Dwa lata PO, dwa lata PiS.
Artykuł powstał na dwa lata rządów PO
Dwa lata PO, dwa lata PiS.
Początek nowego roku to dobry czas do dokonania pewnych analiz, porównań ocen. Minęły też dwa lat władzy Platformy Obywatelskiej, czyli dokładnie tyle samo czasu ile dane było trzymać ster państwa Prawu i Sprawiedliwości. Co osiągnęła przez ten czas każda z wymienionych ekip, czy i w jaki sposób próbowano wprowadzać w życie obietnice wyborcze? To pytania, na które wspólnie spróbujmy poszukać odpowiedzi. PiS szedł do władzy jak dobrze pamiętamy pod hasłami walki z przestępczością, wprowadzenia polityki pro rodzinnej, obniżenia podatków, przyspieszenia rozwoju gospodarczego, a przede wszystkim solidaryzmu. Jak to się przekładało na rzeczywistość? Nie było niemal dnia bez spektakularnych zatrzymań przestępców. Prawie wszyscy (z wyjątkiem sędziów) traktowani byli równo wobec prawa. Nawet posłów jeżdżących po kielichu przestał bronić immunitet. Miano cywilną odwagę stawiać zarzuty nawet swoim ministrom, gdy zdarzało im się schodzić na drogę przestępstwa. Prawdziwym przełomem było powstanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wykrywalność przestępstw wzrosła od 30 w przypadku drobnych wykroczeń do 60 procent w wypadku przewinień przeciwko zdrowiu i życiu. Wraz za tym przyszedł tak długo wyczekiwany spadek działań niezgodnych z prawem. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że media, które wcześniej ubolewały nad losem ofiar takiej czy innej przestępczości teraz podniosły prawdziwy krzyk w obronie bandytów, miały za złe służbą między innymi to, że do melin kryminalistów wkraczano wczesnym rankiem. Gangster przecież też człowiek, ma prawo wyspać się. Polskę ogłosiły wręcz państwem policyjnym. Niestety wielu w to uwierzyło w efekcie, czego zmieniając swe preferencje wyborcze. Działania pro rodzinnych rządów Prawa i Sprawiedliwości nie trzeba przypominać, wielu z nas korzysta z nich po dzień dzisiejszy. Wprowadzono becikowe, (za przykładem Polski poszły też kraje zachodnie, a nawet Rosja), wydłużono urlop macierzyński i wreszcie przyznano ulgi podatkowe na każde dziecko, nawet to dorosłe jeśli się uczy. Wyobraźmy sobie dzisiaj nasze domowe budżety w kraju ogarniętym kryzysem bez tych środków. Pojawienie się w domu nowego członka rodziny to ogromna radość, ale też wielki wydatek. Trzeba zakupić łóżeczko, wózek, pampersy i co chwile zmieniać ubranka, z których niemowlak tak szybko wyrasta. Starsze dzieci też wymagają ciągłych nakładów, same podręczniki to wydatek rzędu kilkuset złotych. Także w tej sprawie media ogłosiły larum. Z jednej strony oburzały się, że matki z patologicznych środowisk będą rodzić dzieci dla pieniędzy, z drugiej zaś ubolewały nad tym iż te same rodzicielki nie będą mogły korzystać z ulgi podatkowej wszak ani one ani ich partnerzy zazwyczaj nie pracują. Prawdziwa schizofrenia. Przejdźmy do kolejnej obietnicy przedwyborczej PiS jaką niewątpliwie było obniżenie podatków. Jako pierwsza spadła wysokość akcyzy na paliwo w efekcie, czego wpływy z tego tytułu do budżetu państwa wzrosły. Po prostu z tańszego paliwa korzystało więcej użytkowników. Następnie dwukrotnie obniżano podatek na fundusz emerytalno – rentowy w sumie o 7 procent (4 od strony pracobiorcy, a 3 od strony pracodawcy). W końcu przyszedł czas na podatek dochodowy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Pełniejsze kieszenie konsumentów to większe popyt, za nim podążył wzrost produkcji, który z kolei dał nowe miejsca pracy. Zaprowadziło nas pod koniec 2 letniego okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości do rekordowego, wynoszące 6,8 procenta wzrostu Produktu Krajowego Brutto (i komu to przeszkadzało – chciałoby się zapytać). Jeszcze parę słów o autostradach. Po pierwszym roku przybyło ich tylko 10 km, po dwóch latach było ich już 216 km, też niewiele. Dokończono za to prace nad projektem sieci dróg ekspresowych i autostrad, przeprowadzono szereg przetargów, które wyłoniły wykonawców. Nowy rząd przyszedł na gotowe, wystarczyło niczego nie popsuć.
Jakie były przyrzeczenia przedwyborcze Platformy Obywatelskiej, składane przecież tak nie dawno, uroczyście w świetle jupiterów? Pamiętamy dobrze. Obiecano wprowadzić podatek linowy, zmniejszyć liczba ministerstw, zredukowana ilość osób zatrudnionych w administracji państwowej, autostrady budować w tempie ekspresowym, uczyć dzieci w dobrze wyposażonych szkołach, przyspieszyć wzrost gospodarczy, zwiększyć liczbę miejsc pracy, no i „wszystkim miało żyć się lepiej”. Jak to przekłada się na rzeczywistość?
Z podatku liniowego wycofano się już w 10 dni po ogłoszeniu wyniku wyborów. Zlikwidowano jedno ministerstwo, za to powołano 3 nowe, zaś liczba osób zatrudnionych w administracji państwowej zaczęła lawinowo rosnąć (i to mimo kryzysu) by osiągnąć poziom aż o 1/3 wyższy od stanu zastanego. Budowę autostart rozpoczęto od zrywania umów z firmami, które wygrały przetargi, blokując prace i narażając w ten sposób skarb państwa na kary finansowe. Dlaczego? Może trzeba było zrobić miejsce dla kolesiów? Efekty przyszły natychmiast, podczas pierwszego roku rządów Tuska wybudowano aż cały kilometr autostrady, przyspieszenie nie lada trzeba przyznać. Kolejnym krokiem było ogłoszonie redukcje planów dotyczące sieci dróg, które miały zostać oddane na mistrzostwa europy aż o 50 procent. No, ale dwulecie rządów zamknęło się już wynikiem całych 166 km. nowych autostrad. Tak czy inaczej zamiast obiecanego przyśpieszenia, nastąpiło spowolnienie. Do szkół skierowano pięciolatki, co pogorszyło i tak nie łatwą ich sytuacje lokalową. Równość wobec prawa też przeszła do historii. Czego przykładem jest los Kamińskiego, który stracił stanowisko tylko za to, że śmiał wykryć aferę gospodarczą - polityczną, za którą stali prominentni politycy PO. PKB spadło już po pierwszym roku panowania Donalda Tuska, a więc jeszcze przed wybuchem światowego kryzysu, a za rok 2009 według prognoz ma on wynieś od 0,4 – 0, 6 procenta. Dodajmy do tego galopującą inflacje i to w sposób najboleśniej uderzający w biednych i przeciętnie zarabiających obywateli. Wszak drastyczne podwyżki cen dotyczą głównie żywności, energii, czyli towaru, na którym prawie nie sposób oszczędzać. Spadły za to ceny domów, samochodów, jednym słowem Polska dla bogatych. W poprzedniej części tego tekstu pisałem, co dał nam zwyczajnym obywatelom rząd PiS – u, niestety obecna władza tylko zabierała: przywileje emerytalne, miejsca pracy, drogie leki ratujące życie i ograniczała prawa pracownicze. Czy żyje się nam lepiej, a może poprawiło się komuś z naszych bliskich znajomych? Oceńcie państwo sami, nie pozwólcie by zrobili to za was dziennikarze mediów powstałych na fali zdrady okrągłego stołu.
- Krystian Frelichowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Dobre uwagi
Gdy przedwyborczy czas zacznie niedługo gęstnieć warto będzie operować konkretami
na zwycięstwo ze smoleńskiego automatu lepiej nie liczyć..pozdr
2. Trzeba mobilizować siły
Trzeba mobilizować siły