Kłamstwa przed 10.04.2010 r. Gry Rosjan. Nieczajew: Nic o wizycie nam nie wiadomo
"Nasz Dziennik" rekonstruuje sekwencję działań strony rosyjskiej piętrzącej trudności w zorganizowaniu wizyty głowy państwa polskiego w Katyniu
Nieczajew: Nic o wizycie nam nie wiadomo
Co najmniej do połowy marca ubiegłego roku strona rosyjska nie miała oficjalnego powiadomienia, że prezydent Lech Kaczyński faktycznie 10 kwietnia będzie w Katyniu. Wynika to jednoznacznie z rozmowy, jaką Siergiej Nieczajew, dyrektor III Departamentu Europejskiego MSZ Federacji Rosyjskiej, odbył w marcu z polskim ambasadorem w Moskwie Jerzym Bahrem.
Jak ustalił "Nasz Dziennik", do spotkania Jerzego Bahra, wówczas polskiego ambasadora w Moskwie, z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem III Departamentu Europejskiego MSZ Federacji Rosyjskiej, doszło 10 marca ubiegłego roku. Jak sugerował wówczas polski dyplomata, konieczne było ustalenie, czy 17 marca byłoby możliwe spotkanie ministra Andrzeja Kremera z Władimirem Titowem, wiceministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej. Miałoby do tego dojść w tym samym dniu, w którym minister Tomasz Arabski miał się spotkać z zastępcą szefa aparatu premiera Federacji Rosyjskiej Jurijem Uszakowem. Nieczajew jedynie zobowiązał się do ustalenia, czy grafik Titowa pozwoliłby na zorganizowanie spotkania w tak krótkim terminie. Bahr zaznaczył również, że konieczne jest podkreślenie w rozmowie ministra Kremera z ambasadorem FR w Polsce Władimirem Grininem potrzeby spotkania grupy przygotowawczej z Uszakowem. Podczas rozmowy Bahra z Nieczajewem rosyjski polityk informował stronę polską, że polska grupa przygotowująca uroczystości katyńskie może zostać przyjęta nie wcześniej niż 24 marca. Nieczajew podkreślił przy tym, że MSZ FR nie ma żadnej mocy decyzyjnej w tej kwestii - wszystko to zależy bowiem od Protokołu Rządu FR. W rozmowie z 10 marca 2010 r. dyrektor III Departamentu Europejskiego MSZ Federacji Rosyjskiej stwierdził ponadto, że strona rosyjska dotąd nie została oficjalnie poinformowana o wizycie 10 kwietnia prezydenta Lecha Kaczyńskiego na uroczystościach katyńskich. W ten sposób Nieczajew odniósł się do uwagi ze strony Bahra, że odbędą się dwie oddzielne wizyty: 7 kwietnia premiera Tuska i 10 kwietnia prezydenta Kaczyńskiego. Nieczajew, odnosząc się do pytania Bahra, czy możliwe jest, by grupa przygotowawcza przybyła na Siewiernyj samolotem, przyznał, że jakakolwiek forma korzystania z lotniska w Smoleńsku może stanowić poważny problem. Jeszcze w marcu ubiegłego roku ambasador Jerzy Bahr pisał do Departamentu Wschodniego - Jarosława Bratkiewicza oraz Jarosława Czubińskiego, byłego zastępcy dyrektora Departamentu Konsularnego w MSZ, że Siewiernyj w związku z likwidacją obsługującej go jednostki wojskowej nie ma technicznych możliwości przyjęcia samolotu specjalnego z grupą przygotowawczą wizyty premiera RP - brakowało sprzętu zabezpieczenia lotów, w tym cystern paliwowych, mobilnych agregatów prądotwórczych, sprzętu utrzymania pasa startowego. W rozmowie z polskim ambasadorem Nieczajew podkreślił ponadto, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej jest gotowe do pośredniczenia między stroną polską a rosyjską w przygotowywaniu spotkania obu premierów: Donalda Tuska i Władimira Putina. Zasugerował, by 7 kwietnia Grupa ds. Trudnych pracowała w Smoleńsku niezależnie. Poinformował też polskiego ambasadora o planowanym spotkaniu obu premierów z członkami Grupy. Dwa dni po pamiętnej rozmowie z polskim dyplomatą Nieczajew ponownie zwrócił się do Bahra z pytaniem, czy jego wzmianka o planowej podróży Lecha Kaczyńskiego na uroczystości katyńskie jest oficjalnym zwróceniem się strony polskiej w tej kwestii. Z ustaleń "Naszego Dziennika" wynika, że podczas rozmowy, jaka toczyła się 10 marca 2010 r., Nieczajew był świetnie poinformowany o planowanej na czerwiec w Miednoje wizycie Bronisława Komorowskiego, wtedy jeszcze marszałka Sejmu. - Mamy tu do czynienia z grą, jaką zarówno Rosjanie, jak i rząd pana Tuska w tym względzie prowadzili od dłuższego czasu. Obawiano się oświadczenia pana prezydenta, który pełną odpowiedzialnością za ludobójstwo w Katyniu obarczał właśnie Rosjan - komentuje Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu smoleńskiego. - Już na początku marca ubiegłego roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych, powołując się na wolę premiera Rosji, dało jasno do zrozumienia, że premier Tusk nie będzie uczestniczył w głównych uroczystościach, lecz wybierze się na osobne spotkanie z premierem Putinem. Od dłuższego czasu dezawuowano osobę pana prezydenta. Zmaterializowało się to w rozdzieleniu wizyt premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego i próbie przeniesienia ciężaru politycznego na spotkanie obu premierów, jakie odbyło się 7 kwietnia. Zostało ono sprofilowane według potrzeb rosyjskich z minimalizacją akcentów odpowiedzialności państwa rosyjskiego oraz z elementami, które miały pokazywać, że zbrodnia katyńska była skutkiem działań jakichś sił wyższych, którym nikt nie był w stanie się oprzeć - mówi Macierewicz. Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, który wspierał prace Andrzeja Przewoźnika nad organizacją uroczystości, przypomina, że według relacji jej męża, Rosjanie czynili duże trudności z przybyciem prezydenta Kaczyńskiego do Katynia. - Jeszcze na początku ubiegłego roku mąż mówił, że Rosjanie piętrzyli trudności; obawiał się nawet, że do wizyty pana prezydenta może nie dojść. Dopiero w marcu zaczął mówić, że Rosjanie na wszystko się zgadzają i że nie rozumie ich sprzecznej polityki. W marcu Rosjanie na pewno o tej planowanej wizycie wiedzieli - wspomina Merta.
Zuba: Bahr nie wiedział, co ma robić
Jeszcze 8 kwietnia 2010 r., czyli na dwa dni przed katastrofą, minister Kremer śle claris do Ambasady RP w Moskwie na ręce ambasadora Bahra, Dariusza Górczyńskiego - jego zastępcy, i Tomasza Turowskiego, ambasadora tytularnego w Moskwie, że kwestia lądowania samolotu jest sprawą priorytetową. Kremer apeluje też o wyjaśnienie wszystkich szczegółów związanych m.in. z dojazdem delegacji do Smoleńska. Tego samego dnia do Bahra zostaje wysłana wiadomość, że lotnisko w Smoleńsku nic nie wie o zgodzie na lądowanie samolotu z delegacją prezydencką. Jak ustalił "Nasz Dziennik", na dwa dni przed katastrofą rządowego tupolewa polska ambasada w Moskwie nie miała informacji w sprawie rosyjskiej zgody dla asysty Wojska Polskiego na ceremoniał wojskowy. Mimo że podczas spotkania w Moskwie, jakie miało miejsce 25 marca, Federalna Służba Ochrony nie zgłaszała w tej sprawie żadnych uwag, gdyż po stronie rosyjskiej w uroczystości nie miała uczestniczyć żadna osoba chroniona. Strona polska zwracała się do Rosjan o uzyskanie zgody na oddanie salwy honorowej podczas uroczystości z udziałem obu premierów na cmentarzu katyńskim. W końcu marca ubiegłego roku dyrektor protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazana występował do ambasadora Jerzego Bahra z prośbą o podjęcie ponownej próby uzyskania takiej zgody. Poseł PiS Maria Zuba, która udała się do Smoleńska razem z delegacją premierowską, relacjonowała na ostatnim posiedzeniu zespołu smoleńskiego, jak to ambasador Bahr do końca nie był pewien, jaki będzie zakres jego obowiązków w dniu przybycia do Smoleńska prezydenta Kaczyńskiego. - Pan ambasador Jerzy Bahr pytał o to ministrów pana premiera i posłów, którzy przylecieli razem z delegacją premiera Tuska. Także w rozmowie ze mną przyznał, że nie wie, czym będzie się musiał zająć po przybyciu pana prezydenta, jaki będzie zakres jego obowiązków. Było to tuż po lądowaniu naszego samolotu w Smoleńsku, kiedy czekaliśmy na możliwość wyjścia z maszyny - potwierdza w rozmowie z nami poseł Zuba. Według jej relacji, Putin przyjechał później. Kiedy członkowie delegacji opuścili maszynę, Putin wszedł do samolotu, w którym czekał na niego Tusk. - Miałam wrażenie, że pan ambasador nie miał jasnej instrukcji, co miał robić 10 kwietnia. I liczył, że taką instrukcję uzyska od ministrów pana premiera Tuska - mówi Zuba. - To pokazuje skalę bałaganu, jaki panował przy organizowaniu tej wizyty. Bałaganu, który niestety miał swój tragiczny finał 10 kwietnia - komentuje krótko Macierewicz. Przypomina przy tym, że przykładem gry Rosjan jest sposób, w jaki potraktowali polską grupę przygotowującą wizytę Lecha Kaczyńskiego. Jak wynika z relacji przedstawionej na jednym z posiedzeń zespołu smoleńskiego przez Adama Kwiatkowskiego, eksperta w gabinecie szefa Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, pięcioosobowa grupa, która z ramienia Kancelarii przygotowywała wizytę 10 kwietnia, podczas pobytu w Moskwie była nie tylko wyłączona z udziału w większości spotkań z przedstawicielami strony rosyjskiej, ale nie mogła również przeprowadzić rekonesansu na lotnisku Siewiernyj.
Anna Ambroziak
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110408&typ=po&id=po07.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Wywiad zniknął, bo gen.
Wywiad zniknął, bo gen. Petelicki krytykował rząd?
Portal Wprost24.pl usunął wywiad, w którym gen. Sławomir Petelicki
zarzucił rządowi odpowiedzialność za doprowadzenie do katastrofy
smoleńskiej
Były szef GROM w rozmowie z Wprost24.pl ujawnił również, że tuż po
katastrofie smoleńskiej czołowi politycy PO otrzymali esemesy z
instrukcją na temat tego, jak mają się wypowiadać na temat katastrofy.
Mieli mówić, że katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle
poniżej 100 metrów. "Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił".
- Podejrzewam, że właśnie wypowiedź o emesach powstałych w trójkącie
Donald Tusk - Tomasz Arabski - Paweł Graś kogoś bardzo zabolała. Do
tego stopnia, że zadecydowano o usunięciu wywiadu - mówi "Rz" gen.
Petelicki. I dodaje, że według jego wiedzy na skasowanie ze stron
internetowych Wprost 24.pl rozmowy z Petelickim miał naciskać, choć
formalnie nie kieruje portalem, naczelny tygodnika "Wprost" Tomasz
Lis.- To jest właśnie "lisia wolność słowa"- komentuje gen. Sławomir
Petelicki
Przez śledztwo smoleńskie straciliśmy Patrioty?
Zdaniem generała prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy Tu-154 bez pomocy NATO poważnie obciąża Donalda Tuska.
- NATO powiedziałoby nam o wiele więcej na temat przyczyn katastrofy niż
możemy się dowiedzieć od Rosjan. Rosjanie nie są zainteresowani by
pokazać całą sytuację – np. to co działo się w baraku na lotnisku
smoleńskim, którego nie można nazwać wieżą kontroli lotów. Ale Tusk
najwyraźniej też nie jest tym zainteresowany. A przecież zwrócenie się
do NATO tuż po katastrofie było obowiązkiem premiera! Przecież wtedy nie
wiedzieliśmy co się stało. To mógł być np. zamach czeczeńskiego
terrorysty. Na teren obok lotniska z ręczną wyrzutnią rakiet mógł wejść
każdy - przekonuje Petelicki.
Ale premier tego nie chciał, ponieważ gdyby
śledztwo toczyło się pod auspicjami NATO raport końcowy byłby miażdżący
dla rządu i MON-u. Pojawiłoby się pytanie, dlaczego Tusk wcześniej nie
zdymisjonował Bogdana Klicha. Najgorsze w tym wszystkim jest postawienie
Polaków w sytuacji bezbronnego petenta. A przecież wchodziliśmy do NATO
po to, żeby nas broniło - oburza się generał.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Dlaczego Tusk,nie zdymisjonował Klicha,Arabskiego,dlaczego
Sikorski w ciągu pierwszych 15 minut po "katastrofie" puscił w świat info:
winni śp Piloci?
gość z drogi