Nowy Ekran – Spełniona Nadzieja
UPARTY, pt., 13/05/2011 - 07:50
W odpowiedzi i ku przestrodze Transfokarowi mówiącemu o „kryterium ulicznym”.
Każdemu jest ciężko, ale jesteśmy już w przeddzień zwycięstwa i nie marnujmy dorobku politycznego już prawie 60 lat. Naszym celem, praktycznie nigdy nie werbalizowanym, ale praktycznie realizowanym, nie jest bowiem pokonanie jakiegoś mitycznego wroga ideologicznego a stworzenie własnych struktur państwowych nam podległych.
Różnica bowiem w poglądach między formacjami w naszym kraju sprowadza się do tego jakie państwo jest dobre, co to znaczy sprawnie działająca administracja, czy sądownictwo. My patrzymy na społeczne skutki efektu działań instytucji i ludzi je tworzących , czyli skutki, które nas dotyczą a oni na sprawność czynnościową instytucji, czyli na to jak im się pracuje, czy ogólnie mówiąc żyje. Czyli, my wymagamy podporządkowania wszystkich instytucji powszechnie akceptowanemu celowi ich funkcjonowania a oni uważają , że celem instytucja jest sprawne działanie osób ja tworzących. Zgadzam się, że nie możliwy jest kompromis między tymi dwoma postawami, że jesteśmy o krok od stworzenia sobie naszych struktur. Nie marnujmy naszego dorobku na zwalczanie przeciwnika, bo nie zbudujemy wtedy własnych struktur społecznych a co najwyżej przejmiemy ich struktury, ale z dobrodziejstwem inwentarza. A po co to komu?
My musimy budować „swoje” a nie „niszczyć”. To „ich” upadnie samo, jeśli przestaniemy się nimi zajmować, bo bez nas nie może funkcjonować.
Dodałem ten emocjonalny wstęp, bo nie miałem dzisiaj w ogóle zamiaru nic pisać, gdyż czasu brak, ale widzę, że jednak trzeba znowu zaktywizować się w domenie publicznej. Więc wracając do fenomenu Nowego Ekranu – bo on jest odpowiedzią Transfaktorowi.
Oczywiście, mówić o spełnionych przez NE nadziejach nie mam na myśli pomysłu zakładania partii politycznej, bo to jest to pomysł w obecnych warunkach absurdalny, więc bez znaczenia, natomiast dyskusja jaka odbyła się na NE wciągu ostatnich tygodni była ostatnim, mam nadzieję, elementem do tego, by można było powiedzieć, że sytuacja społeczna dojrzała do rewolucji, dojrzała do usunięcia z naszego życia społecznego nalotu post-sowieckiego. Myślę, że wpis Tranfokatora jest na to dowodem.
Dowód drugi zobaczyłem osobiście. Jak każdego 10-tego byłem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, ale wyjątkowo przyszedłem od strony Nowego Światu. Zeszło mi dłużej w pracy i nie zdążyłem na mszę do Katedry, więc poszedłem prosto pod Pałac. Stanąłem pod Hotelem Bristol i po odejściu Kaczyńskiego zobaczyłem przedziwny widok.
Otóż w znajdującym drugiej stronie ulicy Hotelu Europejskim, nad barem Przekąski - Zakąski są pół okrągłe okna od samej podłogi pomieszczeń na pierwszym piętrze. W tych oknach, jak na wystawie sklepowej, kilka młodych dziewcząt w skąpych strojach ćwiczyło albo aerobik, albo taniec, w każdym bądź razie prezentowało w ruchu swoje bardzo zgrabne ciała - na prawdę fajne, prawie gołe „laski”. Poniżej bar ucharakteryzowany na tradycyjną knajpę pijacką, na spelunkę i chyba pełniący taką funkcję, wypełniony po brzegi rozgorączkowanymi facetami, a na chodniku, przed wejściem do baru stał baldachim, „namiot Palikota” z megafonami grającymi skoczną muzykę. Całe to towarzystwo było za kordonem zakutych w zbroje policjantów płci obojga.
Czyli, na górze fajne, prawie gołe laski prezentowały publicznie, w oknach „Europy” swoje gibkie ciała w bardzo erotycznym tańcu a na dole równie fajna dziewczyna ( niektóre naprawdę nie brzydkie!) w zbroi policyjnej, z wielką pałą za pasem chroniła je przed „ulicą”. Między tymi dziewczynami, w knajpie, za kordonem policji tłum facetów pił wódkę a kilku z nich wydzierało się spod namiotu Palikota stojącym tuż obok wejścia do knajpy. Jak zobaczyłem, że policja chroni dziewczyny sposobiące się do udanego seksu ( naprawdę ćwiczone układy choreograficzne nie pozwalały na inne skojarzenia) , że policja chroni pijacka knajpę być może ze złodziejami tam będącymi przed wielotysięcznym tłumem rozmodlonych ludzi, to przypomniała mi się „Nieboska Komedia” . Zobaczyłem bowiem okopy, ale nieświętej trójcy ( k.... , pijak i policjant), pod wodzą na pewno nie hrabiego i nie Henryka, bo Janusza.
Wyłonił mi się obraz zupełnie inny niż jeszcze latem ubiegłego roku, kiedy to widziałem biednych, sponiewieranych ludzi „pod Krzyżem”.
Zmieniło się więc i to jest nasz dorobek. Zarówno wpis Transfokatora jak i opisany widok to są „znaki czasu”. Za tym pójdą zmiany przez nas oczekiwane, jeśli będziemy konsekwentni w naszych postawach.
Nie pamiętam dokładnie dnia, ale było to chyba pod koniec października albo listopadzie ubiegłego roku zacząłem zdawać sobie sprawę, ze tego, że Antypis przegrał wybory samorządowe, że nie posunął się ani o jotę w dziele zniszczenia Pisu a zmarnował, bo ujawnił, mechanizm nieważnych głosów. Antypis uniemożliwił, co prawda, odniesienie Pisowi spektakularnego zwycięstwa, ale wcale nie zapobiegł ujawnieniu jego siły. Wybory samorządowe pokazały bowiem jednoznacznie, że bez „cudu nad urną” Antypis nie ma szansy na utrzymanie dotychczasowej władzy! Stracił legitymację. Te wybory samorządowe to był chyba punkt przełomowy.
Większość z nas będąc w środku wydarzeń nie zdaje sobie nawet sprawy z tego co zrobiliśmy, w jakim etapie jest nasza „bitwa”. Po prostu walimy naszych wrogów a wszędzie ich pełno. Wydaje się, że nas zalewają i zapewne by nas zalali, gdybyśmy osłabli. Ale nie słabniemy a patrząc z perspektywy widać, że nie mają żadnych rezerw, że nie ma już nikogo u nich w odwodzie. Tak więc wygląda na to, że obecnie, jeśli jeszcze trochę wytrzymamy ten napór Polsko-Ruskich, to niedługo będziemy mogli powiedzieć, że „bój to był ich ostatni”.
Było też już wtedy widać, na przełomie października i listopada 2010 roku, że projekt PJN jest niekompletny i przedwczesny a przy tym bardzo szkodliwy dla Antypisu. Pokazał bowiem różnicę między Pisactwem złączonym zaczątkami ideologii a resztą, która ma tylko bieżące interesy, o czym w kilku długich artykułach ośmieliłem napisać na początku roku, więc nie będę teraz już tego powtarzać, ale tak jawne pokazanie różnicy też było przełomem. Wcześniej nie było żadnego tak jaskrawego przykładu bezideowości Antypisu. Cały Antypis udawał formacje ideologiczne- jedni to rzekomo liberałowie odwołujący się do nie małego dorobku myśli liberalnej, inni to rzekomo materialistyczni socjaliści – w sumie niby sami ideowcy. I tu PJN, który pokazał, że Antypis to grupa interesu i dla tego, że jest grupą interesu to PJN postanowił do niego przystać i został przyjęty. Wpadka stulecia!
Bo ruch ideologiczny to zupełnie inna liga polityczna od grupy interesu. Nie zdarzyło się jeszcze w historii świata by ruch ideologiczny na terenach, na których występuje, nie zdominował choćby najpotężniejszych grup interesu. Czy z tego wynika, że Antypis jest bez szansy, że wszystko co robi jest bez sensu? Chyba tak, chyba dzięki Łażącemu Łazarzowi, dzięki Circ i wielu innym można już tak powiedzieć. Wygląda na to, że czas próby dla Pisu bardzo powoli, ale jednak dobiega końca.
Jak próba?
Od dawna wydawało mi się, też, że to co nazywane jest „Pislamem” jest nie tylko reakcją Chrześcijaństwa na socjalizm, współczesną alternatywą wypalonej już chyba Chadecji, ale przede wszystkim jest propozycją ideologiczną wywodzącą się z Ewangelii na czasy, w których osobista dzielność wojskowa, czy rycerska przestała być czynnikiem rozstrzygającym konflikty społeczne, ale nie stała się przez to absurdem, jak twierdzi Antypis. Jest ważna tak jak ważne są niewidoczne, bo zagrzebane w ziemi, całkiem zbudowane fundamenty domu.
Nie mam wątpliwości, że żyjemy w czasie przemiany epok, że era nowożytna dobiega końca i zaczyna się jakaś nowa era. Oczywiście nie jest to żaden koniec historii i mam nadzieję, że nie jest to koniec świata – choć tego oczywiście nie wiem.
Często wydaje się nam z naszej perspektywy codziennej, że tak niewiele się zmienia, ze przez 30 lat od powstania Solidarności nie jesteśmy w stanie zrzucić z siebie jarzma narzuconego nam przez socjalizm, że dalej trwa PRL i tak niewiele w gruncie rzeczy się zmienia. Ale to chyba błędna ocena.
To co się obecnie dzieje w naszym kraju to definitywne zamknięcie ery nowożytnej, ery rycerskiej – do której odwołuje się zresztą Transfokator. To jest właściwy kontekst historyczny dla oceny naszych bieżących wydarzeń. Zmian epok jest to wydarzenie tak wielkie i tak odległe od naszych małych zdawało by się kłótni, że wpisywanie ich w ten kontekst zdaje się być niepotrzebnym patosem. Ale jeśli poddamy analizie ideologicznej prezentowane w codziennej, często trywialnej wręcz formie poszczególne publikacje a zwłaszcza wpisy blogerów, to zobaczymy w nich całą praktycznie historię doktryn politycznych Europy i Bliskiego Wschodu, zobaczymy poglądy nawet tak zdawało by się zapomniane jak poglądy Katarów, Nestorian, Paulicjan i bardzo wielu innych ruchów społecznych, religijnych i politycznych z ostatnich XV wieków. I właśnie ta cezura, mniej więcej IV-VI w po Chrystusie jest bardzo ciekawa.
Feudalno – arystokratyczne struktury społeczne , które doprowadziły do powstania państw narodowych a biorące swój początek od św. Maurycego zaczęły się w Europie co prawda rozpadać już dawno, bo wraz z pojawieniem się celnych armat a to był przełom XVIII i XiX w. ale był to proces bardzo powolny. Neorycerstwo upadało po kolei w tych krajach, w które miały za mało armat, ale …. trwało w tych, które te armaty miały w nadmiarze! Rycerstwo, czy neorycerstwo w tych krajach stało bezpiecznie za swoimi armatami i trwało aż do I wojny światowej, kiedy zostało „zagazowane”.
Wraz z utratą samodzielności militarnej ostatniego królestwa rycerskiego, czyli Wielkiej Brytanii, upadł w ogóle ten system społeczny. W latach 50-tych XX w, gdy okazało się ze Wielka Brytania utraciła definitywnie zdolność do samodzielnej obrony swego kraju straciła sens ostatnia struktura rycerska na świecie. To jest kontekst historyczny tego co zaczęło się w Polsce w drugiej połowie lat 50-tych, to prawda, ale też prawdą jest, że idea państwa narodowego nie straciła na aktualności, że w Polsce państwo to było tworem szlachty a nie rycerstwa. Rycerstwo w Europie zachodniej było klasa społeczną bardzo wyspecjalizowaną. Nie zajmowało się gospodarowaniem, nie zajmowało się krzewieniem oświaty, sadownictwem, co więcej za mir domowy w ich dworach był odpowiedzialny król a u nas wybierany przez sąsiadów wojski! My stworzyliśmy zupełnie inną strukturę społeczną będącą alternatywą dla struktury rycerskiej, choć wywodząca się z tego samego pnia!
W wszystkich krajach, poza Polską, w których nie było możliwości produkcji armat z powodu, albo zbyt słabych gleb, albo z powodu braku surowców lub z innych powodów upadała arystokratyczno-rycerska struktura społeczna, znikała zdolność do tworzenia państwa narodowego. Powód był prozaiczny. Utrzymywanie w takim społeczeństwie elit biorących się z rycerstwa i mających na celu obronę przed wrogiem utraciła sens. Nie ma bowiem dzielności rycerskiej, czy ogólnie mówiąc wojennej przeciwko armacie - co najwyżej taka jak Kmicica, która jednak sprowadzała się do usunięcia armaty z pola bitwy, po to by dzielność obrońców Częstochowy mogła mieć sens praktyczny!
Co prawda można jeszcze było przez wiele lat nadstawianiem głowy przymuszać wroga do tego by zużył swe zasoby do zabicia dzielnych ludzi, w nadziei, że w końcu zbraknie mu pocisków nim zabije wszystkich i wtedy znowu dzielność osobista reszty, która przeżyła będzie miła decydujące znaczenie. Ale teraz, gdy pojawiły się automaty żołnierskie i takie zachowanie nie jest praktyczne. U nas szlachta miała też inne zadania i te inne zadania okazały się być ratunkiem dla tradycji.
Również i rozruchy polityczne w momencie wprowadzenia przez Napoleona armat do tłumienia demonstracji spowodowały ich zmniejszającą się istotność polityczną.
Czyli w sumie dwa filary tradycyjnego porządku społecznego zostały podcięte. Jeden to dzielność wojskowa rycerzy przynajmniej z pozoru dążących do Chrystusa i drugi to czujność pasterzy ludu ( różnej proweniencji- nie tylko duchownej) gotowych poprowadzić lud przeciwko władzy.
Stwierdzenie, z era nowożytna dopełniła się a my żyjemy już w nowej epoce historycznej się jest więc uzasadnione.
Już pod koniec lat 70-tych zdawałem sobie sprawę z tego, że w Polsce tworzą się fundamenty ideologiczne nowego porządku społecznego i nawet martwiliśmy ze znajomymi dyskutując o tym, że z tej zmiany może nic dobrego nie wyjść, że wszyscy popadniemy w marazmie a rozwój społeczny zatrzyma się na wielki, jak to miało kiedyś miejsce w Indiach czy Chinach. Że nowa epoka historyczna będzie epoką stagnacji, bo niemożliwe do usunięcia stare elity powstrzymają wszelki rozwój społeczny by nie utracić swej pozycji ekonomicznej a nie ma jak ich zmienić.
Jedną ze spraw, która żadnemu z nas nie dawała wtedy spokoju, była kwestia arystokracji a w zasadzie jak ją zweryfikować negatywnie skoro w naszym kraju nie istnieje. Otóż zawsze, wszystkie rewolucje odbywały się w rytmie „na dwa”, o czym w jednej z notek już wspominałem. Najpierw ujawnia się jakaś „nowa siła”, która prezentuje się na scenie publicznej. Siła ta potem, po swojej prezentacji, cofa się za kulisy, a na scenie politycznej następuje skrócona prezentacja wszystkiego tego, czemu ta nowa siła się sprzeciwia. Publiczność, czyli, ogół społeczeństwa, pozornie całkowicie pasywnie ocenia, czy coś z zakwestionowanego dorobku nadaje się do ocalenia, czy nie.
Jeśli ludzie będą chcieli coś ocalić, to nie pozwolą „nowej sile” wejść z powrotem na scenę, bo oklaskami zatrzymają, to co im się podoba. Jeśli jednak nic się im nie spodoba, to pasywność ludzi i brak akceptacji dla prezentowanych rozwiązań politycznych wyczyści scenę dla nowej siły. W praktyce nadanie oceny negatywnej sprowadza się bardzo często do stwierdzenia , że „ to już było”, że „ nikt nie ma nowych pomysłów” , przez stwierdzenia, że nie mają ochoty oglądać ciągle tych samych twarzy itp.
Przy czym bardzo ważne jest to, że prezentacja musi być kompletna, że jeżeli zostanie cokolwiek ze starego porządku, co nie zostanie wyraźnie odrzucone to rewolucja odbuduje stary porządek wokół „tego czegoś” a „nowe” nie pojawi się na scenie politycznej. Tego właśnie dotyczyły np. rozważania tak Kucharzewskiego jak i Tocqueville, który nie widział możliwości by w trakcie rewolucji wszystkie główne elementy starego systemu społecznego mogły być odrzucone, bo zostawała mentalność rewolucjonistów a ta powodowała samoistne odtworzenie się starego porządku społecznego w nowej formie. Na to samo zwracał uwagę Kucharzewski, gdy mówił iż carat w Czerwonej Rosji odtworzył się najpierw przez Trybunały Rewolucyjne, w których zasiadała biedota mająca sądzić wg swego sumienia a nie według praw a później przez instytucje państwowe takie jak np. policja, więziennictwo itp. A przecież to „sumienie” rewolucyjne brało się ze starego porządku społecznego, było wręcz jego kwintesencją, policja przecież też nie miała skąd wziąć nowej kadry, a kadry klawiszy nikt przecież nie wymieniał. Przy dokładnej analizie okazywało się, że takich enklaw starego porządku po każdej rewolucji zostawało zadziwiająco dużo i one powodowały odbudowanie się dawnego ustroju w nowej formie.
Natomiast w rewolucji cywilnej, ideologicznej, która nie nastąpi jak długo nie zostaną „przedyskutowane” wszystkie elementy starego porządku, może nie zostać nic z tego co było fundamentem starego porządku.
I tu wracamy do niesłychanie istotnej w naszej historii arystokracji i jej wielkiej roli w tworzeniu nowożytnego porządku społecznego. Wydawał mi się wprowadzenie na poważnie do dyskusji publicznej kwestii, czy odtwarzać, czy nie odtwarzać w nowym systemie nowej arystokracji będzie zupełnie nie możliwe do przeprowadzenia, a przez to i nowy system nie powstanie. Wydawało się, ze w sumie taki „drobiazg” jest kołem ratunkowym dla formacji post oświeceniowej.
Zresztą wydaje mi się, że i ideolodzy PO np. Grupiński, to wiedzą stąd ta przemożna chęć rozbujania sytuacji społecznej, aż do wywołania konfliktu „fizycznego”, który będzie można... przegrać! Po to by w oparciu o jakieś nowe „sumienie rewolucyjne” można było odtworzyć stary system, w którym stare elity będą miały się dobrze! Na szczęście my też to wiemy.
„Nowa siła” wcale nie musi mieć nawet większościowego poparcia, wystarczy jej poparcie solidne, wystarczająco duże do wykonania tego, czego się podejmuje. W naszym przypadku do zbudowania państwa na nowo Pis ma odpowiednią siłę, bo może liczyć na 6-8 mln zwolenników i to wystarczy …. bo są pełni w funkcjonalne państwa tej liczebności! Tak więc ten warunek Pis spełnia i tak na prawdę więcej zwolenników w tej chwili nie potrzebuje! Nie potrzebuje więc, ani rad Pana Profesora Markowskiego, który zachęca Pis do poszerzenia swojej bazy politycznej, ani inicjatyw Łażącego Łazarza, ani nikogo innego.
Ja rozumiem, to może boleć, ale nic nie stoi na przeszkodzie by - operując nickami blogerów dla przykładu - choć dotyczy to wielu, włączyli się do Pislamu i Łażący Łazarz i Circ. Wtedy ich ból na widok Pisaka, zwłaszcza tego głównego, ustanie – naprawdę, to będzie lepsze niż apap!
Do niedawna jeszcze nie byłem pewien czy dobrze widzę zachodzące procesy społeczne ale Nowy Ekran mnie w tym upewnił, za co serdecznie dziękuję. Jeżeli ŁŁ dalej podtrzymuje swoją ofertę, że w przyszłości będzie można mieć jakieś wpływy finansowe z pisania bloga na Nowym Ekranie, choćby takie by starczyły na koszty herbaty, którą sobie pije podczas jego pisania, to chętnie je przyjmę*.
Tak na prawe jedyny element, którego mi brakowało w prezentacji postaw antypisackich to dyskusja o potrzebie powołania arystokracji. Bo jeżeli nie mylą się ci, którzy nazwali Wyszyńskiego Prymasem Tysiąclecia, a o ile wiem ten Jego przydomek pochodzi z Niemiec, to uwzględniając naszą specyfikę, w ramach podsumowania epoki nowożytnej na scenie politycznej powinna pojawić się również i arystokracja, by i na ten temat ludzie mogli się wypowiedzieć. Swego czasu, gdy powstawał pierwszy NZS to zastanawiałem się czy może ten problem nie będzie rozwiązany „osobowo”, przez np. Kostka R. ale nie wydawało mi się prawdopodobne i to mnie martwiło.
Natomiast dyskusja tego problemu przez Circ to jest właśnie to, co musiało się stać, by doszło do rewolucji. Gdy po raz pierwszy usłyszałem o inicjatywie Pana Posła Górskiego intronizacji Chrystusa na Króla Polski zacząłem zastanawiać się nad jego zuchwałością, nad brakiem jego edukacji ewangelicznej a nie nad tym, że przez niego dopełniają się czasy. Dopiero uzupełnienie tej inicjatywy o pomyśl reaktywowania arystokracji mi to pokazały .
Bo pomysł intronizacji jest w sposób oczywisty sprzeczny z dotychczasowym powszechnie znanym Objawieniem. Wydawało mi się, że jest to pomysł mający na celu odciągnięcie wielu ludzi od Kościoła, którzy zamiast szukać drogi do Chrystusa przez Kościół zaczną jej szukać w administracji państwowej, w „Chrystusowej Partii Politycznej” a to droga donikąd. Zresztą Circ zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nawołując do intronizacji Chrystusa powołuje się na objawienia prywatne „twórczo uzupełniające” to co znamy.
Natomiast pomysł intronizacji uzupełniony o próbę powołania nowej arystokracji jest właśnie takim deja vu, jest niezbędnym elementem przeglądu historii, elementem koniecznym do zakończenia epoki.
Od strony technicznej zostało to umożliwione staraniami Łażącego Łazarza, który stworzył odpowiednią do tego strukturę medialną i za to mu dzięki. Jeśli zrobił, to za wsiowe pieniądze to, tym lepiej- przynajmniej przydały się one do czegoś dobrego.
Tak więc chyba czasy się dopełniły, jeśli mam racje to zobaczymy gwałtowny ( oczywiście w perspektywie epokowej) rozpad struktur Antypisu w ramach odpadania uschniętej, post oświeceniowej gałęzi kultury europejskiej. Tylko żeby nie spadła nam ona na głowy.
*Uwaga! Niniejsza deklaracja jest figurą retoryczną, a nie jest ofertą w znaczeniu art 66 KC.
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz