Dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat dla Kiszczaka za "przyczynienie się do śmierci 9 górników z kopalni "Wujek"

avatar użytkownika Maryla

Dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat chce prokurator dla b. szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka za przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r.

Oskarżony miał świadomość, że w stanie wojennym może dojść do wystąpień społecznych na szeroką skalę i godził się na użycie broni przez MO, co wskazuje na umyślność jego działań - powiedział prok. Zbigniew Zięba w mowie końcowej przed Sądem Okręgowym w Warszawie. To czwarty już proces Kiszczaka przed sądem I instancji za ten czyn. W sumie te postępowanie sądowe wobec niego toczy się już 17. rok, a zapewne będzie jeszcze apelacja.

Według katowickiej prokuratury Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając jako szef MSW 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały - co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".

85-letni Kiszczak nie przyznaje się. Twierdzi, że nie ma związku między wydarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jego zdaniem - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym (uznanym niedawno przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z konstytucją - PAP). Grozi mu formalnie do 8 lat więzienia. Jego obrona ma przemawiać 26 kwietnia. Wkrótce potem zapadnie wyrok.

- Oskarżenia nie rozumiem; prawa nie naruszyłem - powtarzał w każdym procesie Kiszczak, któremu grozi od dwóch do 10 lat więzienia. Dowodził, że nie ma związku między zdarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jego zdaniem - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym. W marcu br. Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety o stanie wojennym za niezgodne z ówczesną i obecną konstytucją.

Kiszczak twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Dodał, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej". Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.

Mowy końcowe

przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłaszają: prokurator i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, czyli górników z "Wujka". Obrońca Kiszczaka ma wygłosić swą mowę 26 kwietnia. Potem zapadnie wyrok w czwartym już procesie Kiszczaka przed sądem I instancji za ten czyn. W sumie te postępowanie sądowe wobec niego toczy się już 17. rok, a zapewne będzie jeszcze apelacja.

Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.

Prokuratura wojskowa umorzyła wtedy śledztwo już po miesiącu, przyjmując tezę o "obronie koniecznej" milicjantów. Według IPN śledztwo umorzono jeszcze przed śmiercią w szpitalu dziewiątego górnika; w aktach napisano zaś, że sekcję jego zwłok przeprowadzono w ramach śledztwa. W 2010 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie z powodu przedawnienia umorzył sprawę prokuratorów oskarżonych o tuszowanie w latach 80. śledztwa w sprawie "Wujka".

PAP
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz