"Dla obserwatora z zewnątrz powinno to wyglądać tak, że sama miejscowa ludność zareagowała w sposób naturalny przeciwko dziesiątkom lat opresji dokonywanej przez Żydów oraz przeciwko terrorowi stworzonemu ostatnio przez komunistów"
SS EINSATZGRUPPEN — POLICYJNE ODDZIAŁY NIEMIECKICH MASOWYCH MORDERCÓW
W wielu materiałach o zbrodni w Jedwabnem pojawia się nazwa specjalnych jednostek SS Einsatzkommando, które działały w rejonie Białegostoku i brały udział w akcji mordowania Żydów m. in. w Radziwiłowie oraz Jedwabnem. Warto więc przypomnieć historię utworzenia oraz cele i metody działania tych niemieckich oddziałów SS — zbrodniarzy i morderców.
* * *
Na początku 1941 roku Heinrich Himmler zwołał w zbudowanym przez więźniów obozu koncentracyjnego zamku SS w Wewelsburgu spotkanie z grupą 12 SS-Gruppenführerów, w tym z Erichem von dem Bach-Zelewskim, który o tym później zeznawał. Na spotkaniu tym Himmler zapowiedział, że celem kampanii rosyjskiej jest zredukowanie lokalnej populacji o około 30 milionów osób w celu zapewnienia terenów dla osadników niemieckich.
"Można ich zastrzelić bez żalu czy współczucia"
W czasie innego przemówienia do żołnierzy jednostek Waffen-SS w lipcu 1941 Himmler powiedział: “Po drugiej stronie stoi populacja licząca 180 milionów, mieszanka ras, których nazwy są nie do wymówienia — a których twarze wyglądają tak, że można ich zastrzelić bez żalu czy współczucia”. I do tych właśnie zadań SS zorganizowało policyjne oddziały morderców — Einsatzgruppen.
Tworzenie SS Einsatzgruppen przed atakiem Niemiec na Związek Sowiecki
Specjalne SS Einsatzgruppen zostały utworzone na kilka miesięcy przed atakiem Niemiec na Związek Sowiecki. Już w styczniu 1941 roku Reinhard Heydrich, który organizował podobne oddziały przed kampaną wrześniową w Polsce, zlecił podległym sobie służbom z RSHA przygotowanie jednostek do dużych akcji policyjnych w szerokim zakresie. W maju 4 Einsatzgruppen były gotowe do wkroczenia na zajmowane tereny sowieckie zaraz za armią niemiecką w czasie operacji Barbarossa. Miały one rozkazy zabijania na miejscu komisarzy sowieckich, funkcjonariuszy komunistycznych oraz mordowania “elementów wywrotowych” i “wszystkich Żydów w służbie partii i państwa”. Otrzymały one też praktycznie “wolną rękę” w mordowaniu ludności cywilnej na zajętych terenach.
Ponieważ zadań tych nie mogłyby wykonywać bez wiedzy i pomocy poszczególnych dowódców armii niemieckiej, ci byli poinformowani o tym, że mają udzielać wszelkiej pomocy SS-manom z Einsatzgruppen.
Liczebność oraz pierwsi dowódcy Einsatzgruppen na wschodzie
Każda z Einsatzgruppen liczyła pomiędzy 600 a 1000 policjantów skierowanych z różnych oddziałów policyjnych, z uzupełnieniem otrzymanym z oddziałów Waffen-SS. Każda z nich składała się z 4 lub 5 Einsatzkommando (do zadań specjalnych), lub Sonderkommando (siły specjalne). Wiele z tych grup było dowodzonych przez członków SD lub RSHA.
Einsatzgruppen A działała w rejonie państw bałtyckich (Baltic States), dowodził nią dr Franc Walter Stahlecker; Einsatzgruppen B na terenie Białorusi (White Russia) z dowódcą Arthurem Nebe; Einsatzgruppen C na bagnach Prypeci (Pripet Marshes), dowodził nią dr Otto Rasch oraz Einsatzgruppen D działała na terenach południowej Ukrainy, początkowo pod dowództwem Otto Ohlendorfa.
Jak podaje Richard Breitman w The Architect of Genocide; Himmler and the Final Solution (Architekt ludobójstwa; Himmler a ostateczne rozwiązanie), dowódca Einsatzgruppen A Stahlecker w raporcie z działalności tego oddziału morderców napisał, że “celem operacji oczyszczających Policji Bezpieczeństwa, zgodnie z podstawowymi rozkazami, była w możliwie największym stopniu eliminacja Żydów”. Jedyną rzeczą, której się obawiał Himmler i inni przywódcy SS były protesty oraz “szok” jaki mogłyby przeżyć “koła niemieckie”, dowiadując się o rozmiarach zaplanowanych zbrodni oraz widząc rezultaty morderczych akcji SS.
“Powinno to wyglądać tak, że sama miejscowa ludność zareagowała w sposób naturalny przeciwko dziesiątkom lat opresji dokonywanej przez Żydów”
Dlatego postanowiono, że byłoby wskazane, aby na zajmowanych terenach zbrodnie zostały dokonywane przez ludność miejscową. Poniższe wytyczne zostały przekazane 2 lipca do wszystkich Einsatzgruppen przez Heydricha, prawdopodobnie zostały jednak podyktowane przez Himmlera:
“Dla obserwatora z zewnątrz powinno to wyglądać tak, że sama miejscowa ludność zareagowała w sposób naturalny przeciwko dziesiątkom lat opresji dokonywanej przez Żydów oraz przeciwko terrorowi stworzonemu ostatnio przez komunistów — oraz że miejscowa ludność dokonała tych pierwszych posunięć na własną rękę. (…) Było obowiązkiem Policji Bezpieczeństwa (Einsatzkommando), aby zacząć te akcje somooczyszczania oraz kierować je we właściwe kanały — tak, aby zamierzony cel oczyszczenia tych terenów osiągnąć tak szybko, jak to możliwe.”
Sprowokowane mordy na terenie Estonii, Łotwy oraz Litwy
Na terenie Estonii, Łotwy oraz Litwy, które po aresztach i wywózkach w czasie okupacji sowieckiej “początkowo były dobrze ustosunkowane do swoich niemieckich okupantów” Niemcy znaleźli mieszkańców zgadzających się z nimi, że “Żydzi i komuniści byli ściśle związani”. Dlatego np. w litewskim Kownie Stahlecker osiągnął sukces, i już w nocy 25 lipca lider miejscowej milicji Klimatis zorganizował pogrom, w którym zamordowano ponad 1.500 Żydów oraz spalono kilka synagog i około 60 żydowskch domów. W ciągu kilku następnych nocy, pod dowództwem litewskiego porucznika Norkusa zamordowano dalsze 4300 Żydów — jak podkreślał Stahlecker — “bez żadnej widocznej wskazówki dla świata zewnętrznego, że dokonano tego wskutek niemieckiego rozkazu, lub niemieckiej sugestii”.
Podobne akcje przeprowadzono na Łotwie, gdzie w Rydze Stahlecker zorganizował liczącą około 400 osób policję pomocniczą, która 3 lipca pod dowództwem litewskiego porucznika Weissa obrabowała żydowskie domy. Dwie inne łotewskie grupy dokonywały pogromów zabijając około 400 Żydów oraz paląc wszystkie synagogi.
W obu miastach ludzie Stahleckera filmowali pogromy oraz robili zdjęcia, które miały umożliwić dowiedzenie, że Litwini i Łotysze dokonywali tych egzekucji sami, bez żadnej zachęty czy przymusu ze strony Niemców.
Morderstwa Einsatzkommando były później najczęściej przedstawiane jako odwet przeciwko żydowskim partyzantom lub rabusiom
Breitman pisze, że na Ukrainie jednostki policji osiągnęły niewielkie sukcesy w organizowaniu pogromów od samego początku inwazji, lecz napotkały opory wśród części Ukraińców. Natomiast w sektorach białoruskim i Rosji Centralnej pogromy były rzadsze i mniej efektywne, a Einsatzkommando zmuszone zostały do podjęcia pierwszych działań — przy czym morderstwa były najczęściej przedstawiane jako odwet przeciwko żydowskim partyzantom lub rabusiom.
Himler osobiści rozkazał egzekucję 2000 Żydów w Białymstoku
Natomiast 1 lipca w Białymstoku, gdzie działał Batalion Policji 322, przeszukał on żydowskie oraz polskie dzielnice i skonfiskował wiele rzeczy, które potraktowano jako skradzione Niemcom. Tegoż dnia w Batalionie pojawił się Himmler, który zażądał meldunku oraz obejrzał skonfiskowane rzeczy. Zgodnie z zeznaniem Bach-Zelewskiego, dowódcy SS i Policji na terenie Rosji Centralnej (Russia Center), Himmler osobiście rozkazał mu egzekucję 2000 Żydów jako karę za te rabunki.
Jak podaje Gordon Williamson w The SS: Hitler’s Instrument of Terror (SS: Narzędzie terroru Hitlera), zgodnie z danymi skrupulatnie prowadzonymi przez statystyków SS na podstawie meldunków Einsatzgruppen — do początku roku 1943 zamordowały one 633.330 osób, głównie Żydów, na terenie Zwązku Sowieckiego. Do końca swojej działalności zamordowały one jeszcze około 100.000 osób.
Nawet w końcu 1941 roku hitlerowcy nie rezygnowali z podżegania miejscowej ludności na terenach okupowanych. Michael Berenbaum w Witness to the Holocaust (Świadek holocaustu) podaje, iż jeszcze w październiku 1941 roku w raportach sytuacyjnych Einsatzgruppen C wysyłanych z Kijowa do Berlina były zamieszczane informacje o tym, że jeżeli miejscowej populacji da się “impuls” oraz “wolną rękę”, to w rezultacie można będzie się spodziewać pogromów żydowskich.
* * *
Pierwsze hitlerowskie Einsatzkommando
Oddziały Einsatzkommando były tworzone już wcześniej. Heinz Höhne w The Story of Hitler’s SS; The Order of the Death’s Head (Historia SS Hitlera; Oddziały trupich czaszek) pisze, że oddziały te w ramach Sicherheitspolizei stały się stałym elementem na każdym etapie ekspansjonistycznej polityki narodowych socjalistów w Niemczech. Przed zajęciem Austrii w 1938 roku utworzono je pod nazwą Sonderkommando (oddziały specjalne), które jako awangardowe oddziały Sicherheitspolizei oraz SD starały się przejąć materiały wywiadowcze oraz mogące służyć policji bezpieczeństwa.
Mordy dokonywane przez Einsatzgruppen po ataku Niemiec na Polskę
Einsatzgruppen były także zorganizowane przez Heydricha przed atakiem Niemiec na Polskę. Do każdej armii niemieckiej przydzielono jedną Einsatzgruppen, początkowo było ich 5 później 6, każda podzielona na 4 Einsatzkommando liczące od 100 do 150 osób w mundurach SD. Jak pisze Ian Kershaw w Hitler; 1936–1945 Nemesis, razem z okupacją Polski, barbarzyństwo tych oddziałów osiągnęło nowy poziom. Szacuje on, że Einsatzgruppen zamordowały około 60.000 osób, w realizacji celu zakładającego anihilację oraz likwidację wyższych warstw polskiego społeczeństwa, kleru, inteligencji i polskich Żydów.
W czasie jednej z takich morderczych akcji przeprowadzonych około 10 września, Żydów spędzono do kościoła a następnie podpalono. Były to te same barbarzyńskie metody jakie stosowane wcześniej w Niemczech, w czasie Kristallnacht (Kryształowe noce) w 1938 roku — oraz później, w Jedwabnem i innych miejscowościach.
Dane o działalności jednostek SS-Einsatzgruppen na terenach zajętych przez armię niemiecką po ataku na Związek Sowiecki oraz metody działań w Jedwabnem w wielu szczegółach przypominające przebieg zbrodni dokonywanych poprzednio przez SS w innych miejscowościach — zaprzeczają tezom prof. Jan T. Grossa o tym, że "społeczeństwo polskie" zorganizowało pogrom "sąsiadów" w Jedwabnem.
_____________________
(Zdjęcie: Mord kobiet żydowskich z getta w Mizocz na Ukrainie przez Niemców i Ukraińców.
Jewish women from the Mizocz Ghetto in the Ukraine, which held roughly 1,700 Jews. Some are holding infants as they are forced to wait in a line before their execution by Germans and Ukrainian collaborators.
Photo credits: Main Commission for the Investigation of Nazi War Crimes, courtesy of USHMM Photo Archive)
_____________________
Zob. także: "'Sąsiedzi', czy chętni kaci Hitlera", http://blogmedia24.pl/node/50001
4 komentarze
1. egzekucji na Żydach w Jedwabnem dokonali Niemcy
Z zeznań wynika jednoznacznie, że egzekucji na Żydach w Jedwabnem dokonali Niemcy
* * *
Celebracja kłamstwa
Ks. Edward Orłowski - proboszcz parafii Jedwabne,12.12.2002
(...)
Egzekucji na Żydach w Jedwabnem dnia 10 lipca 1941 roku dokonało Gestapo, według zeznania kucharki pani Julii Sokołowskiej na posterunku Żandarmerii w Jedwabnem mogło ich być co najmniej 40 osób, ponieważ dnia tego wydała ona o 40 obiadów więcej niż zwykle. Według mojego informatora mającego dostęp do źródeł Gestapo to było wspomagane (wypędzali Żydów z domów, pilnowali porządku na rynku i w drodze na miejsce egzekucji, tworzyli terror i robili wrażenie, że Polacy równie jak Niemcy nie lubią Żydów) przez:
1. SA oddziały szturmowe NSDAP.
2. NSKK jednostki zmotoryzowane.
3. NSFK przysposobienie lotnicze.
Ci ostatni przywieźli ze sobą kilka kanistrów benzyny lotniczej z Przasnysza, gdzie znajdowało się niemieckie lotnisko. Benzynę wykorzystano do oblania stodoły wypełnionej Żydami. Wraz z nimi przyjechało kilkudziesięciu Volksdeutschów z Ostrołęki. Ostrołęka była włączona do Prus Wschodnich, a więc była miastem Trzeciej Rzeszy, gdzie obowiązywała zasada Niemcy wolne od Żydów. Zgodnie z tą zasadą, sprawujący władzę w imieniu Trzeciej Rzeszy Hunce dopilnował, by wypędzono Żydów do sowieckiej strefy okupacyjnej, w to miejsce sprowadzono z krajów nadbałtyckich 2500 Volksdeutschów, których umieszczono w nowych wybudowanych blokach w okolicach parku. Stoją one do dnia dzisiejszego, po remoncie i drobnych przeróbkach, w pamięci ludzi starszych istnieją jako bloki poniemieckie.
Volksdeutsche władali językiem polskim i niemieckim, dlatego stanowili doskonałe narzędzie komunikacji w uzyskaniu informacji potrzebnych do identyfikacji Żydów umieszczonych na listach Judenrad (organizacja żydowska powołana i wykorzystana przeciwko Żydom przez niemieckie władze okupacyjne).
Do stworzenia listy Żydów znacznie przyczynił się Żyd-gestapowiec zarządzający Suwałkami Waldemar Maczpołowski, który w nagrodę za likwidację punktów oporu został podniesiony do rangi kapitana gestapo. Po inwazji Niemiec na ZSRR Himmler w jego ręce przekazał sprawę terroru i szpiegostwa, na terenie Okręgu (Bezirk) Białystok.
Na protest gestapowców niemieckiego pochodzenia odpowiedział jednoznacznie, to do mnie należy decyzja kto jest Żydem, a kto Niemcem. Ten obrzezany Żyd stokroć więcej świadczy dobra dla Trzeciej Rzeszy niż każdy z was. Waldemar Maczpałowski za zgodą i zachętą swoich przełożonych zmienił nazwisko na Macholl Waldemar. Z jego zeznań na sądzie jaki odbył się po wyzwoleniu w Białymstoku wynika jednoznacznie, że egzekucji na Żydach w Jedwabnem dokonali Niemcy.
Oni to 10 lipca 1941 roku spędzili Żydów na rynek. Młodym Żydom rozkazali rozebrać pomnik Lenina i zanieść go do stodoły poza miastem, ze śpiewem: "myśmy winni tej wojny". W stodole tej wykopali dół i zostali rozstrzelani (około 46 osób). Z rynku wpędzono około 160 osób - całymi rodzinami do stodoły, którą zamknięto i podpalono.
Łącznie zginęło tam około 250 osób. 11 lipca 1941 roku spędzono Polaków, którzy na zgliszczach spalonej stodoły wykopali dół i złożyli ciała pomordowanych, na które z rozkazu Niemców wrzucono jeszcze popiersie Lenina na znak, że ci ludzie zostali skazani jako komuniści, a dla Żydów było przeznaczone getto. W Jedwabnem utworzono je już 11 lipca 1941 roku na Starym Rynku. Zgromadzono w nim około 100 Żydów, w miesiącach następnych doszło ich jeszcze około 30, razem było około 130. Dnia 21 września 1939 roku Hitler wydał tzw. "szybki list" (Schnellbrief) w chwili napaści na Rosję przypomniano jego treść: małe getta trzeba łączyć w duże i zgodnie z tym rozkazem na początku listopada mieszkańców getta jedwabińskiego wywieziono do Łomży, a stąd pod koniec listopada do Treblinki, gdzie ich zamordowano.
Tak wygląda prawda o Żydach z Jedwabnego. To pewne, że miejscowi żandarmi postarali się o to, by zmusić około 30 Polaków pod gróźbą odwetu i wykorzystać ich pod przymusem do stwierdzenia, że nazwisko żydowskie umieszczone na liście zgadza się z daną osobą.
_______
Cytat za: http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_889.html
Andy — serendipity
2. Pan Andy-aandy
Szanowny Panie,
Cyprian Pogonowski, "Prawdy o Jedwabnyn"
"
Pozdrawiam
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. Pan Andy-aandy,
Szanowny Panie,
Marek Chodakowski:
Za Gross profesjonalizmu
Rozmawiał Filip Memches / ms, 2011-06-01
M. J. Chodakiewicz; Fot. TVP2
Jan Tomasz Gross nie stawia Polakom żadnych pytań. On histerycznie żąda przyznania się do winy – mówi historyk Marek Jan Chodakiewicz.
Filip Memches: Zbiorowa publikacja pod Pańską redakcją „Złote serca czy złote żniwa?” to odpowiedź na najnowszą publikację Jana Tomasza Grossa. Czy jest ona potrzebna?
Marek Chodakiewicz: Tak. To odpowiedź udzielona na podstawie materiałów z toczących się od dawna solidnych badań, a nie histerycznych opinii formułowanych ad hoc, aby dać odpór adwersarzom. A przygotowani jesteśmy profesjonalnie. Przytaczamy argumenty, ilustrujemy je faktami. Ganimy tam, gdzie trzeba. I chwalimy podobnie.
Może Gross stawia nam ważne pytania o wstydliwe fragmenty polskiej historii? W ten sposób pomaga zmierzyć się z faktami, które wolelibyśmy przemilczeć, zapomnieć o nich?
– Jan Tomasz Gross nie stawia Polakom żadnych pytań. On histerycznie żąda przyznania się do winy. Bez przeprowadzenia jakiegokolwiek procesu dowodowego, właściwie bez żadnych oryginalnych badań. Byłoby to kuriozum postnaukowe, gdyby nie wymiar popkulturowy tej histerii, którą nagłaśniają tuby propagandowe mediów post-PRL-owskich.
Żeby się z czymś zmierzyć, trzeba to najpierw poznać. A aby poznać, trzeba zbadać w spokoju. Najlepiej, żeby takie badania przeprowadzili, niezależnie od siebie, rozmaici naukowcy. I wtedy mogliby się w ezoterycznym kręgu pospierać i dojść do pewnego konsensusu. Albo i nie. Ale przynajmniej taka samoweryfikacja i wzajemna korekta doprowadziłyby do wyeliminowania najbardziej ekstremalnych pomysłów. Jan Tomasz Gross nie jest tym zainteresowany.
Może Grossowi chodzi o to, że Polacy czerpią poczucie dumy z tego, że są ofiarami II wojny światowej i zarazem sprawiedliwymi wśród narodów świata. Chce on to przezwyciężyć, ponieważ zależy mu na przełamaniu pewnego jednostronnego spojrzenia na własną historię?
– Polacy mogą być dumni ze swojej postawy w czasie wojny. Ale nie wiem czy można być dumnym z bycia ofiarą. A Polacy naturalnie byli ofiarami wojny, ofiarami obu okupantów. I to na dość wielką skalę. Stąd przekonanie o martyrologii Polaków jest całkiem uprawnione.
Naturalnie – i znów jesteśmy na poziomie popkultury – świadomość narodowa charakteryzuje się tym, że pamiętamy przede wszystkim swoje tragedie i swoje triumfy. Mało zwracamy uwagi na bóle i osiągnięcia innych. Na przykład, w Polsce do niedawna prawie nic nie było wiadomo o sprawach żydowskich, zwłaszcza o Holokauście. Bardzo niewiele o tym wiedział nawet Żydowski Instytut Historyczny, co wytknął zresztą tej placówce śp. prof. Tomasz Strzembosz.
Inną sprawą jest jednak poziom wiedzy przeciętnego człowieka, a nawet przedstawiciela inteligencji, a inną konieczność dochodzenia do prawdy za wszelką cenę przez pewne jednostki. Dlatego od wielu lat piszę o tych sprawach sam. Reszta albo milczy albo przejęła paradygmat, który usiłuje w Polsce powielać Jan Tomasz Gross. To nie jest tak, że „zależy mu na przełamaniu pewnego jednostronnego spojrzenia na własną historię”. On chce, aby na poziomie popkultury przeciętny Polak przestał zwracać uwagę na „mit” o męczeństwie Polaków, a zaczął wyznawać jedynie martyrologię Żydów. Chodzi więc o wyrugowanie wśród Polaków odruchu koncentrowania się w pierwszej kolejności na sprawach swojego własnego narodu. Ma to osłabiać polską świadomość narodową opartą na tradycji, historii, chrześcijaństwie. W zamian Jan Tomasz Gross oferuje postmodernistyczną papkę ubraną w łzawy kostium pseudowspółczucia dla ofiar Holokaustu. Nie ma się co bowiem łudzić: Gross ma w nosie Żydów i ich cierpienie. Koszmar, przez który oni przeszli traktowany jest w tym przypadku instrumentalnie.
A zatem książek Grossa nie można rozpatrywać jako głosu reprezentującego środowiska żydowskie w USA?
– Gross powiela od dawna istniejące antypolskie przesądy, rozpowszechnione wśród części amerykańskich Żydów. A jednocześnie jest to kontrkulturowy rewizjonizm historyczny, obecny zarówno w USA, jak i Polsce.
W USA dzięki Grossowi następuje coraz bardziej radykalna zmiana paradygmatu historycznego w odniesieniu do postawy Polaków w czasie wojny. Dość długo uważano ich za ofiary. Potem uznano za biernych obserwatorów. Teraz występują jako współsprawcy Holokaustu. I ten sam proces odbywa się w Polsce, z pewnymi tubylczymi korektami.
Czemu ma to służyć?
– Każdy, komu się uda narzucić pryzmat interpretacyjny spojrzenia na historię staje się władcą dyskursu i obejmuje rządy dusz. Siłą inercji sprawuje władzę i czerpie z tego rozmaite korzyści, w tym i materialne. Gdy bowiem wszyscy się z panem zgadzają, a to co pan mówi jest powszechnie chwalone, to pańskie wypowiedzi wyśmienicie się sprzedają, bo są automatycznie reklamowane i upychane przez najlepsze wydawnictwa i księgarnie.
Na tym właśnie polegają owoce zwycięstwa danego paradygmatu, w tym przypadku postmodernistycznego. To, co neguje zwycięski paradygmat jest poddawane ostracyzmowi, spychane na margines, ignorowane. Kiedy ponownie zatriumfuje logocentryzm, będzie rządy dusz wrócą w ręce tych, którzy uprawiają historiografię budowaną na konkretnych faktach. To natura rzeczy.
Czy Kościół w Polsce nie powinien wyrazić skruchy wobec społeczności żydowskiej za przypadki haniebnych zachowań niektórych Polaków – osób bądź co bądź ochrzczonych – w stosunku do Żydów w czasie wojny?
– Mówi pan o zbrodniach popełnionych przez „osoby bądź co bądź ochrzczone”. Czy to znaczy, że Kościół powinien przeprosić za Adolfa Hitlera? A za Bieruta czy Gomułkę? Zawsze wydawało mi się, że zbrodnie są rozliczane indywidualnie. I zasługi też.
Z drugiej strony – przyznaję – przeprosiny gremialne mają ważny wymiar symboliczny. Tyle, że dziś Polacy są głównie oskarżani o Holokaust. Padają często fałszywe zarzuty, które uniemożliwiają przeprowadzenie uczciwego rachunku sumienia. Kiedyś dostałem z Rosji list z przeprosinami za to, co moja rodzina wycierpiała ze strony bolszewików. Ale przecież to pisał jakiś biedak z Memoriału, a nie żaden enkawudzista. Co to za przeprosiny? Napisałem odpowiedź: niech zbrodniarze indywidualnie przepraszają swoje ofiary. Kolektywne przepraszanie retroaktywne jest niesmaczne, bo nie ma wtedy prawdziwych winnych i prawdziwych pokrzywdzonych.
W jaki sposób mam przepraszać za jakiegoś bandziora, z którym się nie utożsamiam? Co najwyżej mogę wyrazić żal, że ktoś tego bandziora nie zabił, gdy jako szmalcownik krzywdził niewinnych ludzi. Ale żal to nie przeprosiny, bo z jakiej racji? Naturalnie z Kościołem jest inaczej. Kościół ma obowiązek sygnalizować właśnie takie rzeczy. Ale zupełnie nie mam pojęcia jaki gest powinien teraz mieć miejsce.
Czy dostatecznie dużo wiemy o skali ratowania Żydów przez Polaków w czasie wojny? Jaka jest ta wiedza w skali międzynarodowej?
– W skali międzynarodowej wiedza ta prawie nie funkcjonuje, także w środowiskach naukowych. Ale nawet w Polsce wiemy niewiele, bowiem komuniści uniemożliwiali takie badania przez 50 lat. A poza Polakami niewielu osobom zależało na tym, aby takie badania prowadzić poza Polską. Mogli tylko Żydzi mieszkający w Izraelu oraz diasporze. Ale nie robili tego, bo skoncentrowani byli na straszliwym złu, jakie im wyrządzono, a nie na przejawach dobra, których dotyczy pańskie pytanie. Nota bene, jest ono nieprecyzyjne: nie chodzi bowiem o „Żydów ratowanych przez Polaków,” a o Polaków, którzy ratowali osoby uznane za Żydów przez niemieckich narodowych socjalistów.
Ostatnio Liga Przeciw Zniesławieniu (ADL) i Muzeum Żydowskiej Spuścizny wystąpiły przeciwko używaniu w mediach amerykańskich terminu „polskie obozy koncentracyjne”. Jakie motywy kierują tymi instytucjami?
– Lepiej późno niż wcale. Wydaje się, że ADL i inne żydowskie instytucje może nareszcie zrozumiały, że mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych” bije także w Żydów. Bo to rewizjonizm historyczny czy wręcz negacjonizm, a więc fałszowanie historii i wybielanie prawdziwych sprawców zbrodni. Nie jest to w interesie żydowskim, aby rewizjonizm brutalny (a la David Irving czy jemu podobni) lub rewizjonizm wysublimowany (a la Gross) zatriumfowały na dłuższą metę. Wtedy bowiem podważy to prawdę o Holokauście i wyeliminuje chyba ostatni symbol logocentryzmu ze zbiorowej mentalności Zachodu. W końcu Holokaust to prawda, a postmoderniści nie lubią prawdy. Uważają, że pojęcie takie jak prawda nie istnieje. Na razie bezpośrednio nie atakują Holokaustu. Chociaż takie szarże jak wystąpienia Grossa naturalnie podminowują ostatni symbol prawdy dopuszczalnej na Zachodzie. Inne symbole już unicestwiono.
Czy możliwe jest zatem wspólne polsko-żydowskie spojrzenie na II wojnę światową?
– Oczywiście, że tak. Już od dawna obie strony patrzą wspólnie na to samo zjawisko. Ale widzą inne rzeczy. Dam jeden przykład. Proszę spróbować przeforsować wśród Żydów pogląd, że ludzkość miała dwóch wrogów: Hitlera i Stalina. Jak wiadomo wrogiem był tylko Hitler. A to zupełnie nie ma nic wspólnego z doświadczeniami polskimi. Co więcej, neguje oczywisty fakt, że Żydzi padli ofiarą również Związku Sowieckiego. Kto rozstrzelał naczelnego rabina Wojska Polskiego, mjr. Barucha Steinberga? Przecież nie SS. To jedna z ofiar Katynia. Mało kto o tym wie.
Rozmawiał Filip Meches
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
4. Szanowny Panie Michale S. de Zieleśkiewicz
Dziękuję za dodanie tych wartościowych materiałów.
Oba mówią prawdę o tym, kto był mordercami w Jedwabnem.
Jednak żydowskich oszustów i ich propagandzistów z "Holocaust Industry" — prawda nie interesuje. Oni liczą, że będzie można zastraszyć Polaków ich wykoślawioną interpretacją historii.
Andy — serendipity