Wyborcy Platformy Obywatelskiej przecierają oczy ze zdumienia na widok kolejnych kompromitacji rządu Donalda Tuska.
W ciągu ostatnich kilku tygodni w Polsce przestała działać kolej, premier ogłosił zamiar likwidacji prywatnego systemu emerytalnego, a z szumnie zapowiadanego programu budowy dróg zostały nici. Szczególnie przekierowanie strumienia pieniędzy z OFE do ZUS uderzyło w miękkie podbrzusze elektoratu Tuska, który z definicji preferuje bardziej indywidualne formy oszczędzania, niż solidarnościowy system wypłaty emerytur.
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, ze to dopiero początek prawdziwych kłopotów w jakie wpędzi Polskę ekipa wspieranych przez media ekonomicznych analfabetów. III RP, którą od 20 lat z trudem buduje postsolidarnościowa i postkomunistyczna elita, czekają naprawde ciężkie czasy. Warto tutaj cofnąć się kilka lat wstecz, aby zrozumieć co doprowadziło nasz kraj na skraj przepaści.
Wszechmogąca koniunktura
Jednym z najcięższych oskarżeń kierowanych w stronę opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości jest teza, że będąc u władzy, partia Jarosława Kaczyńskiego zmarnowała okres najlepszej koniunktury. Podobno w latach 2006-2007, mieliśmy jedyne w ostatnim dwudziestoleciu okno w czasie, w którym można było zreformować finanse publiczne. Autorzy tych zarzutów nie definiują jednak czym jest ta mityczna koniunktura, więc musimy zrobić to za nich. Zwykle, pozytywny wpływ na gospodarkę kraju ma wzrost PKB u największego partnera handlowego. W przypadku Polski, jak nietrudno zgadnąć, takim państwem są Niemcy z ich gigantycznym wewnętrznym rynkiem zbytu. Okazuje się jednak, że w roku 2007 wzrost PKB w Niemczech był wyraźnie niższy niż w roku 2010 (2,7% vs 3,7%). Obecnie, gospodarka niemiecka rozwija się najszybciej od kilkunastu lat, a bezrobocie spadło do poziomu sprzed kryzysu (około 7%).
Biorąc pod uwagę to, że wzrost PKB w Polsce był znacząco niższy w 2010 roku niż 2007 roku, możemy stwierdzić, że to rząd Tuska, a nie Kaczyńskiego marnuje szansę jaką Polsce dają gospodarcze czynniki zewnętrzne.
Mit „Zielonej Wyspy”
Rządowi propagandziści odnieśli spory sukces przekonując znaczną część elektoratu, że III RP jest czymś w rodzaju oazy spokoju na wzburzonym morzu ekonomicznych napięć i kryzysów. Rzeczywiście polski PKB nie obniżył się w krytycznym 2009 roku, jednak wynika to z zupełnie innych przyczyn niż przedstawiają to medialne rezonatory. Po pierwsze Polski nie można porównywać z zamożnymi krajami Europy Zachodniej. W trakcie kryzysu korporacje prywatne tną koszty poprzez zawieranie kontraktów z tanimi dostawcami. Polskie firmy, produkujące tanio i dobrze znalazły się dlatego w uprzywilejowanej sytuacji. To jednak, że mogą produkować tanio wynika wprost z niskich kosztów płac, czyli głodowych pensji wypłacanych polskim pracownikom. Tak więc, III RP wyszła z kryzysu „obronną ręką” dzięki polskiej biedzie, a nie jakimś zaawansowanym gospodarczym reformom.
Osią manipulacji jest tutaj przyjęcie wyłącznie europejskiej perspektywy porównania. Podczas gdy Polska powinna być oceniana na tle innych gospodarek wschodzących takich jak Brazylia czy Turcja, nie wspominając już o Indiach i Chinach rozwijających się w tempie 8-10%.
Po drugie, polski eksport został podtrzymany przez słabnącego złotego. Tutaj, paradoksalnie pomogły nam banki inwestycyjne, które bez skrupułów spekulowały złotym. Kurs naszej waluty załamał się w 2008/2009 roku o 30%, co bardzo pomogło w sprzedaży polskich produktów za granicą.
Po trzecie wreszcie, narastający lawinowo dług państwa (albo jak kto woli stymulacja fiskalna) podtrzymały krajową konsumpcję. Warto zauważyć tutaj, że deficyt finansów publicznych eksplodował już w 2008 roku rosnąc z poziomu 22 mld do 47 mld, a więc ponad dwukrotnie. Już wtedy było widać pierwsze objawy rozkładu państwa pod rządami Donalda Tuska.
Reasumując ,„Zielona Wyspa” to fatamorgana. Hasło wymyślone przez zdolnych specjalistów od reklamy proszków do prania, kłamstwo powtórzone setki razy przez Gazetę Wyborczą, TVN, Polsat i inne prorządowe media. Właśnie rozpoczął się proces „odczarowywania” rzeczywistości, który dla wielu milionów Polaków będzie bardzo bolesny.
Likwidacja OFE, czyli powrót do republiki pariasów
Jedną z tragedii pokolenia, które przeżyło komunizm był brak jakiegokolwiek majątku. Średnia pensja w PRL wynosiła kilkadziesiąt dolarów, co nie pozwoliło większości obywateli na odłożenie jakichkolwiek pieniędzy na czarną godzinę. System emerytalne zarządzany przez powszechne towarzystwa emerytalny był szansa na stworzenie – w perspektywie kilkudziesięciu lat – zalążka polskiej klasy średniej, ludzi, którzy będą dysponowali jakąś niezerową kwotą oszczędności. Likwidacja tego systemu (można przypuszczać, ze jej kolejnym etapem będzie nacjonalizacja aktywów OFE), pozwala Tuskowi i jego kamaryli przetrwać kolejny rok u władzy, jednak w długim okresie przyniesie Polsce olbrzymie szkody i cofnie nasz kraj do okresu późnego PRL. Polacy znowu zostaną pozbawieni jakichkolwiek pieniędzy i staną się społeczeństwem pariasów uzależnionych od jałmużny wypłacanej przez państwową zusowską biurokrację.
Rząd Tuska i Rostowskiego roztrwonił już środki zgromadzone w Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD) i doraźnie stara się załatać dziury w budżecie poprzez prowadzenie jakiejś chaotycznej prywatyzacji. W zeszłym roku pozbył się pośpiesznie znacznego pakietu akcji KGHM po cenie, która jest o 30% niższa niż obecny kurs rynkowy. Jest to całkowicie zrozumiałe. Inwestorzy czekają na kolejne łakome kąski, wiedząc, że rząd PO-PSL będzie zmuszony rzucać kolejne pakiety akcji na rynek coraz częściej i po coraz niższych cenach. Później odsprzedadzą takie tanie akcje ze znacznym zyskiem.
Co nas czeka?
Można powiedzieć, ze gospodarka Polska jest „na kursie i ścieżce”. Dług publiczny wzrósł w 2009 roku o 97 mld złotych, a w 2010 o około 110 mld. W 2011 roku, wbrew kłamliwym zapowiedziom ministra finansów wzrośnie o podobną wartość. Już teraz relacja zadłużenia kraju do PKB przekroczyła 55%, na koniec 2011 zbliży się do 60%. Kolejnym etatem będzie obniżenie ratingu Polski i wzrost oprocentowania długu. Tutaj możemy spodziewać się jakichś chaotycznych działań polegających na cięciu pensji i emerytur oraz zatrzymania inwestycji. Czeka nas równoległa podwyżka podatków PIT I VAT. To jednak nie wystarczy do zatrzymania spirali długu i agonia systemu zakończy się niewypłacalnością oraz oddaniem polskich finansów w pacht Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu.
Polska zapewne zachowa płynność w tym sensie, że będzie mogła na bieżąco płacić odsetki i wypłacać pensje urzędnikom, jednak jakikolwiek rozwój nie będzie możliwy, bo MFW narzuci nam drakońskie warunki kredytowania. Polacy będą zarabiać za mało aby żyć i za dużo, żeby umrzeć. Można powiedzieć, że będzie to domknięciem systemu postkolonialnego, który wytworzył sie nad Wisłą po 1989 roku.
Kto na tym zarobi?
Schemat ataku na Polskę będzie taki sam jak to miało miejsce w przypadku Grecji, Portugalii czy Irlandii. Najpierw instytucje finansowe zarobią krocie na rosnącym oprocentowaniu polskich obligacji, później na ich wyprzedaży, a na samym końcu na handlu instrumentami pochodnymi tzw CDSami stanowiącymi ubezpieczenie długu. W trakcie kryzysu greckiego duże banki inwestycyjne tj Goldman Sachs, Societe Generale i Deutsche Bank intensywnie handlowały ubezpieczeniem długu, które rosło na wartości w miarę rozwoju paniki na rynkach finansowych.
Można postawić tutaj pytanie, czy działanie ministra Rostowskiego, który jest przecież związany z instytucją założoną przez króla spekulantów walutowych Georga Sorosa, nie stanowi przygotowania do realizacji tego fatalnego dla Polski scenariusza. Jeśli nawet założymy, że tak nie jest, to aktywność Rostowskiego jest z pewnością działaniem na pograniczu sabotażu gospodarczego, jest fałszowaniem danych o rzeczywistym poziomie długu (wyłączenie funduszu drogowego z systemu finansów publicznych), jest niszczeniem szans na dostatnią przyszłość Polaków (likwidacja FRD i OFE).
Co, tak naprawdę się dzieje?
Problemy III RP nie wynikają z kryzysu światowego. Zawał finansów nastąpi w wyniku rozkładu instytucji państwowych, rosnącej korupcji i szalejącej biurokracji. W ciągu najbliższych kilku lat warunki zewnętrzne będą sprzyjały rozwojowi takich krajów jak Polska. Jednak za sprawą fatalnych rządów Donalda Tuska pogrążymy się w recesji i gospodarczym marazmie. Niestety, czeka nas kolejna zmarnowana dekada.
2 komentarze
1. Niestety, czeka nas kolejna zmarnowana dekada.
.."Zawał finansów nastąpi w wyniku rozkładu instytucji państwowych, rosnącej korupcji i szalejącej biurokracji. "... na to nakłada się spolegliwa prokuratura i sądy, które Rychów, Mirów, Beaty i Weroniki uwalnia od odpowiedzialności.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Rząd jak drużyna trampkarzy
Z dr. Krzysztofem Pietrowiczem, socjologiem, adiunktem w Zakładzie Interesów Grupowych, zastępcą dyrektora Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Mariusz Bober
Raport MAK kompromituje rząd Donalda Tuska, który usiłuje teraz wmówić nam, że przechodzi do "ofensywy" w relacjach z Rosjanami. Jak interpretuje Pan strategię Tuska w śledztwie w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem?
- Być może wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej przerosło PO. Ale może być to również efekt uległości wobec Rosji. Platforma najważniejsze błędy popełniła w pierwszych dniach po katastrofie. Pierwszym była zgoda polskich władz na uznanie lotu za cywilny. Nie wiem, dlaczego podjęto taką decyzję - czy z powodu doraźnych interesów, czy z powodu kwestii wizerunkowych. Niemniej jednak był to poważny błąd. Opublikowany ostatnio raport MAK jest swoistą "zemstą" za krótkowzroczność strony rządowej. Całkowicie inne zachowanie widać po stronie władz rosyjskich, które konsekwentnie realizowały długofalowy plan. Być może rządowi Donalda Tuska wydawało się, że strona rosyjska znajdzie kozły ofiarne w postaci kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Ale okazało się, że Moskwa nie ma zamiaru nikogo poświęcać, bo zapewne uznała, że nie musi brać pod uwagę interesów rządu w Polsce. Gabinet Donalda Tuska został potraktowany jak amatorzy, którzy nie potrafią zadbać nawet o własne interesy. Mówiąc językiem piłkarskim - okazali się drużyną trampkarzy, która zderzyła się z zawodowcami w takich rozgrywkach.
Rząd i prezydent nie zareagowali na raport MAK tego samego dnia, pozwalając, by w świat popłynęło propagandowe kłamstwo MAK o pijanym polskim generale.
- To rzeczywiście dziwna sprawa. Platforma Obywatelska bardzo sprawnie posługiwała się do tej pory PR. Potrafiła wiele swoich błędnych decyzji przedstawić jako sukcesy. Nawet te umiejętności zawodzą w przypadku reakcji na raport MAK. To bardzo symptomatyczne. Być może obaj obawiali się narazić Rosji. Konferencja z udziałem ministra Millera potwierdziła tylko, że premier i prezydent nie chcą zająć jasnego stanowiska w tej sprawie. Można domniemywać, że najwyższe władze państwowe czekają na aktualne wyniki badań społecznych, pokazujące, jakie stanowisko będzie kompatybilne z opinią większości.
Polska racja stanu jest więc dla PO narzędziem realizacji partyjnego interesu. Jaką PR-owską taktykę przyjmie teraz Tusk, by zneutralizować społeczną krytykę?
- Pewnie będziemy przekonywani, że strona rosyjska zaprzepaściła szansę na polepszenie relacji i uczciwe wyjaśnienie sprawy mimo dobrych intencji obecnego rządu polskiego. Trzeba pamiętać, że dla rządu raport zaprezentowany przez MAK przynajmniej w jednym aspekcie nie jest zły. Bowiem ze względu na to, że raport jest ewidentnie stronniczy, przedstawiciele władz mogą zaprezentować się Polakom jako strona niemal pokrzywdzona. Dzięki takiej strategii rząd będzie zapewne chciał zebrać kilka punktów w sondażach. Z drugiej strony nie zdziwiłyby mnie jakieś nowe spektakularne działania, w rodzaju "walki z dopalaczami", realizowane po to, by odwrócić uwagę społeczeństwa od odpowiedzialności za zaniedbania rządu...
...które miały miejsce zarówno w obszarze przygotowania lotu, jak i wyjaśniania przyczyn tragedii. Ten gabinet sam powinien podać się do dymisji.
- Tymczasem do dymisji nie podał się premier ani żaden z ministrów, ani też żaden z urzędników niższego szczebla. To jest po prostu zadziwiające, że w tym przypadku nie szukano nawet kozła ofiarnego. Gdy samobójstwo popełnił kolejny świadek w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika, premier przyjął dymisję ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Zaś po takiej tragedii jak katastrofa smoleńska, w której zginęli prezydent, dowództwo armii, posłowie i wiele wybitnych osobistości, nie było żadnych konsekwencji. Wyciągnięcie konsekwencji w wielu przypadkach oznaczałoby naruszenie interesów pewnych mniej lub bardziej zorganizowanych grup, a obecny rząd prowadzi właśnie politykę unikania narażenia się komukolwiek, zwłaszcza zorganizowanym grupom interesu. Wyjątkiem od tej reguły była ostatnia decyzja, by obniżyć wielkość składek przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych. Co prawda były jeszcze podejmowane przez rząd różne spektakularne działania, jak choćby zaostrzenie przepisów w sprawie handlu tzw. dopalaczami. Jednak było to działanie na pokaz, bo zaraz po tym firmy handlujące nimi zaczęły obchodzić nowe rozwiązania prawne. Zasadniczo obecny rząd nie chce nikomu się narazić.
Przez wiele miesięcy konsekwencjami obarczano jedynie ofiary tragedii.
- Na razie wygląda, że będzie to kolejny przejaw zjawiska określanego mianem "diagnozy bez konsekwencji". Chodzi o to, że od dłuższego czasu wskazuje się na różne nieprawidłowości, i to w wielu dziedzinach, które mimo to nie są usuwane. Dobrze ilustruje to narracja przedstawicieli rządu, którzy niemal przez wszystkie miesiące od katastrofy przekonywali, że jeśli są winni po stronie polskiej, to znajdowali się na pokładzie samolotu. Z drugiej strony można mówić o lobby rosyjskim w Polsce. Tym ludziom również zależy na tym, żeby katastrofa smoleńska nie została należycie wyjaśniona, i żadne konsekwencje nie zostały wyciągnięte.
Siłę lobby rosyjskiego pokazuje casus Tomasza Turowskiego, agenta PRL i dyplomaty konstruującego polsko-rosyjskie pojednanie w jednej osobie.
- Z pewnością to, że taka osoba, z przeszłością "nielegała" w służbie wywiadu PRL, przygotowywała zarówno wizytę w Rosji premiera Donalda Tuska, jak i prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz uczestniczyła w aranżowaniu "zbliżenia" w relacjach Polski i Rosji, a także Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej oznacza, iż jej działania były całkowicie przejrzyste dla strony rosyjskiej. W tym przypadku nakłada się z jednej strony działalność lobby rosyjskiego, a z drugiej powiązanie reprezentujących je osób z obecnymi elitami władzy w naszym kraju. Cechą charakterystyczną takich grup jest to, że są trudne do zidentyfikowania. Można je próbować rekonstruować, analizując np. wypowiedzi medialne osób, które z różnych powodów sprzyjają Rosji. Niemniej jednak tym problemem powinny skutecznie zajmować się odpowiednie służby. Nie jestem przekonany co do efektywności ich działań.
Jakie skutki dla bezpieczeństwa państwa może mieć niewyciągnięcie właściwych wniosków z tej katastrofy?
- Może to skutkować zmniejszeniem zaufania obywateli do państwa. Natomiast na płaszczyźnie międzynarodowej potwierdzamy, że jesteśmy przedmiotem, a nie podmiotem gry. Jeśli nie jesteśmy skuteczni w takiej sprawie, to dajemy wyraźny sygnał, że nie należy nas poważnie traktować w innych kontekstach - nieważne, czy politycznych, czy gospodarczych.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109784
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl