„Wiadomości” o 4 i 18 czerwca 1989
Marcin Gugulski, ndz., 19/06/2011 - 16:07
O rocznicy 4 czerwca 1989 roku bywa głośno, o rocznicy 18 czerwca – wręcz przeciwnie. A szkoda. 22 lata temu na łamach wychodzących z podziemia „Wiadomości” [1] o tym co się zdarzyło pisali m.in. Antoni Macierewicz, Piotr Naimski i nieodżałowany ś. p. Podziomek. Zanim przypomnę tu ich komentarze– kilka zdań wprowadzenia.
„4 czerwca 1989 roku miało w Polsce miejsce historyczne wydarzenie - pierwsze wolne wybory do Senatu” – mówił Szef Kancelarii Prezydenta, otwierając 7 czerwca wystawę „Archiwa Przełomu 1989-1991” i zgrabnie zapominając, że 18 czerwca 1989 roku odbyła się druga tura tych wyborów.
Nie to było wówczas ważne, że 4 czerwca wybrano 92 senatorów, a dopiero 18 czerwca pozostałych ośmiu. Ważne było to, że 4 czerwca w wyborach kontraktowych (które wolnymi nie były) wybrano 4 czerwca jedynie 427 spośród 460 posłów.
Nie zawadzi przypomnieć, jak do tego doszło:
- tak zwana lista krajowa do Sejmu liczyła 35 nazwisk kandydatów (formalnie rzecz biorą zgłoszonych przez „porozumienie władz naczelnych” PZPR, ZSL, SD, „PAX”, UChS, PZKS i PRON), z których posłami mieli zostać ci, których 4 czerwca nie skreśli ponad połowa głosujących (reprodukcja karty do głosowania jest do obejrzenia m.in. >>tu<<).
- 4 czerwca ponad połowa głosujących skreśliła wszystkich (poza dwoma: Mikołajem Kozakiewiczem i Adamem Zielińskim) kandydatów z listy krajowej (w tym m.in. gen. Czesława Kiszczaka, Mieczysława F. Rakowskiego, gen. Floriana Siwickiego, Władysława Bakę, Kazimierza Barcikowskiego, Stanisława Cioska, Józefa Czyrka, Stanisława Kanię, Jerzego Kawalerowicza i Alfreda Miodowicza), więc 33 mandaty poselskie pozostały nieobsadzone.
- ordynacja wyborcza nie przewidywała takiej sytuacji, ale między 4 a 18 czerwca komunistyczne władze – uzyskawszy zapewnienie przedstawiciela Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, że nie będzie on przeciw temu protestował – zmieniły ordynację, usuwając z niej wymóg 50-procentowego poparcia dla kandydatów z listy krajowej i zezwalając na wystawienie innej niż 4 czerwca listy kandydatów.
- 18 czerwca przy zaledwie 25-procentowej frekwencji uzupełniono skład Sejmu PRL o brakujących do kompletu 33 posłów.
Piotr Naimski
Moim zdaniem: wybory i ja
GŁOSUJ NA „SOLIDARNOŚĆ” – krzyczą do mnie plakaty. MUSIMY WYGRAĆ – mówi Lech Wałęsa. Jeżeli nie pójdę do urny, mogę być uznany za funkcjonariusza SB, a już na pewno oskarży się mnie o działalność antyzwiązkową (…) Kandydatka Komitetu Obywatelskiego pani Anna Radziwiłł mówi do mnie 1 maja, że teraz trzeba walczyć o zhumanizowanie realnego socjalizmu. Wszyscy razem odmieniają przez przypadki, tryby i tym podobne rzeczy słowo solidarność. I jeszcze ta „drużyna Lecha Wałęsy”. Uwaga drużyna! (może „Uwaga zespół”!?) Nie podoba mi się to. Nie czuję się dobrze w stadzie.
Państwo się pewnie dziwią, że nie wspominam tu o propagandowych fajerwerkach „strony koalicyjno-rządowej”. Nie robię tego, gdyż z mojego punktu widzenia nie ma to znaczenia.
Po pierwsze mają oni 65% mandatów w Sejmie, mandatów, których ani nie mogę im odebrać, ani nawet nie mogę tam wystawić swojego kandydata (jakoś brakuje mi „zaufanych partyjnych”).
Po drugie, ostatnio dowiedziałem się od Zbyszka Bujaka, że postąpię niesłusznie, jeśli wykreślę wszystkich kandydatów „koalicji rządowe” z listy ogólnokrajowej. Tak oto niekonfrontacyjność konfrontuje się ze zdrowym rozsądkiem. Nie mogę ich wykreślić, to po co mam zauważać ich propagandę i się denerwować?! (…)
Zatem zżymam się na to, co dotyczy podwórka mojego. (…) w moim okręgu nie ma kandydatów niezależnych, którym mógłbym w pełni zaufać. Nie ma takich polityków, którym chciałbym okazać publicznie swoje poparcie. Są tylko ludzie Komitetu Obywatelskiego, który za wszelką cenę chce wmówić światu i wyborcom, że reprezentuje Polskę.
W deklaracji Komitetu Obywatelskiego „Polska i świat” przeczytałem niedawno, że jednym z głównych celów narodu polskiego jest suwerenność państwowa, co oznacza niezależność polityczną, gospodarczą, społeczną i kulturalną oraz bezpieczeństwo państwa.
Pytam się, dlaczego Komitet Obywatelski w moim imieniu wyrzeka się słowa niepodległość? Proszę mi nie mówić, że przecież to to samo, synonimy itp. Wiemy, że cały ten opisany podany jest przez Komitet Obywatelski jedynie po o, by zastąpić to jedno słowo. Pytam się, dlaczego Komitet Obywatelski twierdzi, że cel ostateczny jaki jest niepodległość Polski nie jest moim celem?
Nie uważam, że do niepodległości nie można zmierzać małymi krokami. Twierdzę jednak, że można się na tej drodze zagubić, wyrzekając się jasnego formułowania celów ostatecznych.
Kompromisy są konieczne, podobnie jak rozsądek. Nie należy jednak zawierając je wyrzekać się spraw zasadniczych . Władza komunistów w Polsce jest nielegalna. Dlaczego mam się przyczynić do upowszechnienia mylnego wrażenia, że coś się w tej sprawie zmieniło? Udział w obecnym głosowaniu na posłów daje tej władzy pozór uznania. To ogromna cena. Niestety, nie widzę korzyści, które mogłyby ją uzasadnić . W szczególności, gdy nie znam w moim okręgu kandydata prawdziwie niezależnego, na którego odałbym głos w wolnych wyborach.
Antoni Macierewicz
Zwycięstwo i bojkot
Najbardziej zaskakującym zjawiskiem ostatnich dni jest zaskoczenie o jakim mówią różne osobistości w związku z wynikiem głosowania 4 czerwca.
„Solidarność” nie wygrała wyborów, gdyż na skutek umów „okrągłego stołu” wygrać ich nie mogła. „Solidarność” wygrała z miażdżącą przewagą głosowanie, gdyż Polacy nie chcą komunizmu i od ponad 40 lat demonstrują to przy każdej nadarzającej się okazji. Jeśli to kogoś dziwi i jeśli ktoś spodziewał się innego obrotu spraw, to znaczy, że żył dotąd na księżycu a nie w Polsce.
„Solidarność” wygrała, czy wygrał jednak także Komitet Obywatelski? Jest jasne, że głosowano nie na Komitet, lecz na idee, dorobek i legendę „Solidarności”. Gwarantem tych wartości w oczach opinii publicznej był Lech Wałęsa. Jak trafnie w „Gazecie Wyborczej” podsumował sytuację Komitetu Jerzy Holzer: „opieramy się na dwóch symbolach, na owym czterosylabowym haśle pisanym gdańską kursywą i na jednym nazwisku”. To wystarczyło, by ponad 15 milionów dorosłych Polaków poszło głosować.
Ale blisko 11 milionów do urn nie poszło i opowiedziało się za bojkotem. Trzeba sobie uświadomić, że te 38% niegłosujących to więcej niż bojkotujących referendum przed dwoma laty. Wówczas do bojkotu wzywała „Solidarność” i wszystkie ugrupowania opozycyjne. Dziś Komitet Obywatelski apelował o masowy udział w wyborach, twierdząc że będzie to wydarzenie rozstrzygające w naszych powojennych dziejach. Bojkot głosiły grupy nieliczne i jak dotąd marginalne.
Trudno sądzić, by tak powszechne odrzucenie „niekonfrontacyjnych wyborów” było reakcją na hasła ugrupowań radykalnych. Był to raczej masowy objaw nieufności do rozwiązań proponowanych przy „okrągłym stole”, w tym także do linii politycznej Komitetu Obywatelskiego. Te 11 milionów dorosłych Polaków to nie są zapewne skrajni radykałowie czyhający z nożem w zębach na głowę generała Jaruzelskiego. Nie są to też przede wszystkim frustracji i „wewnętrzni emigranci” jak sugeruje Jerzy Holzer.
Sądzę raczej, że są to ci, którzy nadzieje pokładali w tradycyjnych ideałach „Solidarności” – demokratycznej i pluralistycznej, a dziś widzą jak tworzy się lewicową partię polityczną pod nazwą Komitet Obywatelski o monopolistycznych tendencjach. Są to zapewne także ci, którzy odrzucają linie polityczną Komitetu, linię porozumienia lewicowych przywódców z władzami kosztem demokratycznych zasad, związkowych uprawnień „Solidarności” i rzeczywistych reform gospodarczych.
4 czerwca było ich blisko 11 milionów. Ale jeśli sytuacja polityczna nie ulegnie zmianie, a gospodarcza się pogorszy, ich liczba z pewnością niepomiernie wzrośnie. A ugrupowania skrajne – dotąd marginalne – staną się siłą zasadniczą. Czy o to chodzi?
„Solidarność” to wielka legenda, ideały Sierpnia 1980 roku, a wreszcie związek zawodowy , którego kształtu wciąż nie znamy. Komitet Obywatelski to pewna koncepcja polityczna i grupa osób wokół niej skupiona. Legenda wygrała, ale koncepcja zawisła w próżni. Ostatni więc czas, aby ja zmienić
Podziomek
Kronika 7 dni
Profesorowie Janusz R. i Bronisław G. [2] ucierali się długo niczym kogel-mogel z dwóch żółtek. Ucierali się tak przy okrągłym stole w celu wytworzenia pulchnej i słodkiej masy łatwej do przełknięcia dla wszystkich. Chociaż profesorom przeszkadzały w porozumieniu odwrotne pozycje polityczne, pomagało im niewątpliwie przeświadczenie, że uczony z uczonym w toku rzetelnej dyskusji muszą dojść do wspólnych wniosków. Ponadto obaj adwersarze wiedzieli, co przystoi ludziom szacownym, mądrym i wytwornym. Bywało, że profesorowie przedłużali swoje, często publiczne, dysputy, by już w cztery oczy smakować wzajemnie co wykwintniejsze przemyślenia i sformułowania. Nic zatem dziwnego, że profesorów można było spotkać na perypatetycznych biesiadach intelektualnych gdzieś w Saskim Ogrodzie albo Łazienkach.
Któregoś popołudnia ramię w ramię kroczyli zatem profesorowie R. i G. parkową alejką. Właśnie profesor R., który był psychologiem, snuł był subtelny wywód na temat wycięcia niemal do nogi listy krajowej i czynił to w interesujących terminach teorii frustracji, gdy nagle wdepnął . Nie da się ukryć, że na brzegu ścieżki jakiś lekkomyślny pies zostawił no, ten,… ekskrement. Więc profesor Janusz R., mówiąc: „Kumulacja odłożonej agresji jako reakcja na tłumioną frustrację dała komponent behawioralny w formie repulsji…”, wlazł był lewym trzewikiem w ów ekskrement.
Rozumiecie drodzy czytelnicy, że drastycznie naruszyło to równość pozycji obu dyskutantów. Zmieszany profesor R. zgubił myśl przewodnią i nerwowo się jąkając, zaczął gimnastykować stopę, potrząsając nią i pokręcając. Niestety, nie dało to rezultatu. W dodatku profesor czuł wyraźnie, że nastąpiło skażenie miłej do tej pory atmosfery. To znaczy śmierdziało. W tych warunkach profesor G., który mógł sytuację wykorzystać do odniesienia łatwego zwycięstwa, winiec szykować się do zadania ostatecznego polemicznego ciosu. Jednakże profesor Bronisław G. czuł , że wykorzystanie sytuacji byłoby niezgodne z regułami savoir vivre`u i że profesor Janusz R. uznałby to za nieprzestrzeganie zasad fair play. (Jeden z profesorów myślał najczęściej po francusku, drugi zaś po angielsku).
Cóż zatem czyni profesor G., drodzy Czytelnicy. Powiecie – dyskretnie odwraca wzrok i daje adwersarzowi czas na oczyszczenie buta patykiem i trawą.
A nie! Nie macie racji. Człowiek czyszczący obuwie z psiego gówienka jest niestety zawsze żałosny i śmieszny. Profesor Bronisław G. czuł na sobie historyczne zadanie nierozdrażniania profesora Janusza R., który był jednym z elementów ciągłości władzy, a profesorowie G. i R. dawno się zgodzili, że ową ciągłość trzeba chronić jak niemowlę. Profesor Bronisław G. podjął decyzję błyskawicznie i galopem podbiegł do niefortunnego pozostawionego psiego ekskrementu i z wyrazem troski na obliczu oraz łacińską maksymą na ustach wraził obcas w gówno.
Przypadkowi świadkowie wydarzenia uznali, że lojalizm profesora G. przekroczył granice dobrego smaku i zapachu. Tym niemniej chwiejna równowaga między profesorami została przywrócona.
Tyle opowiastka o profesorach. W mijającym, tygodniu polski elektorat został zbity z tropu. Wydawało się biednemu elektoratowi, że głosował w pierwszej turze wyborów na Stocznię. Błąd. Elektorat powinien zrozumieć, że ma głosować na Magdalenkę. Nie o to bowiem szło w kontrakcie okrągłego stołu, żeby rządziła Stocznia, a o to, żeby rządziła Magdalenka.
W celu wzmocnienia Magdalenki osłabionej pożałowania godnym, nieprzemyślanym przebiegiem wyborów dokonano zmiany ordynacji wyborczej. Ot tak, między pierwszą a drugą turą trwających wyborów.
Pan [Jerzy] Ciemniewski, zasiadający z ramienia „Solidarności” w Państwowej Komisji Wyborczej, złożył rezygnację spowodowaną „brakiem sprzeciwu kierownictwa politycznego `Solidarności` wobec zmiany ordynacji w toku postępowania wyborczego. Dlaczego pan Ciemniewski łamie szeregi? Dlaczego on nie chce uznać, że solidarne wdeptywanie w przypadkowe g… jest aktem heroizmu i politycznej dalekowzroczności?
Być może nie słuchał i nie oglądał Jacka Kuronia w Otwartym Studio – programie, w którym poseł żoliborski tłumaczył ten elementarz dokładnie i dosadnie. (…)
[1] „Wiadomości”: kontynuacja „Wiadomości Dnia”; podtytuł: „Biuletyn [lub: Tygodnik] NSZZ «Solidarność» Region Mazowsze”, wydawany 15 XII 1981 – 1 IV 1990 w Warszawie. Ukazały się 363 numery o obj. 2-8 stron w formacie A4 lub A5, drukowane techniką sitodruku i na offsecie. Nr 1 z 15 XII 1981 przygotowany przez P. Piętaka i P. Strzałkowskiego wydano pt. „Wiadomości Dnia” w formie maszynopisu. W składzie redakcji: Hanna Rozwadowska (od połowy 1982), M. Gugulski (od V 1982), L. Dorn (od jesieni 1982), A. Macierewicz (od 1983) i Piotr [„Podziomek”] Zakrzewski (od 1983); drukiem zajmowały się m.in. zespoły Macieja Badowskiego, Mirosława Duszaka i Marcina Kaipera.
„Wiadomości Dnia”: Pismo wydawane I-XII 1981 w Warszawie przez Ośrodek Badań Społecznych i Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze. Ukazały się 253 numery o objętości 2-6 stron formatu A4. Założyciele pisma: Ludwik Dorn, Urszula Doroszewska, Antoni Macierewicz i Piotr Naimski; w składzie redakcji: U. Doroszewska, Jerzy Prus, Jerzy Modlinger (do IV 1981), Piotr Piętak (od V 1981 jako redaktor prowadzący), Paweł Niezgodzki, Marek Car, Marcin Gugulski, Henryka Drogowska (od jesieni 1981), Piotr Strzałkowski, Tomasz Borkowski, Robert Luśnia, Łukasz Małachowski i Brunon Nowicki (opracowanie graficzne).
„Wiadomości Dnia”: Pismo wydawane I-XII 1981 w Warszawie przez Ośrodek Badań Społecznych i Biuro Informacyjne NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze. Ukazały się 253 numery o objętości 2-6 stron formatu A4. Założyciele pisma: Ludwik Dorn, Urszula Doroszewska, Antoni Macierewicz i Piotr Naimski; w składzie redakcji: U. Doroszewska, Jerzy Prus, Jerzy Modlinger (do IV 1981), Piotr Piętak (od V 1981 jako redaktor prowadzący), Paweł Niezgodzki, Marek Car, Marcin Gugulski, Henryka Drogowska (od jesieni 1981), Piotr Strzałkowski, Tomasz Borkowski, Robert Luśnia, Łukasz Małachowski i Brunon Nowicki (opracowanie graficzne).
[2] Z żywotów równoległych:
Janusz Reykowski (ur. 1929), psycholog, profesor, 1949-1990 członek PZPR, 1988-1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, 1989 współprzewodniczący zespołu ds. reform politycznych „okrągłego stołu”, po 1989 m.in. członek Konwentu Programowego SLD.
Bronisław Geremek (1932-2008), historyk, profesor, 1950-1968 członek PZPR, II sekretarz POP PZPR na Uniwersytecie Warszawski, 1989 współprzewodniczący zespołu ds. reform politycznych „okrągłego stołu”, po 1989 m.in. poseł, minister i niedoszły premier OKP, ROAD, UD i UW.
Janusz Reykowski (ur. 1929), psycholog, profesor, 1949-1990 członek PZPR, 1988-1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, 1989 współprzewodniczący zespołu ds. reform politycznych „okrągłego stołu”, po 1989 m.in. członek Konwentu Programowego SLD.
Bronisław Geremek (1932-2008), historyk, profesor, 1950-1968 członek PZPR, II sekretarz POP PZPR na Uniwersytecie Warszawski, 1989 współprzewodniczący zespołu ds. reform politycznych „okrągłego stołu”, po 1989 m.in. poseł, minister i niedoszły premier OKP, ROAD, UD i UW.
- Marcin Gugulski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Trzeba przypominać
co więcej warto napisać, że profesorowie R. i G. to byli Reykowski (czł. PZPR aż do końca, w końcówce członek Biura Politycznego), a G. to Geremek.
Potwierdzam opinie Podziomka, że szczególnie często się konsultowali. R. i G.
We dwóch byli właśnie kanałem komunikacji (czy tylko?) obu środowisk...
2. Gupi Rybak
wyżej było napisane kto to byli G. i R.
dodam, że przed wyborami G. i R. "pracowali razem" wcześniej niż w czasie tych wyborów.
3. Trzeba przypominać
Tak, trzeba przypominać, choć łapię się na tym, że muszę dodawać coraz więcej przypisów, by tekst felietonu sprzed 22 lat był zrozumiały dla Czytelników młodszych ode mnie o te głupie 22 lata.
Marcin Gugulski