrz obaj mężczyźni zostali zwolnieni. – To było straszne przeżycie – wraca w przeszłość p. Andrzej. – Przyrzekłem sobie, że tego tak nie zostawię. Mijając dyżurkę usłyszałem „do widzenia”. „Masz pan panie poczucie humoru. Jeżeli tu przyjadę, to z prokuratorem”, odpowiedziałem.
– Poszedłem do lekarza, który zawołał kolegów, żeby zobaczyli, widocznie po raz pierwszy, tak posiniaczone ciało – wspomina były komendant straży. – Gdy mnie zobaczyła moja żona, aż się popłakała.
Panowie poskarżyli się zwierzchnikowi krewkich milicjantów, ówczesnemu komendantowi wojewódzkiemu milicji, Zdzisławowi Biernaczykowi. Według pokrzywdzonych, żmigrodzcy milicjanci w żaden racjonalny sposób nie potrafili uzasadnić swojej interwencji, a zwłaszcza konieczności zabrania obu panów na komisariat i osadzenia ich w areszcie: nie reagowali na okazywane im karty mobilizacyjne i przepustki oraz nie powiedzieli jakie przepisy naruszyli obaj pafawagowcy swoim postępowaniem. W odpowiedzi, podpisanej przez zastępcę naczelnika wydziału ogólnego KWMO we Wrocławiu S. Szymańskiego, dowiedzieli się, że „przeprowadzone wnikliwe postępowanie skargowe nie dostarczyło podstaw do uznania zasadności zarzutów”. Zdaniem naczelnika użycie siły przez milicjantów było uzasadnione niepodporządkowaniem się pokrzywdzonych poleceniom milicjantów i ich (pracowników Pafawagu – dop. red.) agresywnym wobec nich (pracowników MSW – dop. red.) zachowaniem”.
Wobec tego, panowie Andrzej i Zenon złożyli zawiadomienie do prokuratury wojewódzkiej we Wrocławiu, które przejęła – bo pokrzywdzonymi były osoby zmilitaryzowane – wojskowa Prokuratura Garnizonowa we Wrocławiu. Ta jednak umorzyła je „wobec niestwierdzenia przestępstwa”. – Prokurator straszył mnie, żeby nie zadzierać z policją – mówi pobity.
W tych czasach możliwości odwoływania się pobitych wrocławian skończyły się. Na ponowne nadzieje na sprawiedliwość musieli czekać 26 lat.
– To ja byłem inicjatorem odświeżenia tej sprawy – mówi A. Zawadzki. – Najpierw usłyszałem apele IPN o ujawnianie tego typu historii. A gdy szukając kiedyś w domowym archiwum jakichś dokumentów, natknąłem się na teczkę z tamtych dni, postanowiłem wyciągnąć to jeszcze raz na światło dzienne. Chciałem pokazać, że nie tylko w Warszawie, Wrocławiu czy Krakowie były prześladowania. Takie zbrodnie mogły się zdarzyć w każdej, nawet najmniejszej miejscowości.
– Prokurator IPN powiedział mi, że gdybyśmy nie śpiewali tych pieśni, które wtedy były na indeksie, dziś nie byłaby to zbrodnia komunistyczna. Byłem zdumiony tym, że musiałem wymieniać wszystkie tytuły.
Prokurator dotarł do świadków wydarzeń z pamiętnego stycznia: szkolnego kolegi p. Zenona, który tego dnia również wybierał się w podróż. Na stacji obserwował incydent. Zapamiętał, jak milicjanci legitymowali, szturchali, a nawet bili pałkami obu inspektorów. Kolejnym świadkiem jest dawny milicjant, który pełnił tego wieczoru funkcję pomocnika oficera dyżurnego w żmigrodzkim komisariacie. Twierdzi on, że obaj wówczas zatrzymani „byli grzeczni i spokojni, choć czuć było od nich zapach alkoholu; skarżyli się jednak cały czas na bezzasadne ich zatrzymanie i agresywne zachowanie milicjantów, którzy ich doprowadzili”. Żadnych hałasów i odgłosów pobicia nie słyszał. Natomiast żmigrodzian, który osadzony był wówczas w areszcie twierdzi, że gdy wprowadzono do jego celi jednego z inspektorów, ten skarżył się na bóle pleców i mówił, że „tamci potrafią bić”.
W aktach sprawy znaleźliśmy też informację, że milicjanci, którzy zatrzymali inspektorów Pafawagu, mieli wcześniej urazy do jednego z nich. Zenon G. kilka lat wcześniej, jako komendant straży, pisał na nich skargi: że przychodzą na dyżurkę pijani, straszą jego podwładnych, nie chcą się podporządkować komendantowi. Niestety, nie udało nam się skontaktować z p. Zenonem. Przed laty po raz kolejny zmienił miejsce zamieszkania, przeprowadzając się do którejś z podwrocławskich wiosek.
– To nie jest zemsta. Nie chcę, żeby dostali wieloletnie wyroki – mówi pobity przed blisko 27 laty wrocławianin. – Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że wtedy prześladowano ludzi nie tylko w Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu, i nie tylko za wielką politykę. Że można było oberwać także w Żmigrodzie i tylko za śpiewanie polskich pieśni.
Z milicjantów, którzy w wigilię pierwszej „miesięcznicy” wprowadzenia stanu wojennego mieli pobić kontrolerów z Pafawagu, jeden już nie żyje, pozostali nie przyznają się do winy.
Wspomnienie opublikowała 14-10-2008 „Nowa Gazeta Trzebnicka”
- wielka-solidarnosc.pl - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. dzisiaj też biją
a nawet aresztują i sądzą - za "antyrządowe" hasła
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Lista ofiar śmiertelnych
Apel POLEGŁYCH w okresie Stanu Wojennego
Lista ofiar śmiertelnych
Honoriusz Kowalczyk (dominikanin z Poznania, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, według opinii publicznej jest ofiarą SB. Śledztwo w toku) Ofiary zdarzeń masowych Pacyfikacja kopalni Wujek 16 grudnia 1981
Józef Czekalski (ur. 1933)
Józef Giza (ur. 1957)
Joachim Gnida (ur. 1952, zm. 25 stycznia 1982)
Ryszard Gzik (ur. 1946)
Bogusław Kopczak (ur. 1953)
Andrzej Pełka (ur. 1962)
Jan Stawisiński (ur. 1960)
Zbigniew Wilk (ur. 1951)
Zenon Zając (ur. 1959) Stłumienie demonstracji w Gdańsku 17 grudnia 1981
Antoni Browarczyk (ur. 1957) – zginął postrzelony przypadkowo
Pacyfikacja strajku na Politechnice Wrocławskiej 17 grudnia 1981
Tadeusz Kosecki – zmarł pobity przez ZOMO
Stłumienie pokojowej demonstracji w Poznaniu 13 lutego 1982
Wojciech Cieślewicz (ur. 1953) – zmarł pobity przez ZOMO Stłumienie pokojowej demonstracji w Warszawie 3 maja 1982
Joanna Lenartowicz (ur. 1963) – zmarła 5 maja w wyniku pobicia przez ZOMO
Mieczysław Radomski (ur. 1926) – zmarł pobity przez ZOMO
Adam Szulecki (ur. 1950) – zmarł 9 maja w wyniku pobicia przez ZOMO Stłumienie pokojowej demonstracji we Wrocławiu 3 maja 1983
Władysław Durda – zatruty gazami łzawiącymi ZOMO
Stłumienie pokojowej demonstracji w Krakowie 13 maja 1982
Włodzimierz Lisowski (ur. 1915) – zmarł 13 lipca w wyniku pobicia przez ZOMO i SB Poznań 11 maja 1982
Piotr Majchrzak (ur. 1963) – zmarł 18 maja w wyniku pobicia przez ZOMO i funkcjonariuszy WSW
Stłumienie pokojowej demonstracji we Wrocławiu 13 maja 1982
Rozbicie organizacji podziemnej 16 czerwca 1982 w Warszawie
Emil Barchański (ur. 1965) – po wykryciu, że na czele tajnej organizacji, do której należał, stał tajny współpracownik SB został poddany torturom w Pałacu Mostowskich, ciało utopiono w Wiśle (nie ma pewności co do okoliczności śmierci i do rzekomego wykrycia TW w ramach organizacji)
Stłumienie pokojowej demonstracji w Gdańsku 31 sierpnia 1982
Piotr Sadowski (ur. 1950) – zmarł trafiony petardą ZOMO Stłumienie pokojowej demonstracji we Wrocławiu 31 sierpnia 1982
Tadeusz Woźniak (ur. 1933) – zmarł 1 września w wyniku pobicia przez ZOMO
Kazimierz Michalczyk (ur. 1955) – postrzelony przez ZOMO podczas demonstracji we Wrocławiu w dniu 31 VIII 1982 - zmarł 2 września
Stłumienie pokojowej demonstracji w Lubinie 31 sierpnia 1982
Michał Adamowicz (ur. 1954) – zmarł 5 września w wyniku postrzału
Mieczysław Poźniak (ur. 1956) – zmarł w wyniku postrzału
Andrzej Trajkowski (ur. 1950) – zmarł w wyniku postrzału Stłumienie pokojowej demonstracji we Kielcach 31 sierpnia 1982
Stanisław Raczek (ur. 1947) – zmarł 7 września w wyniku pobicia przez ZOMO Stłumienie pokojowej demonstracji w Częstochowie 1 września 1982
Eugeniusz Wiłkomirski (ur. 1930) – zmarł 3 września w wyniku pobicia przez ZOMO Stłumienie pokojowej demonstracji w Nowej Hucie 13 października
1982 Bogdan Włosik (ur. 1962) – zastrzelony z broni palnej przez kapitana SB Andrzeja Augustyna
Stłumienie pokojowej demonstracji w Warszawie 10 listopada 1982
Stanisław Królik (ur. 1943) – zmarł 16 listopada pobity przez ZOMO
Stłumienie pokojowej demonstracji w Gdańsku 11 listopada 1982
Wacław Kamiński (ur. 1950) – zmarł 28 listopada trafiony petardą
Stłumienie pokojowej demonstracji w Krakowie 1 maja 1983
Ryszard Smagur (ur. 1954) – zmarł trafiony petardą ZOMO
Stłumienie pokojowej demonstracji we Wrocławiu 1 maja 1983
Włodzimierz Witkowski (ur. 1952) – zaginął w czasie demonstracji, zwłoki znaleziono 7 września
Bernard Łyskawa (ur. 1927) Stłumienie pokojowej demonstracji w Warszawie 3 maja 1983
Marek Kuchta (ur. 1953) – zmarł 5 maja 1983 w wyniku pobicia przez MO
Adam Szulecki – zmarł 9 maja 1983 w wyniku pobicia przez ZOMO
Ofiary indywidualne działań władz stanu wojennego : Wanda Kołodziejczyk (ur. 1923) – zmarła 4 stycznia 1982 po pobiciu w areszcie śledczym na ul. Rakowieckiej w Warszawie
Franciszek Zdunek (ur. 1942) – zastrzelony 2 lutego 1982 przez funkcjonariusza MO
Zbigniew Szymański – zmarł pobity przez ZOMO w kwietniu 1982
Wojciech Cielecki (ur. 1963) – zastrzelony przez żołnierza LWP 2 kwietnia 1982 w Białej Podlaskiej
Stanisław Kot – zmarł 3 kwietnia 1982 w Rzeszowie w wyniku pobicia przez patrol ZOMO
Mieczysław Rokitowski (ur. 1935) – zmarł 3 kwietnia 1982 pobity w czasie przesłuchania w areszcie śledczym w Załężu
Andrzej Grzywa – zmarł 30 sierpnia 1982 pobity na komendzie MO w Gdańsku
Zdzisław Jurgielewicz (ur. 1953) – zmarł 21 września 1982 pobity przez MO w Giżycku
Adam Grudziński (ur. 1946) – zmarł pobity w obozie dla internowanych w Załężu w październiku 1982
Zbigniew Symoniuk (ur. 1950) – członek Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania, zmarł 8 stycznia 1983 w więzieniu w Białymstoku
Zenon Bleszczyński (ur. 1959) – zmarł 14 stycznia 1983 w wyniku pobicia w areszcie śledczym
Jacek Jerz (ur. 1944) – wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność w Radomiu, delegat na I Krajowy Zjazd NSZZ Solidarność, członek władz krajowych Konfederacji Polski Niepodległej i Komitetu Obrony Więzionych za przekonania, zmarł nagle 31 stycznia 1983 po zwolnieniu z ponadrocznego internowania, gdzie przeszedł "ścieżki zdrowia" (pacyfikacja protestu internowanych w Kwidzynie). Bezpośrednio przed jego śmiercią szef SB w Radomiu zlecił na piśmie (dokument zachował się w archiwach IPN) zastosowanie wobec niego "przedsięwzięcia specjalnego"
Jan Ziółkowski (ur. 1940) – współpracownik Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Czerwca 1956, zmarł 5 marca 1983, pobity na V komendzie MO w Poznaniu
Józef Larysz (ur. 1942) – przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w ELWRO w Pszczynie, zmarł 7 marca 1983 po przesłuchaniu na komendzie MO
Ryszard Kowalski (ur. 1939) – przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w Hucie Katowice, jego ciało wyłowiono 31 marca 1983
Bogusław Podboraczyński (ur. 1962) – działacz NSZZ Solidarność z Nysy, zamordowany przez funkcjonariuszy MO, ciało wydobyto z rzeki 30 kwietnia
1983 Andrzej Szewczyk (ur. 1961) – zmarł w maju 1983 w wyniku pobicia przez ZOMO
Grzegorz Przemyk (ur. 1964) – zmarł 14 maja 1983 w wyniku pobicia na komendzie MO przy ul. Jezuickiej w Warszawie
Zdzisław Miąsko (ur. 1954) – zmarł 3 czerwca 1983 po przesłuchaniu na posterunku MO w Nowej Miłosnej
Andrzej Gąsiewski (ur. 1954) – pracownik Instytutu Badań Jądrowych zamordowany 17 czerwca 1983 w Warszawie
Jerzy Marzec (ur. 1962) – ciało znaleziono nad Odrą 22 czerwca 1983
Jan Samsonowicz (ur. 1944) – zmarł 30 czerwca 1983, działacz NSZZ Solidarność i Ruchu Młodej Polski, upozorowanie samobójstwa, ciało powieszono na bramie Stoczni Gdańskiej im. Lenina
Piotr Bartoszcze (ur. 1950) - zamordowany 7 lutego 1984 - ciało ze śladami pobicia i duszenia znaleziono w studzience melioracyjnej.
PS Lista z pewnościa jest niepełna, ale starczy miejsca i cierpliwości aby ja uzupełnic....
http://blogmedia24.pl/node/41875
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/
3. "To nie jest zemsta"
Wbili ludziom do glowy, ze upominanie sie o prawo, ktore bolszewiccy bandyci lamali nagminnie...wymaga tlumaczenia.
Szokuje tez brak brak reakcji skatowanego, na finansowe zadosc uczynienie...A bolszewiccy bandyci, w najlepsze dzis na slonych swiadczeniach, to niby przez kogo sa utrzymywani,panie Andrzeju.
Bandyci nie maja skrupolow, z niczego sie nie tlumacza...I biora kase polskiego podatnika bez skrupolow.
ps. prawo nie ma nic wspolnego z wybaczeniem...
4. re odszkodowań, wcześniej przyznają odszkodowanie towarzyszowi
Jaruzelskiemu,niż Rodzinom zamordowanych,zabitych,czy torturowanych na Śmierć
Mama
jednego z młodziutkich Górników zastrzelonych na terenie Kopalni Wujek
zdążyła już Umrzeć,a ONI oddychają z ulgą,że ubyło
następnego świadka,czyli
Matki Upominającej się o Zamordowanego Syna
serd pozdrawiam
re dzisiejszej wiedzy...
ZEROWA...i dlatego mogą bezkarnie wszelkie Tarasy czy Niemce
pluć na Modlących się na Krakowskim Przedmieściu
gość z drogi