Panie Prezydencie, wstyd nam
Rzeź szkół, alarmuje prasa. P i S usunęło z partii wiceprezydenta Łodzi i pięciu radnych za to, że poparli w głosowaniu zamknięcie 19 szkół. Reforma oświaty to część platformianej rzezi szkół – twierdzą posłowie P i S. A w Radomiu P i S zlikwidowało Zespół Szkół Agrotechnicznych mimo protestów – odcina się PO.
Według posiadanych przez MEN informacji w przyszłym roku szkolnym będzie mniej o 300 szkół z tego aż 177 podstawówek. Nikt na razie nie liczy, ilu nauczycieli straci pracę, bo zamykanie placówek jeszcze się nie zakończyło. Nie wiadomo też, ilu pedagogów znajdzie zatrudnienie w pozostałych szkołach. To będzie zapewne wiadomo dopiero pod koniec czerwca.
Fala likwidacji szkół przypomina falę zamykania przedszkoli, jaka przeszła przez kraj w latach 90. Teraz próbujemy tę sieć przedszkoli odbudowywać. To pokazuje, jak niespójna jest polityka edukacyjna w kraju - twierdzi Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych. Jej zdaniem, każda szkoła na wsi powinna być uratowana, bo jej zamknięcie oznacza degradację danej miejscowości.
To ostatnie zdanie Kozińskiej – Bałdygi wyprowadza mnie z równowagi. Znam te argumenty na pamięć. Powtarzane są od lat. Sama kiedyś je głosiłam. Ale, kto jak kto, ta pani dobrze wie, że czasy małej szkółki utrzymywanej przez samorząd dawno minęły. Co nie znaczy, że nie mogą one istnieć jako szkoły społeczne. Decyzja należy do rodziców i środowiska. Ale i one nie są żadnym gwarantem prestiżu wsi i poziomu edukacji. Jak to w życiu bywa; różne są wsie, różne zaangażowanie i potrzeby mieszkańców. Ważne, że prawo gwarantuje takie możliwości, a za uczniem idzie subwencja. Rzecz jednak w tym, że nie pokrywa ona kosztów kształcenia, modernizacji czy rozbudowy bazy szkolnej. W przypadku małej, wiejskiej szkółki jej funkcjonowanie bez możliwości dofinansowania przez rodziców czy organizacje jest praktycznie niemożliwe.
Denerwuje mnie też udawanie, że wystarczy zabronić likwidacji placówki, by kwitła kultura i szerzyła się oświata na wsi. Ale to problem na długie, bardzo długie rozmowy nie tylko w środowisku oświatowym. Potrzebne są też badania socjologiczne.
Z tym mamy jednak problem, bo nawet spis powszechny, a cóż dopiero socjologowie, zaangażowany jest w polityczną poprawność. Nie będzie więc pełnej wiedzy o polskim społeczeństwie. Inna sprawa, że przy obecnej inwigilacji społecznej może to dobrze, że nie wszystko będzie w spisie prawdą i nie o wszystkim będzie wiadomo?
Nieprawdą jest też, że jedyną przyczyną likwidacji szkół jest niż demograficzny. Przyczyny są bardziej prozaiczne.
Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który monitoruje zamykanie szkół, twierdzi, że niż to wymówka.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9193389,Ponad_300_szkol_zostanie_zamknietych___To_niespojnosc.html
I ma rację. Tylko co po tej racji komu teraz. Wiceprezesowi wypada przypomnieć, kto do obecnej sytuacji przyłożył się w imię solidarności partyjnej.
A było tak: 17 grudnia 2008 r. – związkowcy OPZZ demonstrują przed Sejmem. Bronią weta prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ostrzegają swoich posłów przed jego odrzuceniem.
Jedynie Sławomir Broniarz – szef Związku Nauczycielstwa Polskiego jest innego zdania. On jest za odrzuceniem weta prezydenta, bo jak tłumaczył to Napieralski, Broniarzowi bardzo zależy, by ustawa weszła w życie jak najszybciej, dzięki czemu nauczyciele będą godnie zarabiali, ale też przede wszystkim mieli godną przyszłość po tym, jak zakończą swoją pracę zawodową”.
Wtedy w swoim blogu zastanawiałam się. W co gra Broniarz? Do głowy mi nie przyszło, że w przypadku zabrania nauczycielom przywilejów, prezes ZNP nie zostanie znokautowany przez brać nauczycielską.
http://mamakatarzyna.blogspot.com/2008/12/sawomir-broniarz-przeciwko-bratnim.html
A jednak weto zostało odrzucone, a los nauczycieli przehandlowany.
By zrozumieć, co naprawdę wtedy się stało, warto sobie przypomnieć "Stanowisko Komisji Pedagogicznej ZG ZNP w sprawie obrony szkoły publicznej i statusu zawodowego nauczycieli" z dn. 2008-10-28
Zamieściłam je w obawie, że zniknie wraz z kierunkiem wiatru, w swoim blogu.
Naprawdę warto zadać sobie trochę trudu i przeczytać je.
Jak Broniarz przehandlował polską oświatę
http://niepoprawni.pl/blog/181/jak-broniarz-przehandlowal-polska-oswiate
O apokaliptycznej wizji oświaty pisali wtedy wszyscy, rodzice nawet petycje do minister Hall. Bez skutku.
Prezydent wówczas zorganizował Oświatowy Okrągły Stół, do którego zaprosił przedstawicieli związków zawodowych, parlamentarzystów, samorządowców, rodziców i ekspertów.
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/31918,prezydent_zorganizuje_edukacyjny_okragly_stol.html
Zdaniem, między innymi, sekcji krajowej oświaty NSZZ "Solidarność", prezydent powinien zawetować wszystkie trzy ustawy dotyczące edukacji, które przygotował rząd, tj. projekty nowelizacji Karty Nauczyciela, Ustawy o systemie oświaty oraz przyjętą już przez parlament ustawę emerytalną. – donosił Nasz Dziennik.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20081113&id=po62.txt
To po tych konsultacjach Lech Kaczyński uznał zmiany w Ustawie o Systemie Oświaty za szkodliwe nie tylko dla nauczycieli ale kondycji polskiej oświaty.
http://fakty.interia.pl/raport/szesciolatki_do_szkoly/news/prezydent-zawetowal-nowelizacje-ustawy-o-systemie-oswiaty,1272177
Rząd nie wycofał się jednak z niczego. Nie pomogły żadne argumenty. Wspólnym wysiłkiem PO, PSL i SLD weto prezydenta zostało odrzucone.
I co wtedy zrobili nauczyciele? A no nic. Podkulili ogon. I przyjęli za dobrą monetę obiecanki o podwyżkach. Protestów związkowych też nie było. Broniarz przehandlował polską oświatę, a nauczyciele milczeli. A teraz nagle - larum! Szkoły likwidują!
A ja teraz, szanownemu ciału pedagogicznemu, przypomnę mały szczegół:
Wraz z odrzuceniem weta prezydenta nie tylko ograniczono przywileje emerytalne nauczycieli, ale wprowadzono brzemienny w skutkach zapis ograniczający kompetencje kuratoriów oświaty. Dziś już samorząd nie musi się pytać o pozwolenie na zamknięcie szkół. I dzięki temu zapisowi rząd będzie mógł wywiązać się z obiecanych podwyżek pensji nauczycielskich. Zaoszczędzi je na subwencji oświatowej po likwidacji szkół.
Takie to proste, a daliście się nabrać i wcale mi was nie żal. Od ludzi wykształconych można wymagać odrobiny oleju w głowie. Nie tylko Broniarz i SLD, przy pomocy którego odrzucono weto prezydenckie, was wykiwali, ale wy sami jesteście odpowiedzialni za stan polskiej oświaty, za jej degradację i degradację prestiżu zawodu pedagoga. Tak się zwykle kończy brak wyobraźni i zwykłe kunktatorstwo.
Pozostaje już tyko westchnienie; Panie Prezydencie, wstyd nam, że zmarnowaliśmy szansę, jaką Pan stworzył wetując niszczące polską oświatę ustawy.
- mamakatarzyna - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. co czeka jeszcze polska oświatę, to nie koniec..
MEN chce inaczej rządzić szkołami
MEN ma już gotowy projekt ustawy, która likwiduje Centralną Komisję
Egzaminacyjną (CKE), okręgowe komisje egzaminacyjne oraz kuratoria w
dotychczasowej formie. Ich zadania będą podzielone między nowe
instytucje i urząd wojewódzki.
Projekt wprowadza też szereg innych zmian, m.in. możliwość posyłania
dwulatków do przedszkoli czy tworzenia grup szkół na terenie gminy.
Czy to nie za dużo zmian w edukacji? Niedawno zmieniała pani programy nauczania, posłała sześciolatki do szkół.
Zdecydowana większość zmian, jakie teraz proponuję, to nowe
rozwiązania, z których po prostu można skorzystać. Takie jak np.
grupowanie szkół, by ochronić je przed likwidacją, czy nowe możliwości
tworzenia szkół niepublicznych za granicą.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. A ja apeluję
jest w Polsce oboiwązek szkolny, ale nie ma przymusu. Kogo stać (albo ma czas) niech zabiera swoje dziecko i uczy je indywidualnie. Na polską szkołę nie ma co liczyć. Zwłaszcza , jeżeli ma się więcej jak jedno dziacko prywatne kształcenie nie wychodzi dużo drożej. Potrzeba tylko trochę trudu i odwagi cywilnej. Ale warto.
3. Sławomir Adamiec wysłał
Stan
polskiej oświaty, warunki pracy nauczyciela i ucznia, widziane okiem
polskiego nauczyciela. Dziś takie oceny formułuje zdecydowana większość
środowiska oświatowego w Polsce.
W 1999r zafundowano polskim
uczniom reformę systemu oświaty. Powstały gimnazja. Szkoły podstawowe
stały się sześcioletnimi szkołami, licea – trzyletnie. Weszło w życie
wiele nowych aktów prawnych. Nikt nie przejmował się tym, że nie były
wydrukowane podręczniki a nauczyciele nie zostali przeszkoleni.
Wprowadzono reformę, bo taka była potrzeba.
Spośród podręczników
dopuszczonych do użytku nauczyciele wybierali te, które wydawało im
się, że będą dobre. Nie przejęzyczyłam się - „wydawało się” to
odpowiednie słowo do sytuacji, która miała miejsce w 1999r. Gimnazjum
było eksperymentem, w którym królikami doświadczalnymi byli młodzi
ludzie – uczniowie. Reforma przeprowadzana była na barkach nauczycieli.
Według ówczesnego Ministra – nauczyciele to światli, mądrzy ludzie,
którzy wiedzą jak pracować. To prawda. Pracując po 8 – 10 godzin
dziennie czytaliśmy sławne książeczki Ministra Handkego, staraliśmy się
wywiązać z narzuconych na nas obowiązków jak najlepiej. Przyzwyczailiśmy
się do nowych zadań, obowiązków. Pracowaliśmy jak najlepiej umieliśmy.
Organizowaliśmy konkursy, przygotowywaliśmy do nich uczniów, pisaliśmy
nauczycielskie programy dotyczące pracy z uczniami słabymi, zdolnymi,
organizowaliśmy zajęcia przygotowujące uczniów do egzaminu, pisaliśmy
programy dotyczące regionalizmu, wychowania komunikacyjnego, zajęć
sportowych, muzycznych, plastycznych, pracowaliśmy w zespołach
klasowych, przedmiotowych.. itd. itp. Pochylaliśmy się nad każdym
uczniem – tym słabym, tym zdolnym, tym mającym problemy wychowawcze i
tym z niedostosowaniem społecznym. Czy to mało? Nie możemy liczyć na
pomoc innych. Kuratorzy sądowi zamiast nam pomagać – piszą sobie
sprawozdania. A przecież jednym z ich ustawowych obowiązków jest
kontrolowanie funkcjonowania ucznia w środowisku szkolnym. Ale ich nie
ma kto rozliczyć. Nad nami pastwią się wszyscy!!!
A teraz Pani
Hall szczyci się dobrymi wynikami PISA. A kto do tego doprowadził?
Wydaje mi się że, to nie Pani pomysły. To POLSKI NAUCZYCIEL!!!
Rozporządzenie
w sprawie ramowych planów nauczania pozwalało dyrektorowi na
zwiększenie liczby obowiązkowych godzin zajęć edukacyjnych z godzin do
dyspozycji dyrektora szkoły (w gimnazjum było tych godzin 6). Nie tak
jak się to podobało nauczycielom, ale po zdiagnozowaniu poziomu wiedzy i
umiejętności uczniów. Dzięki temu polski gimnazjalista mógł mieć więcej
godzin matematyki, języka polskiego, chemii, biologii itp. zgodnie z
jego potrzebami. Tak było do 2009 roku. Wtedy to Pani Minister wpadła na
genialny pomysł zmniejszenia liczby tych godzin. Zostało ich 1,5 na
trzyletni cykl kształcenia. Ale nie dość rewolucji! Nie można ich
przeznaczyć na obowiązkowe zajęcia, bo liczymy godziny przeprowadzone
przez nauczycieli. A nuż któryś z nich zachoruje i nie przepracuje tylu
godzin ile Pani Hall sobie wyliczyła. Zostawiamy je więc i dokładamy
okresowo w klasie, w której z powodu niezdolności do pracy nauczyciela
lekcje nie odbyły się.
A chwalić się łatwo…. Prawda Pani Minister???
Przecież
wyniki PISA tak ładnie mówią o polskich uczniach… Zatem po co zmieniać
to, co już wypracowane i dobre? Chyba dlatego, żeby wszyscy mówili o
mądrości i kreatywności Pani Hall.
Ale to nie koniec
rewolucyjnych zmian Pani Minister. Dodatkowe godziny pracy nauczycieli
(od 2010r. – dwie godziny tygodniowo) to już chyba przerost formy nad
treścią. Ministerstwo tak ładnie to tłumaczy: są to ewidencjonowane dwie
godziny z 40-godzinnego tygodnia pracy nauczyciela. A gdzie w tym
wszystkim logika? Nauczyciele zawsze organizowali dla chętnych uczniów
zajęcia wyrównawcze, koła zainteresowań, koła przedmiotowe. Nie liczyli
godzin, wielokrotnie było to więcej niż dwie godziny tygodniowo. Teraz
mają liczyć, uzupełniać dzienniki zajęć, wpisywać uczniów, którzy są
obecni na zajęciach. Niejednokrotnie słychać głosy: jak nam każą
pracować dodatkowo dwie godziny to pracujemy tylko dwie - nie więcej,
nikt nam za to nie zapłaci! W Polsce i chyba w całym cywilizowanym
świecie, za pracę dostaje się wynagrodzenie, ale u nas… Można na
nauczyciela zwalić wszystko. Przecież on pracuje tylko 18 godzin!
Od
1 września 2011 roku wejdzie w życie nowe rozporządzenie o pomocy
psychologiczno – pedagogicznej w szkołach. I znów papiery: Indywidualny
Program Edukacyjno – Terapeutyczny, Karta Indywidualnych Potrzeb Ucznia,
Plan Działań Wspierających, Wielospecjalistyczna Ocena Funkcjonowania
Ucznia.
Informacje o potencjale i problemach uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi powinno się czerpać z różnych źródeł, np.:
• z informacji zawartych w orzeczeniu lub opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej,
• z obserwacji prowadzonych przez nauczycieli w przedszkolu, w szkole czy w placówce,
• z rozmów i wywiadów prowadzonych z rodzicami lub opiekunami prawnymi,
• z informacji nauczycieli, wychowawców grup wychowawczych i specjalistów, w tym pracujących z dzieckiem,
• z analizy prac dziecka,
• z analizy oceny opisowej ucznia,
• z literatury (książki, artykuły w prasie specjalistycznej),
• z uznanych portali internetowych,
•
ze stron internetowych i publikacji organizacji społecznych i innych
instytucji działających na rzecz rodziny, dzieci i młodzieży,
http://www.facebook.com/l/9214c5_LNwSP6cN9kbtGux5vLQA/m.in.: centrów
pomocy rodzinie, ośrodków interwencji kryzysowej, ośrodków pomocy
społecznej, świetlic socjoterapeutycznych i środowiskowych itp.
A gdzie w tym wszystkim uczeń? Kiedy mamy to robić? Rozumiem, że to znów w ramach dodatkowych dwóch godzin …
Ciekawe,
czy po trzech – czterech latach będziemy mieli znów dobre samopoczucie,
że nasi polscy uczniowie osiągną dobre wyniki w badaniach PISA, a
polscy nauczyciele będą wszechstronnie wykształceni, pełni optymizmu i
chęci do dalszej efektywnej pracy? Oby nie wróciły czasy z lat
siedemdziesiątych – osiemdziesiątych XX wieku, że do pracy w szkole
przyjdą ludzie przypadkowi…
W odbiorze i interpretacji informacji
o problemach uczniów liczy się wrażliwość i empatia nauczyciela, który
powinien nie tylko POSIADAĆ WIEDZĘ o potrzebach konkretnego dziecka, ale
także ODCZUWAĆ jego problemy i ROZUMIEĆ ich przyczyny, aby szukać
najskuteczniejszych sposobów zaspokajania jego potrzeb.
Pani
Minister! Trochę opamiętania. Nie jesteśmy w stanie pracować po 15
godzin dziennie, a satysfakcji do garnka nie włożymy i nie ugotujemy
zupy dla naszych rodzin. A gdzie w tym wszystkim nasze osobiste dzieci? A
może mamy zrezygnować z rodziny i zająć się tylko i wyłącznie pracą w
szkole i tam spać na leżankach?
Wykorzystano materiały opracowane
przez MEN ”Specjalne potrzeby edukacyjne dzieci i młodzieży. Prawne ABC
dyrektora przedszkola, szkoły i placówki”
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. @Maryla
Nie sposób odnieść się do wszystkiego, co wyprawia Hall. Był czas, kiedy sądziłam, że po prostu Tusk dla zasady jej nie odwołuje. Teraz wiem, że właśnie dlatego została ministrem oświaty, by realizować wizję szkoły, jaką próbuje narzucić UE.
Jedno jest pewne, przejdzie do historii jako grabarz polskiej oświaty. Dokona tego, czego nie udało się zaborcom. :-(
Pozdrawiam
5. Analiza Pana Adama
Kopiuję ją sobie, by przetrawić, bo zbyt wiele problemów w jednym artykule. jest doskonały do rozpoczęcia dyskusji merytorycznej.
6. @barbarawitkowska
To ważne, co napisałaś. Każdy kto ma możliwości powinien to zrobić, inaczej elity będzie miała nadal lewica, a nasze dzieci będą na poziomie szkól walodrskich. To już nie jest sprawa prywatna, to wręcz obowiązek patriotyczny, jakkolwiek by to nie zabrzmiało patetycznie, tak to jest.
Pozdrawiam
7. mamakatarzyna
w Stanach od jakiegoś czasu jest taka moda i o dziwo dzieci uczone w domu są o niebo w lepszej kondycji , jeśli chodzi o naukę i wychowanie. Ja w każdym razie musiałam wiele rzeczy uczyć sama , a było trudniej niż bez szkoły, bo trafiałam na argumenty " a pani mówiła inaczej"
8. @autorka
"I co wtedy zrobili nauczyciele? A no nic. Podkulili ogon. I przyjęli za dobrą monetę obiecanki o podwyżkach. Protestów związkowych też nie było. Broniarz przehandlował polską oświatę, a nauczyciele milczeli."
To jest clue.
A poza tym, wiem od osoby, ktore wiele lat przepracowala w szkolach, a obecnie pracuje w bibiotece (ukonczyla wlsciwe studia bibliotekarskie), ze planowane sa zmiany w szkolniectiwe, ktore maja wylaczyc wszystkich pracownikow szkol, poza stricte nauczycielami z tej braci, m. in. wlasnie bibliotekarzy. W ten sposob zaoszczedza pieniadze i pozbeda sie wiekowych nauczycieli - wszystko w ramach restrukturyzacji.
Zatem gratuluje braci nauczycielkiej, jej swiadomosci (nie dodaje epitetu, bo zbedny). T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.