Władza mediów. Ze strony prof Brody.
Łatwymi ofiarami korupcji medialnej stają się ci politycy, którzy są podatni na urok mediów, a poszerzanie własnej popularności widzą jako drogę do realizacji personalnych ambicji, najczęściej znacznie przekraczających kompetencje i możliwości, którymi dysponują.
Pośród wielu ludzi, którzy w różnych okresach odchodzili od partii PiS, skupię się na trzech przypadkach, które najlepiej ilustrują technikę medialnej korupcji. Są to trzy bardzo odmienne przypadki, ale moim zdaniem, wszystkie one pozwalają uznać ich bohaterów za ofiary mediów.
Aby nawiązać do ostatnich wydarzeń, rozpocznę od Elżbiety Jakubiak, której rola w politycznej intrydze w duecie z J.Kluzik-Rostkowską jest chyba jednak rolą ofiary. W przeciwieństwie do JKR, zawsze ostro podkreślającej swoją odmienność od głównego nurtu PiS i nigdy nie atakowanej przez media, Jakubiak była początkowo wrogo traktowana w mediach, tak jak inni z partii PiS; sprawiała też wrażenie, iż jest w pełni lojalna wobec przywództwa partii. Obserwowałem ewolucję jej medialnych wystąpień. Rozpoczęły się one od rzadkich okazji, w których występowała jako skromna, ale ambitna urzędniczka, kompetentnie przedstawiająca konkretne sprawy, którymi się zajmowała na obrzeżach głównego nurtu polityki.
Już pierwsze komentarze pisane przez Migalskiego na forum S24 w czasie gdy został euro-posłem, zaskakiwały płytkimi treściami i kłopotliwie nędzną formą. Później, listem otwartym do Prezesa PiS rozpoczął całą serię wypowiedzi i zachowań, które wywołały powszechne zdziwienie i niesmak. Zaroiło się od szczerych wyznań i rachunków sumienia jego licznych zwolenników, którzy masowo przyznawali się do wstydliwej pomyłki w ocenie i nadziejach, które MM w nich początkowo wzbudził. Media i puczyści nie będą już mieli wielkiego pożytku z tak nieatrakcyjnego Migalskiego. Ofiara spełniła już swoją rolę, jest przesuwana do publicznego niebytu i coraz rzadziej pojawia się na wizji...aż zniknie.
Najbardziej spektakularnym przypadkiem korupcji medialnej jest pewnie casus byłego premiera - Kazimierza Marcinkiewicza. Postać od dawna znana tym wszystkim, którzy cierpliwie obserwowali przez lata scenę publiczną. Nigdy nie miałem wątpliwości, że jest to postać całkiem nieciekawa, mentalnie pasująca o wiele bardziej do środowiska PO, niż PiS. Kiedy został powołany na stanowisko premiera, nie dopuszczałem myśli, że JK może nie wiedzieć z kim ma do czynienia. Nominację tę odebrałem jako taktyczny zabieg osłabiający pierwszą fazę ataków na chybotliwy rząd, ktorych należało się spodziewać wobec dalece niepewnej sytuacji egzotycznej koalicji. Marcinkiewicz długo pozostawał pod pełną kontrolą i nie mógł poważnie zaszkodzić linii politycznych zamierzeń PiS.
całość : http://www.polskie-wici.pl/
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz