O wykluczeniu i odwracaniu pojęć.

avatar użytkownika czarnalolla

Świetny tekst o. Janusza Pydy "Daj się wykluczyć." w całości na stroniedominikanów

. Poniżej fragmenty, które wydały mi się najciekawsze. Podkreślenia moje.

 

Chrześcijanie przez sam fakt bycia chrześcijanami są skazani na wykluczenie ze świata i trzeba się z tym pogodzić. Problemem jest coś innego.

(...) poza męczeństwem istnieje jeszcze jeden sposób wykluczania chrześcijan ze świata: ”albo nie będziesz wypominał światu, jaki jest, albo świat cię »przemilczy«, zacznie traktować jak powietrze, zignoruje albo zaetykietuje mianem ekstremisty, radykała, tradycjonalisty czy konserwatysty”. Kuszeni do zdrady w taki sposób rzadko bywamy w sytuacjach wyraźnych i jednoznacznych. Tym właśnie różni się ten typ wykluczenia od wersji radykalnej, jaką jest prześladowanie prowadzące do męczeństwa. W tym ostatnim wypadku moment zaparcia się Pana albo moment wyboru świadectwa wiary jest zazwyczaj dramatycznie wyraźny. W wypadku kuszenia do zdrady możemy nie zauważyć, że zaparliśmy się wiary, aby nie zostać ”wyrzuceni ze świata”. C.S. Lewis tak opisywał tego typu sytuacje w eseju Wewnętrzny krąg:

Moje proroctwo jest następujące. W przypadku dziewięćdziesięciu procent (…) osób decyzja, która w konsekwencji doprowadzić może do znikczemnienia, nie będzie miała dramatycznego charakteru. Niemal na pewno nie pojawią się w waszym życiu ludzie źli do szpiku kości, starający się was pozyskać groźbą lub przekupstwem. Wybory te pojawią się, gdy będziecie sączyli drinka czy pili filiżankę kawy, zjawią się ukryte pod pozorem trywialności, ukryte między żartami. Słowa stawiające was przed decyzją wyboru padną z ust mężczyzny lub kobiety, których niedawno poznaliście (i których mieliście nadzieję lepiej poznać) w chwili, gdy za wszelką cenę będziecie się starali nie okazać ludźmi pozbawionymi ogłady, naiwniakami czy fanatykami.

Ile już razy znaleźliśmy się w takiej sytuacji? Ile razy przemilczeliśmy nasze chrześcijaństwo tylko dlatego, że świat zacząłby nas ignorować, gdybyśmy się przyznali do wiary? A być może jest tak, że ”trudności w wierze” biorą się w nas nie stąd, że nasz umysł stawia opór wierze, ale stąd, że podświadomie boimy się, jak wypadniemy na tle świata, stając murem za prawdami i zasadami, których on nienawidzi? Wolimy być ”wątpiący i poszukujący” w wierze nie dlatego, że taka jest prawda o naszym umyśle i sercu, ale dlatego że tacy będziemy bardziej akceptowalni dla świata. Strach przed wykluczeniem z ”wewnętrznego kręgu”, którym dla nas jako chrześcijan jest świat, potrafi fatalnie kształtować naszą wiarę i sposoby jej wyrazu, a – jeszcze raz podkreślam – często dzieje się to zupełnie poza naszą świadomością.

(...) Nie chodzi o to, że świat zamyka chrześcijanom usta. Świat chce, żeby chrześcijanie mówili dokładnie to, czego on chce słuchać. Mogą nawet głosić swoją naukę, ale jedynie w tych jej aspektach, które nie zdenerwują świata. Można mówić o miłosierdziu Bożym, ale nie o Jego sprawiedliwości. Warto ciągle przypominać o łaskawości Boga, ale nie o Jego gniewie i karze. Trzeba głosić miłość, ale nie wolno dopominać się o odpowiedzialność i wynikającą z niej czystość przed ślubem. Trzeba ciągle mówić, że ”seks jest boski”, ale już ani słowa o antykoncepcji i in vitro. Konieczne jest stałe piętnowanie grzechów i słabości ”ludzi Kościoła” – czyli zazwyczaj duchowieństwa, ale czymś wysoce nieeleganckim i niestosownym jest, aby Kościół piętnował grzechy wiernych i zatruwał niedzielne przedpołudnie albo popołudnie wezwaniami do nawrócenia. Takie przykłady można by mnożyć. Wykluczenie nie grozi nam, gdy będziemy głosili prawdy chrześcijańskie, ale gdy będziemy głosili wszystkie prawdy chrześcijańskie. Zdrada naszej wiary dokonuje się nie wówczas, gdy głosimy coś sprzecznego z nauczaniem Kościoła (choć i takie występy zdarzają się katolickim publicystom nagminnie), ale gdy decydujemy się na to, że o pewnych prawdach nie wspomnimy – w tekście, przed mikrofonem na ambonie, w radiu, przed telewizyjną kamerą. Czy ktoś nas ukaże, jeśli zgodzimy się głosić integralną prawdę chrześcijaństwa? Jasne, że nie. Po prostu żaden dziennikarz nie zaprosi nas już na łamy swojego pisma, nie użyczy nam eteru swej rozgłośni, nie udostępni nam telewizyjnego czasu antenowego. Nie chcieliśmy przemilczeć grzechów świata, to świat przemilczy nas. Kiedy czytam, słucham czy oglądam polskie media – zarówno te katolickie, jak i ”świeckie” – mam dziwne wrażenie, że 90 proc. duchownych i świeckich gadających głów, które się w nich pojawia, zawdzięcza ten przywilej temu, że zgodzili się ”nie robić siary” i przed kamerami nie spierać się o pewien ”pakiet spraw” – czyli głosić chrześcijaństwo zanurzone w dialogu, otwarte na dyskusję ze współczesnym światem. Strach przed wykluczeniem ze świata, którego próbką i najbardziej reprezentatywną częścią są media, stał się dla wielu pasterzy i chrześcijańskich publicystów drogą, którą odchodzą od chrześcijaństwa dalej, niż by chcieli. Powodem oficjalnym ma być subtelność myślenia, a zwykle chodzi o zwykły lęk przed tym, że nie dadzą nam już więcej sceny na publiczne występy – zostaniemy wykluczeni z naszego ukochanego, światowego ”teatru lalek”.

Lęk przed wykluczeniem ze świata spowodował, że katolicy ostatnich czasów postanowili przeinterpretować orędzie i podstawowe pojęcia Soboru Watykańskiego II tak, aby uniknąć wspomnianego ostracyzmu. Dla wszystkich, którzy liczyli na stałe członkostwo w klubie świata nie tylko pomimo, ale wręcz dzięki swojemu chrześcijaństwu, jednym z ulubionych pojęć kluczy stało się słowo aggiornamento. Pojęcie to, opisujące ideę bardzo ofensywnego wyjścia Kościoła do świata po to, aby go ewangelizować, nabrało bardzo specyficznego znaczenia w umysłach wszystkich, których paraliżował i paraliżuje lęk przed wykluczeniem. Wymyślili oni, że aggiornamento nie jest nakazem wyjścia do świata, aby go zmieniać, ale zgodą na wpuszczenie ”ducha świata” do serc chrześcijan, aby tym wygodniej i znacznie mniej kolizyjnie żyło się w świecie. Dokładne odwrócenie znaczenia tego właśnie słowa, przeinaczenie przesłania wielkiego i ogromnie ważnego Soboru stało się alibi dla tchórzostwa i konformizmu. Części osób tego typu hermeneutyka pozwoliła zrobić medialną i uniwersytecką karierę. Niestety, pozostała część – ci, którzy zachowali wiarę bez kompromisów – poczuła się zagubiona. Pierwsi otrzymali stałe członkostwo w klubie tego świata, drudzy zostali usunięci na margines.

(...) aby być chrześcijaninem trzeba sporo poćwiczyć na płaszczyźnie czysto przyrodzonej. Mam tu na myśli zwykłe ćwiczenie codziennej cnoty odwagi cywilnej. Ilekroć uda nam się stanąć w obronie słabszego i powszechnie krytykowanego człowieka, ilekroć będziemy mieli odwagę, aby powiedzieć, że nie lubimy filmu, który wszystkim się podoba, ilekroć odważnie wypowiemy swoje zdanie, zawsze wtedy przygotowujemy swoje serce do tego, by było sercem chrześcijanina – kogoś z definicji wykluczonego. 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz