FRISZKE: Cudów nie było
rekontra, pt., 04/03/2011 - 20:20
„Co do owych „dowodów czarno na białym" głos zabrali już fachowcy, w „Tygodniku" i gdzie indziej, pokazując, co warte są jako dowody prawdy wnioskowania amatora archiwisty - jakim przecież jest Roman Graczyk” – Józefa Hennelowa.
„Zawsze mnie intrygował sposób myślenia ludzi zatrudnionych w służbach – zaskakujące słowa wieloletniego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” ks. Adama Bonieckiego. Wyznanie złożył w związku z ukazaniem się książki Romana Graczyka „Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego”, w której to książce szkicuje uwikłanie środowiska „Tygodnika Powszechnego” w system władzy komunistycznej, ale przede wszystkim opisuje inwigilację tego środowiska przez Służbę bezpieczeństwa.
Jeszcze bardziej zadziwiają słowa ks. Bonieckiego o funkcjonariuszach SB:
„Obraz, jaki autorzy dokumentów tworzyli, na podstawie (zwykle zresztą prawdziwych) informacji, świadczy o ich rozbudzonej paranoicznej wyobraźni.”
Pisze to na serio? Uważa, że praca w SB zaspokajała paranoiczne potrzeby funkcjonariuszy? Nie chce dopuścić myśli, że to była po prostu ich praca, za którą pobierali nie tylko wynagrodzenie, ale dzięki niej zajmowali wysoką pozycję?
Natomiast można się zastanawiać nad sposobem myślenia wybitnych redaktorów „Tygodnika” regularnie spotykających się przez wiele lat z „ludźmi zatrudnionymi w służbach” i analizować braki w ich wyobraźni.
Andrzej Paczkowski w tym samym numerze „Tygodnika” również zaskakuje czytelnika w rozmowie redakcyjnej stwierdzając: „Powstaje takie pytanie, jakie pożytki z tych rozmów miał „Tygodnik”, a jakie SB?” i kontynuując myśl: „Bo Tygodnik też miał z nich jakieś pożytki: choćby rozeznanie w tym, co SB interesuje. Czego władza oczekuje, na co więc trzeba zwracać uwagę …”.
Ponownie można zapytać – czy profesor Paczkowski tak na serio takie rozważania autoryzuje? Czy byłby łaskaw zwrócić uwagę na fakt, że bohaterowie książki Graczyka nie dzielą się swoją wiedzą wyniesioną z rozmów? Jak mogli ją wykorzystać, można prosić o pomysły?
Cudów nie było
„Ci, którzy w marcu 68 byli zakwalifikowani, jako wrogowie nie otrzymywali prestiżowej pracy w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. To jest ja myślę dosyć duża tajemnica, na którą ja nie mam odpowiedzi, ale jestem świadom, że takich cudów nie było w okolicach 68 roku”
– słowa „cudów nie było” zostały wypowiedziane przez dyżurnego historyka stacji TVN. „Ta kich cu dów nie by ło” – wyskandował w filmie lustracyjnym o Jerzym Robercie Nowaku.
Gdybym zapytał, kto jest autorem oskarżenia, czy ktokolwiek wskazałby na Andrzeja Friszke? Na osobę tego historyka, który czasem – dość wybiórczo jednakże – jest w stanie najcieńszy włos podzielić na, czworo, który każde słowo potrafi bardzo długo w sobie ważyć?
Te oskarżenia są autorstwa tego historyka, który dał się poznać, jako surowy recenzent książek usuwających białe plamy z naszej historii najnowszej. Dodam z obowiązku kronikarskiego, że w tymże filmie telewizyjnym Waldemar Kuczyński mówi o lustrowanym opozycjoniście, swoim i Adama Michnika byłym koledze: „On w miarę w upływu czasu jakby (się) wciągał w establishment komunistyczny nie będąc komunistą. Stawał się rodzajem tzw. gnidy. Definicja była taka, że jest to biały sługa czerwonych”.
Gnida to biała sługa czerwonych, a cudów nie było – warto zapamiętać te słowa, niebawem wybór prezesa IPN.
I gdy widzę Kuczyńskiego czy Friszkego w telewizorze, gdy toczą z siebie antylustracyjne argumenty, mam w pamięci tę ich akcję. Dwójmyślenie? Podwójne standardy?
Gdyby ktoś chciał powątpiewać, zapytać czy nie przesadzam, to wskazałbym na podobnie skonstruowaną propagitkę telewizyjną „Dramat w trzech aktach” z Pineirą w roli głównej.
Mam przed sobą numer „Tygodnika Powszechnego” z 27 lutego, i czytam rozmowę Piotra Mucharskiego z dwoma Andrzejami – Friszkem i Paczkowskim. Używam dość lekko zwrotu o dwóch Andrzejach – jakby nie było nobliwych profesorach historii, gdyż w poważnej rozmowie, na bardzo poważny temat, prowadzący mówi o książce „Romka”, a w innym miejscu używa zwrotu - „Romek szuka dowodów …”.
Jakaż może być waga książki „Romka”, czy znalezionych dowodów przez Romka?
Romek, to Roman Graczyk, pracownik IPN – a praca naukowa została zamówiona przez ks. Adama Bonieckiego.
Ale może jestem przeczulony, może to środowisko znam z tej gorszej strony i dlatego ten protekcjonalny zwrot tak mnie razi.
Należy zaznaczyć, że Friszke i Paczkowski to historycy, którzy dotychczas nie dali się poznać ze zbytniej dociekliwości badawczej. Myślę o ich wstrzemięźliwości w operowaniu nazwiskami, piszą o komunizmie i stalinizmie, ale są oszczędni w używaniu pewnych nazwisk. I panowie profesorowie podczas długiej rozmowy sobie folgują krytykując autora książki. Jest to tak naprawdę nieustanne czepianie się – a to tego, a to tamtego. Przykłady? Proszę bardzo. Czytamy – „autor zwraca uwagę, ale nie wyciąga konsekwencji”, autor robi coś „w sposób nieprzekonywujący, ale chwytliwy”. Ogólniejszy zarzut Friszkego o rozumowaniu, że jest to: „rozumowanie szalenie łatwe, niebezpieczne i kompletnie ahistoryczne”, oraz przyczepia się do warsztatu „mam pretensje do autora, że nie próbował dotrzeć do materiałów archiwalnych ważniejszych niż te krakowskie”, a także - „oto najciekawsze pytania, których w książce Graczyka w ogóle nie widzę” – to również Friszke. Płytkość, ahistoryczność, łatwizna i powierzchowność - dyskwalifikacja. Mało? I dalej ….
Dwaj rezenzenci
Paczkowski – „moim największym rozczarowaniem jest fakt, że autor przesunął się na pozycje lustracyjne” i w innym miejscu ponownie Friszke „Graczyk miesza porządki” i znowuż Paczkowski - „Graczyk niekiedy przekracza granicę domniemań”, za chwilę „niektóre spekulacje autora są nawet ciekawe” – ciekawe, co jest? Spekulacje. Autor pisze ciekawie, ale spekuluje. Dyskwalifikacja książki?
I tak sobie panowie gadają, wpadają w słowo, uzupełniają nawzajem zarzuty i czepiają.
Jest to ciekawa rozmowa dwóch Andrzejów – pozostając w klimacie rozmowy „TP”, ale znacznie więcej mówi o samych rozmówcach, niż o książce i jej autorze. Od samego początku, gdy Friszke zaczął narzekać, że termin „system” nie jest zdefiniowany, i „tylko pośrednio można wnosić, co autor przez to rozumie” (oczywista nieprawda – moja uwaga) zastanawiać się można, czy panowie czytali książkę, czy też ich zarzuty wynikają po prostu ze złej woli.
Przede wszystkim, dlaczego podczas pierwszej i przecież najważniejszej rozmowy redakcyjnej, ustawiającej odbiór książki przez czytelników „Tygodnika” Friszke czy Paczkowski nie zapytali prowadzącego o rzucającą się w oczy, dotkliwą nieobecność autora książki? Takie standardy obowiązują w tym środowisku i takie standardy uznaje dwóch uczonych historyków, że wydaje wyroki „zaocznie” ?
Przecież aż się prosi – a piszę to nie tylko, jako uważny czytelnik tej książki, ale wszystkich książek, jakie się ukazały o środowisku „Tygodnika Powszechnego”, by Roman Graczyk natychmiast odniósł się do poważnych zarzutów. Wiem, w którym miejscu powiedziałby – nieprawda, zarzut chybiony, nic takiego nie napisałem.
Ile razy zapytałby krytyka jednego czy drugiego – może w pana egzemplarzu książki zlepiły się kartki? Wręczyłby po egzemplarzu autorskim, ze wskazaniem numeru stron, na których precyzyjnie opisuje udział środowiska w systemie i jak go – ten system - rozumie.
Moja hipoteza jest następująca – żadna tam spiskowa. Po prostu gdyby Graczyk uczestniczył w rozmowie, w pył zburzyłby wielopiętrowe, oderwane od faktycznej zawartości książki konstrukcje. Panowie historycy „z towarzystwa”, nie mogliby tak bardzo odlecieć, mijać się z tym, co jest istotą pracy, co tak naprawdę jest jej treścią.
I przede wszystkim nie mogliby pominąć najważniejszych zarzutów książki pod adresem środowiska, gdyż rozmowa Paczkowskiego oraz Friszkego toczy się obok książki.
Historycy mieliby okazję powiedzieć, co sądzą o naciskach na autora, które (s.460) sprowadzały się do sugestii dwojakiego rodzaju. Po pierwsze praca powinna nisko ocenić wiarygodność dokumentów Służby Bezpieczeństwa, a po drugie powinna wyrażać bez wahań stanowisko, że osoby ważne w środowiskowej hierarchii z całą pewnością nie współpracowały ze wspomnianą służbą. Współpracowały?
Friszke mówi, że autor najważniejsze pytanie zawiesza, że wydawany jest wyrok na osoby, więc nie możemy sobie pozwolić na własne wyobrażenia. Absolutna nieprawda.
Gdyby Graczyk uczestniczył w rozmowie zapytałby o „wyrok” który wydał. Konkretnie, numer strony, cytat. Ale przeczytajmy słowa tego samego Andrzeja Friszke z początku niniejszego tekstu, o osobie ze środowiska, które zwalcza: „jestem świadom, że takich cudów nie było w okolicach 68 roku”.
Z tym, że z redaktorami Tygodnika Powszechnego nie jest tak prosto i łatwo. Friszke mówi, że nie ma w książce żadnego śladu, by czworo wymienionych redaktorów donosiło i że Roman Graczyk tego nie robi. Szkoda, że Friszke wielokrotnie podczas rozmowy czepiający się słówek i pochłonięty wynajdywaniem kolejnych zarzutów, nie wyjaśnił, jaki sens nadaje zwrotowi - „nie donosiło”.
Amator archiwista
Gdyż wyrok już zapadł. W książce wydanej w 2009 roku przez IPN „„Działacze” i „Pismaki”” Cecylia Kuta pisze:
„Obok wymienionych wyżej tajnych współpracowników w rozpracowanie środowiska „Tygodnika Powszechnego" i „Znaku" zaangażowanych było jeszcze kilku innych, których jak dotąd nie udało się zidentyfikować. (…) Z pozyskanych źródeł największą wartość operacyjną posiadają TW ps.: „ Seneka " — czołowy działacz znakowski — zaangażowany aktywnie w działalność międzynarodowych organizacji katolickich. (…) Mimo że, jak odnotowano w dzienniku rejestracyjnym byłej WUSW w Krakowie, materiały dotyczące TW „Seneki" zniszczono, to jednak z przytoczonych już wyżej materiałów archiwalnych wynika, że odegrał on ważną rolę w inwigilacji środowiska „Tygodnika Powszechnego" i „Znaku"”.
Cecylia Kuta pisząc o TW ps. Seneka, nie wiedząc kim on jest, używa słów „rozpracowywał” oraz „inwigilował” oraz zwrotów: tajny współpracownik, zaangażowany w rozpracowywanie środowiska, odegrał ważną rolę w inwigilacji środowiska „Tygodnika Powszechnego”, a w końcu zwraca uwagę na jego „wartość operacyjną”. Gdy tymczasem profesor Andrzej Friszke wmawia czytelnikom, „że nie ma żadnego śladu by donosili”.
To, że Roman Graczyk jest ostrożny w formułowaniu zarzutów, nie znaczy, by przestać posługiwać się myśleniem zdroworozsądkowym profesorze Friszke.
A dzisiaj już wiemy, że „Seneka” z książki Cecylii Kuty, to autor podpisujący teksty jako Spodek, to poeta, Marek Skwarnicki. A TW „Trybun” to Stefan Wilkanowicz.
A recenzja książki Romana Graczyka, usuwającej wiele białych plam, oraz jej echa na Wiślnej na moim blogu.
Przed chwilą na moje biurko spłynął nowy numer TP i czytam w jeszcze ciepłym artykule Józefy Hennelowej:
„Co do owych „dowodów czarno na białym" głos zabrali już fachowcy, w „Tygodniku" i gdzie indziej, pokazując, co warte są jako dowody prawdy wnioskowania amatora archiwisty - jakim przecież jest Roman Graczyk”.
Fachowcy Hennelowej to dwaj Andrzeje – Friszke i Paczkowski.
Tekst opublikowany w Nr. 9/2011 Warszawskiej Gazety
- rekontra - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
5 komentarzy
1. @rekontra
Dzieki za ten tekst. Na pewno nie jesteś przeczulony.
2. Pani, Pan,
Szanowny Panie,
Syn biskupa ewangelickiego, Andrzej Friszkę w swoim dziele napisał, że w Polsce jest Stanisław Michał de Z......, któremu nie podoba się Jacek Kuroń i K. Modzelewski.
http://michaelstanislaus.salon24.pl/164475,pan-andrzej-friszke
To moja odpowiedź
Pan Andrzej Friszke
Szanowny Panie,
Wczoraj na moim Blogu w Salonie 24:
http://michaelstanislaus.salon24.pl/164193,likwidacja-getto-w-lublinie
pojawił się wpis Pana Blogera Tad 9 następującej treści:
...pan wie, ale został pan uwieczniony w książce prof. Friszke "Anatomia buntu", jako przykład internauty bluzgającego na bohaterów... Na stronie 13 pojawia się odniesienie do jakiegoś "Michała St de Z" piszącego źle o Kuroniu i Modzelewskim...
Szanowny Panie,
Ja nie wiem kim Pan jesteś i o czym Pan piszesz swoje powieści, eseje czy coś w tym rodzaju
Nie wiem czy Pan jesteś celebrytą występującym w "Tańcu z Gwiazdami" na ekranach koncernu medialnego ITI Panów Wejchertów i Walterów obok takich osobliwości, przepraszam Osobistości / zawsze te zwroty mi się mylą / jak Pan Pudzianowski, Przemysław Saleta i Pani Katarzyna Grochola też, która równie jak Pan para się piórem.
Ja nie widziałem do dziś potrzeby czytania Pana powieści zresztą tak samo jak Pani Katarzyny Grocholi i Grażyny Plebanek też.
Szanowny Panie,
Oświadczam Panu, że w Polsce nie ma Blogera:
Michała St de Z"
Jest
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz,
podpisujący się jako jeden z nielicznych prawdziwymi dwoma z trzech posiadanych imion / Xawery / i nazwiskiem zgodnie z wpisem w Dowodzie Osobistym.
Pan Szanowny, pisze o mnie "bluzgający" czyli:
Wykładnia Słownika języka polskiego
bluznąć
bluzgać
○ Bluzgać przekleństwami.
○ Błoto bluzga spod kopyt końskich, spod kół samochodu.
Pijany mężczyzna bluzgał na przechodniów.
Przecięta tętnica bluzga krwią.
Samochód bluzga błotem.
chlusnąć
rzygnąć
Szanowny Panie,
Użycie zwrotu w stosunku do mnie " bluzgającego na bohaterów" jest obraźliwe. Ja jestem osobą prywatną.
Jakbym używał takich słów już dawno by mnie wyrzucono z hukiem z Salonu 24.
Szanowny Panie,
Proszę o przysłanie mi egzemplarza autorskiego tej Pana powieści abym mógł się ustosunkować co Pan o mnie pisze.
Sądzę, że nie okaże się Pan tchórzem i prześle mi książkę na mój adres via Salon24
Juz raz Pan okazał się podszyty zajęczą skórką nie podając w całości mojego nazwiska / vide supra /
Pozdrawiam
michał zieleśkiewicz
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. Definicja była taka, że jest to biały sługa czerwonych
jak widać, czas mija, a definicja wciąż aktualna : 'BIALI SŁUDZY CZERWONYCH".
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. biały sługa czerwonych
brzmi jak realny oksymoron, jak "biała krew".
NAJCZĘŚCIEJ OKAZUJE SIĘ, ŻE SŁUDZY CZERWONYCH OKAZUJĄ SIE BYĆ CZERWIEŃSI OD MALIN.
Są po prostu samą czerwienią.
Nie inaczej jest z opozycjonistami, rzekomymi białymi, którzy okazują sie być czerwonymi. Taki, wspomniany przez Michała St. de Zieleśkiewicza Jacek Kuroń, uchodzący w środowisku Tygodnika Powszechnego za zasłużonego opozycjonistę, okazuje się być rodzajem odwrotnej rzodkiewki, BIAŁY Z WIERZCHU, DOMINUJĄCO CZERWONY W ŚRODKU.
michael
5. Friszke i Paczkowski...
usiłują rozbroić MINĘ, jaką pod to zaprzańskie środowisko "lewicy laickiej" (Tfu!) z TP/Znaku podłożył Graczyk.
I chwała mu za to !!!
Mądrzy ludzie odczytują Graczyka WŁAŚCIWIE.
I obłudnych sprzedawczyków oceniają tak, jak na to przez lata zasłużyli!
Selka