DLA „PRZEPASANYCH ELIT” (Aleksander Ścios )
„Stanisław August – mimo solennej obietnicy, iż ordery i godności będzie nadawał tylko za istotne zasługi – handlował nimi jak przekupka kiełbasami na rynku.Za 10-20 dukatów sprzedawał tytuły chorążego, cześnika, podkomorzego, za 30-50 starosty; czerwoną wstęgę orderu św. Stanisława można było nabyć za 100, po ostrym targu nawet za 80 dukatów. Najwyższe odznaczenie – Orzeł Biały – też był na ladzie.
- Ach Wasza królewska Mość, jakżeż można sprzedawać Orła Białego za 200 dukatów! - monitował Piattoli
- Ha, pewnie, że to zgroza, że to za tanio, ale co robić, kiedy sknery więcej nie dają - odpowiadał król.
Niebieską szarfę dostawano i za darmo. Mieli ją Ankwicz, Rzewuski, Kossakowski, Massalski..... Gdy ktoś zasłużył się należycie Katarzynie, zyskiwał jej uznanie – zaraz Stanisław August posyłał mu order. Wszystkie polskie szuje były przepasane wstęgami.” – pisał Karol Zbyszewski w książce "Niemcewicz od przodu i tyłu" z 1939 roku.
Nie inaczej postępowano w czasach PRL-u, gdy sowieccy namiestnicy sięgali po ordery i zaszczyty, by zapewnić sobie poparcie lub nagrodzić pokornych. Jacek Trznadel pisał o tym „Hańbie domowej", przypominając, że „Ekipa agentów potrzebowała na gwałt inteligencji, elity", a Waldemar Łysiak przywoływał w „Salonie” relację emigracyjnej publicystki Joanny Sypuły-Gliwy: „Normalna transakcja. Dawali całkiem dużo: mieszkania, towar w powojennej rzeczywistości deficytowy, przydziały wczasowe w domach związkowych w Sopocie i Zakopanem, przyjęcia w Urzędzie Rady Ministrów, nagrody państwowe, ordery, a przede wszystkim nakłady, które pisarzom dzisiejszej doby mogą się tylko przyśnić — 150 tysięcy egzemplarzy, 200 tysięcy, pieniądze, pieniądze. A w zamian? W zamian tak niewiele, garść słów, ciepła myśl w nowym wierszu, jakiś podpis pod deklaracją, protest „obrońców pokoju”, depesza z okazji czerwonej rocznicy, tylko słowa i myśli".
Ten sam proces obserwujemy po tragedii smoleńskiej, gdy przystąpiono do przywracania dominium rosyjskiego, a miejsce prezydenta Kaczyńskiego zajął człowiek oddany interesom Kremla. Smoleńska katastrofa, w której śmierć poniosło wielu przedstawicieli autentycznych elit pozwoliła zaistnieć w życiu publicznym ludziom, którzy w normalnych okolicznościach nigdy nie znaleźliby się na politycznych salonach i nie odegraliby żadnej, znaczącej roli. To śmierć w Smoleńsku otworzyła szeroko drzwi nikczemnej bylejakości, obwieściła tryumf miernoty i nienawiści, ucieczkę od odpowiedzialności i zasad, spychając jednocześnie ludzi honorowych do egzystencji na marginesie życia publicznego. Po 10 kwietnia mieliśmy do czynienia z całą serią nominacji na stanowiska wakujące po ofiarach tragedii smoleńskiej. W niemal wszystkich przypadkach, można mówić o deprecjacji tych stanowisk i powoływaniu na nie ludzi zupełnie innego formatu, niż reprezentowali poprzednicy.
Nadawanie przez Bronisława Komorowskiego Orderu Odrodzenia Polski członkom byłej PZPR, tajnym współpracownikom bezpieki oraz osobom z zarzutami prokuratorskimi, wpisywało się w akcję kreowania „nowych elit” i znanej już polityki obdarzania orderami ludzi „biernych, miernych i wiernych”. Uczynienie zaś z Orderu Orła Białego swoistej „gratyfikacji” za poparcie udzielone Komorowskiemu w okresie kampanii prezydenckiej, stanowiło symboliczny akt powrotu do haniebnych praktyk moskiewskich dworaków.
To wówczas - podsądny III RP, poeta Jarosław Marek Rymkiewicz przypomniał historię Orderu Orła Białego, nadawanego hojnie szujom i zaprzańcom i podkreślił, że Stanisław August, król zdrajca, sam dekorował nim zdrajców, postępując według ruskiej tradycji, że im większy łajdak, tym większy ma order. – „W ogóle przyznawanie orderów jest ruską tradycją, a w naszej I Rzeczypospolitej noszenie jakichkolwiek orderów było zakazane przez prawo. Dobrze byłoby wrócić do tamtych naszych obyczajów” – stwierdził Rynkiewicz, dodając, że jeśli spojrzymy na dzieje Orderu Orła Białego, to będziemy mogli powiedzieć, że i w tym wypadku historia Polski zatacza teraz krąg - i wciąż mamy do czynienia z czymś, co już się kiedyś wydarzyło.
Tym większą nadzieję muszą budzić postawy ludzi, którzy mają dość odwagi, by przeciwstawić się nikczemnym zachowaniom lokatora Belwederu i pokazać, jak w czasach tryumfu podłości zachowują się ludzie honoru. Ponieważ są to postawy godne najwyższego szacunku i naśladownictwa, warto zwrócić uwagę na zachowanie dziennikarzy, którzy odmówili przyjęcia z rąk Bronisława Komorowskiego Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Informacje o tym przyniósł portal niezależna.pl. Oto małżeństwo dziennikarzy, Joanna Łukasiewicz – Wyrwich i Mirosław Mateusz Wyrwich napisali do Komorowskiego:
„Panie Prezydencie.
Jak nas poinformowała Kancelaria Prezydenta RP [Marzena Pawlak] zostały nam przez Pana przyznane Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski za naszą działalność w stanie wojennym. Jak wiemy, wręczenie odznaczeń nastąpiło w dniu wczorajszym, tj. 21.03.2011.
Oświadczamy, że nie przyjmujemy nadanych nam przez Pana Krzyży Kawalerskich Orderu Odrodzenia Polski. Nie honor nam przyjąć Krzyża Kawalerskiego od tego, który nie znalazł miejsca na Krzyż przed pałacem prezydenckim. W całości też nie akceptujmy Pana postawy politycznej i moralnej, Pana stosunku do ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie Grudnia 1970 i stanu wojennego. W szczególności zaś Pana stosunku - do katastrofy smoleńskiej."
W czasach, gdy ośrodki propagandy i podążająca za nimi gawiedź, zachłystuje się głównie bredniami wypowiadanymi przez tzw. polityków, „celebrytów” lub sportowców, trzeba pokazać, że są ludzie prawdziwie wielcy – ludzie honoru, o zasadach moralnych niedostępnych „przepasanymi wstęgami” elitom.
http://niezalezna.pl/8002-dziennikarze-nie-przyjeli-odznaczen
http://bezdekretu.blogspot.com/2011/03/dla-przepasanych-elit.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz