Wieczne niezakończenie

avatar użytkownika igorczajka
czyli przeciwko złudzeniu kulturowego uniwersalizmu rzecz o wykładzie prof. Leszka Kołakowskiego "Szukanie barbarzyńcy"

Tekst ten znalazłem w moim jakimś zamierzchłym archiwum. Wrzucam go tu tak dla pamięci, co ma się kurzyć w szufladzie ;-) Rzecz o wykładzie "Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego" wygłoszonego w College de France w marcu 1980 r. zamieszczony w zbiorze "Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań", Londyn 1984, ANEKS.

Zaczynając dyskusję dotyczącą tzw. kultury europejskiej, powinniśmy w pierwszym rzędzie zdefiniować przedmiot naszych rozważań. A jest to w tym przypadku zadanie wcale nie łatwe. Cóż to bowiem znaczy: "kultura europejska"? Niepodobna przecież dokładnie określić jej granic zarówno geograficznych jak i historycznych. Gdzie rozpoczyna się, a gdzie kończy? Czy Bizancjum, Rosja, niektóre kraje Ameryki Łacińskiej należą do tej samej historii? Czy narodziny tej kultury możemy zsynchronizować z Sokratesem, św. Pawłem, z prawem rzymskim czy ze spotkaniem z Nowym Światem? W przypadku każdej z wymienionych możliwości jest tyle samo argumentów za, jak i przeciw. Nie ma jednak wątpliwości, że jedność europejska wiązała się z wiarą chrześcijańską. Dzisiaj chrześcijańskość nie jest już na pewno w takim stopniu tą scalającą ideą Europy jak kiedyś. Dziś przynależność do tej kultury określa swoiste przywiązanie i przyznawanie się do określonej spuścizny kulturowej i filozoficznej. Siemiński określa Europejczyków jako specyficzną grupę społeczną, w skład której wchodzą wszyscy ci, którzy wyznają jakąś postać ideologii "europejskości", odnoszą się w swych sądach i czynach do wartości ponadlokalnych czy ponadnarodowych - właśnie "europejskich". Zauważa, że w XVIII i XIX w. sukcesy w ekspansji i podbojach innych cywilizacji osiągnęły poziom "pozwalający" Europejczykom utożsamić własną kulturę z cywilizacją w ogóle. W połączeniu z nacjonalistycznymi tendencjami europejskich historiografów podkreślających różnice między narodami przy pomijaniu "wspólności" dziedzictwa powstała sytuacja sprzyjająca rozwinięciu się postaw europocentrycznych. Pomogła również izolacja Starego Kontynentu od Nowego Świata: gdy na początku XX w. na Wystawie Światowej w Paryżu pojawiły się ekspozycje pokazujące wytwory podbitych kultur - ogólne zdziwienie wzbudził fakt, że "dzicy mogli w ogóle coś stworzyć".

Można zaryzykować stwierdzenie, że zasługą antropologii (po wielu etapach przejściowych i różnych "perturbacjach") było odwrócenie postaw wobec tzw. innych kultur o 180 stopni. Przyjęto pogląd o równoprawności wszystkich kultur oraz uznano dotychczasową politykę Europy za barbarzyńską. Wszelkie próby gloryfikacji czy wywyższenia europejskości zaczęto piętnować jako przejawy europocentryzmu. Pojęcie to zaczęło funkcjonować wyłącznie w pejoratywnym znaczeniu piętnującym bądź ideologię osiemnastowiecznych handlarzy niewolnikami, bądź doktryny dziewiętnastowiecznego, prymitywnego ewolucjonizmu. W swym zacietrzewieniu obrońcy tzw. innych kultur skłonni są negować własną cywilizację w imię wielkodusznego kulturowego uniwersalizmu. Niejako obroną europejskości zajmuje się prof. Leszek Kołakowski w swym wykładzie z 1980 roku "Szukanie barbarzyńcy - złudzenia uniwersalizmu kulturowego".

Główną tezą tekstu jest twierdzenie o braku możliwości ucieczki od postawy wartościującej wobec własnej kultury w sytuacji konfrontacji z "innymi". Autor stara się bronić idei swoiście pojmowanego europocentryzmu rozumianego tu jako wartościująca afirmacja kultury europejskiej. Wychodzi od zauważenia, iż "postawy nasze [w stosunku do innych kultur] są dwuznaczne i może nawet wewnętrznie sprzeczne: z jednej strony przyswoiliśmy sobie ów rodzaj uniwersalizmu, który powstrzymuje się od sądów oceniających rozmaite cywilizacje i ogłasza ich fundamentalną równość; z drugiej strony przez to, iż tę równość afirmujemy, afirmujemy zarazem wyłączność i nietolerancję każdej kultury z oddzielna, afirmujemy przeto coś, co w samym akcie tejże afirmacji, jak się chełpimy, właśnie przezwyciężyliśmy".

To, że w ogóle możliwa była konstatacja o równoprawności kultur i zauważenie własnego barbarzyństwa wynika z unikalnej cechy cywilizacji europejskiej: mianowicie ze zdolności do kwestionowania samej siebie. W tym między innymi upatruje Kołakowski główną siłę, ale także i zagrożenie dla tej kultury. Zbyt daleko idące bowiem kwestionowanie samej siebie prowadzić może do zanegowania w ogóle sensu jej istnienia. "Miotanie" się między dwiema skrajnościami, w tym przypadku negowanie wartości kultur obcych bądź swojej własnej jest według autora charakterystyczną cechą cywilizacji europejskiej. Przyjrzyjmy się jednak bliżej poglądom Kołakowskiego. Zauważa on, iż ktoś wypowiadając zdanie: "wszystkie kultury są równe" "chce powiedzieć bądź, że 1) sam żyje w pewnej szczególnej kulturze, a inne go nie obchodzą, bądź, że 2) nie ma absolutnych, niehistorycznych standardów, by jakąkolwiek kulturę osądzać, bądź wreszcie, że 3) standardy takie, przeciwnie, istnieją i że wedle tych standardów wszystkie formy wzajem niezgodne są tak samo prawomocne. [...] Uniwersalizm kulturalny [...] przeczy sam sobie jeśli, nie chcąc ulec pokusom barbarzyństwa, daje innym prawo do bycia barbarzyńcami". Sytuacja taka zachodzi na przykład gdy zgadzamy się na drakońskie kary w kulturze Islamu w myśl zasady, że - trudno - takie jest prawo koraniczne, trzeba respektować inne tradycje.

Inną "zgubną" w skutkach tendencją uniwersalizmu są utopijne próby łączenia przeciwieństw. Autor przytacza "proroctwa" Arnolda Toynbee opisujące ludzkość przyszłości jako spadkobierców myśli w takiej samej mierze Konfucjusza i Chrystusa, Buddy i Sokratesa, Lenina, Ghandiego i Washingtona. Wypowiedź ta w intencjach swych optymistyczna, sprawdzić się jednak może tylko w społeczeństwie podchodzącym z rezerwą do jakiejkolwiek idei; w społeczeństwie de facto bez idei, a więc barbarzyńskim. Nie można wszak być jednocześnie teistą i ateistą czy jednocześnie przeciwnikiem przemocy i entuzjastą przemocy.

Wyjściem, które proponuje Kołakowski jest przyjęcie poglądu, który nazywa tu uniwersalizmem niekonsekwentnym w połączeniu z także niekonsekwentnym sceptycyzmem. Pogląd, "który unika antynomii przez to, iż nie rozciąga się poza granicę, gdzie różnica między nim samym i barbarzyństwem jest zatarta. Tyle w tym kontekście powiedzieć, to przyświadczyć wyższość kultury europejskiej jako kultury, która wytworzyła i umiała przechować niepewność wobec swoich własnych norm".

Fundament tej postawy upatruje Kołakowski w religijności chrześcijańskiej. W chrześcijaństwie "podobnie jak we wszystkich wielkich religiach żyje nieuchronnie stałe napięcie między obrazem świata skończonego, który objawia Stwórcę i obrazem tegoż świata jako negacji Boga. [...] Główne problemy w dziejach dogmatów i antydogmatów mogą uchodzić za wariacje jednego tematu: człowieczeństwo Jezusa Chrystusa p r z e c i w k o jego boskości; wolność człowieka p r z e c i w k o łasce i predestynacji; kościół widzialny p r z e c i w k o niewidzialnemu; prawo p r z e c i w k o miłości; litera p r z e c i w k o duchowi; wiedza p r z e c i w k o wierze; zbawienie przez uczynki p r z e c i w k o zbawieniu przez wiarę; państwo p r z e c i w k o kościołowi; ziemia p r z e c i w k o niebu; Bóg-Stwórca p r z e c i w k o Bogu-absolutowi". To stałe napięcie pomiędzy materią i duchem zaowocowało w myśli europejskiej świadomością braku rozwiązań ostatecznych oraz konieczności nieustannego badania granic, poza którymi możliwe jest już tylko zatracenie wszelkiego sensu.

W dzisiejszych czasach, kiedy idee oświecenia zaczęły dochodzić do swoich granic, kiedy humanizm począł się przekształcać w moralny nihilizm, a "afirmacja osoby przechodzi niebywałą metamorfozę, z której wykluwa się jako teoria totalitarna", w tych czasach zaobserwować możemy po raz kolejny w dziejach europejskiej cywilizacji proces kwestionowania własnych wartości, by dojść do nowych rozwiązań. Przeczucia tych rozwiązań na razie jeszcze nie mamy, jednak według autora o przyszłość możemy być spokojni pod warunkiem dostrzeżenia naczelnej zasady. Europa "jeśli przetrwa nacisk barbarzyńców, to nie dzięki temu, że odkryje któregoś dnia rozwiązanie ostateczne, ale dzięki jasnej samowiedzy, że rozwiązań takich nie ma nigdzie; a to jest świadomość chrześcijańska. Chrześcijaństwo nie odnalazło i nie obiecywało żadnych trwałych rozwiązań dla losu doczesnego ludzi. Toteż pozwoliło nam uniknąć dylematu "optymizm - pesymizm", jeśli dylemat ten oznacza wybór między wiarą w rozwiązania ostateczne a rozpaczą. [...] Jest wszelako tradycją nauki chrześcijańskiej chronić nas przeciwko obojgu - przeciwko szaleńczej ufności w naszą nieskończoną zdolność do doskonalenia się i przeciwko samobójstwu".

Podsumowując można powiedzieć, iż główna siła kultury europejskiej leży w zdolności do kwestionowania samej siebie i w świadomości braku rozwiązań ostatecznych. Obecnie przeżywamy swego rodzaju przerost tegoż kwestionowania przy jednoczesnym istnieniu utopijnych ideologii zrównywania wszystkiego do jednego poziomu. Według Kołakowskiego nie można uciec od wartościowania. Autor opowiada się po stronie myśli europejskiej i broni jej cech i idei niezaprzeczalnie według niego pozytywnych. Humanizm, poszanowanie integralności osoby, dystans poznawczy i nieustanny, nigdy nie zakończony dialog to wartości z których Europejczyk, w szerokim sensie tego słowa, może być dumny i którym powinien być wierny, by móc ciągle odróżniać siebie od "barbarzyńców". Jest to tylko jedna z wielu konkluzji narzucających się po lekturze tekstu prof. Leszka Kołakowskiego.

27.I.1999

napisz pierwszy komentarz