Technokratyczny terror Hipokryzji
Jakiś czas temu pisałem o prowokowaniu rewolucji. W sytuacji głębokiego kryzysu, gdy zwykłe reformy nie mają widoków na skuteczność, wywołuje się rozruchy, by móc podczas stanu wyjątkowego przeprowadzić to, co w warunkach pokoju byłoby nie do zaakceptowania. Nie sądziłem jednak wtedy, że potoczy się to tak szybko. Poziom prowokacji rośnie w tempie kuli śniegowej, a ludzie powoli zaczynają pękać. Amortyzująca rola szydzenia z „rozmodlonych oszołomów od krzyża” wyczerpuje swój potencjał. Podobnie wypalone jest paliwo nienawiści do jedynej realnej opozycji. Coraz więcej ludzi stwierdza, że pomimo braku alternatywy, na Tuska nie zagłosują, bo to złodziej, tchórz i krętacz.
W tej sytuacji przechodzimy do następnej fazy przygotowywania różnego rodzaju spadochronów. Różne nomenklaturowe siły zaczynają wyścig do żłobu, manifestując swoją kontestacyjną postawę. Niczym cinkciarz, który wyczuwając koniunkturę dał się w okolicach 1988 roku złapać z wywrotowymi ulotkami, by móc sobie wpisać w życiorys konspiracyjne kombatanctwo. I tak mamy różne wystąpienia, które oprócz obowiązkowej krytyki opozycyjnego PiS, zaczynają także krytykować rządzącą PO. Gdybyśmy potraktowali tą dwustronną krytykę jako przyczynek do przyszłej rządowej koalicji, to znalazłyby się w niej zarówno SLD, jak i PJN oraz chwilowo i pozornie odstawione na boczny tor środowisko okolic Leszka Balcerowicza.
Nie zależy mi jednak na analizowaniu możliwych scenariuszy i segregowania politycznych kanap. Chcę zwrócić uwagę na sferę, która aktualną wojną została niemal całkowicie zepchnięta do podziemia. Tą sferą jest obszar wartości. Jak to się działo, że potrafiliśmy walczyć „za wolność waszą i naszą”? Co popchnęło młodzików ze Szkoły Podchorążych Piechoty do wypowiedzenia posłuszeństwa i sięgnięcia po broń? Nieodpowiedzialna i naiwna gorąca słowiańska krew? Jak to się stało, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 żołnierze służący pod rozkazami trzech zaborców utworzyli wojsko, które już dwa lata później pokonało nawałę bolszewików? Co sprawiało, że okupowana Polska była jedynym krajem Europie, gdzie za jakąkolwiek pomoc Żydom groziła kara śmierci, a mimo to na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata najwięcej jest właśnie Polaków? Co powodowało pułkownikiem Kuklińskim, że przez długi czas ryzykował życie, aby nie dopuścić do zagłady swojego kraju?
Tym czynnikiem motywującym była sprawnie działająca etyczna busola. Wiadome było, co jest dobre, a co złe. Wiadome było, że Polska dla Polaka jest wartością nadającą sens jego życiu. Wartością, za którą warto było poświęcić nawet życie, „za wolność waszą i naszą”. Wiadomo było, że ofiara życia, jako coś najwyższego i w gruncie rzeczy wyjątkowego zasługuje na pamięć i szacunek żywych, którzy poprzez swoją codzienną pracę, poprzez wierność zasadom, za które bohater oddał życie, spłacają swego rodzaju moralny dług, jaki zaciągają mogąc mówić i żyć w polskiej kulturze i języku.
Co mamy dzisiaj? Poza epatowaniem na każdym kroku kłamstwem, arogancją i bezczelnością, które przekonuje coraz szersze rzesze ludzi, że „tak trzeba”, że prawda nie ma znaczenia, bo ważna jest przyszłość, a tu i teraz to są nasze emocje i, jakże delikatne gdy chodzi o nas, nasze uczucia. Racjonalność, wynikająca z niej konsekwencja poglądów, traci na znaczeniu, przestaje być powodem do chwały, bo coraz częściej afirmowana jest postawa: „szczycę się tym, że jestem bardziej emocjonalny, niż racjonalny”. Śmierć staje się przedmiotem żartów i szyderstw. Śmierć zostaje odarta z aury poświęcenia, a zostaje sprowadzona albo do pospolitego wypadku, jak dzieje się ze smoleńską katastrofą, albo zostaje sprowadzona do zbrodni na narodzie popełnionej przez dowódców, jak dzieje się w przypadku Powstania Warszawskiego. Szacunek, którego żywi domagają się dla swojej uczuciowości, nie obowiązuje ich wobec zmarłych, bo przecież im jest już wszystko jedno.
Prawda nie istnieje. Patriotyzm to prowadzący do faszyzmu nacjonalizm. Śmierć to tylko fizjologia.
Nie powinniśmy się dziwić jakimś urbanowskim ankietom. W świecie, który zrezygnował z Czerwonej Norymbergi wszystko jest możliwe. Kiszczak może być człowiekiem honoru. Jaruzelski może ciągle ratować nas przed III wojną światową. Rosjanie mogą nieustająco obiecywać coraz lepszą współpracę. Rurociąg bałtycki nie tylko w najmniejszym stopniu nie zagraża, ale jest wręcz szansą dla naszych interesów. Podwyższanie podatków i niechęć do likwidacji przywilejów to kwintesencja programu liberałów. I tak dalej i temu podobne. A przecież to Wajda powiedział o wojnie polsko-polskiej, a nie Kaczyński. Podobnie jak drugą wojnę światową wywołali Niemcy, a nie Polacy. Ktoś jednak jeszcze przejmuje się takimi anachronizmami jak prawda i fakty?
Jesteśmy coraz bliżej tej germańskiej kultury technokratycznego totalitaryzmu, która doprowadziła do systemowego zdehumanizowanego przemysłu śmierci. Dzisiaj nawet wspomnienie słowa „wartości” wywołuje odruchowe plucie moherowymi beretami, fanatycznym katolicyzmem i szowinistycznym nacjonalizmem. Opluty delikwent ociera sobie twarz z deszczu i już wie, że ma siedzieć cicho i ładować tych Żydów do wagonów, bo tego wymaga od niego nowoczesne państwo. Jakieś roztrząsanie debilnych dyrdymałów w postaci prawdy, sprawiedliwości czy moralności jest przecież przejawem haniebnego serwilizmu wobec rydzykowych demonów patriotyzmu.
Czy istnieje jakieś wyjście? Niby rewolucja francuska w końcu upadła po krwawej łaźni jakobinów. Bolszewicki terror komunistów także w końcu się skończył, choć aż do dzisiaj stalinowskie zbrodnie nie stanowią żadnego ostrzeżenia dla lewackiego towarzystwa z Krytyki Politycznej, która otwartym tekstem nawołuje do stosowania metod terrorystycznych. Nowy Wspaniały Świat nie ma jednak, przynajmniej oficjalnie, nic wspólnego z fundamentalistami islamskimi, więc może być dofinansowywany przez nas wszystkich za pośrednictwem Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Wmawia się nam, że wrogiem jest obcy, fundamentalistyczny muzułmanin, skrupulatnie ukrywając wroga wewnątrz własnych szeregów. Buduje się klimat pomieszanych pojęć, sprzyjający maskowaniu faktu, że poza zewnętrznym wrogiem nie spaja nas już nic. Gdy stan anomii osiągnie masę krytyczną, nastąpi samozapłon umożliwiający przegrupowanie szeregów w aparacie władzy.
Czy wtedy pojawi się szansa na dojście do głosu wartości, które teraz fruwają jedynie w akademickich rozważaniach historyków idei? Czy będą wtedy jeszcze ludzie, którzy znajdą w sobie moc nadania sensu aksjologicznie jałowemu światu? Patrząc na niesamowicie silną perwersyjną przyjemność, jaką czerpią różne gnidy i kanalie z delektowania się swoją nikczemnością i draństwem oraz na radość jaką sprawiają swoim zachowaniem żądnej emocji widowni, obawiam się, że demokratyczny wybór świata, nie pójdzie w kierunku kulturowego renesansu, ale raczej zakończy się nowym najazdem Hunów i Wandali, którzy wyczyszczą to miejsce pod nowy rozdział historii ludzkich migracji.
- igorczajka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. barbarzyńcy
Cesarstwo się rozpadło nie tyle na wskutek podboju, tylko dlatego że barbarzyńcy oferowali większą swobodę (także gospodarczą), barbarzyńcy pobierali niższe podatki oraz nie utrudniali życia biurokracją, przecież kolonat to był praktycznie kołchoz; poza tym inni ludzie byli też przywiązani do zawodów, gdyż chodziło o zachowanie struktury produkcji;
to było ważne, bo oni sobie sobie zupełnie rozwalili pieniądz zmniejszając stale ilość kruszcu w monetach, to spowodowało szalony wzrost cen, na co zdaje się Dioklecjan odpowiedział ich kontrolą, co z koleji, spowodowało spadek produkcji (ludziom się to nie opłacało po zaniżonych kwotach), więc musieli zrobić dziedziczne zawody (jeśli dobrze pamiętam), raz że bez trwałego pieniądza nie da się prowadzić rachunku ekonomicznego, a dwa żeby ludzie nie zmieniali zawodów na bardziej intratne pod wpływem zaburzonych cen;
podobna polityka była prowadzona na początku ZSRR i musiała zakończyć się NEPem...
Wandale i Hunowie to może nie najlepszy przykład, ale już przecież za Franków dokonywałą się normalizacja, często też całe lokalne ośrodki władzy zależne od Rzymu podporządkowywały się nowym panom.
Zresztą to jest ciekawy temat na ile Średniowiecze było ruchem oddolnym, a ile było w nim patologicznych naleciałości z końcówki Rzymu.
ciekawostka: Ziemkiewicz w jednym ze swoich opowiadań opisał taką prywatną armię niejakiego Pankratowa, która jest de facto mafią działającą na obrzeżach UE, no i ludzie wolą płacić tej mafii haracz, a nie podatki Unii, Pankratow też skutecznie odganiał wszelkich ojrourzędników - może to jest jakaś metoda;
nas od Rzymu w ogóle różni to, że mając maszyny jesteśmy w stanie sobie pozwolić na dużo większe marnotrastwo; choć czytałem, że starożytni specjalnie nie aplikowali maszyn i ich nie rozwijali (mimo że np. była znana maszyna parowa), by nie zaburzyć społecznej struktury opartej na niewolnictwie
2. @igorczajka
.."Buduje się klimat pomieszanych pojęć, sprzyjający maskowaniu faktu, że poza zewnętrznym wrogiem nie spaja nas już nic. Gdy stan anomii osiągnie masę krytyczną, nastąpi samozapłon umożliwiający przegrupowanie szeregów w aparacie władzy."...
zbliżające sie wybory przyspieszyły tempo przegrupowań.
Czy ludzi dobrej woli jest więcej? Ja mam nadzieje, że tak.
Ludzie źle sie czują w tej atmosferze sztucznie podsycanej nienawiści.
Dzisiaj nawet u Mellera celebryci wykazywali "zmęczenie" .
Narzekali, ze każe im się dokonywać wyborów i stawac po jednej stronie barykady.
A skąd te ciołki maja wiedziec, która strona wygra? Niepokój już wkradł się w dotąd zwarte i spojone wspólnym interesem szeregi.
Pierwsze cegiełki wypadają z muru.
A my musimy wytrzymać i nie dać się sprowokować. Bo prowokacje będą się nasilać.
Czy wygrają dzicy Hunowie? Mam nadzieje, że nie. Obserwuję kolejne ogniska zapalne w świecie. A to dopiero poczatek.
A w Davos obradują władcy marionetek pod hasłem :
Tegoroczne 41. Światowe Forum Ekonomiczne odbywa się pod hasłem "Wspólne Normy dla Nowej Rzeczywistości" (Shared Norms for the New Reality).
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl