zderzenia p i n o k i a Tonalda D

avatar użytkownika nissan
Parę miesięcy po powołaniu rządu Donalda Tuska wykorzystałem dla opisu i analizy strategicznej koncepcji politycznej, którą się premier kieruje, antynomię między „polityką rozumu” a „polityką rozumienia” przedstawioną przez Raymonda Aron w jednej z jego najwcześniejszych prac – „Wstępie do filozofii historii”.
Aron odwołał się do metafor żeglarskich. O ile polityka rozumu przypomina wytyczenie kursu statku do określonego celu-portu bez uwzględniania okoliczności czasu żeglugi, pogody, konieczności dokonywania zwrotów, aprowizacji itp., o tyle polityka rozumienia skupia się wyłącznie na tym, by statek płynął i nie zatonął. A gdzie i po co, to nie ma większego znaczenia.
Aron traktował obie polityki jak weberowskie typy idealne, konstrukty pomagające rozumieć i porządkować rzeczywistość polityczną. Realne polityki i koncepcje polityczne są zazwyczaj połączeniem w różnych proporcjach polityki rozumu i polityki rozumienia.
Pisałem wówczas, że o ile polityka Jarosława Kaczyńskiego nadmiernie zbliżyła się do typu idealnego „polityki rozumu”, to polityka Donalda Tuska w niepokojącym stopniu realizuje „politykę rozumienia” w stanie czystym.
Skończył się rok 2010 i powracam do metaforyki żeglarskiej. Premier skupiony na nieustanym halsowaniu, by złapać w żagle najlżejszy wiaterek sondażowej popularności, parę razy, zwłaszcza w ostatnim kwartale, wpadł na mielizny i zderzył się z rafami. Wymieńmy parę zderzeń Donalda Tuska i PO z rzeczywistością.
Chaos na kolei przy wprowadzaniu nowego rozkładu jazdy. Na opady śniegu zwalić się go nie da, bo między 2 a 9 grudnia nie śnieżyło. Minister Infrastruktury miał w ręku wszelkie narzędzia, by na przewoźnikach wymusić stosowne uzgodnienia: nadzór właścicielski i władzę regulacyjną za pośrednictwem prezesa Urzędu Transportu Kolejowego. Narzędzi tych nie użył z racji uwikłania w stworzony przez PO układ interesów w kolejnictwie i fatalną politykę personalną.
Poważna porażka w stosunkach z Niemcami: nasz zachodni partner nie ustąpił ani na krok, jeśli chodzi o głębokość, na której będzie leżeć rura Nordstreamu blokująca rozwój portu w Świnoujściu, w tym gazoportu.
Zapowiedź wielce prawdopodobnej poważnej porażki w stosunkach z Rosją w postaci raportu MAK o katastrofie smoleńskiej.
Poważna porażka w polityce wobec Białorusi. Polska wycofała poparcie dla Andżeliki Borys z wiadomymi konsekwencjami i bez żadnych pozytywnych efektów. Nie można tu obciążać łagodnej polityki Unii Europejskiej, bo przecież głównym orędownikiem zmiany kursu wobec Łukaszenki był w UE min. Radosław Sikorski. Aleksandr Łukaszenka musi mieć jednak poczucie humoru, bo szyderczo i słusznie stwierdził po rozgromieniu opozycji, że to, co w ostatnich miesiącach Polska robiła dla Białorusi „warte było każdych pieniędzy”.
Porażka z OFE. Rząd i koalicja rządowa postanowiła umknąć spod gilotyny progów ostrożnościowych na rachunek przyszłych emerytów, bo taki jest właśnie sens ogłoszonych pod koniec roku decyzji. Ale nie mniej istotna jest  porażka w UE. Na początku grudnia wiceminister finansów pan Kotecki ogłosił, że przewodniczący Komisji Europejskiej Barroso po rozmowie z Donaldem Tuskiem zgodził się na uwzględnienie postulatów Polski i tzw. klubu sofijskiego – nieformalnej grupy siedmiu państw UE, które przeprowadziły reformę emerytalną. Istotą rzeczy byłaby zmiana sposobu obliczania długu publicznego przez Eurostat. Rewelację tę ogłoszono w piątek i jak najsłuszniej trafiła ona na czołówki wszystkich środków masowego przekazu. Utrzymywała się jako wiadomość nr 1 przez trzy dni – do poniedziałku, ponieważ w weekend kompetentni urzędnicy KE byli niedostępni dla dziennikarzy. W poniedziałek okazało się, że Jose Manuelowi Barroso nic o epokowym sukcesie Donalda Tuska nie wiadomo. Tu wypada zaznaczyć, że ta porażka stawia poważny znak zapytania nad polityką rządu wspierania zaproponowanej przez Niemcy rewizji Traktatu Lizbońskiego w trybie uproszczonym. Nie dezawuuję całkowicie tej polityki – ma ona swoje zalety. Niemniej warto dać wyraz obawie, czy przypadkiem - bez załatwienia zgody na postulaty klubu sofijskiego – nie kręcimy potężnego bata na własny grzbiet, którym zaczniemy być okładani za dwa lub trzy lata.
Potężna porażka w stosunkach z quasi-korporacją zrzeszającą lekarzy pierwszego kontaktu, czyli Porozumieniem Zielonogórskim. Domagało się ono od NFZ –tu wzrostu stawki kapitacyjnej o kolejne 72 grosze od głowy, tradycyjnie grożąc pozostawieniem ok. 15 milionów Polaków bez opieki lekarskiej. NFZ tych pieniędzy nie miał i ich nie dał, ale obiecał cos innego i na tym polegał tzw. kompromis. Zapowiedziano mianowicie uchylenie zarządzenia Prezesa NFZ, które nakładało na lekarzy pierwszego kontaktu obowiązki sprawozdawcze. To krok, cytując Aleksandra Łukaszenkę, wart każdych pieniędzy. Lekarze pierwszego kontaktu uwolnili się od jakichkolwiek obowiązków rozliczania się z otrzymywanych środków publicznych, w tym z skierowań na badania dodatkowe, które powinni opłacać sami ze stawki kapitacyjnej. Efekt nietrudno przewidzieć. W SOR-ach, które Donald Tusk i min. Kopacz przekształcili w stacje przyspieszonej diagnostyki już mamy Sodomę i Gomorę, a będzie dużo gorzej. Dużo gorzej będzie też, jeśli chodzi o kolejki o szpitali  i specjalistyki. Ale – i taka była kalkulacja rządu – pacjenci już mieli bardzo źle, więc jeśli będą mieli tak samo tylko o wiele bardziej, to zapewne nikt tego nie zauważy.
W 2011 takich raf i mielizn, na które wprowadzi nas Donald Tusk będzie coraz więcej. Przywołane na wstępie narzędzia analityczne stworzone przez wybitnego filozofa i socjologa Raymonda Aron tracą, wobec naporu rzeczywistości, swoja użyteczność. Gdy zawodzi Nauka, warto zwrócić się do Poezji, bo ona jest też narzędziem rozumienia świata. Zwłaszcza, jeśli jest to poezja czystego absurdu. Dlatego za poręczny dla zrozumienia politycznej metody nawigacyjnej premiera Tuska, stosunków miedzy nim a PO oraz między PO a ogromna rzeszą polskich obywateli uważam początkowe strofy Konwulsji Drugiej z Wyprawy na Żmirłacza Lewisa Carrolla, które podaję niżej w fantazyjnym przekładzie Roberta Stillera ( własnego przekładu nie podaję, bo jest cokolwiek gorszy). Dla tych, którzy są w stanie rozkoszować się pięknem i głębią oryginału zamieszczam link do niego.http://www.literature.org/authors/carroll-lewis/the-hunting-of-the-snark/chapter-02.html
Przewiduję, że w 2011 roku dzwonek premiera Tuska będzie dźwięczał coraz głośniej i głośniej.

Co się tyczy Brząkacza, pod niebiosa chwalono,
                Że postawę ma (nawet usiadłszy)
Tak swobodną, tak godną! A mądrość wrodzoną
                Widzi każdy, kto w twarz mu popatrzy.

Kupił mapę ogromną, a na mapie widniało
                Tylko morze, bez wysp, lądu takoż.
Każdy stwierdził z rozkoszą, że rozumie ją całą,
                Choć nie znawca jest ani smakosz.

„Cóż za korzyść wynika ze Zwrotnika, równika,
                Po co tym Mercatorem się szasta?”
Brzękacz wołał tak właśnie. A załoga odwrzaśnie:
                „To są znaki umowne i basta!

Inne mapy są mętne! Jakieś wyspy pokrętne,
                Jakieś brzegi! A dzięki szyprowi
(Darli się na wyprzódki) nasz ocean gładziutki
                Składa się z błękitnych pustkowi!”

Scenka, owszem, przemiła. Ale wkrótce stwierdziła
                Ta załoga piejąca mu pean
Że trząść dzwonkiem w zadumie, to jedyne, co umie
                Szyper ich, by przepłynąć ocean.

napisz pierwszy komentarz