Jaki Pan, taki Kram.
Jakiś czas temu w notce p.t. "Wracając do spisu rolnego" pisałem o fikcji i bajzlu w hipotekach i różnicach między stanem faktycznym, a tym, co w rzeczywistości. Różnicach, które nie wynikły z zaniedbań Obywateli - posiadaczy nieruchomości, lecz z zaszłości, za którymi kryły się zaniedbania administracji, zaniechania i przekręty urzędników poszczególnych instytucji, które to winny z urzędu takimi problemami się zajmować.
Przyzwyczajony już do wieloletniego dziobania nosem w ścianę przy próbach prostowania i weryfikowania sytuacji własnego gospodarstwa muszę stwierdzić, że mam już serdecznie dość. Obawiam się, że żadne pieniądze przekazywane na porządkowanie i reformowanie hipotek przez kolejne rządy niczego nie zmienią. Problem jest w Urzędach Gminy, Starostwach, Geodezji, Notariacie i samych Sądach Hipotecznych. Brak obiegu informacji (a już napewno tej, która jest istotna dla sprawy), spychoterapia (z reguły na petenta), zła wola, głupota i strach przed podjęciem decyzji mimo braku właściwie odpowiedzialności wobec Obywateli za popełnione błędy, brak jasnego postawienia sprawy odpowiedzialności i zakresu kompetencji właśnie.
Trzeba też przyznać sobie, że niestety urzędnicy w Urzędach na swoich stołkach w czasie pracy, to jakby inna rasa ludzi. Z jednej strony to dobrze, bo tak ma być. Z drugiej jednak - mój Boże, no do k...y nędzy, należałoby myśleć. I ten zarzut dotyczy tak "starej gwardii" jak i młodego narybku.
Parę tygodni temu znowu zostałem skazany na wizyty w hipotece i Notariacie i znowu dziobnąłem nosem w ścianę. A już było tak pięknie i żyłem złudzeniem, że wreszcie udało mi się wyprostować sprawy. Występując o odpis księgi wieczystej poprosiłem o wgląd do wszystkich zawartych w niej dokumentów. Nie dostąpiłem tego zaszczytu w roku 2004, przy przejmowaniu gospodarstwa, bo ich nie było - tzn. nic prócz aktu notarialnego. Tym razem dostałem komplet dokumentów. Ale od roku 1976. Nie ma żadnych map ani planów sporządzonych w roku 1972 na okoliczność zakupu gospodarstwa przez ojca. Właściwie nie wiadomo co facet kupił. W oparciu o mapę z roku 1976 powstały niejasności i konflikty graniczne z sąsiadami, Zarządem Dróg Powiatowych, Konserwatorem Zabytków. Jedne udało się załatwić, inne wiszą. Cóż jednak powiedzieć gdy kamienie graniczne poprzesuwane, a na owej mapie np. ołówkiem dorysowana droga, której nigdy nie było. No, powierzchnie działek się nie zgadzają, bo nie mogą, ale jesli właściciel chce, to może sobie wznowić granice i zapłacić geodezji. Tylko co to zmieni? Na planach z roku 1976 widnieją budynki, ktorych już w momencie sprzedaży gospodarstwa w roku 1972 nie było. Zostały rozebrane przez poprzednich właścicieli. Urząd Gminy sprzedał mi środek mojego własnego podwórza w 2005 roku. Wcześniej, w roku 1982, skomunalizowanego jako wiejski park. Założono tej czeęśi podwórza odrębną księgę wieczystą. Sprzedając i scalając ten obiekt nadal zachowano dwie księgi, narażając mnie kazdorazowo na podwójne opłaty. Do dziś nie ma w hipotece śladu o objęciu gospodarstwa po granicy murów obwodowych ochroną konserwatorską. Mimo kilkakrotnych na przestrzeni ostatnich lat kontaktów i wizyt konserwatora na terenie gospodarstwa. Nie ma zaleceń co do utrzymania obiektu, wykorzystania i finansowania. Natomiast nadal jest pobierany podatek rolny i leśny od fragmentów podwórza, wyłączonych de facto z użytkowania rolniczego, bo jak w takiej sytuacji konserwator ma wydać opinię dla Urzędu Gminy zwalniającą z takiego podatku.
Prostując u Notariusza w ramach wymiany z sąsiadem granice działek, stanąłem wobec faktu otrzymania trzeciej hipoteki dotyczącej mojego gospodarstwa, na 13 arów podlegające wymienia. Sąsiad dostał fragment mojej działki równający granice, a ja fragment zakupiony przez niego z drugiej strony. Było to dla notariusza za skomplikowane. I tak był to Notariusz najbardziej pragmatyczny w swym poczynaniu, bo jego kolega, do którego zgłosiliśmy się wcześniej, zażądał całości wyrysów i odpisów gospodarstw sąsiada i mojego, co nijak miało się do rzeczy.
Okazało się także, że hipoteka podlega "migracji" - czyli przetworzeniu na wersję zkomputeryzowaną ... no i co dalej? Komputeryzujemy sobie bajzel, od którego zwykły Obywatel nie będzie miał odwrotu, a za moment dotknie go podatek katastralny ... od czego?
Mam wrażenie, że ów opisany tu stan dotyczy naszej Polski kochanej jako całości. Jakimś dziwnym trafem to przeklęte przez władze miejsce, jest od dłuższego już czasu odbiciem i weryfikacją intencji i poczynań rzadzących. Taki grajdoł, takie zadupie, a jak papierek lakmusowy. No, kolejka z Ząbkowic do Kondratowic czy Strzelina, czy Henrykowa od lat już tu nie jeździ. Więc ten problem już mamy z głowy. Tylko tak jakoś coraz dziwniej patrzą ludzie na te Tiry z burakami czy kamieniem z pobliskiego kamieniołomu, gnające wąskimi drogami, pozostawiając głębokie dziury w drodze i strach o dzieci. A tory i torowisko jeszcze jest, co prawda miejscami przetrzebione przez złomiarzy, ale i bocznice na miejscach gdzie były stacje są i czekają na zagosppodarowanie. Może warto wrócić do składania buraków i kamienia w takich miejscach nie niszcząc dróg. Autobusy przecież też zostały tylko dwa na dobę. Jak paliwo i opłaty związane z posiadaniem prywatnego samochodu przekroczą ten zaczarowany próg materialnych możliwości posiadaczy ... to co?
Chyba coś tu z tą organizacją i funkcjonowaniem tego ustrojstwa, co go państwem nazywamy jest nie tak. I to ostro nie tak.
Tyle zza kobylogłowskich opłotków.
Robert Helski
- Robert Helski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Panie Robercie
.."a za moment dotknie go podatek katastralny ... od czego?"....
to bardzo ważne, ale dla naliczenia podstawy do podatku nie najważniejsze.
W Polsce stosuje sie różne metody określenia wartości nieruchomości, wszystkie legalne.
Niech Pan spyta kogoś, kto buduje nowy dom i chce dostać w banku kredyt pod zastaw hipoteki. Taki sam bajzel, jak w hipotekach, panuje w przepisach dot. wycen nieruchomości.
pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl