Translacja czyli tłumaczenie
Na temat niezwykle trudnej sztuki translacji dzisiaj na portalu wPolityce głos zabrał Marek Markiewicz rozważając przyczyny opóźnienia publikacji tzw. raportu Millera, który przed udostępnieniem opinii publicznej nie wiadomo dlaczego musi być przetłumaczony na angielski, ale także na rosyjski.
"Zaprzęgnięto zapewne sztab fachowych tłumaczy. I jest problem. Albo nie potrafią przez kolejny tydzień przetłumaczyć niejasnych fraz albo nazwisk – Arabski (arabic?), albo po przetłumaczeniu dopiero wyszło głupio, w niezgodzie ze standardami, gdzie indziej respektowanymi. Gdzieś zapodział się rozdział – „oględziny wraku", bo oględzin nie było, zawieruszył się zapis pożegnania Prezydenta, zgodnego z protokołem, bo pożegnania nie było, gdzieś zaginął wreszcie fragment jednoznacznie demaskujący fałszywość tez i dokumentów Macierewicza mających dowodzić, że wspólnie kombinowano z władzami Federacji przeciwko własnemu prezydentowi.
(...)
Co znaczy lot „międzynarodowy", czy jest różnica między samolotem cywilnym a wojskowym, wizytą państwową a prywatną, rocznicą mordu na polskich oficerach, ofiar Stalina, a poświęceniem cerkwi Zmartwychwstania Chrystusa [wmurowaniem kamienia węgielnego pod tę cerkiew - przyp. giz] dla uczczenia ofiar systemu totalitarnego?
Przyzwoity dziennikarz musiałby zapytać – w czym tak konkretnie uczestniczył Premier, a co uświetnić miał Prezydent.
Wreszcie – czy samolot był sprawny i przestrzegano procedur, ale wszystkich, i technicznych, i dyplomatycznych, i wywiadowczych, i politycznych wreszcie.
To w istocie proste pytania, ale odpowiedź po angielsku jest zbyt trudna, bo za wiele trzeba wyjaśniać na boku, a po rosyjsku zbytnio drażniąca, co podpowiadać mogą znani eksperci od tych spraw, zapraszani do Pałacu."
Tyle cytatów z tekstu Markiewicza, polecam całość, tutaj:
Fotoplastikon Markiewicza. Translacja. Od dnia, gdy na biurko Premiera z łomotem opadł Raport, zastygliśmy w oczekiwaniu.
Zaiste z tłumaczeniem naszej rzeczywistości na angielski mamy nie lada problemy. Spróbujmy na przykład wytłumaczyć po angielsku występujące powszechnie w naszej powojennej rzeczywistości określenie "opozycja" i pokrewne "opozycjoniści" czy "rewizjoniści" albo bardzo popularne "oszołomy".
Już po naszemu, czyli "po polskiemu", mamy z precyzyjnym określeniem tych znaczeń spory kłopot, o czym świadczy na przykład funkcjonujące swego czasu jak się wydaje celowe doprecyzowanie: "opozycja demokratyczna", swoją celowością przypominające gomułkowską "inteligencję pracującą". Skoro uznano za stosowne doprecyzowanie "opozycji" przez "opozycję demokratyczną" to rodzi się pytanie czy również istniała w Polsce jakaś opozycja niedemokratyczna?
Może chodzi tutaj o opozycję wewnątrzpartyjną, czyli o tzw. rewizjonistów? - o spór tzw. Natolińczyków z Puławianami, który jeden z Puławian, Witold Jedlicki opisał w eseju zatytułowanym "Chamy i Żydy" opublikowanym w paryskiej "Kulturze" w 1962 roku. Obie partyjne frakcje były wobec siebie w opozycji, to pewne, ale tłumacząc na angielski, którą z nich wypada prawidłowo określić mianem opozycyjnej. Obawiam się, że żadnej, skoro posiłkowano się określeniem typu "opozycja demokratyczna". Jednak i to doprecyzowanie jest na wskroś nieprecyzyjne, a nawet wprowadzające w błąd! To może "opozycja pracująca" byłaby bardziej odpowiednia? - ale co z tego zrozumie czytelnik angielskiego tłumaczenia, jeśli na takowe ktoś się odważy? Jednym słowem mamy problem translacji, nie da się ukryć.
A im bliżej naszych czasów współczesnych tym bardziej tych "drzew" przybywa. Za Gierka i późnego Jaruzelskiego, czyli w systemie nie mającym niczego wspólnego z demokracją, funkcjonowała w najlepsze "opozycja demokratyczna" (the democratic opposition?). Jak to poprawnie i zrozumiale przetłumaczyć na angielski, skoro nawet po polsku trudno zrozumieć. Czy z tego wynika, że funkcjonowała wówczas również jakaś "opozycja niedemokratyczna"? Skoro w "opozycji demokratycznej" działali na przykład byli stalinowcy, to kto w takim razie działał w "opozycji niedemokratycznej"? - "zaplute karły reakcji"?
Jeśli więc chodzi o tłumaczenie raportu Millera na angielski to czarno widzę. Angielski tekst dla angielskojęzycznego czytelnika będzie kompletnie niezrozumiały, gdyż jego polskiej wersji nie są w stanie zrozumieć nawet fachowi polscy tłumacze.
Jedynie tłumaczenie na rosyjski może jako tako się udać ;-)
PS - na wszelki wypadek podaję link pomocniczy:
4 czerwca 1989 po latach
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. @giz3
Witam,
Wy tu nie kwękolcie, bo robicie z tego sprawę polityczną ! Tak mówi marszałek.
A tłumaczenie z rosyjskiego na rosyjski musi trwać ! Co najmniej tyle czasu, ile Anodinie zajęło napisanie swojego raportu MAK. No !
Schetyna o raporcie: to naprawdę musi trwać
Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna uważa, że z terminu ujawnienia
raportu komisji szefa MSWiA Jerzego Millera w sprawie katastrofy
smoleńskiej nie można robić sprawy politycznej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. znakomity tekst...
Zwłaszcza to podkreślenie roli tzw. "opozycji demokratycznej", czyli stalinistów oraz trockistów, w przygotowaniu sowieckiego cyrku pod tytułem "okrągły stół".
Cyrku zorganizowanego dla niedemokratycznych, czyli jeszcze nie zsowietyzowanych mass przez dwóch namiestników sowieckiego Kremla, zwyrodnialców nadzorujących w PRL sowieckie policje polityczne i bandytów z SB — tow. Jaruzelskiego i Kiszczaka, a jednocześnie agentów sowieckiej Informacji Wojskowej mordującej polskich patriotów w początkach PRL.
Andy — serendipity
3. Wiem, że w czasie swojej
Wiem, że w czasie swojej wizyty w Gruzji minister Radosław Sikorski informował partnerów, że przyczyną tragedii (w Smoleńsku - red.) był błąd pilotów, że to ich wina. Mówił to po prostu, jakby cytował rosyjskie komunikaty propagandowe, co w tym kraju miało szczególnie smutny wymiar, bo prezydent Kaczyński jest tam naprawdę bohaterem, nie spotkałam człowieka, który by go nie kochał - mówiła w wywiadzie dla tygodnika "Uważam Rze" Anna Fotyga.
Zdaniem byłej minister spraw zagranicznych, po tragedii smoleńskiej należało dokonać przeglądu umów międzynarodowych, wykorzystania sojuszy i organizacji międzynarodowych do wyjaśnienia sprawy i trzeba było się zwrócić do państw zaprzyjaźnionych o pomoc. - Można było się zwrócić do NATO, bo w Smoleńsku zginęli dowódcy wojsk natowskich, którzy mieli przy sobie natowskie kody - dodała.
Pytana o polskie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej stwierdziła, że "nie jest to warte aż tyle, ile podają rząd i wtórujące mu media". Dodaje, że liną polskiej polityki zagranicznej jest "gra o pozory, gra na wizerunek". - Nasi partnerzy to wyczuwają. Wiedzą, że nasz rząd odda dużo w twardych interesach za kilka pochwał, poklepywanie po plecach, jakieś tam zdanie o liderowaniu Europie, które potem ładnie można sprzedać w polskich mediach - stwierdziła była szefowa dyplomacji.
Anna Fotyga jest przekonana, że Prawo i Sprawiedliwość wygra nadchodzące wybory parlamentarne. - My, PiS, gramy o zwycięstwo. Rozmawiam dużo z ludźmi i wiem, że sondaże, te oficjalne, nie oddają nastrojów - mówiła Fotyga, podkreślając że "to jest taka bardzo zielona wyspa tylko w propagandzie rządowej".
Cały wywiad Jacka i Michała Karnowskich z Anną Fotygą w najnowszym numerze tygodnika "Uważam Rze".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl