Panie Aleksandrze, postulowanie racjonalnych działań*

avatar użytkownika dodam

w sytuacji beznadziejnej samo w sobie jest optymistyczne. Wystarczy jednak wymienić kilka słów z którąś z licznych ofiar dominującej narracji, by załamać się, powrócić do stanu całkowitego zmuzułmanienia w sprawach publicznych, zostać dachadiagą w sowieckim łagrze otumanionych zeków mentalnych.

 

W schyłkowym PRLu nie było tak beznadziejnie. Jak trafnie Pan zauważa "nikt przy zdrowych zmysłach nie traktował produkcji „Trybuny Ludu” jako wolnego dziennikarstwa, a żadnemu z prawdziwych opozycjonistów nie śniłoby się toczyć doktrynalnych sporów z Gomułką czy Kiszczakiem", nie mówiąc o wyrażaniu otwartego zachwytu pozytywnymi "bohaterami" reżimowych mediów. Ktoś taki uznany byłby za niespełna rozumu nawet przez najbardziej tępych towarzyszy z PZPR.

 

Pod koniec PRLu nie istnieli już uwiedzeni przez system, jak bywało w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do partii wstępowały tylko kanalie i karierowicze tacy jak Miller, Kwaśniewski, Siwiec, Martyniuk, Jaskiernia, Kalisz, Pastusiak, Iwiński, Nałęcz, namaszczeni bądź aspirujący do namaszczenia przez Moskwę na następców Urbana, Waltera, Kiszczaka i Jaruzelskiego. Moskiewskie psy, psychopaci gotowi dla kariery dopuścić się każdej zbrodni na swoim narodzie byli dla nich wzorem. Ich tropem gotowi byli podążać. Oczywiście do głowy nie przyszłoby im owe „wzory” uważać za mężów stanu. To byli sk..ny, a nie idioci.

 

W 1989 zrezygnowano z siermiężnych metod utrzymywania podporządkowania podbitych wcześniej przez Niemcy państw. Miękkie metody podporządkowania testowane w ciągu dziesięcioleci na różne sposoby , uznano nie tylko za korzystniejsze, ale i... niezbędne. System nie mógł wytrzymać pogłębiającej się przepaści cywilizacyjnej, gdzie paryski kloszard stał materialnie wyżej od uprzywilejowanych aparatczyków, nie mówiąc o reszcie społeczeństwa. Rosnąca wszak technologiczna przepaść, uświadomiona moskiewskim satrapom aż nadto dobitnie przez prezydenta Reagana, nie pozostawiała im wyboru, jeśli chcieli rządzić dalej.

 

Jakie to są te miękkie metody? Dość oczywiste dla każdego, kto zajmuje się zawodowo praniem mózgów (metody kształtowania PR, reklamy,itp). Jak w praktyce to wygląda? Wyobrażenie daje wywiad udzielony amerykańskiej telewizji przez jednego z najbardziej skutecznych radzieckich agentów wpływu, Jurija Bezmienowa. Zachęcam do zrobienia sobie kawy i posłuchania tego, co mówi. Pasjonująca lektura. James Bond wymyślony, by szokować to harcerzyk w porównaniu z tym, co może zrobić przyjaźnie, niepozornie, ciapowato wyglądający, wzbudzający zaufanie, wtopiony całkowicie w środowisko agent wpływu.

 

Linki do wywiadu znajdują się w moim poprzednim wpisie.

 

Zanim tam przejdziemy przyjrzyjmy się Maleszce i zastanówmy, jaką rolę tacy jak on odegrali w zablokowaniu dekomunizacji w latach dziewięćdziesiątych! Dlaczego właśnie tacy swojscy, stapiający się z tłem musieli być? Bo to podstawa. Ofiary muszą być przekonane, że wszystko same wymyśliły i wszystko same czynią. Zadaniem agenta wpływu jest przede wszystkim wyłowić tych, którzy mogą spolaryzować rozgrywane środowisko w pożądanym przez siebie kierunku, utwierdzić w przekonaniach i dyskretnie wspomagać, by zajmowali coraz wyższe pozycje. Ci wybrańcy mają skupić wokół siebie tych, których zdołali przekonać i w końcu zdominować środowisko. Wielce pouczającym przykładem jest wybór przewodniczącego solidarności na zjeździe w 1981 roku (por. „"Lech Wałęsa. Idea i historia" Paweł Zyzak, Arcana).

 

Wyzwolenie naturalnych procesów w danym środowisku w pożądanym przez agenta wpływu kierunku przypomina działanie bramki tranzystora polowego. Minimalna aktywność i samonapędzająca się lawina skutków. W tej lawinie nikt nie jest w stanie nawet zauważyć jakiejś bramki.

 

Agentura wpływu lokuje się tam, gdzie jest najskuteczniejsza: na szczytach ośrodków władzy, w strukturach kierowniczych liczących się partii, przede wszystkim zaś w mediach. Udało się jej zepchnąć polskie elity do defensywy i postawić na czele czterdziestomilionowego kraju ludzi bez właściwości pokroju Sekuły, prowincjonalnych geszefciarzy pokroju Chlebowskiego, ludzi słabych, zakompleksionych o przerośniętych ambicjach jak Tusk czy kompletnych matołów jak Komorowski bez trudu rozgrywanych przez speców pokroju Lichockiego. Wszyscy są już w coś umoczeni i to jest cecha wyróżniająca rządzącej dziś Polską klasy.

 

Iluż to mądrych ludzi uważa Tuska za męża stanu a Komorowskiego za patriotę, jednocześnie pałając zdumiewającą nienawiścią do Kaczyńskiego, PiSu, Fotygi, Macierewicza wyśmiewając ich zarazem i przypisując wszystkie wypierane do podświadomości parchy swoich idoli.

 

Jak w końcowej fazie PRLu podstawowy cel dominującej narracji nie polega na głoszeniu czegokolwiek tylko na odpowiedniej selekcji przekazywanego materiału. Gdy wszystko się wali jak obecnie, niczym Proletom z "Roku 1984" serwuje się informacje o wpływie kapelusza na długość życia, historii makaronu i skandalach Berlusconiego. Klęski żywiołowe i kataklizmy pozwoliły odetchnąć twórcom informacji o celebrytach, pedałach i tym, co jedni sądzą o drugich.

 

Sprawy ważne pojawiają się mimochodem, jako odprysk pochylenia się z troską nad problemami państwa (świata) naszych ukochanych przywódców. Widzimy ich pełne mądrej troski o nasze dobro twarze niemal codziennie. O sprawy ważne nie musimy się więc martwić.

 

Wszystko jest okej. Jeśli ktoś mówi coś innego to musi mąciciel, frustrat, moher, niegodziwiec, chce zbić kapitał nekrofil jeden, antysystemowy element wywrotowy. Przecież wszyscy by mówili, gdyby coś było prawdą z tego, o czym np. Pan panie Aleksandrze mówi, więc nie ma mowy o czytaniu. Tak, oni nie czytają! A jeśli czytają to nic nie rozumieją, bo rozumieć nie chcą. Co najwyżej może dojść do agresji wobec posłańca ze złymi wieściami.

 

Kiedyś było Radio Wolna Europa i powszechna świadomość, że tam można usłyszeć wszystko, co ważne (w chwilach, gdy zagłuszanie odpływało). Nikt nie musiał nikogo przekonywać , że reżimowe media kłamią. Dzisiaj zwyciężyła iluzja.

 

Dzisiaj zwyciężył komunizm. Jak w słynnym "Rejsie" znaczna część Polaków, również tych z aspiracjami przyjmuje, tym razem spontanicznie, role i postawy z okresu niewoli. Niczym narkomani na głodzie domagają się kolejnych porcji kłamstw uspokajających, że wszystko jest dobrze i że jedynym problemem jest "wróg ludu" Kaczyński.

 

Tupiący ze zniecierpliwienia i złości św. p. Prezydent, profesor Lech Kaczyński wymusił na pijanym(sic!) dowódcy rozkaz lądowania bez względu na warunki pilotom zupełnie nieodpornym na stres i niedouczonym. Tę narrację kupili nie tylko głupcy i to jest najbardziej przygnębiające. To, że nie ma takiego kitu, którego nie dałoby się wcisnąć. NIE MA.

 

* to jest komentarz do wpisu Aleksandra Ściosa p.t.  JAK ZASŁUŻYĆ NA NIENAWIŚĆ ?

 

 

napisz pierwszy komentarz