Jak AK uratowała 200 więźniów z niemieckiego obozu zagłady Żydów
W zespole „Akta Jana Gozdawy-Gołębiowskiego” będącego częścią zasobu Archiwum Akt Nowych, znajdują się materiały archiwalne dokumentujące akcję pomocy uwięzionym Żydom w obozie w Treblince. Jej organizatorem był Władysław Rażmowski ps. „Poraj”. Po wojnie opublikował wspomnienia, które zebrał Gozdawa-Gołębiowski. Są one dostępne historykom badającym II wojnę światową
W latach 1940–1942 Rażmowski był komendantem terenowym Organizacji Wojskowej Wilków (OWW) na powiat węgrowski. Po akcji scaleniowej, w której OWW podporządkowała się Armii Krajowej, został mianowany zastępcą komendanta powiatu i dowódcą oddziału partyzanckiego „Poraj”. W obszarze jego działań znalazła się m.in. stacja kolejowa Małkinia i obóz Treblinka leżące na linii kolejowej Małkinia–Sokołów. W Treblince znajdowały się dwa obozy: Treblinka I będący obozem pracy dla Polaków i Treblinka II obóz zagłady Żydów.
Rażmowski w lipcu 1943 roku za namową dawnego przyjaciela Kazimierza Grodziskiego (późniejszego członka PPR) zdecydował się pomóc Żydom – powstańcom z warszawskiego getta w zorganizowaniu buntu. (Zresztą wcześniej był przygotowywany przez AK szerszy plan opanowania obozu w Treblince i uwolnienia wszystkich więźniów, do którego przygotowywał swój oddział „Poraj”). Szybko okazało się, że odpowiednie rozpoznanie terenu – sposobu strzeżenia, patrolowania miejsca oraz możliwych kierunków podejścia i odwrotu – było niemożliwe, z powodu ścisłej ochrony obozu przez Niemców. „Poraj” postanowił przeprowadzić rozpoznanie samodzielnie, wykorzystując fakt, że między obozami znajdowała się żwirownia. Wziął zaświadczenie z gminy Prostyń, której teren obozu administracyjnie podlegał i jako jej pracownik przyjechał służbowo do kierownika żwirowni (członka AK) w celu dostarczenia żwiru na budowę. Dzięki glejtowi i pomocy kierownika patrolujący teren niemieccy wartownicy nie zwrócili na niego uwagi. Podczas opuszczania obozu natknął się na Ukraińców należących do SS-Galizien. Uznali, że jest szpiegiem. Podarli dokument wstępu do obozu i zdecydowali, iż należy go rozstrzelać. Sytuację tę widział niemiecki wartownik, który postanowił sprawdzić, co się dzieje. Wówczas, jak wspominał Rażmowski, zuchwale zwrócił się do strażnika po niemiecku z pretensjami, że nie honoruje się niemieckich urzędników. Niemiec przeczytał zniszczony glejt i puścił go wolno.
Po tej „wycieczce” „Poraj” ustalił plan oraz datę akcji. Brakowało jedynie osoby, która zawiadomiłaby o niej więźniów. Zdecydował się wykonać to zadanie Żyd, który stracił w powstaniu w getcie warszawskim rodzinę. Ustalono, że zgłosi się do obozu pod pretekstem połączenia z synem. Na miejscu miał porozumieć się z więźniami, przywódcami ruchu oporu, podać datę buntu (2 sierpnia 1943 roku o godzinie 12) i zadania. Więźniowie mieli obezwładnić wartowników przy bramie, a po wydostaniu się z obozu kierować się w kierunku lasu, gdzie czekali przewodnicy i osłona ucieczki.
Do akcji skompletowano oddział składający się z trzech grup, każda z innego powiatu. Pierwsza z nich pod dowództwem Henryka Małkińskiego ps. „Kulesza”, licząca 19 osób uzbrojonych w kbk i 2 rkm. Ich zadaniem było zajęcie przed godziną 12 stanowiska na wzgórzu znajdującym się w pobliżu obozu i czekanie na wybuch powstania. Kiedy to nastąpi, mieli otworzyć ogień w kierunku wartowników będących w wieżach, w pobliżu bram, by sparaliżować i zdezorientować Niemców. Zadaniem drugiej, około 20-osobowej grupy, pod wodzą Antoniego Wróblewskiego ps. „Orwid”, było zabezpieczenie przeprawy przez Bug na zachód od wsi Wilczogęby. Oddział miał zająć stanowiska w lesie na zachód od obozu (rejon lasów orzołkowskich) a potem wyprowadzić zbiegłych Żydów, grupkami po 20–40 osób, przez lasy obok wsi Orzołek, Sadowne do Bugu. Po przeprawieniu uchodźców przez rzekę, należało kierować ich lasami ostrowskimi na wschód. Wówczas ludzie Kazimierza Grodziskiego powinni przejąć uchodźców i wyprowadzić ich w kierunku Warszawy. Trzecia grupa pod wodzą Henryka Oleksiaka ps. „Wichura” miała czekać na Żydów w lasach na wschód od obozu. Mieli przeprowadzić ich przez lasy ceranowskie następnie dalej za Bug.
Około umówionej godziny w obozie rozpoczęła się walka i wrzawa. Więźniowie zaatakowali bramę i rozpoczęli ucieczkę do lasu. Grupa „Kuleszy” zaczęła ostrzał wież strażniczych. Zdezorientowało to Niemców i umożliwiło wydostanie się z obozu około 300 osobom. Początkowo ludzie uciekali wprost przed siebie, nie zwracając uwagi na nawoływania przewodników. Po opanowaniu chaosu udało się podzielić uciekinierów na grupy oraz kierować ich zgodnie z planem jak najdalej od obozu do lasów maliszewskich i dalej w kierunku lasów Miednik.
Niemcy dopiero po zamknięciu drogi ucieczki i opanowaniu sytuacji w obozie rozpoczęli pościg za uciekinierami. Jednakże ludzie „Kuleszy” ponownie otworzyli ogień z broni maszynowej w kierunku esesmanów. To skutecznie zniechęciło do pościgu i wejścia w las. Dzięki temu szybko i sprawnie przeprawiono pierwszą grupę liczącą około 200 Żydów przez lasy Orzołka, Sadowne, Bug na wschód. Drugą grupę, ok. 100-osobową, przeprowadzono wzdłuż Bugu w kierunku Warszawy.
Nieoczekiwaną pomocną dłoń uchodźcom podał oddział partyzancki, który nie wiedział o planowanej akcji. Był to pluton por. „Śliwy” stacjonujący we wsi Glina. Po zauważeniu łuny unoszącej się nad obozem, a później uciekających Żydów, jego podwładni pomagali im przedostawać się przez Bug. Kiedy zaczęli zbliżać się Niemcy, otworzyli ogień, co zatrzymało napastników i umożliwiło wielu uciekinierom skuteczną ucieczkę. Niestety nie trwało to długo, bowiem niedługo później przybyły oddziały własowców, które okrążyły oddział „Śliwy”. Nie wszystkim partyzantom udało się wyjść cało z pułapki. „Śliwa” wraz z kilkoma żołnierzami został zatrzymany i umieszczony pod strażą we wsi. W nocy wytworzyło się zamieszanie, dzięki czemu „Śliwie” i części podkomendnych udało się zbiec. Niestety, w rękach własowców pozostało kilku rannych członków podziemia.
Akcja zakończyła się sukcesem dla około 200 więźniów. Ci, którym nie udało się opuścić zagrożonego rejonu niemiecką obławą, zostali wyłapani przez Niemców i doprowadzeni z powrotem do Treblinki lub zastrzeleni na miejscu. Żyd, który dobrowolnie udał się do obozu, przeżył. Według jego relacji więźniowie rozpoczęli bunt w sytuacji, kiedy Niemcy postanowili poprowadzić więźniów do komór gazowych. Według innej wersji sygnałem do podniesienia buntu było podcięcie gardła podczas golenia przez więźnia pełniącego obowiązki fryzjera Hauptscharführerowi SS Fritzowi Kütnerowi. Po tym wydarzeniu wyznaczeni więźniowie rzucili się do magazynu z bronią, do którego wcześniej dorobiono klucze. Zabrano broń, lecz bez amunicji. Wszyscy rzucili się do bramy bez powiadomienia jeńców znajdujących się w pozostałej części obozu. Uciekając podpalili obóz, co dało hasło grupie „Kuleszy” do otworzenia ognia.
Część uciekinierów ukryli mieszkańcy okolicznych miejscowości. Ze względów bezpieczeństwa Rażmowski polecił „Wichurze” przeprowadzić ich przez Bug.
Akcja pomocy uwięzionym Żydom w obozie w Treblince została zapomniana. Może też dlatego, że była spontaniczna i nie doprowadziła do realizacji szerszego planu AK uwolnienia wszystkich więźniów obu obozów i jego zniszczenia. Ale warto pamiętać o osobach, które z narażeniem życia pomogły skazanym na śmierć więźniom Treblinki.
Jan Annusewicz
Autor jest pracownikiem Archiwum Akt Nowych w Warszawie.
http://tysol.salon24.pl/
napisz pierwszy komentarz